„Od kiedy do pracy przyszedł nowy szef, dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Uwielbiam tę robotę, ale dłużej tak nie pociągnę”

sfrustrowana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Yuliia
„On jest sympatyczny, fajny i miły, ale… – Magda nagle spojrzała na mnie jakby przestraszona. – To chyba właśnie on. A mnie trafiło jak obuchem. Zaczęłam obliczać, od kiedy ja TO mam. Wszystko się zgadzało! Rzeczywiście ja też czułam się źle, od kiedy Kamil się u nas pojawił. Ponieważ jednak rzadziej się z nim widywałam, nie powiązałam tych faktów!”
/ 08.06.2023 19:15
sfrustrowana kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Yuliia

Ten stan trwał od kilku tygodni – byłam coraz bardziej zmęczona, w ciągu dnia senna, nic mi się nie chciało, po powrocie z pracy miałam siłę tylko wziąć prysznic i wsunąć się do łóżka. A przecież nie pracowałam więcej niż dotąd! Fakt, nie jestem najmłodsza, mam 45 lat i trudno w moim wieku ciągle tryskać energią. Jednak jeszcze nie tak dawno miałam więcej werwy i chęci do życia.

„Może to menopauza?” – myślałam, chociaż nic poza apatią na to nie wskazywało.

Jednak zdecydowałam się pójść do ginekologa. Lekarz wypytał o wszystko, obejrzał mnie, dał skierowanie na badania.

– Poziom hormonów jest w normie – powiedział później, wpatrując się w wyniki. – Oczywiście ciągłe zmęczenie, na które się pani uskarża, może wiązać się z przekwitaniem, lecz ja na razie nic nie widzę. Radziłbym skontaktować się z lekarzem pierwszego kontaktu. I to jak najszybciej.

Przez kilka dni czułam się świetnie, a potem…

Przestraszyłam się. Nie jestem ignorantką, wiem, że wiele groźnych chorób zaczyna się właśnie od takich objawów: apatii i zmęczenia. Dlatego dwa dni później znowu siedziałam w gabinecie lekarskim, tym razem u internisty. Wysłuchał moich opowieści, zbadał, zmierzył ciśnienie, obejrzał węzły chłonne, osłuchał, kazał zrobić kilka przysiadów i bez słowa wypisał skierowania. Na badanie krwi, rentgen klatki piersiowej, przeciwciała, EKG, echo serca…

– Panie doktorze, co mi może dolegać? – z przerażeniem wpatrywałam się w plik kartek. – Czy to coś poważnego?

– Nie wiem – odparł. – Nic nie jestem w stanie powiedzieć, dopóki nie obejrzę wyników badań. Być może będą konieczne inne, ale na razie zrobimy te podstawowe. Mam nadzieję, że pomogą ujawnić lub wykluczyć ewentualną chorobę.

Po dwóch tygodniach zjawiłam się z wynikami u lekarza.

– Nic tu nie widzę – zdziwił się. – Wyniki wręcz idealne. Ma pani niewielką arytmię, dam skierowanie do kardiologa. No i proszę zwrócić uwagę na dietę, bo cholesterol jest odrobinę za wysoki…

Po chwili zastanowienia dodał:

– Być może trzeba pomyśleć o wizycie u psychiatry lub chociaż psychologa. Czasem różne przeżycia mają na nas olbrzymi wpływ, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nie spotkało pani ostatnio nic traumatycznego, stresującego?

Przeleciałam w myślach minione miesiące. Moja siostra się rozwodziła, co i tak dla nikogo nie było szokiem. Ślub córki? No, trochę było przy tym zamieszania, jednak z pomocą męża dałam radę. A w pracy? Mamy nowego szefa, lecz gość jest w porządku. Zresztą i tak widujemy się rzadko, ledwie dwa razy w tygodniu.

Ostatecznie zdecydowałam się odwiedzić psychologa (do psychiatry jakoś nie miałam odwagi iść). Niestety, i on nie miał mi nic specjalnego do powiedzenia. Depresji, której tak się bałam, nie zdiagnozował, za to zasugerował jakieś terapie (prywatne oczywiście), zalecił więcej odpoczynku i najlepiej jakiś wyjazd (fantasta!) oraz ruch (chyba zmówili się z internistą). Machnęłam ręką na to wszystko, zwłaszcza że akurat znowu czułam się świetnie. Niestety, tylko do czwartku, kiedy to byłam z szefem w delegacji.

Wróciłam ledwo żywa, a przecież jechaliśmy jego samochodem raptem 50 kilometrów w jedną stronę, więc w podróży spędziłam w sumie niecałe dwie godziny. Na miejscu, owszem, było kilka spotkań, podczas których musiałam sprawnie przedstawiać nasze pomysły rozwoju firmy.

Męczące? Bez przesady, tego typu prezentacje zawsze podnosiły mi adrenalinę. Dlaczego więc tym razem czułam się tak, jakbym przerzuciła tonę węgla?

Mój mąż też to zauważył.

– Słuchaj, tak nie może być – powiedział, siadając na brzegu łóżka. – Albo ta praca już nie jest dla ciebie, albo te konowały do niczego się nie nadają. Widzę, jak się czujesz, jak zmieniasz. Przez kilka dni jesteś normalna, a potem jakby ktoś z ciebie powietrze wypuścił. Martwię się. Może jednak idź do jakiejś prywatnej kliniki?

– Pomyślę o tym – obiecałam, zanim zapadłam w ciężki sen.

Słucham? Odchodzi z pracy przez wampira?!

Minął miesiąc, drugi. Zaczęłam biegać, lecz z przerwami, bo gdy byłam osłabiona, to po prostu nie miałam siły. Jadłam więcej owoców, ryb, warzyw, mimo to nadal, co kilka dni, wpadałam w otępienie. I pewnie trwałabym w tym stanie do dziś, gdyby nie sekretarka.

– Pani Aniu, chyba muszę zrezygnować z pracy – powiedziała któregoś dnia z przygnębieniem.

– Ale co się stało? – byłam zszokowana, bo znamy się kilka lat i Magda nigdy nie sprawiała wrażenia niezadowolonej z tego, co robi. – Jakieś kłopoty osobiste?

– Nie, to coś innego. Nawet nie wiem, czy umiałabym to wytłumaczyć.

Wyraźnie nie chciała rozmawiać w pracy, a ja koniecznie chciałam się dowiedzieć, o co chodzi. Dlatego wymusiłam na niej wieczorne spotkanie w kawiarni.

– No więc, co się stało, Madziu? – zapytałam, kiedy już siedziałyśmy przy stoliku w zacisznej kawiarence. – I w ogóle proponuję, żebyś mówiła mi na ty. Zwłaszcza że już nie chcesz, abym była twoją szefową…

– To nie tak – Magda się zarumieniła.

– Ja panią… ciebie bardzo lubię. I pracę. Nie mam nic innego na oku i pewnie będę musiała zatrudnić się w sklepie u teściowej. Tylko że… to głupie – żachnęła się nagle.

– Głupie, niegłupie, powiedz – zażądałam. – Znamy się tyle lat, zaskoczyłaś mnie. Co prawda, widziałam, że ostatnio często byłaś jakaś smutna, ale…

– No właśnie! – przerwała mi. – Bo o to chodzi. Jestem smutna, apatyczna, nic mi się nie chce. I nie wiem dlaczego. To znaczy… już wiem. Dlatego muszę odejść.

– Dlaczego?! – zniecierpliwiłam się.

– To naprawdę trudne, a mnie głupio o tym opowiadać – pokręciła głową.

– Magda, posłuchaj – pochyliłam się nad stolikiem. – Musisz mi powiedzieć. Nie chodzi o moją ciekawość. Ja też jestem ostatnio apatyczna i stale zmęczona. Robiłam już wszystkie badania, i nic.

– Ty też? – otworzyła szeroko oczy.

– To naprawdę tak działa? Na wszystkich? A ja nie do końca mu wierzyłam.

– Co działa? Komu nie wierzyłaś? – zaintrygowała mnie.

Wreszcie zdobyła się na odwagę i opowiedziała mi o swoich przejściach. O braku sił i apatii, o wizytach u lekarza, psychologa, o terapii. I wreszcie o tym, na co sama nie wpadłam – o bioenergoterapeucie.

– Moja mama mnie do niego zapisała, a ja wcale nie chciałam iść. Bo wiesz, mama jest taka trochę… no, nawiedzona. Wierzy w czakry, karmę, takie tam. A mnie było już wszystko jedno. No i on powiedział…

Zamilkła, a ja myślałam, że mnie rozsadzi.

– Co ci powiedział? – nie wytrzymałam. – Magda!

Tylko się nie śmiej – zastrzegła, po czym wypaliła: – Powiedział, że jestem pod wpływem wampira energetycznego.

Fakt, tego się nie spodziewałam. Nie śmiałam się, lecz chyba żadna rewelacja bardziej by mnie nie zszokowała.

– Słucham? Jakiego wampira?

– Energetycznego – powtórzyła Magda. – Ten bioenergoterapeuta powiedział mi, że są osoby, które zabierają nam energię. Jakby wysysają. Czerpią z innych radość życia, optymizm, witalność.

Czasem nawet nieświadomie. Po prostu spotykają się z kimś, rozmawiają, przebywają jakiś czas, a potem są pełne wigoru. A ten drugi czuje się jak ja… Kazał mi się zastanowić, kiedy to się zaczęło, obserwować, kiedy się nasila. Miałam wszystko zapisywać i potem przynieść mu te notatki. No i właśnie kiedy je przeczytał, zasugerował, że w moim otoczeniu jest wampir energetyczny. Wyjaśnił, że taka osoba wcale nie musi mi źle życzyć albo mnie nie lubić, bo to się dzieje poza kontrolą, w podświadomości. I tyle…

Przede mną decyzja – najtrudniejsza w życiu

– No dobrze, ale co to ma do zmiany pracy? – zapytałam trzeźwo.

– Właśnie – Magda westchnęła. – Bo ten… ten facet potem zapytał, od kiedy to mam. I ja sobie uświadomiłam, że od momentu, kiedy pan Kamil przyszedł do nas do pracy. Znaczy twój szef.

Widuję się z nim prawie codziennie, bo ciągle są jakieś protokoły, faktury, wnioski do podpisania. On jest sympatyczny, fajny i miły, ale…

Magda nagle spojrzała na mnie jakby przestraszona. – To chyba właśnie on.

A mnie trafiło jak obuchem. Zaczęłam obliczać, od kiedy ja TO mam. Wszystko się zgadzało! Rzeczywiście ja też czułam się źle, od kiedy Kamil się u nas pojawił. Ponieważ jednak rzadziej się z nim widywałam, nie powiązałam tych faktów!

Od naszej rozmowy minęły trzy miesiące. Magda złożyła wypowiedzenie, wczoraj zrobiła huczne pożegnanie. A ja… prowadzę dziennik. Zapisuję, kiedy i ile czasu spędzam z Kamilem. I wszystko wskazuje na to, że ja też jestem jego ofiarą.

Moja apatia i brak sił są zależne od naszych spotkań. Godzina zebrania – czuję się osłabiona. Kilka godzin konferencji – padam z nóg. A całodniowy wyjazd odchorowuję przez kilka kolejnych dni.
Lubię swoją pracę, no i całkiem nieźle w niej zarabiam. W dodatku zdaję sobie sprawę, iż w moim wieku trudno mi będzie znaleźć podobne stanowisko, na podobnych warunkach. Obawiam się jednak, że wyjście jest tylko jedno.

Czytaj także:
„Ja chciałam awansów i kariery, a on spokojnego życia na wsi. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się w imprezowni. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na imprezy i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”

Redakcja poleca

REKLAMA