Nie miałam wyjścia, musiałam podjąć pracę jako sprzątaczka w biurze. Nie było łatwo znaleźć robotę, która pozwoliłaby mi utrzymać dzieci, a ta wydawała się być dobrą opcją. Z początku wszystko szło świetnie – chwalili mnie, że czysto, a ja cieszyłam się, że wreszcie mogę zarobić pieniądze. Każdy grosz był na wagę złota, bo przecież rachunki same się nie zapłacą, a dzieci też trzeba nakarmić, ubrać, no i od czasu do czasu kupić im coś ekstra – jakiś owoc, czekoladkę, zabawkę. Wszystko wyglądało dobrze, ale potem zaczęło się sypać.
Potrzebowałam jakiejkolwiek pracy
– Długo tam nie popracujesz – powiedziała Kaśka, moja koleżanka, kiedy dowiedziała się, że dostałam tę robotę. – Dziewczyny stamtąd uciekają jak poparzone! Ja bym nie ryzykowała.
– Muszę ryzykować – odpowiedziałam. – Dzieci muszą jeść, nie ich wina, że tatuś od trzech miesięcy nie daje grosza.
Kaśka westchnęła.
– Znowu nic nie daje?
– Znowu. Daniel znów gdzieś pracował na czarno, ale wyrzucili go, bo śpi do południa – wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
Kaśka przyglądała mi się uważnie, po czym dodała:
– A czemu ty go po prostu nie wywalisz z domu? Bez niego byłoby ci lepiej!
Może i byłoby, ale to nie było takie proste. Daniel stał się agresywny. Gdy coś nie szło po jego myśli, wyżywał się na nas, na mnie i na dzieciach. Wiedziałam, że jeśli kazałabym mu się wynosić, dałby mi popalić. A dzieci? Już i tak widziały zbyt wiele kłótni. Jakby tego było mało, byłam zadłużona po uszy. Zaległe rachunki za prąd i gaz wisiały nad nami jak ciemna chmura. Jeśli nie zapłacę, odetną nam media, a wtedy co zrobimy? Dlatego pożyczałam od kogo się dało, zatykałam jedną dziurę, ale zaraz robiła się kolejna. Moje życie było jak podziurawiona tkanina – stale cerowana, a mimo to zawsze gdzieś się pruła.
Praca w biurze była ciężka, ale dawała mi poczucie, że choć na chwilę łapię grunt pod nogami. Codziennie sprzątałam biurka, toalety, odkurzałam wykładziny, a ludzie w firmie chwalili mnie za dobrą robotę. Czasem słyszałam ich rozmowy, jak na przykład wtedy, gdy dwie urzędniczki rozmawiały o mnie podczas przerwy.
– Szkoda by było, jakby odeszła – mówiła jedna. – Taka porządna. Przynajmniej nie leni się jak poprzednie.
– I ładna – dodała druga. – Pewnie szef prędzej czy później będzie chciał ją przetestować.
Zamarłam. Wiedziałam, co miała na myśli. Słyszałam już wcześniej, że nasz szef, wielki facet z olbrzymim brzuchem i rzadkimi włosami, słynął z zaczepiania kobiet i składania im dwuznacznych propozycji. Mówiono, że jego ostatnia kochanka wyleciała z hukiem, a on wyparł się wszystkiego, przysięgając, że to tylko jej fantazje. Obiecał, że już nigdy nie zaczepi żadnej pracownicy. Oczywiście nikt w to nie wierzył.
Zostałam jego kolejną ofiarą
Minęło trochę czasu i wydawało mi się, że omijam szefa szerokim łukiem. Nigdy go nawet nie widziałam osobiście, więc byłam przekonana, że wszystko będzie w porządku. Jednak pewnego dnia sekretarka poinformowała mnie, że mam posprzątać gabinet szefa na końcu, bo była tam długa narada. Pomyślałam, że to nic takiego. Weszłam do środka, zauważyłam porozrzucane papiery na podłodze i pomyślałam, że przeciąg musiał je zrzucić z biurka. Zaczęłam je zbierać, będąc na czworakach, kiedy nagle poczułam coś na plecach. Nie usłyszałam otwieranych drzwi, on musiał wejść bezszelestnie.
Zanim zdążyłam zareagować, poczułam jego mocniejszy uchwyt. W ułamku sekundy zrozumiałam, że papiery na podłodze to pułapka. Sam je rozrzucił, żeby mnie złapać w tej pozycji. Poczułam, jak zaczyna mnie dotykać. Ale nie przewidział, że jestem silna. Dźwiganie zakupów, wózków z dziećmi i noszenie ciężarów z czwartego piętra dało mi trochę krzepy. Zaczęłam się bronić, kopiąc i szarpiąc, ale on był za silny.
– Bądź grzeczna, albo jutro już tu nie pracujesz! – powiedział z uśmiechem.
Wzięłam głęboki oddech, czując, jak serce bije mi jak młotem, ale starałam się zachować spokój.
– Jeśli mnie natychmiast nie puścisz, oskarżę cię! Najpierw pójdę na policję, a potem do twojej żony! – powiedziałam zdecydowanie.
Poczułam, jak jego uścisk słabnie. Powoli się wycofał, a ja wstałam, trzęsąc się cała. Usłyszałam jeszcze, jak wycedził przez zęby:
– Już tu nie pracujesz. Jak komuś piśniesz słowo, to poślę na ciebie psy. Wiesz, że potrafię się zemścić.
Zamarłam. Nie miałam wątpliwości, że mówił poważnie. Ten człowiek miał znajomości wszędzie. Mógł zrujnować mi życie, odebrać dom, dzieci, wszystko. Nie powiedziałam nikomu. Bałam się, że jeśli pójdę na policję, sprawy obrócą się przeciwko mnie. Byłam w potrzasku.
Popadłam w depresję. Przestałam wychodzić z domu. Codziennie rano wstawałam tylko po to, żeby zaprowadzić dzieci do przedszkola, a potem wracałam i kładłam się pod kocem, chcąc zniknąć. Świat przestał mieć sens. Czułam się jak rzecz, którą można wykorzystać i wyrzucić. Życie stało się bezbarwne, nie widziałam wyjścia. Kilka dni później zadzwonili do mnie z kadr. Miałam oddać przepustkę i odebrać swoje papiery. Nie poszłam. Telefon dzwonił, ale nie odbierałam. Pukało do drzwi, ale udawałam, że mnie nie ma. Byłam przekonana, że nie mogę już nikomu zaufać. A potem zdarzył się cud.
Stałam jak wryta
Zobaczyłam przed kamienicą elegancki samochód. To nie było normalne w naszej okolicy. Z auta wysiadła kobieta, tak elegancka, że od razu przyciągnęła uwagę. Ruszyła w moją stronę, a ja byłam zdezorientowana.
– Pani Dorota? – zapytała z uśmiechem.
– Tak, to ja – odpowiedziałam ostrożnie, nie mając pojęcia, kim była.
– Szukałam pani. Dlaczego nie odbierała pani telefonu?
– Przepraszam, ale... kim pani jest? – wyjąkałam, wciąż nie rozumiejąc.
– Nazywam się Ewa. Jestem żoną pana, który próbował panią skrzywdzić. Widziałam wszystko na nagraniu.
Zamurowało mnie. Nagranie? Ona wszystko widziała? Skąd?
– Zainstalowałam kamerę w jego gabinecie – wyjaśniła. – Wiedziałam, że kłamie. Ale pani była niesamowita! Pokazała pani ogromną siłę.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam tam, oszołomiona, a Ewa kontynuowała:
– Proszę mi pozwolić jakoś się odwdzięczyć. Nie zasługuje pani na to, co się stało. Mój mąż to bydlak, ale pani pokazała, że ma w sobie ogromną siłę. Nie każda kobieta by się tak zachowała – kontynuowała Ewa, patrząc na mnie z czymś w rodzaju podziwu w oczach. – Proszę, niech mi pani pozwoli pomóc.
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówiła. Stałam przed tą elegancką kobietą, która nie tylko widziała całe moje upokorzenie, ale teraz oferowała pomoc. Z jednej strony poczułam ulgę, ale z drugiej – wstyd. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. W mojej głowie kłębiły się myśli. Co ona może zrobić? Czy to w ogóle możliwe, żeby ktoś taki jak ja miał szansę na lepsze życie?
– Nie wiem, co powiedzieć... – wydukałam w końcu, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie musi pani nic mówić – Ewa uśmiechnęła się ciepło. – Chciałabym zaproponować pani coś konkretnego. Proszę mi dać szansę. Oferuję pani pracę w mojej firmie. Na pełen etat, z umową. Żadnych śmieciówek. Prawdziwa praca, z godnymi warunkami. Co pani na to?
Zamrugałam ze zdumieniem. Praca? Z umową? W firmie Ewy? Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Po miesiącach walki o przetrwanie, po tym, co się stało, nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego.
– Naprawdę? – zapytałam niepewnie, wciąż czując, że to może być tylko sen. – Pani naprawdę chciałaby mi pomóc?
– Oczywiście. Jesteś silniejsza, niż myślisz. A ja mam możliwości, żeby ci pomóc stanąć na nogi. Wierz mi, zasługujesz na to – odpowiedziała Ewa, jakby to było najprostsze i najoczywistsze na świecie.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że może rzeczywiście zasługuję na coś więcej. Może to, co się stało, nie musi mnie już przerażać. Zgodziłam się, nie wiedząc jeszcze, że to był początek zupełnie nowego rozdziału mojego życia.
Uratowała mi życie
Od tego dnia wszystko zaczęło się zmieniać. Dzięki Ewie dostałam nową pracę. Nie byłam już sprzątaczką na śmieciowej umowie. Teraz miałam normalną pracę, z normalnymi zarobkami, na które mogłam liczyć co miesiąc. Ewa pomogła mi także rozwiązać moje problemy finansowe. Z jej pomocą udało mi się rozłożyć długi na raty. Nie musiałam już drżeć na myśl o odciętym prądzie czy gazie.
Co więcej, Ewa zachęciła mnie, żebym poszukała czegoś, co zawsze chciałam robić. Zapytała mnie kiedyś, co sprawia mi radość. Zastanawiałam się chwilę, a potem odpowiedziałam, że zawsze lubiłam bawić się we fryzjerkę.
– W takim razie powinnaś to rozwinąć – powiedziała z entuzjazmem. – Jest kurs kosmetyczny i fryzjerski w pobliskiej szkole. Mogłabyś spróbować.
Z początku byłam sceptyczna. Ale Ewa nie dawała za wygraną. Z jej pomocą zapisałam się na kurs, a niedługo potem zaczęłam się kształcić. To był moment, w którym zrozumiałam, że moje życie naprawdę się zmienia.
Daniel? W końcu go wyrzuciłam. Nie potrzebowałam go już w moim życiu. Złożyłam sprawę o alimenty, a sąd przyznał mi regularne wsparcie na dzieci. Przestałam błagać o to, co mi się należało. Nie musiałam już prosić ani drżeć, czy w końcu dostanę od niego jakiś grosz.
Ewa stała się dla mnie kimś więcej niż tylko dawną żoną mojego szefa. Była moją przyjaciółką, mentorką, kimś, kto dał mi drugą szansę. Mąż Ewy próbował się jeszcze bronić, ale nie miał szans. Nagranie z ukrytej kamery zniszczyło jego karierę. Wyjechał za granicę, gdzie próbował uciec przed odpowiedzialnością, ale to mnie już nie obchodziło. Przestałam o nim myśleć.
Teraz wiem, że nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś mną pomiatał. Nigdy więcej nie dam się zastraszyć. To, co przeszłam, było najtrudniejszą lekcją w moim życiu, ale dzięki niej odkryłam w sobie siłę, której wcześniej nie znałam. Ewa powtarzała mi, że dam sobie radę, i teraz wiem, że miała rację.
Moje życie toczy się dalej, a ja idę przez nie z podniesioną głową. Codziennie uczę się nowych rzeczy, rozwijam się i walczę o lepszą przyszłość dla siebie i moich dzieci. Czasem wracam myślami do tamtego dnia w biurze i wiem, że już nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek próbował mnie złamać. Teraz to ja decyduję o swoim życiu.
Dorota, 35 lat
Czytaj także:
„Rozmowy przy książkach szybko przerodziły się w coś więcej. Przekroczyłam granicę”
„Żona zostawiła mnie po 30 latach, choć byłem dobrym mężem. Liczę, że jeszcze się opamięta i mnie przeprosi”
„Bogata siostra nie dała ani złotówki chorej matce, ale na pogrzebie płakała najgłośniej. To było żałosne”