„Nigdy nie sądziłam, że moja babcia mogła się tak niemoralnie prowadzić! Byłam w szoku, gdy odkryłam jej tajemnicę”

Moja babcia miała szaloną młodość fot. Adobe Stock, Hunor Kristo
„– Czasem się dziwię, że mam tyle lat. W środku ciągle jestem młodą dziewczyną, która pewnej nocy zagubiła się w Berlinie – powiedziała. Prosiłam, żeby mi wyjaśniła, co ma na myśli, ale Ada roześmiała się tylko pobłażliwie. – Może kiedyś... Jeśli zdążę. Teraz jesteś na to za młoda. To nie jest opowieść dla małych dziewczynek”.
/ 30.06.2023 15:15
Moja babcia miała szaloną młodość fot. Adobe Stock, Hunor Kristo

Byłam jej ulubioną wnuczką, najmłodszym w rodzinie późnym dzieckiem moich rodziców. Babcia Ada miała dla mnie mnóstwo czasu, cierpliwości, a przede wszystkim, była mnie bardzo ciekawa.

– Nie sugeruj się tym, co widzisz – lubiła mawiać .– Żeby zobaczyć człowieka, trzeba zajrzeć pod podszewkę. Jesteś do mnie podobna, jakbym widziała siebie za młodu. Taka jestem ciekawa, jak potoczy się twoje życie. Szkoda, że tego nie zobaczę – mówiła bez śladu smutku, pogodzona z przemijaniem. Kiedyś mnie zaskoczyła. – Czasem się dziwię, że mam tyle lat – powiedziała. – W środku ciągle jestem młodą dziewczyną, która pewnej nocy zagubiła się w Berlinie.

Prosiłam, żeby mi wyjaśniła, co ma na myśli, ale Ada roześmiała się tylko pobłażliwie.

– Może kiedyś... Jeśli zdążę. Teraz jesteś na to za młoda. To nie jest opowieść dla małych dziewczynek.

Oczywiście podsyciła tylko moją ciekawość

Co takiego mogła ukrywać starsza pani? Jej młodość przypadła na lata 30., wiedziałam oczywiście, że przez jakiś czas mieszkała z rodzicami w Berlinie, jej ojciec był pracownikiem polskiej ambasady, ale uważałam, że ówczesne młode panienki nie miały okazji do szaleństw, które potem mogłyby wspominać z rozrzewnieniem. Bardzo się myliłam. Dowiedziałam się o tym, gdy pierwszy raz przesadziłam z imprezowaniem.

– Myślisz, że to wy wymyśliliście uleganie pokusom tego świata? – głos Ady brzmiał ironicznie, ale jej ręce były ciepłe i sprawne, kiedy zmieniała mi na głowie kompres.

Leżałam na twardej kozetce zawstydzona, że babcia widzi mnie w tym stanie. Wolałam jednak, że to ona, niż rodzice. Po raz pierwszy przeholowałam na prywatce z alkoholem, ktoś przyniósł dwie butelki wina i tak jakoś... Schroniłam się u babci, bo wiedziałam, że wytłumaczy mnie przed rodzicami. Byłam już pełnoletnia, ale oni nadal trzymali mnie pod kloszem.

– Potraktuj to jako kolejne życiowe doświadczenie, wyciągnij wnioski – uśmiechnęła się. – Bez tego ani rusz. Dorastasz.

Coś mi się przypomniało.

Może teraz opowiesz mi o Berlinie?

– Ach, przedwojenny Berlin! Cóż to było za miasto! Swingowe rytmy rozpalały do białości parkiety, szampan lał się strumieniami. Zabawa na krawędzi ginącego świata i zupełny upadek obyczajów – westchnęła babcia.

– Przecież byłaś panienką z dobrego domu – zaprotestowałam niemrawo.

– Owszem. Toteż wszystko mnie omijało. Słyszałam jednak to i owo o wybrykach polskiej arystokracji, która bawiła się w berlińskich klubach, tata musiał tuszować pewne wydarzenia, żeby nie było skandalu.

– Ciekawe, jakie – mruknęłam wątpiąco. – Oj, dziecko! Co tam się działo! Alkohol i brak zahamowań to koktail piorunujący. Na początku lat 30. Berlin był stolicą hedonizmu i rozpasania, lub jak kto woli, wspaniałej zabawy. Kobiety zrzuciły gorsety i krępujące suknie, ścięły włosy. Pokazały nogi! Wyobrażasz to sobie?

– Bez trudu – spojrzałam na babcię z politowaniem.

– Ba! Teraz! Wtedy to była rewolucja! Kobiety poczuły się wyzwolone, manifestowały rownouprawnienie stawiając na wygląd chłopczycy.

– Ty też?

– A, nie. Ja miałam warkocz. Byłam grzeczną panienką. Dopiero kiedy przyjechała Marlena...

– Dietrich? – zdjęłam kompres.

Ada zaśmiała się cicho.

– Nie. Tak kazała się nazywać. Właściwie miała na imię Maria i była najstarszą córką ambasadora, szefa mojego ojca. Kiedy poprosiła, bym wieczorem dotrzymała jej towarzystwa, tata nie mógł odmówić, mimo że miał co do niej zastrzeżenia. Była bowiem rozwódką. Berlin był wówczas stolicą kabaretów i teatrów rewiowych. Ambitnych, twórczych, literackich i takich, które schlebiały najniższym gustom rozbawionej publiki. Kiedy wyszłyśmy z Marleną do miasta, pierwszy raz zobaczyłam nocne życie metropolii. Po jasno oświetlonych ulicach przelewał się tłum. Mężczyźni w wieczorowych strojach i piękne kobiety w jedwabnych sukniach z etolami zarzuconymi na nagie ramiona. Ludzie wchodzili i wychodzili z restauracji, podjeżdżały błyszczące limuzyny. Patrzyłam na ten przepych szeroko otwartymi oczami.

Czuła się jak szara myszka

Babcia głęboko westchnęła i ciągnęła opowieść:

– Suknia, z której w domu byłam tak dumna, tu nagle wydała mi się skromna i nie na miejscu. Z upiętym w koronę warkoczem wyglądałam i czułam się jak pierwsza naiwna. Na pewno nie przypominałam światowej damy. Marlena też to musiała zauważyć, bo pożyczyła mi szminkę i kazała umalować usta. Szłyśmy gwarną ulicą, mijając wejścia do teatrzyków, a ja nie miałam śmiałości zapytać, jakie moja towarzyszka ma plany. Wkrótce jednak Maria zatrzymała się przed wejściem do jakiegoś lokalu, otworzyłyśmy drzwi. Obok nas przebiegła szykowna dziewczyna. Zakręciła sznurem pereł, uśmiechnęła się zalotnie. Ktoś podał jej ogień. Wypuściła kółeczko dymu z umalowanych ust, ani na chwilę nie tracąc wytworności. Patrzyłam na to, jakże chciałabym być tak światową damą! Odwróciłam się, żeby lepiej się przyjrzeć piękności, ale Maria pociągnęła mnie za sobą. „To był mężczyzna, gąsko. Oni kochają się tu przebierać”, powiedziała.

Spiekła raka. Bawiła ją

– Marlena była rozbawiona moją nieznajomością życia, jakie zamierzała mi pokazać. Poczułam, że mam ochotę czmychnąć do domu i ukryć się pod łóżkiem. „Rozejrzyj się. Wokół szumi życie. Szkoda przesiedzieć je w domu, maleńka”. Przebijałyśmy się przez rozbawiony, kolorowy tłum, który krążył wokół stolików. Jedni pili, palili i rozmawiali, inni zmieniali miejsca, witali się ze znajomymi, biegli na parkiet. Ponad wszystkim królowały ostre swingowe dźwięki. Charleston. Modny wtedy taniec. Od stolika poderwał się mężczyzna i zruszył w naszym kierunku. „Max, mój przyjaciel”, przedstawiła go niedbale i przestała zwracać na mnie uwagę. Usiedliśmy, ktoś postawił przede mną kieliszek szampana. Marlena głośno się śmiała, Max muskał jej szyję wąsami.

Zamrugałam oszołomiona.

– „Pierwszy raz poza domem?”, spytał ktoś, zbyt poufale jak na mój gust. Odwróciłam się. Patrzył na mnie mężczyzna około czterdziestki, dla mnie bardzo stary. Wyglądał zwyczajnie, tylko w oczach było coś, co przyciągało uwagę. „To aż tak widać?”, odcięłam się, jak mi się wydawało, w nader światowy sposób. Przedstawił się, lecz nazwisko utonęło w gwarze rozmów. „Poprosiłbym panią do tańca, ale noga... Pamiątka z Wielkiej Wojny”, wyjaśnił. Nie przyszłam do klubu, żeby słuchać wspomnień z okopów nad Sommą, chciałam tańczyć, bawić się i być adorowana. Poczułam, co to znaczy gorący parkiet Za chwilę tańczyłam w ramionach młodego Niemca. Przedstawił się między jednym obrotem a drugim. Podobała mi się ta swoboda, brak ceremonii. Swingujący rytm rozgrzewał krew, poczułam się wolna jak ptak. Zrozumiałam, co znaczy określenie gorący parkiet: wokół mnie czułam emocje, kobiety śmiały się głośno, śmiało sobie poczynając, rozgrzane ciała łączył wspólny rytm, któremu trudno było nie ulec.

Zakręciło mi się w głowie od tego obrazu

– Muzyka umilkła nagle, żegnana cichymi oklaskami. Na małej scenie stanęła ciemnoskóra kobieta. W świetle punktowego reflektora wyglądała jak figurka wyrzeźbiona z hebanu. Odezwał się saksofon i kobieta zaczęła śpiewać. Jej głos, głęboki, chrapliwy, budził w ciele dreszcz, uwodził i obiecywał, żeby za chwilę rozczarować zawieszonym kontrapunktem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie słyszałam.

Ada zamilkła poruszona. To wspomnienie musiało być wciąż żywe. Młoda, niedoświadczona dziewczyna rzucona w wir zabawy szalonego Berlina lat 30. Patrzyłam na babcię zafascynowana.

– No tak, trochę za bardzo uległam wspomnieniom – Ada przejechała ręką po twarzy, jakby chciała z niej zmyć emocje.

– Co było dalej? – popędziłam babcię, by nie przerywała opowieści.

– Dalej? – uśmiechnęła się. – Piłam szampana, tańczyłam, ta noc zdawała się nie mieć końca. Byłam oszołomiona. Marlena gdzieś zniknęła, nie myślałam o niej aż do chwili, kiedy znalazłam się na schodach. Wszystko szybko się działo, nie wiem, co tam robiłam. Byłam otoczona wesołym tłumem, nie przestrzegającym żadnych konwenansów. A potem przede mną wyrósł Hugo. Nie prosił, tylko rozkazywał. Nie mogłam pozwolić, żeby mnie coś ominęło! „Myślę, że na panią już czas. Pani pozwoli?”, to był kolejny rozkaz. Hugo wyprowadził mnie z klubu.

Pozwoliłaś na to? To niebezpieczne! – aż się podniosłam z kozetki.

– Wtedy do głowy by mi to nie przyszło. Dziecko, to był inny świat, inni ludzie. Ale przyznam, że nie chciałam wsiąść do samochodu, który na skinienie Hugo natychmiast podjechał pod drzwi klubu. Miałam ochotę frunąć, a nie jechać – taki był powód. „Spacer z pewnością dobrze pani zrobi”, powiedział. Wtedy przypomniałam sobie o Marlenie. Tyle że wydała mi się jakaś nierealna, jakbym z nią tu nie przyszła. Czułam tylko wesołość i lekkość, nie zastanawiałam się, dlaczego wylądowałam nocą sama, z dala od domu, w dodatku z obcym mężczyzną. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Śmiałam się i kręciłam wokół latarni, a Hugo cierpliwie mi towarzyszył. Za nami jechał powoli jego automobil.

– O kurczę, ale fajnie – wyrwało mi się z podziwem.

– Tego świata już nie ma, czasem żałuję, że dzisiaj żyjemy w tak mało romantycznych czasach – powiedziała babcia. – Odprowadził mnie pod dom, upewnił się, że otworzono mi drzwi i odjechał. Myślę, że uratował wtedy mnie, a na pewno moją reputację. Tato chciał mu nawet podziękować, ale kiedy usłyszał jego nazwisko, zmienił zdanie. Do dziś nie wiem dlaczego. Mnie nakazano dyskrecję, a potem natychmiast wysłano do polskiego majątku ciotki.

– Za karę – domyśliłam się. – Oczywiście. A także po to, bym nie chciała kolejny raz skosztować berlińskiego zepsucia. Między nami mówiąc, nie miałabym nic przeciwko temu. Rodzice byli jednak innego zdania, musiałam ich słuchać.

– Ale wszystko zapamiętałaś, z najdrobniejszymi szczegółami.

– To moje najpiękniejsze wspomnienie – skinęła głową babcia. – I najlepiej ukrywane. Nie mówiłam o tym nikomu, oprócz Edmunda, twojego dziadka. A teraz ty wiesz o berlińskiej przygodzie. Może zechcesz kiedyś opowiedzieć o mnie swoim dzieciom?

Babcia miała intuicję. Minęło wiele lat, przyszło mi długo czekać. Patrzę, jak dorasta moja wnuczka. Już niedługo będzie w odpowiednim wieku, żeby docenić urok opowieści, wtedy porozmawiamy. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA