„Obiecałem sobie, że nie będę romansował w pracy. Ale gdy zobaczyłem ciało Alicji, nie umiałem powstrzymać sprośnych myśli”

Mężczyzna, który ma romans fot. Adobe Stock, Gregory Lee
„Ubrała się w elegancką, ale jednocześnie lekką sukienkę, podkreślającą i biust, i talię, i krągłości bioder. Ale tym, co mnie powaliło, były te wspaniałe nogi. Nie zakrywała ich długim trenem, chociaż wiele kobiet pewnie miałoby kompleksy tak zwanych grubych łydek".
/ 08.03.2023 08:30
Mężczyzna, który ma romans fot. Adobe Stock, Gregory Lee

Żadnych romansów w pracy! To była reguła, której do niedawna się trzymałem. No właśnie, do niedawna! Wprawdzie nie byłem wychowawcą żadnej z klas maturalnych, ale dzieciaki uparły się, żeby zaprosić swojego – jak to określiły – ulubionego belfra od historii na tę imprezę.

Początkowo nieco się wzdragałem, w końcu przez siedemnaście lat pracy w liceum zdążyłem się zdrowo znudzić podobnymi wydarzeniami, ale nie chciałem też robić przykrości młodzieży. A poza tym, i tak nie miałem nic lepszego do roboty. Samotny kawaler z odzysku dysponuje zazwyczaj całkiem sporą ilością wolnego czasu. Może dlatego byłem lubiany przecz uczniów – rzadko mi się dokądś śpieszyło, byłem w zasadzie cały czas do ich dyspozycji.

Na studniówkę przyszedłem kwadrans przed jej rozpoczęciem

Zająłem miejsce przy nauczycielskim stole. To jest wieczór, kiedy nawet najbardziej niepozorne dziewczęta w zaskakujący sposób rozkwitają, umalowane i odziane w wyszukane kreacje.

A przede wszystkim, praktycznie wszystkie są w spódnicach i na wysokim obcasie, co przydaje im mnóstwo kobiecości. Ale nie, nie, nic z tych rzeczy! Nigdy nie czułem pociągu do panienek w tym wieku. Dla mnie zawsze były to jeszcze dzieci. Wchodzące w dorosłość, z dowodami osobistymi, ale wciąż dzieci.

Co innego natomiast koleżanki z pracy. One również w tym dniu wyglądały wyjątkowo, zresztą na podobnej zasadzie. W pracy szare myszki, ubrane „po nauczycielsku”, a tutaj damy w sukniach i szpilkach. Który facet nie lubi sobie popatrzeć?

Lecz tym razem nie zwracałem większej uwagi ani na dobrze mi znane koleżanki, choć tak inne, ani na uczennice.

A przynajmniej do chwili, kiedy weszła ONA. Mało mi oczy z orbit nie wyskoczyły.

Zaczęła pracę w mojej szkole we wrześniu

Była piękna i w moim typie, ale nie zamierzałem się do niej zalecać. Mam zasadę, żeby nie romansować z koleżankami z pracy, bo to w sumie trochę jak kazirodztwo. Miała czarne włosy, a do tego ciemne, łagodne oczy.

Wzrostu średniego, nie była klasycznie smukła, raczej posiadała nieco ciałka – krągłe biodra i jędrne pośladki, piersi nie za duże, nie za małe, a w dodatku... świetne nogi! Takie, jakie uwielbiam u kobiet: krągłe kolana, masywne uda i te łydki.

Znam takich, którzy by powiedzieli, że są pękate, ale ja wolę określenie „pełne”. W dodatku zwężające się w wąską kostkę i drobną, zgrabną stopę. Szczerze mówiąc, urodę koleżanki odkrywałem po kawałku, bo rzadko nosiła sukienki albo spódnice, tylko na uroczystości szkolne.

Ale jednak odkrywałem...

Z tym, że robiłem to bez wielkich porywów i emocji. Ot, po prostu miałem pozytywne doznania estetyczne. W dodatku kilka razy widziałem, jak przywozi ją do szkoły jakiś facet, więc nawet gdyby chodziły mi po głowie kosmate myśli, musiałbym je schować głęboko do kieszeni.

Nie mam bowiem zwyczaju pchać palców między drzwi ani – jak to poetycko ujmuje żydowskie powiedzenie – pić wody z cudzej cysterny. Ale kiedy ją zobaczyłem w sali bankietowej, muszę przyznać, że mną szarpnęło. Przyszła sama, bez tego swojego kierowcy.

Ubrała się w elegancką, ale jednocześnie lekką sukienkę, podkreślającą i biust, i talię, i krągłości bioder. Ale tym, co mnie powaliło, były te wspaniałe nogi. Nie zakrywała ich długim trenem, chociaż wiele kobiet pewnie miałoby kompleksy tak zwanych grubych łydek.

Bo kobietom wydaje się nader często, że mężczyźni lubią te patykowate gwiazdki z ekranu, co jest w przynajmniej osiemdziesięciu procentach wierutną bzdurą. Mężczyźni lubią najróżniejsze kształty i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

Wracając jednak do tematu – sukienka kończyła się przed kolanami, i to tak, że odsłaniała też parę centymetrów uda. Alicja włożyła również zgrabne pantofelki na wysokim obcasie, choć nie kosmicznie wysokim, takim w sam raz.

Siedziałem przy stole i śledziłem ją wzrokiem, nie mogąc oderwać od niej oczu. Wyglądała po prostu olśniewająco i niesamowicie seksownie, przynajmniej dla mnie. Warto dodać, że byłem jedynym facetem bez pary w tym pedagogicznym towarzystwie. Co, oczywiście, niewiele zmieniało, poza tym, że nie miałem partnerki, która by mnie teraz szturchała w ramię i zwracała uwagę, że za bardzo się gapię.

Alicja usiadła kilka miejsc dalej, skinęła mi głową

Uśmiechnąłem się do niej, żałując, że te boskie nogi zniknęły pod długim obrusem. Pomyślałem tylko, że chyba będę chciał z nią zatańczyć. Nie chyba. Na pewno!

Poruszaliśmy się nieśpiesznie w rytm wolnej melodii. Na parkiecie pozostaliśmy my i jeszcze ze cztery pary. Młodzież wolała szybsze rytmy, ale dyskdżokej przychylił się do mojej prośby, żeby od czasu do czasu puścić coś nastrojowego.

Czułem przez koszulę piersi Alicji. Miałem ochotę mocniej ją przycisnąć, ale trzymałem się w ryzach. Po pierwsze, któryś z uczniów mógłby zwrócić uwagę, że za bardzo się tulę do pani od matematyki, a po drugie, przecież nie miałem do czynienia z singielką.

I tak mogło się komuś z boku wydawać dziwne, że tańczymy ze sobą już kolejny kawałek. Ale koleżanka wydawała się z tego całkiem zadowolona.

– Dzięki – powiedziała, kiedy skończyliśmy pierwszy taniec. – Uwielbiam się ruszać, a tutaj są wszyscy w parach. Z kolei uczniowie nie bardzo wiedzą, co ze mną zrobić na parkiecie. Chyba im się wydaje, że kobieta w moim wieku może się rozsypać.

– Bo nie wiedzą, co dobre – zaśmiałem się i ugryzłem w język, bo mogło to zabrzmieć dość obcesowo.

Lecz Alicja albo puściła to mimo uszu, albo po prostu nie zwróciła uwagi na moje słowa. A teraz, tańcząc z nią po raz kolejny, westchnąłem ciężko, myśląc o tym, że nic więcej poza tym lekkim kontaktem mnie nie czeka. Ale dobre i to.

– Coś się stało? – spytała Alicja.

– Nie, nic – odparłem.

Odszedłem pół kroku, poprowadziłem ją w nieśpieszny obrót. Kiedy znów znaleźliśmy się blisko, postanowiła drążyć temat:

– Posmutniałeś – powiedziała i dodała natychmiast. – Tylko nie mów, że nie.

Nie zaprzeczałem. Po co, skoro i tak już zauważyła?

– Powiesz, o co chodzi?

Przez chwilę zastanawiałem się, co wymyślić, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. Wreszcie zdecydowałem się na szczerość.

– Nie gniewaj się, ale tak sobie pomyślałem, że gdybyś nie była z kimś w związku, to… – nie dokończyłem, jakoś nie mogłem znaleźć odpowiednich słów.

– To co? – spytała wyzywająco, patrząc mi prosto w oczy.

– To może miałbym u ciebie jakieś szanse?

Wiem, że to zabrzmiało niezręcznie, ale nie umiałem wymyślić nić lepszego. Teraz ona milczała przez chwilę, zanim się odezwała:

– A skąd wiesz, że z kimś w ogóle jestem?

– No, widziałem przecież, że przywozi cię do pracy jakiś mężczyzna.

Roześmiała się dźwięcznie i tak głośno, że tańczący obok spojrzeli na nas.

– To tylko mój brat – poinformowała mnie. – Zdarza się, że zabiera mnie po drodze, jeśli mu akurat tak wypadnie.

Aż mnie kusiło zapytać, czy w związku z tym mogę mieć jakąś nadzieję, ale wiedziałem, że to by było już absolutne, – jak to mówi młodzież – przyburaczenie i kwas. Usiedliśmy razem. Zresztą konfiguracje przy stole zmieniały się przez te dwie godziny dość często, więc nie było w tym nic dziwnego. Nalałem jej wina, a sobie lemoniady, bo przyjechałem na imprezę autem, stuknęliśmy się kieliszkami.

– Za dobrą zabawę – powiedziała.

– I za jeszcze lepszą – uzupełniłem.

Kiedy odstawiłem szklankę na stół i usiadłem wygodniej, niechcący dotknąłem udem jej uda. Niechcący? Powiedzmy. Tak to miało w każdym razie wyglądać. Nie cofnęła nogi. A we mnie zaczęło narastać przekonanie, że ta noc może będzie jednak bogatsza w wydarzenia inne niż tylko studniówkowe tańce.

Siedzieliśmy tak kilka minut, dotykając się zewnętrznymi stronami ud, aż wreszcie zdecydowałem się, poruszyłem kolanem, przesunąłem się tak, aby spotkały się także nasze łydki. Poczułem zawrót głowy, kiedy kobieta znów w żaden sposób nie zareagowała, kiedy to się stało. To był świetny początek.

Taką przynajmniej miałem nadzieję

Najchętniej zajrzałbym w jej myśli, żeby zobaczyć, czy mnie nie podpuszcza, żeby w pewnej chwili przerwać tę grę, czy to po prostu zachęta. Poruszyłem nogą w górę i w dół, żeby poprawić jeszcze ten nasz kontakt… I nagle… Poczułem, że Alicja robi to samo. Niezobowiązujące zbytnio do tej pory zachowanie zamieniło się w coś w rodzaju pieszczoty.

Po serii dyskotekowych hitów didżej znów puścił wolny numer.

– Może zatańczymy? – zaproponowała koleżanka.

– Jasne.

Niby wszystko było tak samo, a jednak inaczej...

Na parkiecie poruszaliśmy się tak, jak przedtem, ale wyraźnie czułem zmianę w zachowaniu Alicji. Ja też na pewno tańczyłem w nieco inny sposób. Cała sytuacja zaczęła nabierać wyraźnego posmaku erotyzmu.

Przy stoliku znów siedzieliśmy blisko siebie. Teraz błogosławiłem długość obrusów, dzięki którym nie było widać, że trwamy przywarci do siebie. Na ustach Alicji błąkał się na wpół zmysłowy, na wpół ironiczny uśmieszek. Oczy, jak mi się zdawało, wyrażały zachętę...

Po północy, kiedy całkiem smaczny tort stał się już wspomnieniem, powiedziała nagle:

– Trzeba by się już zbierać, co?

To „trzeba by” sprawiło, że w duszy zawyłem triumfalnie. Nie „muszę się zbierać”, ale „trzeba by”.

– Jasne – wstałem natychmiast. – Odwiozę cię do domu. Oczywiście, jeśli pozwolisz.

– Pozwolę – zaśmiała się. – A nawet będę wdzięczna.

Mieszkała całkiem spory kawałek od lokalu, w którym odbywała się studniówka. Przez całą drogę nie mówiliśmy zbyt wiele, ale to milczenie nie było krępujące. Ja myślałem o tym, jak się do niej wprosić chociaż na chwilę. „No dobrze, odprowadzę ją do bramy” – postanowiłem w końcu. „Nic więcej nie wymyślę. Piłka w tym momencie jest po drugiej stronie kortu...”.

Zatrzymaliśmy się pod blokiem

– Dzięki serdeczne – powiedziała.

Już miałem zaproponować, zgodnie z zamierzeniem, że odstawię ją pod bramę, ale nie zdążyłem.

– Może wejdziesz do mnie na późną kawę? – to nie było nawet do końca pytanie. Powiedziała to tak, jakby była pewna odpowiedzi.

I słusznie, bo odpowiedź mogła być tylko jedna. Co było dalej? Podobno dżentelmeni na takie tematy nie rozmawiają. Nie jestem wprawdzie brytyjskim arystokratą, ale również – zgodnie z tą zasadą – nie opowiadam o podobnych sprawach. Dość powiedzieć, że spotykamy się do dzisiaj. I mam cichą nadzieję, że może być z tego coś więcej.

Powiedziałem na początku, że mam zasadę, aby nie nawiązywać romansów w pracy, prawda? No tak… Ale tego typu zasady są przecież po to, żeby je łamać. Przynajmniej raz w życiu. Ależ ta kobieta ma nogi!

Czytaj także:
„Mój eks był moim szefem. Karał mnie za to, że od niego odeszłam. Uprawiał mobbing, wykańczał mnie psychicznie”
„Przyjaciółka udawała, że jest w ciąży. Żeby to zatuszować, chciała uwieść mojego męża i wrobić go w dziecko”
„Przez żonę mojego kochanka prawie straciłam ciążę. Ta okrutna kobieta chciała mnie upokorzyć i zemścić się na mężu”

Redakcja poleca

REKLAMA