Wiecie co, kompletnie zapomniałem, że o drugiej miała przyjść ta nowa – powiedziawszy to Marek przyspieszył tempo pochłaniania sajgonek. – Głupio, jak zastanie zamknięte drzwi. Lecę.
– Poczekaj, ja też już idę – poderwała się Iwona, a jej bransoletki i kolczyki zadzwoniły ekscytująco.
– Zjedz spokojnie – mitygował ją Kamil. – Marek da sobie radę.
Spojrzała na niego wściekle.
– Przecież wiesz, że muszę dzisiaj skończyć ten katalog. Ale wy oczywiście możecie sobie tu jeszcze posiedzieć.
Wybiegła postukując niebotycznie wysokimi szpilkami.
Kamil puścił do mnie oko. Bawiło go dokuczanie Iwonie, ale nie robił tego złośliwie. Ot, takie niewinne prztyczki, jak to w gronie przyjaciół. Bo naprawdę bardzo się lubiliśmy. Chociaż Iwona, od czasu jak zadurzyła się w Marku, jakby nieco straciła poczucie humoru. Co zresztą przyjęliśmy z ulgą, bo żarty Iwony bywały naprawdę niewybredne i co rusz znajdowaliśmy jakieś kopiące prądem długopisy, poduszki-pierdziuszki i tym podobne.
Kamil odsunął pusty talerz.
– Chodź, Beata, idziemy. Też jestem ciekawy tej nowej.
Wietnamski barek, w którym się stołowaliśmy prawie codziennie, oddalony był od naszej agencji o jedną przecznicę, więc już po chwili byliśmy na miejscu.
Firma była mała, początkująca, cała mieściła się w jednym pomieszczeniu, które jeszcze do niedawna było osiedlowym warzywniakiem. Przez witrynę widać było biurka, komputery, stosy plakatów, ulotek, cały ten zgiełk, który tak uwielbialiśmy i z którego byliśmy dumni.
Jeszcze nie otworzyliśmy dobrze drzwi, kiedy Marek zawołał:
– Beata, Kamil! Chodźcie, poznajcie Magdę – będzie z nami pracowała.
– Szybko się zdecydował – pomyślałam. Ale po chwili wszystko było jasne. Magda była piękna. Jasne włosy do ramion, wielkie piwne oczy z długaśnymi, czarnymi rzęsami, delikatny rumieniec. Każdy facet chciałby widzieć przy sąsiednim biurku takie zjawisko.
– Oby tylko coś umiała – westchnęłam w duchu. – Chociaż... może ze względu na Iwonę, lepiej żeby nic nie umiała...
Zdaje się, że Iwona taką właśnie miała nadzieję, bo postanowiła od razu wrzucić nową na głęboką wodę.
– To świetnie, Marku, że tak szybko podjąłeś decyzję, bo mamy mnóstwo roboty. Myślę, że Magda mogłaby zająć się tą broszurką dla biura podróży.
– To skomplikowane, może coś prostszego na początek? – zaniepokoił się Marek.
– Jak uważasz, w końcu ty jesteś szefem – odparła Iwona. – Myślałam tylko, że szukamy kogoś do pracy, a nie do ozdoby.
Magda poczerwieniała.
– Ale ja chętnie spróbuję – powiedziała cicho nasza nowa koleżanka.
Spróbowała i... umiała. Z czasem okazało się, że na dokładkę jest szybka i pracowita. Gołym okiem widać też było, jak Marek wodzi za nią oczami.
Zaś Iwona była słodka jak cukierek i zachowywała się w stosunku do Magdy jak najlepsza przyjaciółka. Wydawało mi się to bardzo podejrzane.
– Kamil, może powinniśmy Magdę ostrzec, wiesz, że Iwona potrafi być wredna – zagadnęłam któregoś dnia.
– E tam, lepiej się nie wtrącać. Zresztą może nic nie będzie. Sama widzisz, że Iwona zachowuje się jak anielica.
– I to właśnie mnie niepokoi. Na pewno coś knuje – stwierdziłam.
Czas mijał i nic się nie działo, ja jednak cały czas czułam niepokój. Iwona była fajną koleżanką, ale lepiej było z nią nie zadzierać, bo wtedy nie przebierała w środkach. A Magda była taka łagodna i naiwna. W końcu jednak doszłam do wniosku, że Kamil ma rację. Po co się wtrącać.
Zbliżała się pierwsza rocznica powstania naszej firmy. Prześcigaliśmy się w pomysłach, jak to uczcić.
– Może gdzieś wyjedziemy? Szefie, jaki mamy fundusz reprezentacyjny? Wystarczy na wypad do Paryża? – zagajał Kamil.
– Wystarczy na wypad do Kampinosu – mruczał w odpowiedzi Marek. – Zresztą i tak nie mamy czasu.
– Chyba nie planujesz pójścia na piwo? – zaniepokoiłam się.
– Ja wiem! – wrzasnęła Iwona. – Pójdziemy na basen!
– Na basen? Zgłupiałaś! – zaprotestowałam. – Będziemy wszyscy pływać obok siebie żabką? To naprawdę ubaw!
– Oj nie, pójdziemy na taki fajny basen, z gejzerami, wodospadami, zjeżdżalniami... Powygłupiamy się, będzie inaczej.
Tak długo marudziła, aż nas przekonała. Tylko Magda miała niepewną minę.
– Nie lubię chodzić na basen. Nawet nie mam kostiumu.
– Ja mam kilka, chętnie ci pożyczę. Nie wyłamuj się, w końcu się przyjaźnimy, nie?
Znów poczułam ukłucie niepokoju. Co ta Iwona kombinuje?
Wszystko stało się jasne, kiedy z wesołymi okrzykami, trzymając się za ręce wskoczyliśmy razem do wody. A wtedy piękny biały kostium, w który ubrana była Magda zmiękł, pofałdował się i stał się szaro-przezroczysty, jak mokry papier toaletowy.
– Co za prymitywny numer... – pomyślałam. – Cała Iwona!
Na domiar wszystkiego, niby przypadkiem, na basenie znalazł się jakiś kolega Iwony z aparatem i bez przerwy pstrykał jej zdjęcia, a ona nie odstępowała Magdy na krok, robiąc wszystko, żeby ani jeden błysk flesza nie ominął zawstydzonej i skrępowanej dziewczyny.
To było głupie i żenujące. Ale co można było zrobić. Udawaliśmy, że niczego nie zauważamy, że wszystko jest w porządku.
To był błąd. Magda pewnie myślała, że zmówiliśmy się, aby ją ośmieszyć. Niestety, Iwona na tym nie skończyła.
Kiedy w poniedziałek rano weszłam do pracowni, na ścianie wisiało ogromne zdjęcie z podpisem "Pamiątka z pierwszych urodzin". Iwona starannie wybrała tę fotografię: byliśmy na niej wszyscy. Problem w tym, że na pierwszym planie były one dwie: roześmiana, opalona, pewna siebie Iwona i skurczona, prawie naga, szaro-bura Magda.
Odwróciłam się w stronę Iwony.
– Zdejmij to natychmiast! – krzyknęłam. – To jest obrzydliwe!
– A czy to moja wina, że niektórzy tak wyglądają? – rzuciła z miną niewiniątka.
– Nie udawaj głupszej niż jesteś! Wiesz przecież o czym mówię! – awanturowałam się, zamiast po prostu podejść i zerwać to zdjęcie ze ściany.
– Beata ma rację – poparł mnie Kamil, który przyszedł tuż za mną. – Tym razem naprawdę przesadziłaś.
– O co wam chodzi? – broniła się Iwona. – Przecież to jest zdjęcie, czyli obiektywna prawda.
– Gówno prawda! – nigdy jeszcze w głosie Marka nie słyszałam takiej furii. – Nie wiedziałem, Iwona, że jesteś taka podła.
Zapadła cisza. I kiedy tak staliśmy pod tym ohydnym zdjęciem, weszła Magda. Teraz widzę, że mogło to wyglądać, jakbyśmy na nią czekali. Jakbyśmy specjalnie robili wszystko, aby ją upokorzyć. Magda popatrzyła na zdjęcie i blada poszła do biurka. Opadła na krzesło i... w głuchej ciszy rozległ się dźwięk siarczystego, zdrowego bąka. Och, ta Iwonka i jej dowcipy... Nie wiem, kto pierwszy parsknął śmiechem. A potem poszło jak lawina. Myślę, że to kontrast między powagą sytuacji a głupotą Iwony spowodował ten atak. Nie mogliśmy przestać. Ryczeliśmy dalej nawet wtedy, gdy Magda zerwała się i wybiegła. Dopiero pisk hamulców i huk ucięły naszą wesołość. Magdy mimo wysiłków lekarzy nie udało się uratować.
Potem wszystko się rozpadło. Marek zamknął firmę i każde z nas poszło swoją drogą. Nie spotykamy się. Ale i tak na zawsze pozostaniemy wspólnikami. Wspólnikami zbrodni. Nieudowodnionej, bo narzędzie mordu – nasz śmiech – rozpłynęło się w powietrzu.
Więcej prawdziwych historii:
„Mój wakacyjny romans zakończył się ciążą. Przystojny Grek chciał odebrać mi dziecko zanim jeszcze się urodziło”
„Wyszłam za starego dziada dla kasy. Rodzicom mówię, że to mój teść. Jego dzieci mnie nienawidzą, ale nie wrócę do biedy”
„Wiedziałam, że zdradzał byłą żonę, ale byłam pewna, że ze mną będzie inaczej. Niedawno jego kochanka urodziła dziecko”