„Od zawsze byłem zakochany w żonie przyjaciela. Nie sądziłem, że będzie musiał umrzeć, żeby spełniło się moje marzenie"

Brat zmarłego narzeczonego chciał się ze mną ożenić fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Nie próbowałem jej pocieszać. Też byłem zrozpaczony, straciłem prawie brata, ale ból Iwony był większy. Nie powiedziałem jej tego, lecz postanowiłem, że będę przy niej zawsze, nawet jeśli nie będzie mnie chciała. Przez moment pomyślałem, że los dał mi szansę na odzyskanie kobiety, którą kochałem, ale aż się otrząsnąłem. Nie takim kosztem!”.
/ 19.02.2023 13:15
Brat zmarłego narzeczonego chciał się ze mną ożenić fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Baza polskich sił zbrojnych. To nie było właściwe miejsce dla szczęśliwego ojca i męża, ktoś taki jak Bartek nie powinien ryzykować życiem. Co innego ja. Na mnie nikt nie czekał. Kolejna zmiana polskiego kontyngentu, w skład której weszliśmy, przebiegała spokojnie. Patrolowaliśmy teren, uczestniczyliśmy w misjach zwiadowczych i humanitarnych, pomagając ludności. Doskwierały nam jedynie upał i wszechobecny, niesiony wiatrem pył wciskający się wszędzie.

Braliśmy udział w operacji humanitarnej 

Rozkaz był jasny, musieliśmy dowieźć do rozrzuconych po afgańskim pustkowiu wiosek leki, odzież zimową i jedzenie. Wyruszyliśmy konwojem samochodów opancerzonych typu rosomak i hummer. Trasa wiodła przez bezdroża, ponieważ tak było bezpieczniej. W piaszczystej ziemi zakopano tysiące min, te o mniejszej sile rażenia przeznaczone dla ludzi, i te potężne, zdolne urwać tył pancernego wozu. Tym razem nie mieliśmy szczęścia. Ładunek wybuchł pod trzecim wozem konwoju. Wyskoczyliśmy z hammera i zajęliśmy pozycje strzeleckie, tak jak nakazuje wojskowa procedura. Wokół rozciągał się płaski pustynny krajobraz, urozmaicony niewielkimi wzgórzami na linii wzroku. Usłyszałem serię z broni maszynowej. Kule zaświstały, rykoszetując po pancerzach. Odpowiedzieliśmy ogniem.  To był nasz chrzest ogniowy, pierwszy raz braliśmy z Bartkiem udział w prawdziwej walce, strzelaliśmy ostrymi nabojami do nieprzyjaciela. Adrenalina buzowała mi w żyłach. Jedna seria, druga. Ogień kryjący. Wzgórza zamilkły, pewnie rebelianci zrezygnowali z dalszej walki. Wziąłem głęboki oddech, rozejrzałem się i zamarłem. Bartek leżał na boku, skulony w pozycji embrionalnej. Ręce przyciskał do brzucha. Podbiegłem do niego.

Bartek, rany boskie, dostałeś?

Przewróciłem go na wznak.

– Nawet nie poczułem – powiedział ze zdumieniem Bartek.

– Ranny żołnierz! – krzyknąłem, żeby zawiadomić kolegów, i przycisnąłem ręce do rany, osłabiając krwotok.

Paskudnie to wyglądało, mój przyjaciel potrzebował szybkiej pomocy.

Będzie dobrze, wyjdziesz z tego – mówiłem, tymczasem oczy Bartka zmętniały, spojrzenie straciło ostrość.

– Kuba, posłuchaj… Moje dziewczynki… Zajmij się nimi…

– Sam się nimi zajmiesz! – krzyknąłem zrozpaczony. – Nie bądź mięczakiem!  Nie poddawaj się! Zobaczysz, jeszcze będziemy się z tego śmiali!

Bartek zamknął oczy

Chyba stracił przytomność, ale oddychał. Umarł dwa dni później w wojskowym szpitalu. Powrócił do kraju w trumnie okrytej biało-czerwoną flagą. Nawet nie byłem na pogrzebie, moja służba jeszcze się nie skończyła. Rozmawiałem z Iwoną tylko na Skypie. Właściwie to nie była rozmowa, jakieś urwane zdania, zdławiony szloch, niema rozpacz. Nie próbowałem jej pocieszać, bo co mogłem powiedzieć w takiej sytuacji? Też byłem zrozpaczony, straciłem prawie brata, ale ból Iwony był większy. Nie powiedziałem jej tego, lecz postanowiłem, że będę przy niej zawsze, nawet jeśli nie będzie mnie chciała. Przez moment pomyślałem, że los dał mi szansę na odzyskanie kobiety, którą kochałem, ale aż się otrząsnąłem. Nie takim kosztem! Jednak dotrzymam obietnicy złożonej Bartkowi. Po powrocie do kraju, nawet nie rozpakowałem się, od razu poszedłem do Iwony. Długo siedzieliśmy w milczeniu, patrząc, jak nieświadoma tragedii mała Klaudia bawi się na dywanie.

– Dla niej muszę się pozbierać – szepnęła Iwona. – Naprawdę próbuję, uwierz mi, Kuba, ale coś we mnie umarło. Razem z nim.

Był najlepszym człowiekiem, jakiego znałem – szepnąłem.

– Dlaczego właśnie on? – Iwona schowała twarz w dłoniach.

Potem poderwała głowę.

– Nie godzę się na to! Słyszysz?! Nigdy tego nie zrozumiem!

Złapałem ją i trzymałem w ramionach. Coś krzyczała, szamotała się, wreszcie ucichła. Łzy moczyły mi koszulę. Potrzebowała takiego oczyszczenia, zbyt długo hamowała żal i gniew na los, który zabrał jej męża. Trzymała się ze względu na dziecko. Teraz wypłakiwała całą rozpacz, która nie pozwalała jej żyć. Wiedziałem, że ból pozostanie, ale kiedyś będzie jej lżej, będzie mogła oddychać, nie czując tego strasznego ucisku w klatce piersiowej. Tego wieczoru nie wróciłem do domu, nie mogłem zostawić Iwony. Długo siedzieliśmy w milczeniu, potem położyłem zaciekawioną nowym wujkiem Klaudię spać, opowiedziałem jej jakąś dziwną, naprędce skleconą bajkę… Mała nie pamiętała mnie sprzed wyjazdu do Afganistanu, ale szybko nawiązaliśmy kontakt. Była bardzo podobna do Iwony, choć oczy i usta odziedziczyła po ojcu. I mimikę. Szczebiotała, gestykulując zabawnie, a mnie ściskało się serce. Jakbym widział Bartka.

Kiedy Klaudia zasnęła, wróciłem do Iwony

Była nadal w złej formie, uznałem, że przyda jej się sen. Ją również zagoniłem do łóżka, obiecując, że zostanę. O dziwo, posłuchała. Chyba potrzebowała na kimś się oprzeć w ciężkich chwilach. Usiadłem w fotelu i pomyślałem, że dobrze robię. Zostałem na całą noc. Rano Klaudia obudziła mnie, gramoląc mi się na kolana i wkładając poznawczo palec w oko. Otrzeźwiałem natychmiast.

– Mama robi śniadanie – poinformowała mnie, zabawnie marszcząc nosek. – Lubisz jajecznicę?

– Uwielbiam! – podrzuciłem małą pod sufit, a ona zachichotała.

W drzwiach stanęła Iwona. Wyglądała bardzo mizernie, zdobyła się jednak na blady uśmiech.

– Dziękuję – powiedziała, patrząc na mnie. – Nie wiem, co bym bez ciebie wczoraj zrobiła. Miałam kryzys, ale to się już nie powtórzy, obiecuję.

Zjedliśmy jajecznicę i wyciągnąłem dziewczyny na spacer. Świeże powietrze dobrze Iwonie zrobiło, już nie była taka blada. Klaudia szalała na śniegu, wciągając mnie do zabawy. Goniliśmy się między drzewami, obrzucaliśmy śnieżkami, w końcu postanowiliśmy poszukać górki, żeby pozjeżdżać na jabłuszku. Na Iwonę szczęśliwy śmiech Klaudii działał jak balsam. 

„Odnajdzie się po śmierci Bartka – pomyślałem. – to dzielna kobieta. – Będzie dobrze. Na pewno”.

Zostałem z nimi, żeby tego dopilnować. Prawie zamieszkałem z dziewczynami, rzadko bywając u siebie. Spędzałem z nimi cały wolny od służby czas. Po pracy zrzucałem mundur i już byłem do ich dyspozycji. Odwoziłem i przywoziłem Klaudię z zajęć, przedszkola, chodziłem z Iwoną po zakupy. Wkrótce znajomi zaczęli uważać Iwonę i mnie za parę, jednak tak nie było. Między nami ciągle snuł się cień Bartka, nie mogłem tego zrobić przyjacielowi.  Pewnego dnia nastąpił przełom.

– Wujku, dlaczego nie zostaniesz? – spytała Klaudia, kiedy mówiłem dobranoc, wybierając się do domu.

– Kochanie, wujek Kuba ma swój dom, nie może mieszkać z nami – tłumaczyła córce Iwona.

– Ale ja chcę, chcę! – tupnęła nogą mała; wyglądała zupełnie jak Bartek, kiedy się złościł.

Iwona spojrzała na mnie, jak mi się zdawało, wyczekująco. I wtedy prawie usłyszałem zniecierpliwiony głos Bartka: „Stary, w co ty grasz? Mają cię prosić na kolanach? Podejmij decyzję!”.

– Iwona, ty wiesz, że ja zawsze, od początku… – zaplątałem się pod bacznym spojrzeniem obu dziewczyn.

– Wiem – odparła cicho Iwona. – Kobieca intuicja, rozumiesz – dodała, widząc moje zdziwienie.

– Czy wujek zostanie? – dopytywała się zdezorientowana Klaudia.

– Tak, zostanie – odpowiedzieliśmy dziecku jednocześnie.

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA