„Przyjaciółka udawała, że jest w ciąży. Żeby to zatuszować, chciała uwieść mojego męża i wrobić go w dziecko”

kobieta zazdrosna o męża fot. Adobe Stock
„Ona była w stanie zrobić wszystko, żeby zostać matką. Z własnym mężem jej nie wychodziło, to postanowiła wykorzystać mojego”.
/ 18.01.2022 18:00
kobieta zazdrosna o męża fot. Adobe Stock

Michał jest moim mężem od pięciu lat. Poznaliśmy się na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Podobał mi się od samego początku, choć trochę zniechęcał mnie wianuszek kobiet, które kręciły się koło niego każdego dnia. Michał nie był megaprzystojniakiem ani wielkim podrywaczem, miał jednak w sobie to „coś”, co sprawiało, że moje koleżanki wciąż o nim plotkowały i zastanawiały się, co zrobić, żeby się z nim umówić.

Ja z góry zrezygnowałam z podchodów, uznając, że i tak nie mam u niego szans, bo przecież taki facet mógł mieć każdą. I chociaż w głębi serca szalałam za Michałem podobnie jak reszta dziewczyn z medycyny, nie dawałam tego po sobie poznać.
W dniu naszych zaręczyn zażartował:
– Byłaś taka niedostępna, że powiedziałem sobie: muszę zdobyć tę dziewczynę. I popatrz, dopiąłem swego.

Michał do dziś sądzi, że zdobył mnie podstępem. A pobraliśmy się tuż przed końcem studiów, ku niezadowoleniu całej żeńskiej części naszego roku.

Szybko się zaprzyjaźniłyśmy

Zaraz po studiach rozpoczął staż w miejskim szpitalu na oddziale ginekologiczno-położniczym, ja natomiast wraz z Ulą, moją koleżanką z roku, trafiłam do prywatnej kliniki dermatologicznej. Chociaż na studiach nigdy nie byłyśmy blisko, w pracy szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Pomiędzy rozmowami o łojotoku u nastolatków i rozmowami o zabiegach medycyny estetycznej, zwierzałyśmy się sobie ze wszystkich małżeńskich spraw.

Ula narzekała na swojego męża, pilota wojskowego, i na to, że tak rzadko go widuje, ale też potrafiła cieszyć się z mojego szczęśliwego pożycia. Bardzo ją za to lubiłam…

Któregoś dnia w czasie przerwy obiadowej Ula wzięła mnie na stronę i wyznała:
– Marta, bardzo chcę mieć dziecko, ale mój mąż jest ciągle niedostępny. Próbujemy za każdym razem, kiedy wraca do domu, jednak nic się nie udaje. Nie wiem już, co mam robić i jestem całkiem załamana. Mam 30 lat, nie chcę być starą mamą. Sama zresztą wiesz, że im dalej w las… – urwała zmartwiona.

Rozwiązanie wydało mi się oczywiste:
– Słuchaj, Ula, może porozmawiaj z Michałem. Moglibyście ustalić wspólnie jakiś plan działania, może pomógłby ci określić dni płodne, dogadałabyś się ze swoim Markiem… Na pewno da się coś zrobić w tej sprawie.
Ula nagle rozpromieniła się:
– Naprawdę mogłabym pójść do Michała w tej sprawie? Wiesz, nie chcę, żeby wyszła z tego jakaś niezręczna sytuacja, w końcu to twój mąż… – zawahała się. – Ale nie ukrywam, że ucieszyła mnie twoja propozycja.
– Nie krępuj się, przecież jest ginekologiem, to jego praca. Jeśli z czystym sumieniem mam ci polecić jakiegoś specjalistę w tych sprawach, będzie to mój mąż – powiedziałam z przekonaniem.
Ula z radości rzuciła mi się na szyję.

Michał poważnie podszedł do swojego zadania. Zlecił Ulce serię badań, przeprowadził dokładny wywiad, ustalili razem dni płodne i wymierzyli, kiedy wypadają weekendy, w których razem z mężem powinna się mocno starać o dziecko.

Byłam zadowolona, bo przyjaciółka bardzo się dzięki temu rozpogodziła i wreszcie przestała na wszystko i wszystkich narzekać.

I oto któregoś dnia wreszcie podzieliła się ze mną długo oczekiwaną nowiną. Skakałyśmy z radości jak nastolatki. Dopiero szefowa sprowadziła nas na ziemię, wręczając karty kolejnych pacjentów.
– Nie będę już chodzić do twojego męża – powiedziała jeszcze Ula. – Koleżanka poleciła mi dobrego ginekologa, który zajmuje się prowadzeniem ciąż, poza tym nie chcę nadużywać waszej dobroci i sprowadzać naszej znajomości tylko do rozmów o… mojej macicy – zażartowała.

Jej zachowanie było bardzo dziwne

Przez kolejny miesiąc rzeczywiście nie odwiedzała gabinetu Michała, ale też niechętnie rozmawiała o swoim dziecku. Twierdziła, że nie chce zapeszać. Trochę mnie to dziwiło. Znając otwartość przyjaciółki, spodziewałam się po niej niekończących się opowieści o rosnącej „fasolce”, która w przyszłości miała stać się jej upragnionym potomkiem.

Postanowiłam jednak nie naciskać. W końcu wiele przeszła, zanim jej wielkie marzenie o macierzyństwie zaczęło się spełniać.

Zgodnie ze zdawkowymi informacjami, jakie przekazywała mi przyszła mama, wszystko szło zgodnie z planem. Aż do tamtego wieczoru…
Właśnie kończyliśmy kolację, kiedy zadzwonił telefon Michała.
– Spokojnie, musisz się opanować i opowiedzieć mi po kolei, co się stało – przemawiał do kogoś mój mąż uspokajającym tonem.
Na koniec usłyszałam tylko:
– Dobrze, spotkamy się w moim gabinecie za pół godziny.
Na pytanie, o kogo chodzi, Michał rzucił:
– To Ulka. Ma silne bóle podbrzusza i plami. Nie poprawia się od kilku godzin. Obawiam się najgorszego.

Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Michała już nie było. Zmartwiłam się bardzo i z niecierpliwością czekałam na powrót męża.

Wrócił po godzinie i zapalił pierwszego od czterech lat papierosa.
– Powiedz wreszcie, co się stało. – poprosiłam zdenerwowana. 
– Cóż – zaczął Michał, odzyskawszy swoje świetnie wytrenowane opanowanie. – Z Urszulą nie jest dobrze. Sama ją zresztą zapytaj jutro w pracy. Aha, gwoli wyjaśnienia: nie jest i nigdy nie była w ciąży. I jeszcze jedno, bardzo cię proszę, nie wysyłaj już do mnie żadnych swoich koleżanek, dobrze?

Przepraszam, kochanie, ale zaraz zaczynam dyżur – powiedział, a potem pocałował mnie w policzek i wyszedł.

Z odrętwienia wyrwał mnie dopiero dzwonek telefonu. To była Ula.
– Jesteś z siebie zadowolona? Znowu wygrałaś, zawsze wygrywasz – krzyczała.
– O co ci chodzi? Co się w ogóle stało? – jęknęłam całkiem zdezorientowana.
– Michałek jeszcze ci nie powiedział? Nie pochwalił się, jak mnie upokorzył? Możesz być spokojna, twój mężuś jest nie do ruszenia.  Bawcie się dobrze w waszym idealnym życiu i dalej prowadźcie swój idealny dom – wysyczała i połączenie zostało przerwane.

Kiedy Michał wrócił z nocnego dyżuru, opowiedział mi całą historię. Tamtego wieczoru pod drzwiami gabinetu czekała na niego zdesperowana kobieta, która chwilę później zrzuciła z siebie całą garderobę i w seksownych, czarnych kabaretkach czekała, aż mój mąż dokona aktu zdrady.

Ta sama kobieta następnego dnia nie pojawiła się w pracy. Właściwie nie pojawiła się już nigdy więcej ani w pracy, ani w naszym życiu.

Czytaj także:
„Moja wychowanka zawsze na obozie w ciążę. Jej rodzice chcą mnie teraz pozwać o alimenty”
„Przez kryzys i długi zostałem z niczym. W tajemnicy przed córką wziąłem na nią ogromny kredyt...”
„Byłam alkoholiczką, wylądowałam na dnie. Ale dopiero, gdy wytrzeźwiałam, moje małżeństwo zaczęło się rozpadać”

Redakcja poleca

REKLAMA