„Boję się, że zostanę samotną matką. Mąż nie potrafi zrezygnować z adrenaliny, nawet śmierć kolegi tego nie zmieniła”

Zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Kocham go bardzo i chcę dożyć z nim późnej starości. Tylko czy to się uda? Kiedyś byłam dumna, że mój chłopak nie jest nudny jak flaki z olejem, ale teraz trzęsę się, że zostanę samotną matką, bo te jego występki wpędzą go do grobu”.
/ 21.02.2022 07:50
Zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Jest wariatem, ale poza tym cudownym człowiekiem. Kocham go bardzo i chcę dożyć z nim późnej starości. Tylko czy to się uda? Marek zawsze lubił ryzyko i rywalizację. Kiedy się poznaliśmy – a było to na pierwszym roku studiów – korzystał z każdej okazji, by się sprawdzić w ekstremalnych sytuacjach.

Nigdy nie zapomnę, jak któregoś dnia urządziliśmy imprezę w akademiku. Założył się wtedy z kolegami o dwie stówy, że przejdzie z balkonu na balkon, trzymając się barierek. To było czwarte piętro, więc wszyscy myśleliśmy, że żartuje. Ale on mówił poważnie.

Zawiesił się na rękach i rozpoczął wędrówkę. Stałam na dole i głośno mu kibicowałam. Dziś uważam, że ten wyczyn to była totalna głupota i nieodpowiedzialność, ale wtedy naprawdę mi się to podobało.

Ba, byłam dumna, że mój chłopak nie jest nudny jak flaki z olejem, tylko ma polot i fantazję. Ale im byłam starsza, tym mniej mi się podobały wariactwa Marka. Zachwyt zastąpił strach o jego zdrowie, a nawet życie.

Nie przyznawałam mu się jednak do tego. Bałam się, że jak zacznę histeryzować, to mnie zostawi. Kiedyś powiedział mi, że kocha mnie między innymi za to, że toleruję jego zamiłowanie do ryzyka i przygody, nie urządzam scen.

A ja nie chciałam, żeby przestał mnie kochać. Zamierzałam spędzić z nim resztę życia. Poza tym liczyłam na to, że Marek wkrótce sam skończy z tymi wszystkimi wyskokami i z szalonego chłopaka zamieni się w odpowiedzialnego mężczyznę.   

Nawet wypadek przyjaciela potrafił zbagatelizować

Ślub wzięliśmy niedługo po skończeniu studiów. Niestety, Marek zamiast się uspokoić, coraz bardziej się rozkręcał. Nie było ekstremalnego sportu, którego by nie spróbował. Dobrze zarabiał, więc stać go było na to. Skoki spadochronowe, paralotnia, wspinaczka, wyścigi motocyklowe…

A na co dzień szybka jazda samochodem… Dotarło do mnie, że jeśli mu nie powiem, co naprawdę czuję, to nigdy z tym nie skończy. Któregoś dnia przyznałam mu się więc, że przed każdą jego szaleńczą wyprawą drżę ze strachu i modlę się, żeby wrócił cały i zdrowy, że nachodzą mnie coraz czarniejsze myśli.

Dlatego chcę, żeby przestał żyć na krawędzi i znalazł sobie jakieś bezpieczniejsze hobby. Miałam nadzieję, że to go poruszy albo chociaż zmusi do myślenia. Tymczasem on wpadł w złość. Krzyczał, że nigdy nie zrezygnuje ze swoich pasji, że czuje się zawiedziony i oszukany.

Bo myślał, że go rozumiem. Już miałam mu powiedzieć, że także liczyłam na zrozumienie, ale się powstrzymałam. Czułam, że to nic nie da. Potem jeszcze kilka razy próbowałam wrócić do tematu, ale szybko kończył rozmowę.

– Nie potrafię żyć bez adrenaliny! Jak chciałaś mieć w domu kanapowego pieska, to trzeba było się rozejrzeć za innym facetem – mówił, zaciskając pięści ze złością.

– Ale ja kocham tylko ciebie. Nad życie. Na samą myśl, że coś ci się stanie, albo nie daj Boże, zginiesz, płakać mi się chce – mówiłam ze łzami w oczach.

– Śmiertelne wypadki zdarzają się wszędzie, nawet w domu. Kuchenka gazowa może przecież wybuchnąć albo sufit się zawalić. Przestań więc myśleć o tym, co się może stać, i zajmij się swoimi sprawami – ucinał. 

Trzy lata temu wstąpiła we mnie nadzieja…

Najlepszy przyjaciel Marka miał poważny wypadek na motorze. Przeżył, ale spędził w szpitalu wiele miesięcy. I ostatecznie wylądował na wózku inwalidzkim. Wiem, że nieładnie jest cieszyć się z cudzego nieszczęścia, ale wtedy naprawdę się ucieszyłam.

Łudziłam się, że to otrzeźwi męża. Zrozumie, że nie warto kusić losu. Przecież spotkało to nie jakiegoś anonimowego faceta na drugim końcu świata, tylko najbliższego kumpla. Nic z tego!

– Paweł stracił koncentrację i za to zapłacił. Takie jest życie – wzruszył ramionami Marek.

– Tobie się też to może przydarzyć! – zdenerwowałam się.

– Mnie? Nigdy! Ja jestem niezatapialny – odparł z pewnością w głosie.

Rzeczywiście, choć igrał z losem, nigdy nie miał żadnego wypadku. Kilka siniaków, jakieś zadrapania i tyle. Po tamtej rozmowie postanowiłam zmienić taktykę. Już nie prosiłam, nie przekonywałam, ale próbowałam go odciągnąć od tych jego szaleństw.

Gdy zapowiadał, że gdzieś się wybiera, wymyślałam mu jakieś pilne zajęcia lub sprawy do załatwienia. Zadziałało, ale na krótko. Po kilku tygodniach przejrzał mój plan i z uśmiechem odpowiadał, że zajmie się tym od razu jak wróci.

Jak widziałam ten uśmieszek, to sama miałam ochotę go zabić. Tydzień temu usłyszałam w gabinecie lekarskim, że jestem w ciąży. W dwunastym tygodniu. Gdy powiedziałam o tym Markowi, wprost oszalał ze szczęścia.

– Rozumiem, że teraz zrezygnujesz z tych swoich ekstremalnych sportów. Musisz myśleć o dziecku – powiedziałam, gdy już nieco ochłonął.

– O Boże, Ada, a ty znowu swoje? – jęknął.

– A tak. Nie chcę, żeby nasze maleństwo zostało sierotą. Poza tym nie poradzę sobie bez ciebie. Teraz jeszcze pracuję, zarabiam. Ale co będzie, gdy maluch pojawi się na świecie?

– Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Błagam, nie psuj mi radości – Marek złożył ręce jak do modlitwy, a ja musiałam odpuścić.

– W porządku, ale obiecaj, że przemyślisz sprawę. I to bardzo dokładnie.

– Obiecuję – skinął głową.

Odetchnęłam z ulgą. Łudziłam się, że dotrzyma słowa i wreszcie usłyszę, że kończy z szaleństwami. Niestety, wygląda na to, że znowu się zawiodę, bo kiedy pytam, kiedy wrócimy do rozmowy, szybko zmienia temat albo zasłania się brakiem czasu… Co więcej, na najbliższą sobotę umówił się z kumplami na torze samochodowym. Wiadomo, że nie będą tam jeździć pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. 

Nie wiem już, co robić. Nie rozumiem, dlaczego Marek jest takim egoistą… Przecież nie jest sam na świecie. Ma mnie, wkrótce zostanie ojcem. A więc dlaczego? Przyjaciółka radzi mi, żebym codziennie urządzała mu karczemne awantury albo nawet zagroziła rozwodem.

Wtedy być może zrozumie, że czas najwyższy dorosnąć. Nie chcę tak stawiać sprawy, bo ciągle go kocham i poza zamiłowaniem do życia na krawędzi Marek jest naprawdę dobrym mężem. Co mam więc mu powiedzieć kiedy w końcu skłonię go rozmowy? A może powinnam odpuścić i się z tym pogodzić?

Czytaj także:
„Po 46 latach odkryłem mroczną tajemnicę babci. Prawdy o mojej rodzinie dowiedziałem się nad grobem mamy”
„Teściowa pluła na mnie jadem, odkąd jej syneczek mi się oświadczył. Każdą jej wizytę odchorowuję tygodniami”
„Agnieszka sprawdza nasze rachunki, zagląda do garnków i wszystko komentuje. W domu czuję się jak na przesłuchaniu”

Redakcja poleca

REKLAMA