Muszę dziś znowu wyjść dziesięć minut wcześniej – spojrzałam przepraszająco na szefową. Pracowałam w salonie fryzjerskim. Do dziewiętnastej myłam, czesałam i wyczarowywałam cuda na głowach klientek. Podobno byłam w tym niezła. Niestety, do pracy musiałam dojeżdżać dziesięć kilometrów. I nie byłaby to jakaś szczególna niedogodność, gdyby nie to, że autobusów z mojej miejscowości do miasteczka, w którym pracowałam, było jak na lekarstwo. Jeden rano, dwa popołudniu i jeden wieczorem. Właśnie o dziewiętnastej.
Pani Monika wprawdzie przymykała na to oko i nic nie mówiła, ale ja czułam się głupio, wychodząc wcześniej. Czasami przyjeżdżał po mnie mój chłopak albo ojciec, ale to zależało od zmiany, na którą pracowali.
– Oj Beatka, poszłabyś na kurs prawa jazdy, kupiłabyś sobie jakiś mały używany samochód i od nikogo łaski byś nie potrzebowała – powiedziała z uśmiechem szefowa, energicznie nakładając farbę klientce.
– Nie mogę się zmobilizować – wzruszyłam ramionami – ale przydałoby się.
Postanowiłam zrobić „prawko"
W końcu zdecydowałam się. Złożyłam potrzebne dokumenty w pobliskim ośrodku kształcenia kierowców. Trafiłam na instruktora z iście anielską cierpliwością.
– Świetnie pani idzie – chwalił, gdy poprawnie przejeżdżałam kolejne skrzyżowania. – Obyśmy mieli więcej takich kursantek, a potem kierowców, to i wypadków byłoby mniej – wzdychał.
Na koniec naszych jazd stwierdził:
– Nie przewiduję kłopotów na egzaminie. Tylko proszę nie tracić zimnej krwi, a będę z pani dumny. U kogo pani zdaje?
– Nie wiem jeszcze. Ale to chyba mało istotne, prawda? Najważniejsze to prawidłowo pojechać.
– Egzaminator też człowiek – pokiwał głową mój nauczyciel. – Niestety, dziś różni ludzie się trafiają.
– Pani Beata – wywołał mnie z uśmiechem, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
Nie chciałam być nieuprzejma, bo to od niego zależał mój dalszy los, więc odwzajemniłam uśmiech.
– Zapraszam na plac.
Robił sobie sprośne żarty
Wydawało mi się, że wszystko robię dobrze... Niestety, tylko mi się tak wydawało.
– No cóż – instruktor kazał mi się zatrzymać – bardzo mi przykro, ale parkując, podjechała pani stanowczo zbyt blisko tej linii. Proszę zobaczyć – pokazał mi.
– Och, nie – zmartwiłam się. – To niewielki błąd – usiłowałam go przekonać. – Nikt nie widział, może pan przymknie oko? – prosiłam.
– Niestety, nie mogę – pokręcił głową z uśmiechem. – Ale myślę, że się jeszcze spotkamy, pani Beatko. Pierwszy raz dla kobiet jest podobno najgorszy – cieszył się z własnego żartu.
– Zdasz następnym razem – pocieszał mnie Paweł. – Mało komu udaje się przejść przez to za pierwszym podejściem.
– Tobie się udało – warknęłam ze złością na Bogu ducha winnego chłopaka.
– No, ale ja jestem mężczyzną – roześmiał się, jakby to, że jest facetem, dawało mu wyższość nad kobietą i miało jakikolwiek wpływ na zaliczenie.
– Och, zostaw mnie w spokoju – byłam wściekła. Miałam wrażenie, że specjalnie mnie oblał. – Szowinista jeden – prychnęłam.
– Kto? – zdumiał się mój chłopak. – Ja?
– Wszyscy jesteście tacy sami! – machnęłam ręką.
O nie! To znowu on!
Wpłaciłam pieniądze i zapisałam się na drugi termin. Trafiłam na tego samego egzaminatora. Tym razem plac zaliczyłam bez problemu. Zauważyłam, że mężczyzna w ogóle nie patrzył, jak ja jeżdżę. Na koniec puścił do mnie oko i kazał mi wyjechać na miasto.
– No proszę widzimy się drugi raz – zagaił rozmowę. – Przypadek czy przeznaczenie? – roześmiał się jowialnie.
– Mam nadzieję, że dzisiaj mi się uda – odpowiedziałam zestresowana, nie wdając się w dyskusję.
– To zależy tylko od pani – położył swoją dłoń na mojej.
Zdenerwowałam się. Starałam się jednak jechać uważnie.
– Na następnym skrzyżowaniu skręcimy w prawo – powiedział i tym samym tonem dodał – jest pani atrakcyjną kobietą.
– Dziękuję – bąknęłam i wyprostowałam się, bo facet zaglądał w mój dekolt.
– Trochę nieuważnie pani jeździ – stwierdził, gdy chciałam zjechać na sąsiedni pas. – Musi się pani bardziej postarać. Pani Beatko, instruktor ma zawsze rację – pouczył mnie. – Więc jak się pani zrehabilituje w moich oczach?– zapytał, gdy już zaparkowaliśmy.
– Nie rozumiem – powiedziałam zdziwiona.
– A co tu jest do rozumienia? Nie mogę zaliczyć tego egzaminu, chyba że zrobi pani coś, abym zmienił zdanie – położył rękę na moim kolanie.
– Pan żartuje?! – krzyknęłam przestraszona.
– Nie – spojrzał na mnie zimno. – Nie żartuję. Sama wiesz, że masz w oczach diabełka. Wiesz, co się robi, żeby mężczyzna był zadowolony, prawda? Więc albo zrobisz mi dobrze, albo zdajesz kolejny raz. A ja dopilnuję, żebyś była naszym częstym gościem.
– Jak pan może! – krzyknęłam. – Złożę na pana skargę!
– I tak ci nikt nie uwierzy – przytrzymał moją rękę w silnym uścisku. – Narobisz tylko sobie kłopotu moja mała, a ja zeznam, że chciałaś mnie uwieść. Obiecywałaś mi seks za zdaną jazdę – zaczął się śmiać.
Co za podły cham. Cała aż się trzęsłam ze złości
Wysiadłam z samochodu wściekła. Nie uwierzą mi, pomyślałam. Połykając łzy, wróciłam do domu. Jak on mógł... Jak on śmiał, myślałam? Co on powiedział? Że mam o oczach diabełka? Co za świnia!
W pierwszym odruchu chciałam opowiedzieć wszystko rodzicom, ale przemyślałam to i machnęłam ręką. Tylko by się zmartwili, nie chciałam ich denerwować niepotrzebnie. Musiałam wykupić dodatkowe jazdy doszkalające i spróbować znowu. Mój poczciwy nauczyciel nie mógł wyjść ze zdumienia, że jeszcze nie zaliczyłam egzaminu.
Nikomu nie powiedziałam o trzecim terminie. I bardzo dobrze, bo to był najszybszy egzamin, do jakiego przystąpiłam. Egzaminował mnie już inny mężczyzna, ale zauważyłam, że wcześniej rozmawiał z moim poprzednim egzaminatorem.
– Przed jazdą na placu sprawdzimy pani wiedzę ogólną – stwierdził.
Nawet nie udawał, że stara się być miły. Oni są w zmowie, przemknęło mi przez myśl. Dostałam zadanie, żeby zbadać poziom oleju.
– Bagnet trzeba... – zaczęłam mówić, ale już nie zdołałam dokończyć.
– Bagnet to jest na karabinie – przerwał mi gwałtownie egzaminator. – Proszę używać fachowych pojęć – powiedział nieprzyjemnym tonem.
Zdenerwowałam się i było już po wszystkim. Ręce zaczęły mi się trząść, chciało mi się płakać. Wjechałam na pachołek na placu i oczywiście nie zdałam. Teraz już miałam dość. Z płaczem dobiegłam do zakładu i rzuciłam się na fotel.
– Beatko, co się stało? – zapytała zaniepokojona pani Monika.
– Znowu nie zdałam! – wyrzuciłam z siebie, szlochając. – Mam tego dość! To już trzeci raz... – łkałam. – Wszyscy faceci to świnie!
– Powoli, powoli. Napij się – podała mi szklankę wody. – Uspokój się i opowiedz, co się stało – pogładziła mnie po włosach
Wyrzuciłam z siebie wszystkie emocje nagromadzone w ostatnich tygodniach. Mówiłam o egzaminach, jeździe na mieście, o niezaliczonym placu, wreszcie o obleśnym egzaminatorze i jego propozycji.
– Czy ja go czymś sprowokowałam? – spojrzałam na swoją szefową z rozpaczą. – Przecież jechałam dobrze, wiem to.
– Poczekaj, Beata. Chcesz powiedzieć, że proponował ci zdany egzamin za seks? – była wstrząśnięta.
– Tak – kiwnęłam głową.
– I ty uważasz, że to twoja wina?
– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Chyba tak, bo skąd miał taki pomysł?
– Dziewczyno, opamiętaj się! – krzyknęła. – Jak możesz tak myśleć? To jego wina i nie możesz inaczej uważać!
– Wie pani, jak się czułam?– znowu zaczęłam płakać. – Z tą jego ręką na mojej nodze? Jak ostatnia...
– Biedactwo – przytuliła mnie do siebie. – Czemu od razu nic nie powiedziałaś?
– Wstydziłam się – wyznałam. – Zresztą, on powiedział, że i tak nikt mi w to nie uwierzy.
– Nie można tego tak zostawić – pokręciła głową. – Niech pomyślę – zamilkła na chwilę. – Już wiem! Przystąpisz jeszcze raz do egzaminu, bo to najważniejsze.
– Nie, mam już dość – zaprotestowałam. – Nie pójdę już tam więcej!
– Tam nie pójdziesz, nie ma problemu. Przeniesiemy twoje papiery do innego miasta. Pamiętasz nazwisko tego instruktora?
– Tak. Sławomir Z.
– Dobrze – pokiwała głową. – Upewnimy się, że tam go nie będzie. Zdasz ten egzamin, a potem zobaczysz.
– Co pani chce zrobić?
Zamieścimy ogłoszenie w internecie. Przecież nie tylko ty zdawałaś egzamin u niego, prawda? Myślę, że nie do ciebie jednej startował i próbował wynegocjować swoje warunki. Zobaczymy, jak to dalej pójdzie? Bo na razie nie mamy żadnych dowodów, niestety. Tylko twoje słowo przeciwko niemu, a on ze swoją pozycją i stażem jest silniejszym przeciwnikiem. Ale głowa do góry. Damy radę.
Wreszcie zdałam egzamin
Zrobiłam tak, jak poradziła mi pani Monika. Przeniosłam papiery do innego miasta i w końcu udało się! Zdałam egzamin! Co za radość! A kiedy na ogłoszenie odpowiedziało kilka kobiet, moja satysfakcja nie miała granic.
– Nawet nie przypuszczałam, że będzie taki odzew – zaczęłam, gdy wszystkie spotkałyśmy się u pani Basi w salonie.
Wyniki naszego dochodzenia przeszły nasze najśmielsze oczekiwania.
– Miałaś szczęście, że ktoś ci pomógł – wysoka brunetka spojrzała smutnie. – Mnie zmusił do seksu. Byłam przekonana, że jeśli tego nie zrobię, to nie zdam.
– Pojechaliśmy niby na egzamin – odezwała się druga – a tak naprawdę kazał się zawieźć do lasu, a tam... No cóż, mam prawo jazdy.
– Mnie chciał wykorzystać podwójnie – opowiedziała inna. – Najpierw po nieudanym placu manewrowym zażądał 500 złotych. Zapłaciłam. Niestety, podczas jazdy usłyszałam, że jak nie będzie seksu, to i tak nie zdam! Wkurzyłam się. Oczywiście odmówiłam i oblałam. Chciałam iść na policję, ale nie miałam dowodów. A ten gość mi zagroził, że nawet jeśli to zrobię, to i tak przegram, bo to mi zależy na zdanym egzaminie, nie jemu. I to ja chciałam mu się oddać. Wyobrażacie to sobie? Takiemu staremu dziadowi!
– Ja wprawdzie nie zdawałam egzaminu, ale mieszkam niedaleko tego ośrodka i obserwuję, co się tam dzieje. Nieraz widziałam samochód do nauki jazdy w zaroślach. To chyba oczywiste, że jak ktoś ma coś na sumieniu, to próbuje to ukryć.
– Tak dalej nie może być – stwierdziła pani Monika. – Musimy to zgłosić na policję.
Złożyłam zeznania na policji
Poszłam na pierwszy ogień. Złożyłam zeznania, a za moim przykładem poszły inne dziewczyny.
– Nie możecie się tego wstydzić – przekonywała moja szefowa. – To nie wasza wina, ten człowiek nie może chodzić bezkarnie.
Odważyłam się wyznać wszystko najpierw rodzicom, a później Pawłowi.
– Jak mogłaś mi nic nie powiedzieć? – Paweł chwycił mnie za ramiona. – Ja bym mu pokazał, co to znaczy dobierać się do mojej dziewczyny!
Policjanci rozpoczęli dyskretne śledztwo. Jak można było się domyślić, wszyscy w ośrodku raptem dostali zaćmienia umysłu i nikt nic nie wiedział.
– Panienka sama to wymyśliła, bo pewnie nie zdała egzaminu – śmiał się jeden z egzaminatorów. – Często zdarzają się takie dziewczyny, wie pan, taki ostre, które próbują swoich wdzięków na nas. A odrzucone mszczą się, opowiadając później różne historie.
Do prokuratury wpływały coraz mocniejsze dowody nagabywania i wykorzystywania seksualnego kobiet. Lokalne media nagłośniły sprawę. Okazało się, że takich kobiet było więcej. Policja wkroczyła na teren ośrodka i zatrzymała podejrzane osoby. Bo to nie tylko pan Z. był oskarżony. To była cała grupa pewnych siebie mężczyzn, którzy pozwalali sobie na skandaliczne zachowanie. Egzaminatorzy podczas jazdy dotykali kobiety, wkładali ręce pod spódnice i dawali do zrozumienia, że w zamian za prawo jazdy oczekują seksu. Brali też pieniądze. I długo pewnie nikt nic by z tym nie zrobił, gdyby nie ja, a właściwie pani Monika.
– Dziękuję. Gdyby nie pani, nigdy bym się nie odważyła tego zrobić.
– To błąd dziecko. Ale ja jestem starsza i mam za sobą pewne doświadczenia – wyznała z goryczą.
– Nie rozumiem – spojrzałam na nią zdziwiona.
– Stare dzieje... Ale wciąż to pamiętam. Nikt mi wtedy nie pomógł. Facet był znajomym z pracy mojego ojca, powiedział, że nikt mi nie uwierzy. Nie poszłam na policję. Wstydziłam się. Myślałam tak jak ty, że go sprowokowałam, że to moja wina. On mnie zgwałcił i dlatego wiem, co czułaś, co czuły pozostałe dziewczyny.
– Pani Moniko – przytuliłam się do niej. – Tak mi przykro. Nie wiedziałam.
– Ważne, że mogłam ci pomóc.
Czytaj także:
„Lata w domu dziecka wyprały mnie z emocji. Czekałam na rodziców, ale nikt mnie nie chciał”
„Własna żona i dzieci traktują mnie jak przybłędę. Wnuczka boi się mnie, bo jestem dla niej obcym człowiekiem”
„Nigdy sobie nie wybaczę, że przeze mnie zginęła młoda dziewczyna. Nie zareagowałam, a później już nie zdążyłam...”