Wróciłem z pracy wcześniej. Myślałem, że pójdziemy z Agnieszką do miasta coś zjeść i może do kina na popołudniowy seans. Niestety, córki jeszcze nie było. Zastanawiałem się, co ona robi tak długo w szkole, przecież miała tylko sześć lekcji! Kręciłem się, trochę posprzątałem, w końcu postanowiłem zrobić omlet z groszkiem. Mała tak go lubi… Tylko smaż tu omlet, człowieku, jak nie wiadomo, kiedy ona się pojawi!
– Tata, zaraz będę – sapnęła zniecierpliwiona, gdy wreszcie raczyła odebrać połączenie. – Prawie pod domem jestem.
– Trzymam cię za słowo i wyciągam patelnię – ostrzegłem. – Na razie!
„Muszę sobie z nią poważnie porozmawiać, rozpuściła się jak dziadowski bicz! – pomyślałem. – Nic nie można zaplanować”.
Ubiłem i przyprawiłem jajka, wylałem na rozgrzaną patelnię, wrzuciłem groszek i posypałem całość białym pieprzem. Potem przykręciłem gaz na minimum i podszedłem do okna. No, wreszcie ją dostrzegłem. Znowu szła z tą zagłodzoną wydrą. Może i ją powinienem zaprosić na obiad? Przecież chodnik przez tę dziewczynę widać! I co ta Agniesia ma na sobie? Za moich czasów, jakby dziewczyna zjawiła się w klasie w takiej kusej sukieneczce, toby nawet progu nie przestąpiła.
A co to znowu za modyfikacja planu?
Dziewczynki stały pod blokiem i gadały, jakby im za mało było pół dnia… A ten – co za jeden? Wypłosz jakiś niedomyty. Patrzyłem, jak chłopak zatrzymuje rower przy Adze, zaczyna obie bajerować, i mało mnie szlag nie trafił. Poutrącałbym te łapska, które pcha do mojej córki! Potargane to takie, gacie opadły mu do kolan – i na podrywy pajacowi się zebrało! Mało mi się omlet nie spalił przez tego patałacha.
– Ty, Aga, to nie masz nauki, że tak się wleczesz z tej szkoły? – zapytałem, gdy wreszcie dotarła do domu.
– Tata, no co ty! – roześmiała się. – Wakacje prawie są, oceny już wystawione. Mogłabym wcale nie chodzić.
Kiedy to się zaczęło, że młoda ma odpowiedź na każde pytanie? Patrzyłem, jak zajada, i z rozczuleniem myślałem o czasach, gdy była jeszcze mała. Rozkoszny słodziak, którego można było zachwycić byle czym: wspólną wyprawą na ryby, grą na gitarze, wymyślaniem rymowanych wierszyków. Gdyby nie ona, nie przeżyłbym chyba utraty żony. Tylko te wielkie brązowe oczyska utrzymały mnie na powierzchni.
– Ależ ty rośniesz, moja dziewczynko – wyrwało mi się.
– Super, że wreszcie zauważyłeś, tata! – ucieszyła się. – Bo akurat sprawa jest.
I zaczęła wyłuszczać: wiem chyba, że ona przyjaźni się od jakiegoś czasu z Patrycją, nie? Tak, to ta ruda. I wcale nie jest zagłodzona, tylko o prostu szczupła; u nich to rodzinne. Niektórzy po prostu mają szczęście, i już. Pati jest jedynaczką i dlatego jej mama zaproponowała Agnieszce udział w wakacyjnym wyjeździe nad morze. Będą tylko one dwie i jej rodzice – ekstra, nie?
Aż mnie zatkało. Cóż to znowu za modyfikacje planu, który dotąd był doskonały? W lipcu Agnieszka miała jechać na dwa tygodnie do mojej siostry w góry, potem ze mną na spływ kajakowy czarną Hańczą, skąd miałem ją odwieźć prosto na obóz. No, ja w grafiku nie widzę miejsca na romantyczne spacery brzegiem morza Bóg jeden wie z kim. Tylko one dwie i rodzice wydry!
Już to widzę: tatko z mamą leżakują na plaży, a obie smarkule latają w bikini po okolicy, jakby im kto pieprzu pod ogony nasypał. Po moim trupie!
– Zrezygnowałabym z Zawoi, tata – wyjaśniła córka. – Powiedzmy sobie otwarcie, tam jest tak nudno, że zasypiam na samo wspomnienie.
– Co proszę? Odkąd to towarzystwo kuzynek tak cię nuży?
– Od zawsze, ale dotąd nie miałam ciekawszych opcji – odcięła się i znów zatęskniłem do dawnych czasów, gdy ani w głowie jej było pyskować.
„Prawie” robi wielką różnicę, kochanie…
Tymczasem Aga ciągnęła: chyba zauważyłem, że córki cioci Ani to smarkule z podstawówki, nie? Nie przyszło mi do głowy nigdy, że ona musi się nimi zajmować jak jakaś przedszkolanka?! Pomijając to wszystko, Zawoja to dno: ani jeziora, ani rzeki do kąpania. Nudy, nudy, nudy!
– Może to idealne miejsce na wakacje, ale dla emerytów – zakończyła buńczucznie.
– Taaa… – spojrzałem na nią. – A tobie się marzy deptak w Sopocie, prawda?
Wydęła usteczka i zagapiła się w okno. Niby, że jej nie rozumiem i krzywdzę insynuacjami – znam to spojrzenie aż za dobrze.
– Oni nie jadą do Trójmiasta – raczyła wreszcie odpowiedzieć. – Tylko do jakiejś dziury koło Darłówka, nawet nie pamiętam nazwy. I nie chodzi o żaden deptak, tylko o morze, słońce i przyjaciółkę. O!
– A nie przyszło ci do głowy, że ciotka też chciałby cię zobaczyć? – próbowałem ją przekonać. – Mam teraz zadzwonić, że, niestety, ale mieszka w zbyt nieciekawym miejscu?
– Wcale nie chodzi ci o ciotkę, tylko o pilnowanie mnie! – wybuchła córka. – A ja nie jestem już dzieckiem! Mam prawie szesnaście lat!
– Jasne, córeczko, tylko że to jest akurat „prawie”, które robi ogromną różnicę!
Zebrała talerze, wrzuciła je do zmywarki i wyszła z kuchni. Czy wszystkie nasze rozmowy muszą ostatnio kończyć się w ten sposób? Co się z tą dziewczyną dzieje? Przecież nie puszczę jedynego dziecka na drugi koniec Polski z obcymi ludźmi! Sądząc po tym, jak ta cała Patrycja się ubiera i zachowuje, to nie jest właściwe towarzystwo dla mojej Agnieszki. Mógłbym się ostatecznie zastanowić, gdyby chodziło o Lenkę, tę, z którą młoda chodzi na jazdę konną. Ta przynajmniej nie wygląda jak Lolitka polująca na klienta!
I jeszcze nad morzem, gdzie latem odbywa się nieustanne tarło… Jakiś palant zawróci dziewczynie w głowie, nagada słodkich słówek, zabierze na plażę o zachodzie słońca, i co? No future, jak mówiło się w moich czasach!
„Szkoda, że nie mam nikogo, kogo mógłbym się poradzić… – pomyślałem. – Może by tak pogadać z moją księgową? Elżbieta wyprowadziła przecież na ludzi dwie córki, to może poradziłaby, jak to załatwić, żeby Agnieszka zrozumiała?”.
Przepadło, teraz to już za nic nie odpuści!
A wieczorem nowy klops – zadzwoniła siostra, ta z Zawoi. Myślałem już, że Aga wymodziła coś za moimi plecami, i mało mnie krew nie zalała na miejscu. Tego bym już nie darował! Ale Anka chciała tylko przeprosić. Jej teściowa miała wylew i, jeśli nie miałbym nic przeciwko, chciałaby odwołać plany wakacyjne. Po prostu nie wyrobi ze wszystkim, starsza pani wymaga ciągłej opieki.
– Chyba będę musiała się do niej przeprowadzić – wyjaśniła. – Poradzisz sobie, Jacuś?
– Tak, oczywiście, jasne, że tak – przytaknąłem, choć w głowie kłębiły mi się wątpliwości. – Dzięki, że zadzwoniłaś.
No, teraz to już Agnieszka nie odpuści, nawet nie mam o czym marzyć. Rany, czy nie da się wychować dziecka bez wstępowania z nim na ścieżkę wojenną? Chciałbym, żeby było tak jak dawniej. Dlaczego ona musi bez przerwy kwestionować wszystkie moje decyzje? Czy nie widzi, że chcę tylko jej dobra?
Czytaj także:
„Pasierbica zgotowała mi piekło. Mój mąż wiecznie ją usprawiedliwiał, a ta modliszka perfidnie nim manipulowała dla kasy”
„Chcąc zawalczyć o siebie, zniszczyłam życie córce. Miłość zamydliła mi oczy i teraz za swój błąd płacę najwyższą cenę”
„Nastoletnie dzieci nie akceptowały mojej ciąży. Warczały, że nie chcą mieć niczego wspólnego z >>tym bachorem<<”