Matki właściwie nie znałem. Zmarła na raka, gdy miałem niecałe dwa lata. Moim wychowaniem zajęła się starsza siostra, Milena. Gdy się urodziłem, miała już dwanaście lat i z tego, co wiem, jej przyjście na świat było bezpośrednim powodem ślubu rodziców, którzy wtedy ledwo osiągnęli pełnoletność. Nie kochali się, ale byli ze sobą z powodu jakichś głupich konwenansów, które nie pozwalały im się rozwieść. Męczyli się ze sobą, ciągle sobie dogryzali. Ale rozwodu nie brali.
Nie mam pojęcia, jakim cudem w takich warunkach zostałem powołany na ten świat i chyba lepiej w to nie wnikać. Tak czy inaczej mama wkrótce po moich narodzinach zachorowała na raka. Milena mówiła, że to po części musiało być i ze zgryzoty, choć ja nie wiem, czy z takich powodów można dostać nowotworu. To zresztą i tak bez znaczenia. Liczy się to, że mama umarła, a my zostaliśmy na tym świecie sami z siostrą.
Ojciec się nami w ogóle nie interesował, dla niego ważne było tylko to, żeby się upić. Nas zauważał tylko wtedy kiedy budził się skacowany i wściekły na cały świat. Pamiętam jak przez mgłę, że kilka razy uderzył Malwinę i mnie. Ale potem ona stała się duża i silna i nie pozwoliła ojcu się bić. Potrafiła także obronić mnie.
To siostra się mną opiekowała. Do czasu...
Ten brak choćby odrobiny władzy nad kimkolwiek chyba dobił mojego ojca. Teraz to już wcale nie trzeźwiał. Pamiętam, że dzień po moich ósmych urodzinach usłyszałem z jego pokoju straszne charczenie. Chciałem tam pójść i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Ale Malwina przekonała mnie, że lepiej będzie, jak pójdziemy na spacer i nie będziemy mu przeszkadzać. Gdy wróciliśmy do domu, było cicho. Bardzo cicho. Nic nie słyszeliśmy i przez następny ranek, i kiedy wróciliśmy ze szkoły i pracy.
Dopiero wtedy Malwina weszła do jego pokoju. Już nie żył. Lekarz powiedział nam potem, że się zadusił własnymi wymiocinami. Zostaliśmy sami w mieszkaniu. Sąd przyznał opiekę nade mną mojej pełnoletniej już siostrze. Kilka kolejnych lat wspominam jako najwspanialszy okres mojego dzieciństwa.
Ale w końcu pojawił się Stefan. Zamieszkał z nami. Kompletnie nie rozumiałem, co Malwina w nim widzi. Mnie od początku strasznie przypominał ojca. Może dlatego, że tak jak on często cuchnął wódką? Ale moja siostra była w nim zakochana po uszy. Jakby w ogóle nie zauważała tego, że Stefan pił. A on czuł się u nas coraz pewniej. Chciał się nawet wziąć za wychowywanie mnie. Ale ja miałem już 15 lat i nie pozwoliłem sobie dmuchać w kaszę, stawiałem mu się. Byłem przy tym pewien, że mimo wszystko Malwina weźmie moją stronę. Ale nie, ona była już całkiem zaślepiona.
– Znowu po sobie nie posprzątałeś – burknęła któregoś wieczoru. – W tym twoim pokoju, Andrzej, to całkiem jak w chlewie jest.
– Bo skarpetki leżą na podłodze? Jak ci to tak bardzo przeszkadza to powiedz temu swojemu, żeby własnych wszędzie nie rozwalał.
– To co innego. On przychodzi zmęczony z pracy…
– Chyba z baru. Z pracy wychodzi trzy godziny wcześniej. I raczej się tam nie przemęcza...
– Co ty możesz wiedzieć?! Sam nie pracujesz, jesteś na naszym utrzymaniu i jeszcze pyskujesz. Jak będziesz sam zarabiał…
– To wtedy na pewno nie będę z wami mieszkał!
Stosunki między mną a siostrą robiły się coraz bardziej napięte. Już nie byliśmy tym rodzeństwem co dawniej – kochającym i wspierającym się wzajemnie. Staliśmy się wrogami. Było jasne, że nasze mieszkanie jest zbyt małe dla nas dwojga. Dlatego jak tylko skończyłem gimnazjum, poszukałem sobie pracy w warsztacie samochodowym i wyprowadziłem się.
Z Malwiną praktycznie straciłem kontakt. Ona starała się jeszcze czasem do mnie zadzwonić, sprawdzić, czy prowadzę się dobrze. Nie wierzyłem jednak, że robi to z prawdziwej troski. Uważałem, że raczej jest zainteresowana tym, że jako moja prawna opiekunka do osiemnastego roku życia sprawdza, czy nie grozi jej wezwanie przez policję po popełnionym przeze mnie przestępstwie.
Kiedyś odwiedziła mnie w pokoiku, który wynajmowałem.
– Jak ci się tu mieszka? – Zapytała, uważnie lustrując wnętrze.
– Bardzo dobrze, bo bez was! – burknąłem. Ale ona, zamiast na mnie nakrzyczeć, jak to miała ostatnio w zwyczaju, zaczęła się tłumaczyć.
– Andrzej, musisz mnie zrozumieć… Ja… nigdy nie czułam, że ktoś mnie kocha, nie miałam właściwie dzieciństwa bo się opiekowałam tobą… A Stefan jest dla mnie dobry, kocha mnie… Ja wiem, on czasami pije, ale on też nie miał łatwo w życiu…
– Po co mi to gadasz?
– Bo chcę, żebyś mnie zrozumiał.
– Nie rozumiem. I nigdy nie zrozumiem. Idź już, bo jak nie ugotujesz obiadku Stefankowi to się biedak zdenerwuje i ci przyłoży – zakpiłem.
Gdy zobaczyłem siostrę, nie poznałem jej
Malwina wyszła, a ja już po chwili żałowałem tego, co powiedziałem. Mimo wszystko wiedziałem, jak bardzo się poświęcała, wychowując mnie. Przez długi czas pracowała w trzech miejscach naraz, żeby tylko zarobić jakoś na nas. Dlatego w pierwszej chwili chciałem za nią biec. Tylko po co? Nie mogłem pojąć, jak po tym, co przeszła z ojcem, mogła związać się z alkoholikiem?!
Moim szefem w warsztacie był pan Marian, mężczyzna, który w młodości naprawiał jeszcze samochody marki Warszawa. To on tak naprawdę nauczył mnie tego fachu, wziął pod swoje skrzydła i pilnował, żebym nie zszedł na złą drogę. Jak któregoś dnia przyszedłem do pracy niezbyt trzeźwy, wziął mnie za łeb, wsadził go pod kran z zimną wodą i tak trzymając mówił.
– Ostatni raz, gnojku, rozumiesz?! Pierwszy i ostatni raz to zrobiłeś?!
– Ale co pan robi?! Ja już mam osiemnaście lat!
– Gówno mnie to obchodzi. A jeśli kiedyś jeszcze nie wytrzeźwiejesz przed ranem, to lepiej idź na zwolnienie albo szukaj nowej roboty – puścił moją głowę. – A teraz wytrzyj łeb, zrób sobie mocną kawę i bierz się za tego fiata, co tam stoi. Jak go nie zrobisz do południa, to ci potrącę pół dniówki.
Pan Marian był srogi, ale sprawiedliwy. Nigdy nie czułem się pokrzywdzony jego decyzją i słuchałem się go we wszystkim. W myślach mówiłem na niego „dziadek”, bo ze względu na wiek mógł być moim dziadkiem. On jednak nie miał w sobie nic z łagodności starszego pana i nie wybaczał mi wszystkiego, jak to czynią dziadkowie wobec swoich wnuków. Dlatego traktowałem go bardziej jak ojca, którego nie miałem. A i on patrzył na mnie jak na swojego syna. Choć podobno miał również biologicznego, tyle że tamtego zabrała mu była żona, gdy wyjechała do Stanów.
Byłem bardzo zadowolony ze swojego nowego życia i od dłuższego czasu nie miałem już żadnych wiadomości z tego poprzedniego. Powoli zapominałem nawet o swojej przeszłości, układając sobie na nowo całą hierarchię świata. Choć nie było mi to do niczego potrzebne, zacząłem robić zawodówkę, bo tak chciał pan Marian. Kiedy już ją skończyłem, namówił mnie na technikum, mówiąc:
– Z twoim łbem, to mógłbyś nawet i na studia iść. Ale tam cię nie będę pchał. Za to jak zrobisz maturę, to się zobaczy, może cię nawet kiedyś tutaj kierownikiem zrobię.
Kiedy skończyłem dwadzieścia jeden lat i dostałem się do technikum, w warsztacie nieoczekiwanie pojawiła się Malwina. Ledwo ją poznałem. Była strzępem człowieka, którego widziałem jeszcze tak niedawno. Miała trzydzieści trzy lata, ale można jej było nawet dać pięćdziesiąt. Zrobiło mi się jej żal, wiedziałem, dlaczego tak wygląda. I byłem na nią wściekły, że przychodzi tutaj, chcąc zburzyć moje szczęśliwe życie.
– Cześć – warknąłem na jej widok. – Czego chcesz?
– To tak witasz starszą siostrę?
– Siostrę? Prawdziwa siostra wzięłaby moją stronę, rodzonego brata, a nie jakiegoś przybłędy.
– Andrzej, przestań, mówiłam ci.
– Pamiętam. Powiedz, czego chcesz, a potem sobie idź.
– Chciałam pożyczyć pieniędzy, ale widzę, że nie mam raczej co liczyć…
– Dobrze widzisz. A teraz idź i zostaw mnie w spokoju!
Malwina odeszła bez słowa, a ja wziąłem się do pracy. Nie mogłem się jednak skupić na robocie, bo cały czas miałem przed oczami obraz siostry, tak bardzo przypominający mi jedno z ostatnich zdjęć matki. Tak mnie to pochłaniało, że kiedy miałem wyprowadzić z warsztatu naprawiany samochód, przytarłem prawy błotnik o bramę. Byłem pewien, że pan Marian objedzie mnie na maksa. Ale on tylko wezwał mnie do siebie.
Była w kropce. Mój szef zaproponował pomoc
– Co jest? – zapytał.
– Sam nie wiem, co się stało. Jakiś rozkojarzony dzisiaj jestem.
– Widzę. Nigdy cię takiego nie widziałem. Co się stało?
– Nic. Po prostu nie mam dnia…
– Synek, bo ci zaraz kopa zasadzę, jak mi nie powiesz, o co chodzi.
Zrozumiałem, że nie ma sensu ściemniać. Opowiedziałem mu zatem wszystko. Myślałem, że mnie zrozumie, pocieszy. Potrafił to. Ale on tylko rzucił krótkie polecenie.
– Ściągaj łachy.
– Mam dzisiaj wolne?
– Masz wolne do czasu, dopóki nie pogadasz z siostrą, nie dowiesz się, czego jej trzeba, a potem mi nie powiesz, jak jej pomóc. No ściągaj łachy i zasuwaj do niej w trymiga!
Malwina bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła mnie pod naszym starym domem. Za to ja zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem, że pcha wózek z mniej więcej roczną dziewczynką.
– Jak ma na imię? – bez przywitania pokazałem na dziecko.
– Krysia.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Nie chciałam, żebyś myślał, że biorę cię na litość.
– Aha… To jego?
– Stefana? Tak.
– Co u niego słychać?
– Nie wiem. Ma sądowy zakaz zbliżania się do nas.
– To mogłaś mi powiedzieć…
– Co by to zmieniło?! Uznałbyś nagle, że jestem twoją siostrą, bo pozbyłam się nielubianego przez ciebie faceta? Tak?! Czyli ja dla ciebie się nie liczę, tylko ważne jest, z kim jestem!?
– To nie… tak.
– A jak?!
– No… nieważne. – zrobiło mi się głupio. – Jak mogę ci pomóc?
Malwina w tamtej chwili pewnie najchętniej przegnałaby mnie na cztery wiatry. Ale nie mogła myśleć tylko o sobie. Musiała też myśleć o Krysi. A jej sytuacja była fatalna. Stefan stracił pracę i pożyczył jakąś grubszą kasę od ludzi, którym lepiej nie podawać ręki. On był bez grosza, ale goście dowiedzieli się o jego córeczce i Malwinie. Teraz ona musiała im spłacać dług, bo zagrozili, że jeżeli tego nie będzie robić, Krysi coś się stanie. Dlatego przyszła do mnie pożyczyć pieniądze.
Nie miałem przy sobie odpowiedniej kwoty, ale obiecałem, że załatwię kasę na następny dzień. Musiałem tylko poprosić pana Mariana, żeby mi wypłacił z góry za dwa miesiące. Byłem pewien, że nie będzie miał nic przeciwko, zwłaszcza kiedy mu opowiem historię. On jednak powiedział:
– Nie dam ci tej kasy.
– Ale… dlaczego?
– Bo to bez sensu. „Ludzi z miasta” w zasadzie nie sposób spłacić. Będą chcieli następną dolę. Chyba, że ja wam pomogę. Dlatego twoja siostra musi się przeprowadzić do ciebie.
– Zaraz? Ja mam mieszkać w jednym pokoju z Malwiną i małym dzieckiem?! – przestraszyłem się.
– A co, ona ci tyłka nie podcierała i nie niańczyła, jak byłeś mały?
– No tak, ale… Ja się sam ledwo mieszczę w tym pokoiku.
– Jeszcze dzisiaj go zwolnisz i zamieszkasz u mnie. Na piętrze mam dwa pokoje z łazienką, na cholerę mi to? Jutro zainstalujesz tam siostrę – pan Marian widać miał już w głowie szczegółowy plan i teraz tylko wydawał polecenia. – Sprzedacie mieszkanie, znajdę wam szybko kupca. Zorientuję się też, za jaką kasę ci ludzi gotowi są dać spokój twojej siostrze. Ale obawiam się, że pójdzie na to większość pieniędzy z mieszkania.
Nie sądziłam, że sprawa jest tak poważna
Wiedziałem, że z panem Marianem się nie dyskutuje i najlepiej się jest go posłuchać. Malwina miała trochę wątpliwości, ale tak była zmęczona całą tą sytuacją, że się nie opierała. Przeprowadziliśmy się w trójkę do domu mojego szefa. On sprzedał nasze mieszkanie i zajął się negocjacjami z ludźmi z miasta. Na spłatę długu Stefana poszła jedna trzecia pieniędzy za nasze stare lokum. Reszta starczyłaby na jakąś kawalerkę. Nawet chciałem dać te pieniądze Malwinie, żeby coś kupiła, ale pan Marian się zdecydowanie sprzeciwił.
– Nic z tego, nie zostawisz jej samej.
– Ale szefie… Przecież teraz to ja będę jej pomagał…
– Jej nie potrzeba pomocy raz na tydzień. Ona musi mieć pomoc na stałe. Będziecie mieszkać u mnie.
– Szefie… Krysia jest super, ale mnie głowa puchnie od jej płaczu.
– Gówno mnie to obchodzi. Jesteś to winien siostrze. Poza tym to twoja najbliższa rodzina, a… rodzina jest najważniejsza.
– To po co się szef rozwiódł?
– To nie ja się rozwiodłem, to żona mnie rozwiodła. I miała rację, bo to mądra kobieta była. A ja wtedy chlałem jak głupi. A dzięki temu rozwodowi to i ja na nogi stanąłem, a i ona z synem mogli jakoś dalej żyć.
– A nie mogli żyć z szefem? – zapytałem autentycznie zaciekawiony, bo do tej pory pan Marian nigdy mi o sobie nie opowiadał.
– Nie. Bo za dużo się popsuło – w jego oku zakręciła się łza. – Dlatego bez gadania, pieniądze na lokatę, a mieszkacie u mnie. A jak się wyprowadzacie, to tylko we dwoje.
Nie protestowałem już dłużej i powiedziałem Malwinie, co zaproponował mój szef. Ucieszyła się chyba, choć uśmiechnęła się blado. Wyglądała na jeszcze bardziej wykończoną niż wtedy, gdy przyszła do mnie po pożyczkę. Ale pomyślałem, że to wszystko przez kłopoty z „byłym”, no i Krysię, która dawała nieźle popalić. Nie przypuszczałem wtedy, że przyczyna kryje się gdzie indziej. I że jest aż tak poważna...
O tym, że moja siostra jest chora na raka, dowiedziałem się pół roku po tym, gdy wprowadziliśmy się do pana Mariana. Malwina sama mi to powiedziała. Tłumaczyła, że nie chciała mówić mi wcześniej, żeby mnie nie martwić. Ale właśnie się dowiedziała, że zostało jej tylko kilka miesięcy życia. I umrze spokojnie, jeśli jej obiecam, że zajmę się Krysią.
Takiej prośbie nie mogłem odmówić. Jeszcze za życia Malwiny udało się mnie ustanowić opiekunem prawnym jej córeczki. Nie było też problemu z ostatecznym pozbawieniem praw rodzicielskich Stefana.
Moja siostra umarła bardzo szybko. Nie zdecydowała się na leczenie, bo onkolodzy mówili, że to tylko przedłuży jej życie o najwyżej kilka miesięcy, za to przysporzy ogromnych cierpień. Mówiła, że nie chce, by w pamięci Krysi pozostało jej cierpienie. Dlatego nie broniła się przed śmiercią, a ta, jakby z uprzejmości, zabrała ją cicho, we śnie.
Od jej pogrzebu stałem się młodym ojcem. Pan Marian wspierał mnie dzielnie, ale ja i tak nie dawałem sobie rady. Myślałem nawet o tym, żeby oddać Krysię do adopcji, że to ostatnia chwila na to, by mogła trafić do nowej rodziny. Ale pan Marian postawił mnie znów do pionu.
– Tego, co z tobą zrobię, jak oddasz Krysię do adopcji, to nawet nie chcesz wiedzieć – oznajmił wprost. – I nie marudź, że ci ciężko samemu. Dla faceta najgorszy jest pierwszy rok z życia dziecka, góra dwa, a potem to już tylko sama radość. Ciesz się, że masz taką mądrą dziewczynkę. I nawet się nie waż myśleć, żeby oddać moją wnusię komukolwiek. Ja już nawet mam dla niej wymyśloną przyszłość – oświadczył. – Ona będzie lekarzem, bo to jest bardzo mądra dziewczynka.
– A nie pomyślał szef o mnie? Jak ja sobie życie z kimś ułożę, jak będę miał takie coś na karku.
– Ułożysz sobie Andrzejku, ułożysz. I to dużo lepiej, niż gdybyś miał sobie ułożyć bez niej. Widzę te głupie siksy, co się koło ciebie kręcą. Toto nawet spojrzenia nie warte. A jak będziesz miał takiego aniołka, to tylko ci się może wartościowa kobieta trafić, co to wszystko doceni…
Pan Marian miał rację. Teraz Krysia ma osiem lat i na samych piątkach leci. Nie wiem, czy będzie lekarką, ale kto wie? Zwłaszcza, że mała ma we krwi opiekę nad innymi. W tym nad swoją siostrzyczką, Malwiną, która ma dziś ledwie roczek. Potrafi ją nawet przewinąć, mówiąc do niej:
– Masz najpiękniejsze imię świata. To po mojej mamusi.
Czytaj także:
„Wychowałam syna mojej siostry, bo przeszkadzał jej w podbojach miłosnych. Po latach oskarżyła, że jej go odebrałam”
„Gdy nasi rodzice zmarli, wychowywała nas starsza siostra. Poświęciła swoją młodość, żebyśmy nie trafili do domu dziecka”
„Siostra ma do mnie żal, że mi się powiodło. Tylko gdy ja harowałam, ona jedynie wyciągała rękę po więcej”