Nie umiem powiedzieć, kiedy nasze małżeństwo zaczęło się psuć. Chyba nikt, komu rozpada się związek, nie potrafi określić momentu, który stanowił początek tego procesu. Wiem jednak, kiedy uzmysłowiłam sobie, że jest już bardzo źle.
To był dzień, w którym znalazłam się w łóżku z innym facetem.
Zdradziłam męża na wyjeździe służbowym. Po szkoleniach zaczęła się impreza integracyjna, na której solidnie popiłam i zaczęłam tańczyć z kolegą z biura. Wiedziałam, że od dawna miał na mnie ochotę, bo wodził za mną wzrokiem i co rusz próbował poderwać. Wcześniej nie robiło to na mnie wrażenia, ale tamtego wieczoru było zupełnie inaczej. Czułam się rozgoryczona, smutna i odtrącona, bo mój mąż, Marcin, tuż przed wyjazdem sprawił mi ogromną przykrość.
– Nie jesteś zazdrosny, że jadę i będę tam całkiem sama? – spytałam go wtedy z nutą kokieterii w głosie.
– A niby o co mam być zazdrosny? – odparł, nawet na mnie nie patrząc.
– Jak to o co? O mnie!
– Może i byłbym, gdybyś ty jeszcze była prawdziwą kobietą! – warknął.
– A kim twoim zdaniem jestem?!
– Mam wrażenie, że zakonnicą.
– Kobieta jest zawsze kobietą, pod warunkiem, że ma przy sobie prawdziwego mężczyznę! – wysyczałam, gotując się w środku ze złości.
Tak się pożegnaliśmy
Tak też kończyła się ostatnio większość naszych rozmów. Rzeczywiście, Marcin miał rację – nie kochaliśmy się ze sobą już pół roku, ale nie była to tylko moja wina. On też nie za bardzo zabiegał o to, żeby do czegoś doszło. Nie dbał o siebie, nie czarował mnie jak kiedyś, nie uwodził, nie mówił nic miłego.
W ogóle bardzo się zmienił. Stał się oschły, obojętny, jakby nieobecny. A czasem złośliwy. Tak jak wtedy. Ale tym razem przesadził. Sam mnie tą „zakonnicą” do zdrady sprowokował. Chciałam się znów poczuć kobietą, chciałam sobie i jemu coś udowodnić.
Następnego dnia czułam straszne wyrzuty sumienia Nie było fajnie. Raczej… dziwnie. W zasadzie niewiele pamiętam, bo zdrowo się wtedy znieczuliłam. Bardzo chciałam to zrobić mężowi na złość, a wiedziałam, że bez alkoholu nie dam rady. Jednak rano, gdy tylko otworzyłam oczy, uświadomiłam sobie, jak wielki popełniłam błąd. Z tym przeświadczeniem, z wielkim wstydem, poczuciem rozczarowania, porażki, rozżalenia wróciłam do domu.
Przez pierwsze dni jakoś jeszcze funkcjonowałam, ale po tygodniu, kiedy już trochę ochłonęłam i dotarło do mnie, co zrobiłam, zaczęło mnie zżerać okropne poczucie winy. Marcin zresztą też chodził jak struty. Przeraziłam się, że się domyślił, ale to przecież było niemożliwe. Nawet ludzie z pracy nie mieli o niczym pojęcia, bo zadbaliśmy z tym kolegą o dyskrecję.
Pomyślałam więc, że może Marcin ma wyrzuty sumienia przez to, jak mnie tuż przed moim wyjazdem potraktował. I gdy tak sobie tłumaczyłam jego nastrój, nagle poczułam się jeszcze bardziej winna. Bo za te kilka słów wymierzyłam mu karę niewspółmierną do winy. Przyprawiłam mu rogi. Człowiekowi, którego tak bardzo kochałam!
– Marcin, kotku… – zaczepiłam go któregoś wieczoru.
– Tak? – popatrzył na mnie z jakąś dziwną, dziecięcą nadzieją.
– Jest dzisiaj o ósmej fajny film na dwójce. Może byśmy obejrzeli?
– Chętnie… – odpowiedział, a ja zdziwiłam się, że nie poczęstował mnie żadną złośliwością. – Wiesz co? Może skoczę po wino, co ty na to?
– Ale to horror, nie żaden romans ani nic – uśmiechnęłam się.
– To kupię pół litra – zażartował.
Kupił wino. Piliśmy je, niespiesznie jedliśmy kolację i oglądaliśmy telewizję. Kiedyś, dawniej, lubiliśmy się razem bać na horrorach. Tym razem też było fajnie. Pierwszy raz od wielu, wielu miesięcy dobrze się bawiliśmy. A po wszystkim poszliśmy spać.
Leżałam obok niego i gapiłam się w ciemność. Podczas filmu na chwilę zapomniałam o mojej winie, lecz teraz znów powróciły wyrzuty sumienia. Nie spałam tej nocy spokojnie. Rano, gdy odsypiałam, obudziły mnie odgłosy dochodzące z kuchni. Kiedy do niej weszłam, zobaczyłam, że Marcin szykuje śniadanie.
– W samą porę, nie muszę cię budzić. Siadaj – zaprosił mnie eleganckim gestem do stołu i zjedliśmy razem.
Po śniadaniu kazał mi się przygotować do wyjścia, a sam posprzątał. Gdy już byłam gotowa, zabrał mnie na wycieczkę. Cieszyłabym się nawet wtedy, gdyby był to zwykły wyjazd za miasto. Ale on mnie naprawdę zaskoczył, bo pojechaliśmy do mojej rodzinnej miejscowości. Do małego kościółka, w którym braliśmy ślub.
Siedzieliśmy tam chyba z pół godziny. I żadne z nas nie odezwało się słowem. Ja tylko płakałam, a on ciężko wzdychał. Nie wiem, o czym myślał, jednak ja użalałam się nad naszym związkiem i swoją głupotą. Nad tym, jaka byłam dla męża okropna, i że go potem zdradziłam. Marcin też chyba rozprawiał się ze swoim poczuciem winy za to, co się z nami stało, bo coraz bardziej się garbił, aż w końcu schował twarz w dłoniach.
Wyszliśmy z tego kościoła odmienieni
Nic nie musieliśmy mówić, wszystko się czuło bez słów. Ten dzień był wspaniały. Pojechaliśmy na kolację, a po niej do klubu. Wytańczyliśmy się jak za dawnych czasów i wróciliśmy do domu, żeby się kochać. To, co przeżyłam tej nocy, o całe niebo przewyższało tamto marne, przygodne doświadczenie na wyjeździe służbowym. Zaczęliśmy się nawzajem odzyskiwać.
Wracaliśmy do siebie i to było wspaniałe, lecz ja ciągle miałam w pamięci swoją zdradę. Ciągle przypominało mi się, co zrobiłam Marcinowi. A im bardziej był kochany, im bardziej o mnie zabiegał – tym bardziej rosły moje wyrzuty sumienia. Nie mogłam z tym żyć, nie potrafiłam zachować tego zdarzenia w tajemnicy. Myśl, że miałabym do końcu naszych dni ukrywać przed nim taki sekret, przerażała mnie. No i w końcu postanowiłam mu o wszystkim powiedzieć.
Długo się do tego zabierałam, bo nigdy nie było odpowiedniej chwili. Czyżbym zaprzepaściła wszystko, o co walczyliśmy?
W końcu wyrzuciłam z siebie wszystko na parkingu w hipermarkecie. Marcin kupił mi wtedy w prezencie nową sukienkę. W ogóle przez cały dzień zachowywał się cudownie. Dlatego nie wytrzymałam… Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Chyba naiwnie chciałam usłyszeć coś w stylu: „Już dobrze, nic się nie stało, wybaczam ci” albo „Rozumiem, kotku, teraz już będzie okej”.
Tymczasem on milczał.
– Ja to zrobiłam z żalu, ze złości. To nie miało znaczenia! – płakałam.
W końcu westchnął ciężko.
– Uspokój się… Gosia, proszę cię, przestań płakać. Gośka! – wrzasnął,
a ja miałam wrażenie, że zaraz rozpęta się wielka awantura, ale stało się coś znacznie gorszego. – Ja też cię zdradziłem – powiedział. – I też w ten sam weekend. Bo tak jak ty się czułem. Dokładnie tak samo…
Zamurowało mnie. Nagle zrozumiałam, dlaczego po moim powrocie mąż tak dziwnie się zachowywał. Cholera, tego się nie spodziewałam! Oboje byliśmy zaskoczeni. Siedzieliśmy w aucie na parkingu i gapiliśmy się w zamazane szyby. Po paru minutach Marcin odpalił auto, poczekał, aż szyby odparują, i pojechaliśmy do domu. Bez słowa, bez jednego gestu.
Potem umyliśmy się, osobno zjedliśmy kolację i osobno, bo Marcin pościelił sobie w dużym pokoju, poszliśmy spać. Przed zaśnięciem płakałam. Byłam przekonana, że to, co się między nami zaczynało, właśnie zostało całkowicie zaprzepaszczone.
W końcu zasnęłam, jednak w nocy obudził mnie jakiś dziwny niepokój. Wstałam i poszłam do dużego pokoju. Na palcach podeszłam do kanapy, żeby sprawdzić, czy Marcin śpi. Wydawało mi się, że tak, bo miał zamknięte oczy, ale się pomyliłam.
To nam pomogło
– Nie śpię… Myślę – mruknął.
– Nad czym? – spytałam, choć przecież znałam odpowiedź.
– Nad nami – odparł. – I chyba nie powinienem być na ciebie zły. W końcu to ty przyznałaś się jako pierwsza. Ja pewnie nigdy bym ci nie powiedział, gdyby nie twoje wyznanie… Jesteś ode mnie lepsza…
Rozpłakałam się, a on natychmiast zerwał się z kanapy i wziął mnie w ramiona. Długo tuliliśmy się do siebie, jakbyśmy się bali, że ktoś nas rozdzieli. A potem Marcin wrócił do łóżka.
Tamtego wieczoru nie kochaliśmy się. Potem też nie. Przez jakiś czas oboje oswajaliśmy się z myślą, że i ja, i on byliśmy z kimś innym… Tak do końca pewnie nigdy się z tym nie pogodzimy, ale przez rok, który minął od tych
wydarzeń, rana się chyba zagoiła. Jesteśmy razem, jesteśmy szczęśliwi. Kto wie – może bez tej podwójnej zdrady nasze małżeństwo by się rozpadło? Może to było potrzebne?
Czytaj także:
„Zakochałem się w koleżance z pracy, ale zrezygnowałem z tej miłości przez głupie plotki. Prawie ją straciłem”
„Zakochała się w swoim żonatym szefie. Zwodził ją, że się rozwiedzie i kłamał, że z żoną od dawna mu się nie układa”
„Mój mąż od 5 lat jest w śpiączce. Zakochałam się w innym, mój synek go uwielbia, ale czuję się, jakbym zdradzała”