„Od dziecka miałam żyłkę do biznesu. Andrzej zapewniał mi pieniądze, a ja oddawałam mu swoje młodsze o 25 lat ciało”

Atrakcyjna, młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61
„Andrzej spełnia moje marzenia. Teraz mogę o siebie dbać i nie liczyć się z kosztami. Płaci za moje zakupy, wizyty u fryzjerów, kosmetyczek i w salonach medycyny estetycznej. Lubi piękne kobiety i doskonale wie, że uroda kosztuje. A że jest 25 lat starszy? To drobiazg”.
/ 07.09.2023 22:30
Atrakcyjna, młoda kobieta fot. iStock by GettyImages, Westend61

Jestem Karolina, ale znajomi mówią na mnie Kika. Mam zaledwie 23 lata, ale już nieźle ustawiłam się w życiu. Podczas, gdy moje koleżanki z technikum harują gdzieś w sklepach, restauracjach na stacjach benzynowych za grosze, ja mam pięknie urządzone mieszkanie, samochód prosto z salonu i naprawdę wygodnie spędzam czas.

Andrzeja poznałam w klubie

Wszystko to dzięki mojemu partnerowi. Jednak trzeba myśleć, z kim się jest. Andrzeja poznałam w pracy i szybko znalazłam z nim wspólny język. Bogaty biznesmen w średnim wieku, znudzony nieco stabilnym życiem i potrzebujący odskoczni od obowiązków. I właśnie ja stałam się tą odskocznią. Razem miło spędzamy czas, a w zamian on mi się odwdzięcza.

Nie ma w tym nic niemoralnego. Przecież jest moim partnerem, dlatego musi o mnie dbać. A że świetnie dogadujemy się w łóżku i poza nim, Andrzej nie szczędzi pieniędzy na zachcianki swojej księżniczki. I co z tego, że między nami jest dokładnie 25 lat różnicy? Kto powiedział, że można wiązać się tylko z rówieśnikami?

Andrzej ma teraz 48 lat, ale energii i pasji mógłby mu pozazdrościć nie jeden 20-latek. Kocha wyjazdy w góry, dużo pływa i wspina się na ściance. Uwielbia też szybkie samochody, a jeden kupił specjalnie dla mnie.

– Jest piękny. Dokładnie taki, o jakim marzyłam. Ale on kosztował chyba fortunę – pisnęłam zawieszając mu się na szyi.

– Cena nie ma znaczenia. Jak się ładnie postarasz, to dostaniesz ode mnie wszystko – powiedział i znacząco uniósł brew.

Mój mężczyzna nie żałuje na mnie pieniędzy

Z Andrzejem moje życie nabrało barw. Dzięki niemu odeszłam z klubu, gdzie pracowałam. Już nie muszę wysłuchiwać głupich uwag, być wiele godzin na nogach i w dzień odsypiać. Teraz jest bosko. Wreszcie robię, to co chcę i nie liczę się ze zdaniem innych.

Mój mężczyzna spełnia moje marzenia. To od niego dostałam wygodne mieszkanko na nowoczesnym osiedlu. Pięknie urządzone i pachnące nowością. Dzięki Andrzejowi wreszcie mogę też o siebie dbać i nie liczyć się z kosztami. Płaci za moje zakupy, wizyty u najlepszych fryzjerów, kosmetyczek i w salonach medycyny estetycznej. Lubi piękne kobiety i doskonale wie, że uroda kosztuje. Czego chcieć więcej?

W prezencie dostaję drogie torebki, złotą biżuterię, najlepsze perfumy czy kosmetyki. Muszę jedynie pokazywać mu, które marki chcę, bo mój facet zupełnie nie interesuje się modą. Kiedyś sam kupił mi sukienkę i naprawdę była okropna.

Czasami gdzieś wyjeżdżamy. Ostatnio byliśmy w kompleksie SPA na Mazurach i było cudownie. Wreszcie mogłam zrelaksować się z drinkiem przy basenie, skorzystać z zabiegów na cellulit, drogiej kuracji rozświetlającej twarz i masażu czekoladą. Po za tym niewiele widzieliśmy, bo praktycznie nie wychodziliśmy z kompleksu hotelowego. W ogóle wydaje mi się, że Andrzej wolał spędzić ten weekend ze mną w łóżku niż na jakichś innych atrakcjach.

Niestety takie wypady nie zdarzają się nam tak często, jak bym tego chciała. Mój partner jest bardzo zajętym człowiekiem.

Co z tego, że Andrzej ma żonę i dwójkę dzieci?

– Jak jest się prezesem zarządu poważnej firmy, to trzeba być dyspozycyjnym. Ale Kika, nie marudź, bo wiesz, że w naszym układzie nie ma miejsca na fochy. Grymaszenie to ja mam w domu – powiedział z irytacją.

Tak. Bo Andrzej ma żonę i dwójkę dzieciaków. Jego córka ma 15 lat, a syn 11. Moniki w ogóle nie kocha. Mówi, że ostatnio zrobiła się nie do zniesienia. Ale nie może się z nią rozwieść, bo dzieci powinny mieć pełną rodzinę. Tak mówi.

Kiedyś zrobiłam jednak małe śledztwo i okazało się, że on ma niewielkie szanse, aby wyplątać się z małżeństwa. Firma, którą zarządza, oficjalnie należy do jego teścia. Zdaje się, że po rozwodzie pewnie puściłby go z torbami.

Ale mnie na tym nie zależy. Na razie jestem zadowolona z naszego układu. Ja daję mu moje młode ciało, on w zamian mnie rozpieszcza i spełnia wszystkie moje finansowe kaprysy. Bez niego na pewno nie mogłabym pozwolić sobie na życie na takim poziomie. A co będzie w przyszłości? Ja jestem zaradna, na pewno dam sobie radę.

Jestem zapobiegliwa i odkładam pieniądze na przyszłość

Zresztą, wcale nie jestem taka naiwna. To tylko Andrzejowi wydaje się, że wszystkie pieniądze wydaję na drogie ubrania, kosmetyki, zabiegi upiększające i gadżety. Wciąż jęczę mu o debecie na karcie, ale niepostrzeżenie przelewam okrągłe sumki na inne konto. Na moim rachunku oszczędnościowym już uzbierała się niezła kwota. Spróbuję jeszcze, żeby to mieszkanie zostało zapisane na mnie, bo na razie w akcie notarialnym figuruje tylko Andrzej.

– Za tydzień mam umówiony makijaż permanentny oczu. Wiesz, chcę zrobić kreski, żeby nie musieć wciąż ich poprawiać. Bez nich wyglądam na taką przygaszoną, nie?

– Nie mam pojęcia, Kika, o czym ty mówisz. Ale skorzystaj z karty, którą ci dałem. Moja kobieta musi wyglądać perfekcyjnie.

– Ale chyba już zrobiłam debet – powiedziałam nieśmiało i słodko się do niego uśmiechnęłam, bo Andrzej uwielbia, gdy zachowuję się niczym naiwna nastolatka.

– Ile potrzebujesz? Wieczorem zrobię ci przelew. Ale teraz nie marudź, tylko chodź tutaj.

Tego dnia naprawdę postarałam się przekonać Andrzeja, żeby był dla mnie hojny. Zaplanowałam jeszcze nowy zabieg kwasem hialuronowym, a do tego marzy mi się powiększenie ust. Teraz wszystkie fashionistki na Instragramie mają takie pełne, a moje wydają mi się zupełnie przeciętne.

Cieszę się, że zawsze miałam żyłkę do biznesu

Na tle moich dawnych koleżanek lśnię. Od razu widać różnicę pomiędzy nami.

– Nie wiem, jak ty możesz tak żyć. Spójrz na siebie, dziewczyno. Połamane paznokcie, szara cera i podkrążone oczy – powiedziałam do Justyny, mojej dawnej przyjaciółki, z którą wreszcie udało mi się umówić na kawę, bo wiecznie wymawiała się pracą.

– To ze zmęczenia – cicho próbowała mi przerwać.

– Jejuuu, jeszcze chwila i zobaczysz, że zaczniesz siwieć – powiedziałam, mimowolnie biorąc pasmo jej włosów i lekko pocierając je pomiędzy palcami. – Ale przesuszone i rzadkie. Co ty z nimi zrobiłaś? Miałaś przecież takie gęste  loki, których zawsze ci zazdrościłam. One naprawdę potrzebują porządnego odżywienia. Dobre serum, maseczka i może kuracja keratynowa. W tym nowym salonie przy deptaku mają świetne zabiegi.

– Kika, ale czy ty myślisz, że mnie stać na wizytę w takim miejscu? Ile tam kosztuje farbowanie czy cokolwiek innego? Kilka stówek za najtańszą wersję czy drożej?

– O siebie trzeba dbać, póki jeszcze jesteśmy młode. Ponoć po trzydziestce kobieta, która nie kupuje odpowiednich kosmetyków zaczyna się sypać. A tego chyba nie chcemy. Zwłaszcza ten twój Mateusz, z którym jesteś już od trzeciej klasy – zaczęłam chichotać ze swojego żartu.

Nie rozumiem innych kobiet

Justyna spojrzała na mnie z irytacją i zaczęła mocno mieszać kawę. Zawsze była moją przyjaciółką, już od przedszkola, ale słowo daję, że w ogóle jej nie rozumiem. Młoda dziewczyna, całkiem ładna i sympatyczna, a utknęła w jakimś absurdalnym kieracie i w ogóle nie myśli, żeby się z niego wydostać.

Do tego coraz częściej mam wrażenie, że zachowuje się niczym sterana życiem staruszka, a nie pełna życia i młodzieńczej werwy dwudziestolatka.

Obie skończyłyśmy technikum spożywcze o specjalności kelner. Ale Justyna chyba za bardzo wzięła sobie do serca mądrości naszych nauczycieli i rzeczywiście znalazła pracę w zawodzie. Teraz tkwi w podrzędnej jadłodajni, bo trudno inaczej nazwać tę jej tanią knajpkę. Tam stołują się głównie emeryci skuszeni niskimi cenami pomidorowej z ryżem, naleśników i mielonych z buraczkami.

Cały dzień na nogach, bo kolejki, zwłaszcza w porze obiadowej, która kończy się u nich chyba koło 17:00, są niebotyczne. A naiwna Justynka myśli, że jak będzie brać kolejne nadgodziny i dorabiać na zmywaku podczas wesel rzeczywiście czegoś się dorobi. Tak, jasne. Chyba tylko garba. Tak zawsze mawiała moja babcia.

Ten jej Mateusz też nie lepszy. Pracuje w zakładzie mechanicznym, zarabia grosze, ale nie pomyśli, żeby stamtąd odejść. Wydaje mu się, że szef go w końcu doceni. Już to widzę, że da mu awans czy podwyżkę. Będzie trzymał go dopóki cicho siedzi, pracuje jak mróweczka i niewiele w zamian żąda. Jak zacznie podskakiwać, to na pewno będzie fora ze dwora.

Już w podstawówce wiedziałam jak się ustawić

Na szczęście ja od dziecka  miałam żyłkę do biznesu. Zawsze wiedziałam, gdzie i jak się zakręcić, żeby osiągnąć profity. Już w podstawówce niewiele musiałam się uczyć, bo umiałam robić słodkie oczka. Tutaj się uśmiechnęłam do nauczycielki, tam ściągnęłam, coś spisałam, gdzieś indziej ściemniłam i jakoś to leciało.

– Karolina, z ciebie jest nawet całkiem bystra dziewczyna i jakbyś tylko chciała, to wyciągnęłabyś na półrocze nie tylko na same czwórki, ale i piątki. Tylko nie chce ci się przyłożyć do książek – często powtarzała moja wychowawczyni.

– Ale proszę pani, ja przecież się uczę, niech pani zapyta mojej mamy. Całe wieczory siedzę nad książkami – zrobiłam słodkie oczy i próbowałam łgać.

– Dziecko, nie ze mną takie numery. Ty jesteś zdolna, ale kręt jakich mało. I co ja mam z tobą zrobić? Zobaczysz, że w dorosłym życiu źle wyjdziesz na tym swoim lenistwie – biadoliła po swojemu.

W technikum doszłam w swoim stylu życia do perfekcji. Na matematyce siedziałam z takim Tomkiem. Największy kujon w klasie, który był zachwycony tym, że taka laska jak ja w ogóle zwróciła na niego uwagę. To dzięki niemu z każdej klasówki dostawałam przynajmniej trójkę.

I tak powoli przebrnęłam przez moją edukację i postanowiłam, że po maturze robię sobie przerwę. Nie dla mnie studia. Zresztą moja kuzynka skończyła politologię i teraz pracuje w magazynie sklepu internetowego. Pakuje książki za kilkanaście złotych za godzinę. To ja podziękuję za takie perspektywy

Po wakacjach zaczęłam rozglądać się za pracą. Tylko, co bym mogła robić, żeby za bardzo się nie przemęczyć? Przecież nie pójdę na kasę do supermarketu. Nie ze mną te numery, żeby mi ktoś kazał ciężkie skrzynki z warzywami nosić. Restauracja też odpada. Już na praktykach napatrzyłam się, jaka to harówka na kuchni. Ciągły pośpiech, że aż człowiekowi pot po plecak spływał.

Znalazłam świetną ofertę pracy

Pewnego dnia natrafiłam w necie na ogłoszenie, że szukają promotorek do klubu muzycznego:
„Sympatyczne, młode i komunikatywne dziewczyny poszukiwane. Nie wymagane doświadczenie. Dobre zarobki i prowizja od wejściówek wykupionych przez klientów”.

Bingo. To coś dla mnie. Od razu zadzwoniłam pod podany numer. Odebrała miła pani, która wypytała mnie o wiek, dotychczasowe doświadczenie i oczekiwania finansowe. Chyba szybko kapnęła się, że co jak co, ale komunikatywna to ja naprawdę jestem.

Poprosiła mnie o przesłanie CV ze zdjęciem.

– Ale niech pani dołączy fotkę całej sylwetki, a nie taką legitymacyjną jak do dowodu. To ekskluzywny klub i rozumie pani, że dziewczyny są naszą wizytówką – powiedziała z pełnym przekonaniem.

– Jasne, rozumiem. Wiadomo, że nie może pani zatrudnić jakichś szarych myszek – szybko podjęłam podobny ton.

Do CV dołączyłam fotkę z wesela kuzynki – w pełnym makijażu, ze zrobioną fryzurą i w super sukience. Nawet nie wiedziałam, że te szpilki tak świetnie wydłużyły moje nogi. Do tego dodałam jeszcze jedną w kostiumie kąpielowym nad basenem. A co? Niech wiedzą, że niezła laska ze mnie.

Klub ze striptizem? Czy to dla mnie?

Po tygodniu odezwał się telefon i ta sama pani zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Wystroiłam się w swoje najlepsze ciuchy i pojechałam pod podany adres. Kamienica w jednej z uliczek odchodzących od centrum. Dyskretny brokatowy szyld mówił, że pod podanym numerem znajduje się… ekskluzywny klub ze striptizem.

Przez chwilę pomyślałam, że miał być klub muzyczny. Czy to, aby nie jakiś przekręt? Ale skoro już przyjechałam, to zobaczę, o co chodzi.

W środku rozłożyste kanapy, stoliki, elegancki bar i duży podest ze lśniącą rurą. Grała cicha muzyka. Ale poza tym atmosfera jak w biurze. Włączone normalne światła, facet siedzący przy stoliku z laptopem i rozłożoną teczką z kartkami. Dziewczyna siedząca za barem wskazała mi korytarz w prawo.

– Tam znajdują się biura – pokazała palcem. – Nasza managerka przeprowadza rozmowy z kandydatkami na promotorki i kelnerki.

Poszłam we wskazanym kierunku i zobaczyłam krzesełka zajęte przez cały tłum dziewczyn. Konkurencja będzie naprawdę duża.

Początkowo miałam nieco mieszane uczucia, ale okazało się, że rzeczywiście poszukują promotorek i kelnerek. Ja aplikowałam na to pierwsze.

– Twoim zadaniem będą spacery po pobliskich ulicach i namawianie klientów, aby odwiedzili nasz lokal. Dostaniesz firmowy strój, ulotki i gadżety. Gwarantujemy podstawę i prowizję od wejściówek wykupionych przez panów, którzy wejdą z twojego polecenia. Kobiety mogą odwiedzać nasz lokal tylko w towarzystwie całych grup, czyli na imprezach zamkniętych, które czasami także organizujemy – tłumaczyła mi, przechodząc od razu na ty.

– Ale w mój zakres obowiązków nie będą wchodzić żadne dodatkowe usługi? – próbowałam się upewnić.

– Oczywiście, że nie. My jesteśmy poważną firmą sieciową. Korporacją, można powiedzieć. Robimy biznes, na którym zarabiamy. Aktualnie potrzebujemy nowych dziewczyn do zespołu promotorek i właśnie tym będziesz się zajmować – uśmiechnęła się do mnie.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

– Gdy będziesz w tym dobra, możesz wyciągnąć naprawdę ładną pensję. Oczywiście istnieje możliwość, że promotorki, kelnerki czy barmanki chcą spróbować swoich sił jako tancerki. Ale to już ich indywidualna decyzja. Tancerki mają zupełnie inne stawki, dużo wyższe.

Gdy wymieniła kwotę, którą zarabiają najlepsze koleżanki z firmy, od razu zapytałam, kiedy możemy podpisać umowę.

– Spokojnie, najpierw przewidujemy płatne szkolenie wyjazdowe w stolicy. Zapewniamy koszty przejazdu, mieszkanie i wyżywienie. Każda z dziewczyn musi zobaczyć, jak wygląda praca w naszym klubie – powiedziała.

– Ale… – próbowałam jej przerwać.

– Nie obawiaj się, że to coś podejrzanego – chyba wyczuła moje wahanie. – Za szkolenie podpisujemy normalną umowę zlecenie. Możesz sprawdzić opinie o naszym klubie i przekonać się, że to uczciwy biznes. Tyle, że w specyficznej branży.

Zarabiałam naprawdę dobrze

Zdecydowałam się wziąć udział w tym szkoleniu i okazało się, że praca była spoko. Po powrocie podpisałam umowę na okres próbny. Przez 3 miesiące chciałam przekonać się, ile zarobię.

W tygodniu pracowałam od 20:00 do 4:00 rano. W weekendy zmiany zaczynały się  wcześniej i trwały dłużej. Grafik był jednak elastyczny i mogłam wybierać godziny, na które przychodzę. Atmosfera w samym klubie początkowo mnie onieśmielała, ale szybko zobaczyłam, że inne dziewczyny traktują to miejsce jak normalną pracę.

Wreszcie na coś przydała się moja żywiołowa natura. Rodzina i znajomi zawsze mi mówili, że buzia mi się nigdy nie zamyka. Tutaj to było dużym plusem. Udawało mi się zgarniać naprawdę wysokie prowizje za przyprowadzonych gości.

Poznałam Andrzeja i porzuciłam swoje dawne życie

Po jakimś czasie, taki tryb życia zaczął mnie jednak męczyć. I właśnie wtedy poznałam Andrzeja. Uczestniczył w zamkniętej imprezie biznesowej organizowanej w naszym klubie.

– Zadzwoń kiedyś – szepnął, wręczając mi wizytówkę.

Umówiłam się z nim na spotkanie. Z czasem zaproponował mi nasz układ, na który chętnie się zgodziłam. Szczerze mówiąc, byłam już zmęczona nocną pracą i zaczepianiem facetów, którzy niekoniecznie chcieli być zaproszeni do naszego lokalu.

Dzięki Andrzejowi mogłam to rzucić bez żalu o stracone zarobki. Zawsze wiedziałam, że dobrze poradzę sobie w życiu. Ciekawe, co powiedziałaby teraz moja wychowawczyni z podstawówki jakby zobaczyła mnie w moim drogim samochodzie albo wychodzącą z najdroższego butiku w mieście.

Czytaj także:
„Tych egipskich wakacji nigdy nie zapomnę. Nie mogłam się oprzeć, by nie skorzystać z pewnych atrakcji”
„Bogaty narzeczony z dobrego domu uwił nam gniazdko, które okazało się pułapką. Wyrwałam się z niej w ostatniej chwili”
„Tolek kochał się we mnie od przedszkola, ale ja traktowałam go jak zwykłego kumpla. Tak mi się przynajmniej zdawało...”

Redakcja poleca

REKLAMA