„Od lat jestem w związku z żonatym mężczyzną. Żyjemy jak para pod jednym dachem, a na ulicy udajemy, że się nie znamy”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Krzysztof wciąż jeździł do swojego dawnego domu na urodziny i święta, kupując żonie prezenty, tak jakby nic się nie zmieniło. Ja w tym czasie udawałam, że jestem zwykłym przechodniem na ulicy, przechodząc nieraz obok niego obojętnym krokiem. A w międzyczasie planowaliśmy wspólne wakacje i tworzyliśmy listę zakupów na następny dzień. Istny absurd”.
/ 08.09.2023 22:00
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Od kilku lat znajduję się w dziwacznej relacji, w jaką wplątałam się na własne życzenie. Nie mogę powstrzymać swoich uczuć i jestem zauroczona postacią Krzysztofa, czyli mężczyzną, który nigdy tak naprawdę nigdy nie będzie mój. Nie wiem, czy kiedykolwiek rozwiedzie się z żoną, ale ja wciąż trwam w beznadziejnej niepewności. Może kiedyś los się odwróci?

Wystarczyło jedno spojrzenie

Krzysztofa poznałam podczas jednego z letnich festiwali muzycznych. Udało mi się dostać urlop w pracy i teraz mogłam trochę zaszaleć. Stałam z przyjaciółmi, gdy nagle moje spojrzenie spotkało jego. Było to jak zderzenie dwóch światów, gdzie nagle na horyzoncie pojawił się ktoś zupełnie nieznany, a jednocześnie tak bliski mojemu sercu.

Krzysztof miał w sobie coś niezwykłego. Taką energię, która przykuwała uwagę i ciepło, które wprost emanowało z jego uśmiechu. Przez większość festiwalu unikaliśmy wzajemnych spojrzeń, ale w końcu los postanowił nas złączyć. Stałam w kolejce do jednej z atrakcji, gdy nagle poczułam, że ktoś delikatnie dotknął mojej dłoni. To był on. Jego uśmiech sprawił, że zapomniałam o wszystkim dookoła.
Zaczęliśmy rozmawiać, a nasza konwersacja przebiegała naturalnie, jakbyśmy znali się od lat.

— Masz tu swojego ulubionego wokalistę?

— Nie bardzo. Przyjechałam trochę dla towarzystwa, trochę dla atmosfery.

— To tak jak ja — uśmiechnął się. — Gdybyś widziała moją playlistę. Od klasyki po metal. Zero zdecydowania.

Uśmiechnęłam się do niego. Facet był naprawdę miły i normalny. Od razu dał się polubić. Potem mieliśmy jeszcze okazję zamienić ze sobą parę słów, aż w końcu wymieniliśmy się numerami. Mieliśmy zadzwonić do siebie po festiwalu i ja potraktowałam to bardzo serio.

Zaskoczyła mnie jego obrączka

Po kilku dniach umówiliśmy się na spotkanie w kawiarni. Nie wiedziałam, że jest żonaty, dopóki nie zobaczyłam obrączki na jego palcu.

— Czy to jest to, co myślę? — zapytałam, wskazując na biżuterię. Krzysztof wyraźnie się zmieszał i schował dłoń pod stolik.

— T... tak — wyjąkał. — Chciałem ci dziś o tym powiedzieć. Czy to problem?

W pierwszej chwili zdziwiłam się i nawet przez moment chciałam opuścić spotkanie. Ale potem jakaś magiczna siła powiedziała mi, żebym jednak kontynuowała znajomość.

— Nie — usłyszałam swoją własną odpowiedź niczym z oddali. Siedziałam jak zahipnotyzowana i nie poznawałam sama siebie. Ja, taka rozsądna osoba? Co mi strzeliło do głowy?

Silna więź od początku

Początkowo czułam, że powinnam się wycofać, że nie powinnam wchodzić w relację z mężczyzną, który jest już zaangażowany w inny związek. W dodatku zalegalizowany. Ale między nami istniała więź, której nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy po festiwalu. Wiedziałam, że to błąd, ale nie potrafiłam się oprzeć tej magnetycznej przyciągającej sile.

Krzysztof wspominał o swoim życiu, o żonie, z którą przeżył wiele lat. Opowiadał o tęsknotach i trudnościach, które mieli razem pokonywać. Pewnego razu przyznał mi się do tego, że wyprowadził się z domu. Zostawił Basię oraz dwóch prawie dorosłych synów.

— To może przeprowadzisz się do mnie? Tak będzie łatwiej — zaproponowałam mu, a on przystał na to z dużym entuzjazmem. Ucieszył się, że już nie będziemy musieli się rozstawać i nareszcie wszystko się poukłada. Przynajmniej w teorii.

Zamieszkaliśmy razem

Rozpoczęliśmy więc takie wspólne, choć nie do końca wspólne, życie. Taki związek na pół gwizdka, ale razem pod jednym dachem. Codzienne życie wypełniało się wspólnymi śniadaniami, spacerami wieczorami i rozmowami, które trwały do późnych godzin nocnych. Żyliśmy jak prawdziwi partnerzy, ale wciąż w ukryciu przed światem zewnętrznym. 

Czasami jednak w mojej głowie kłębiły się pytania, czy na pewno to jest właściwe. Czy nasza miłość ma szansę przetrwać, skoro jest oparta na tak kruchym fundamencie? Czy jestem w stanie znieść to, że Krzysztof nadal wraca do swojej żony, udając, że jest wszystko w porządku?

Nasz układ od samego początku utrzymywał się dzięki tajemnicy, którą skrywaliśmy przed światem. Krzysztof wciąż jeździł do swojego dawnego domu na urodziny i święta, kupując żonie prezenty, tak jakby nic się nie zmieniło. Ja w tym czasie udawałam, że jestem zwykłym przechodniem na ulicy, przechodząc nieraz obok niego obojętnym krokiem. A w międzyczasie planowaliśmy wspólne wakacje i tworzyliśmy listę zakupów na następny dzień. Istny absurd.

Czy kiedyś będzie normalnie?

Trudno mi utrzymać równowagę pomiędzy tym, co czuję, a tym, co wiem, że jest etyczne. Mimo że nasza miłość jest silna, czuję, że jest jakby uwikłana w pajęczynę zakłamania. Wciąż tkwię w tym dziwnym stanie, z jednej strony pragnąc normalności i uczciwości, a z drugiej, nie mogąc się uwolnić od Krzysztofa i tego, co między nami istnieje.

Nadzieja, że Krzysztof w końcu sfinalizuje rozwód, staje się dla mnie źródłem pocieszenia. Marzę o czasach, gdy będziemy mogli żyć razem na własnych warunkach, oficjalnie i bez ukrywania się. Fantazjuję o dniach, gdy nie będziemy musieli obawiać się spojrzeń innych ludzi i tajemnic, które musimy utrzymywać.

Ale do tego czasu nie możemy się ujawnić. Sprawa rozwodowa jest na etapie planowania, a gdybyśmy się ujawnili, rozwód Krzysztofa mógłby być orzekany z jego winy jako osoby zdradzającej. Tak więc trwamy w tym niezdrowym układzie, w nadziei, że może los stanie się dla nas łaskawy i zaprowadzi nas na właściwą ścieżkę.

Czuję się jak potajemna kochanka, a nie jak równoprawna partnerka. Mam dość tego, że nie mogę nawet wrzucić do internetu naszego wspólnego zdjęcia i cieszyć się wspólnym szczęściem. Nieraz mam napady lęku, że pewnego dnia po prostu się zapomnę i napomknę coś "o nas" albo ktoś nas zobaczy razem.

Dla mnie to jest walka między uczuciem a rozsądkiem. Między pragnieniem bycia razem a moralnym kodeksem, który nakazuje mi szanować związki innych ludzi. A czas płynie nieubłaganie, pozostawiając mnie wewnętrznie rozdartą.

Obydwoje wiemy, że nie możemy tak dłużej trwać, ale wydaje się, że nasza miłość jest silniejsza niż wszelkie przeszkody. Może kiedyś nadejdzie ten wymarzony moment wolności. Tymczasem, pozostajemy uwięzieni w tej surrealistycznej rzeczywistości, balansując między miłością a odpowiedzialnością.

Czytaj także: „Bałam się, że mąż dowie się o zdradzie, więc zgodziłam się zapłacić sporą sumkę szantażującemu mnie kochankowi”
„Dla mojej żony dzieci to tylko inwestycja. Ma się zwrócić po latach z nawiązką, a my na starość mamy odcinać kupony”
„Teściowa traktuje mnie z pogardą i mówi się, że nie umiem nawet wody zagotować. Nie wie, że przyrządzam słodką zemstę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA