„Wychowałam syna mojej siostry, bo przeszkadzał jej w podbojach miłosnych. Po latach oskarżyła, że jej go odebrałam”

kobieta załamana powrotem siostry fot. Adobe Stock
„Aldona nie zajmowała się Michałem i imprezowała. W końcu chciała go oddać do domu dziecka, żeby wyjechać za granicę z nowym kochankiem. Latami byliśmy dla niego rodzicami zastępczymi. Od razu wiedziałam że nagłe zainteresowanie Aldony nie znaczy nic dobrego...”
/ 30.03.2021 09:16
kobieta załamana powrotem siostry fot. Adobe Stock

Usiadłam przy stole i zaczęłam przeglądać pocztę. W stercie rachunków znalazłam pocztówkę od Michała. Trzy dni temu pojechał w podróż poślubną do Barcelony. Przebiegłam wzrokiem po tekście, po czym przypięłam widokówkę magnesem do lodówki. Kochany Michałek… Siostrzeniec, a bliski mi jak rodzony syn. Nie wahałam się ani chwili, kiedy poprosił mnie i mojego męża o pomoc w organizacji swojego ślubu. Byłam szczęśliwa, że mogę z nim świętować tak ważny dzień, a gdy na weselu Michał poprosił nas o zatańczenie wraz z młodą parą do piosenki dla rodziców…

Och, na samo wspomnienie szklą mi się oczy. Oboje z Mietkiem bardzo się wzruszyliśmy

Wychowywaliśmy Michała, odkąd skończył trzy lata. Mojej siostrze dziecko nie było potrzebne do szczęścia. Tak powiedziała. Gdybyśmy go nie wzięli, Michaś wylądowałby pewnie w domu dziecka. Aldona od początku nie radziła sobie macierzyństwem. Gdy domyśliłam się, że jest w ciąży, od razu spytałam, co zamierza.

– Nie chcę tego bachora. Podobno mam czas do dwunastego tygodnia – odparła.

Moja siostra prowadziła, delikatnie mówiąc, swobodny tryb życia, nie wiedziała nawet, kto jest ojcem jej dziecka. Strasznie na nią nakrzyczałam. Chyba nigdy wcześniej tak się nie wściekłam. Sama byłam już mamą i nie wyobrażałam sobie, jak można w ogóle pomyśleć o przerwaniu ciąży, o zabiciu własnego dziecka. Zwłaszcza że Aldona nie miała żadnych innych powodów poza tym, że dziecko „rozwali jej życie”. Przekonywałam, że wszystko się ułoży, że jej pomogę. A w głębi ducha modliłam się, by to dziecko odmieniło moją siostrę.

– Kiedy tylko przytulisz do siebie takiego maluszka, wszystko inne przestanie być ważne. Zobaczysz – przekonywałam.

A jednak się myliłam. Aldona źle znosiła ciążę, psychicznie i fizycznie. Przytyła osiemnaście kilogramów i nie mogła znieść tego, że nie jest już tak atrakcyjna jak kiedyś. Nienawidziła „obcego” w swoim brzuchu; kolejny cytat z Aldony. Po urodzeniu Michałka od razu skupiła się na tym, by wrócić do dawnej formy i urody. Kiedy mały skończył sześć miesięcy, oddała go do żłobka i wróciła do pracy. A Michaś ciągle chorował. W końcu powiedziałam Aldonie, że się nim zajmę. Byłam na urlopie wychowawczym i spokojnie mogłam opiekować się jeszcze jednym niemowlakiem.

– Masz stalowe nerwy – powtarzała z niechętnym podziwem, kiedy Michałek płakał i trudno go było uspokoić. – Ciągle się drze!
– Ma kolki – tłumaczyłam – to normalne, że płacze. Jest jeszcze malutki, układ trawienny dopiero uczy się pracować.

Wyjaśniałam, starałam się pomagać, doradzać, ale jakbym rzucała grochem o ścianę

Serce mi pękało, kiedy patrzyłam, jak Aldona traktuje Michałka. Nie spędzała z nim więcej czasu, niż to było absolutnie konieczne. Wszystko robiła mechanicznie. Jedzenie, przewijanie, odkładanie do łóżeczka. W jej gestach próżno by szukać matczynej miłości. Miałam wrażenie, że oporządza Michałka, a nie się nim opiekuje. A mały rósł i coraz więcej rozumiał. Od urodzenia spędzał więcej czasu ze mną, niż ze swoją matką.

– Zobaczysz, ta kukułka któregoś razu podrzuci nam go na dobre – wieszczył mój mąż.

Dziecko było przeszkodą w drodze do nowego życia Tego dnia wychodziliśmy właśnie po zakupy, kiedy Aldona przywiozła do nas Michałka.

– Musicie z nim zostać, błagam, mam rozmowę w sprawie pracy – nalegała.
– Ale my… – zaczęłam. Nie pozwoliła mi dokończyć.
– Sama mówiłaś, że zarabiam grosze, a przecież muszę utrzymać dziecko. Więc teraz bądź konsekwentna.

Umiała odwracać kota ogonem. Zgodziłam się, by kilka dni później dowiedzieć się, że siostra mnie okłamała. Podrzuciła nam Michałka, a sama poszła na jakąś imprezę. Nasza wspólna znajoma widziała Aldonę tamtego wieczoru. Migdaliła się z nowym facetem. Boże, nasi rodzice przewróciliby się w grobie, gdyby wiedzieli, na jaką puszczalską egoistkę wyrosła ich młodsza córka.

– Nie nadaję się na matkę, a to twoja wina, że nią jestem – oświadczyła mi bezwstydnie, gdy na nią naskoczyłam z pretensjami. – Ja bachora nie chciałam, to ty mówiłaś, jakie to szczęście. Nie dla mnie. Poznałam kogoś i chcę wyjechać z nim do Włoch. Ma mi załatwić pracę w hotelu. Rozumiesz, że nie mogę wziąć ze sobą Michałka. Musi zostać u ciebie.

Nie mieściło mi się w głowie, jak można ot tak porzucić swoje dziecko

Aldona niby twierdziła, że po Michasia wróci, jak się tam urządzi, lecz ja czułam, że mówi to tylko dlatego, żebym się zgodziła. Oczywiście, że się zgodziłam. Miałam inne wyjście? Aldona wyjechała i prawie dwa miesiące nie dawała znaku życia. W końcu zjawiła się w Polsce, ale tylko po to, żeby zapytać, czy ja i Mietek zostaniemy rodziną zastępczą dla jej syna.

– Tak ładnie się u was chowa. Zaprzyjaźnił się z Tosią, są jak rodzeństwo – przymilała się.
– Aldona, na litość boską, opamiętaj się, to twój syn! – jeszcze, naiwna, próbowałam przemówić jej do rozsądku.

Kochałam Michałka jak własne dziecko, uważałam jednak, że mały powinien mieszkać z rodzoną matką. Aldona tylko wzruszyła ramionami.

– Nie chcesz, nie będę cię błagać. Załatwię mu miejsce w jakimś ośrodku.
– Po moim trupie! – przeraziłam się.

Moja siostra była nieobliczalna i na złość mnie naprawdę mogłaby oddać syna w obce ręce. Przekonałam Mietka, Aldona szybko załatwiła formalności i tak zostaliśmy z moim mężem zastępczymi rodzicami Michasia.

Aldona dwa razy do roku odwiedzała syna

Za każdym razem przywoziła mu drogie prezenty, jednak nigdy już nie wspomniała o tym, że chce zabrać go do siebie. Sama mnie namówiła na przygarnięcie Michałka! Czas leciał, minął, nie wiedzieć kiedy. Michaś dorósł, ożenił się… Z nostalgią i dumą popatrzyłam na przypiętą do lodówki pocztówkę od niego. Naraz Bingo zaczął niemiłosiernie szczekać. Ktoś wszedł do domu od strony ganku. W przedpokoju natknęłam się na… Aldonę.

– A co ty tu robisz?! – zrobiłam wielkie oczy.
– Przyjechaliśmy z Erykiem na pogrzeb jego matki. Ja zostaję w Polsce, on wraca. Rozstajemy się – poinformowała mnie z taką miną, jakby to była moja wina.
– Przykro mi, ale nie wiem, czemu mi o tym mówisz. Nie kontaktujemy się, odkąd twój syn stał się pełnoletni.
– Bo mi go odebrałaś! – rzuciła absurdalnym oskarżeniem. – Nastawiłaś go przeciwko mnie! Od postronnych osób muszę się dowiadywać, że Michał się ożenił. Szkoda, że zapomnieliście mnie zaprosić – dodała, wykrzywiając usta w brzydkim grymasie.
– To była decyzja Michała – ucięłam krótko.
– Ale to mój syn, nie twój! To ja jestem jego matką, to ja powinnam go błogosławić w takim dniu, a nie ciotka.

Zwariowała. Teraz sobie przypomniała, że ma syna?

Gdzie była, jak Michał dorastał, gdy jej potrzebował, gdy za nią tęsknił? Stworzyliśmy mu z Mietkiem rodzinę, daliśmy dom, ale przecież wiem, że w głębi serca zawsze się czuł porzucony i odrzucony przez własną matkę. Zraniła go na całe życie.

– Jak mówiłam, zostaję w kraju i zamierzam odzyskać syna. Nie waż się mi przeszkadzać – ostrzegła, nim wyszła. – Nie pozwolę, żebyś go dalej ode mnie separowała.

Co ja niby robiłam? Separowałam ją od syna? Odbiło jej? Nie wierzyłam własnym uszom. To jej święte oburzenie, to nagłe przebudzenie matczynych uczuć było mocno podejrzane. Coś musiało się kryć za jej powrotem, bo przez lata Aldonie nie zależało na nikim, oprócz niej samej. Dałabym sobie rękę uciąć, że nie szuka Michała bezinteresownie. Co nie znaczy, że zamierzałam jakoś jej przeszkadzać. Michał był w końcu dorosły i miał własny rozum. Tyle że ona stawała się coraz bardziej natarczywa. Uważała, że coś jej się od mnie należy, że powinnam wstawić się za nią u syna.

A kiedy Michał już wrócił z Barcelony, zaczęła go nachodzić. Gdyby naprawdę jej na nim zależało, dałaby mu czas na oswojenie się z nową sytuacją, na zastanowienie się, na uporanie z emocjami, jakie musiało wywołać jej nagłe pojawienie się w jego życiu. Nie naciskałaby tak bardzo. Ale niecierpliwa Aldona zachowywała się tak, jakby jutra miało nie być, a póki dziś trwa, ona jest pępkiem istniejącego świata. Skoro zrozumiała swój błąd, skoro przeprosiła, wyraziła skruchę, należało jej się odpuszczenie win jak psu kość.

Aldona to wyrachowana, zimna manipulantka

Kłopot w tym, że ta skrucha mojej siostry była bardziej teatralna niż szczera. Niemal na kolanach błagała Michała o przebaczenie, wystawała pod jego blokiem, wydzwaniała i esemesowała. Mówiła, że była za młoda, że nie dorosła do roli matki, ale teraz chce nadrobić stracony czas.

– Ta sprawa śmierdzi na kilometr – skwitował jej zabiegi Mietek.

Myślałam tak samo i martwiłam się o Michała, o to, że Aldona znowu go skrzywdzi. Dlatego postanowiłam zadzwonić do Eryka. Liczyłam na to, że mąż Aldony, facet szczery i bezpośredni, zdradzi mi prawdziwą przyczynę jej powrotu.

– Co się między wami wydarzyło? Dlaczego Aldona wróciła? – spytałam prosto z mostu. On bez owijania w bawełnę odpowiedział:

Rok temu zdiagnozowano u Aldony parkinsona. Choroba będzie postępować. Aldona sobie wymyśliła, że syn się nią zajmie.

Wiedziałam! Rany boskie, wiedziałam! Mojej siostrze palił się grunt pod nogami i dlatego postanowiła wrócić. Kłamała, że stęskniła się za synem, a tak naprawdę do powrotu zmusiła ją choroba. Eryk był takim samym egoistą jak Aldona i nawet się z tym nie krył. Przywiózł ją do Polski, żeby pozbyć się problemu. Powiedział mi, że chce jeszcze korzystać z życia, a chora partnerka nie dotrzyma mu kroku. Pozbył się Aldony jak starego mebla. W sumie to było mi jej żal. Nie miała nikogo, kto naprawdę by ją kochał. Ale w życiu jest tak, że dostajesz tyle, ile dajesz. Karma wraca.

Całe życie była nieczułą egoistką, nigdy nie potrafiła wykrzesać z siebie krzty miłości dla własnego syna, więc nie miała prawa oczekiwać od niego troski i opieki teraz, gdy jej się noga powinęła. Powiedziałam mu o chorobie matki. Powinien wiedzieć i sam zdecydować. Aldona rzecz jasna strasznie się wściekła i próbowała wzbudzić we mnie poczucie winy.

– To wszystko przez ciebie! Michał nie chce mnie znać! Co mu nagadałaś?
– Prawdę. Wiem, że jesteś chora, rozmawiałam z Erykiem…
– Szpiegujesz mnie?! – rozdarła się, a potem rozpłakała. – Tak, jestem chora, to prawda – chlipała. – Bardzo, nieuleczalnie. Musicie mi pomóc, nie mam nikogo innego, jesteście moją jedyną rodziną!

To była prawda, tyle że samo pokrewieństwo to za mało. Więzi nie biorą się znikąd, trzeba je pielęgnować, dbać o nie. Ona tego nie robiła, więc zwiędły i uschły. Strategia brania na litość ich nie ożywi.

– Przykro mi, że jesteś chora. Naprawdę – powiedziałam. – Rozmawiałam już na ten temat z Michałem. Pomożemy ci finansowo, w razie potrzeby opłacimy pobyt w jakimś ośrodku, jeśli będziesz chciała, albo wynajmiemy pielęgniarkę…
– Co?! Chcecie mnie oddać do przytułku? To może od razu mnie zabijcie!

Dalsza rozmowa z nią nie miała sensu, bo Aldona zaczęła bluzgać. Znowu usłyszałam, że ukradłam jej syna, że zrobiłam mu pranie mózgu. Michała zaś nazwała niewdzięcznym gnojkiem. Boże… Ten chłopak tęsknił za nią całe dzieciństwo! Mimo naszych starań rósł ze świadomością, że rodzona matka go nie chciała ani nie kochała. Bo co z tego, że staraliśmy się ją jakoś tłumaczyć, zwłaszcza gdy Michaś był mały, a potem próbowaliśmy mówić o niej dobrze. Ona dobrowolnie zniknęła z jego życia! Wykreśliła się na własne życzenie.

Nic dziwnego, że Michał nie umiał jej wybaczyć ani nie poczuwał się do opieki. Szczególnie że ona jej właściwie żądała. Wróciła do nas tylko z powodu choroby. Inaczej pewnie nadal udawałaby, że nie istniejemy. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę z tego, że Aldona z każdym miesiącem, rokiem, będzie słabsza i bardziej zniedołężniała. Próbuję przekonać Michała, żeby dał jej szansę dla spokoju własnego sumienia, ale on stanowczo odmawia. Może z czasem złagodnieje. Choć nie ma pewności, bo Aldona swoją postawą po powrocie jeszcze mocniej syna do siebie zraziła. A przy jej charakterze wraz z rozwojem choroby będzie tylko bardziej nieznośna, zgorzkniała i… samotna. Mojej pomocy nie chce, co nie znaczy, że się do niej rwę. Uważa mnie za wroga i zdrajczynię. Nie wiem, co z nią dalej będzie. Życie wystawiło mojej siostrze słony rachunek za egoizm i wygląda na to, że teraz będzie musiała go zapłacić. Sama. I nie chodzi o pieniądze. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja synowa to znana ginekolożka, która ma problemy z własną płodnością
Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa, ale i tak nie mam spokoju
Próbowałam żyć w chorym trójkącie - ja, Adam i jego matka

Redakcja poleca

REKLAMA