„Niedojrzały bawidamek z pracy, stał się moim gorącym kochankiem. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, a płonęły mi uda”

szczęśliwa kochanka fot. Adobe Stock, Lumos sp
„Jego usta były ciepłe i miękkie. Smakowały kawą, której tego wieczoru wypiliśmy w nadmiarze. I najwyraźniej nie zamierzały przestać… Po chwili poczułam, że zostałam całkowicie pokonana, a nawet pozwoliłam się wziąć w jasyr”.
/ 25.04.2023 11:15
szczęśliwa kochanka fot. Adobe Stock, Lumos sp

– Niestety, bardzo mi przykro, ale to niemożliwe – stwierdziłam.

– Ależ, pani Ewuniu, musimy skończyć ten bilans do poniedziałku! Musi pani przyjść w sobotę do pracy – mój szef wyglądał tak, jakby za chwilę miał dostać zawału.

– Naprawdę nie mogę, szefie – byłam nieugięta. – Moje dziecko jest chore i kompletnie nie mam go z kim zostawić.

Szef zamarł w pół słowa – widocznie  podziałał na niego argument o synu. Dobrze wiedział, że jestem samotną matką, a i tak zawsze robiłam w biurze najwięcej, byłam na każde zawołanie i ugasiłam już niejeden pożar, kiedy groziła nam jakaś inspekcja. W końcu jednak przyszedł dzień, gdy naprawdę nie mogłam zostać w pracy po godzinach. Moja mama akurat wyjeżdżała do sanatorium i zostawałam sama z Krzysiem, cierpiącym na grypę żołądkową. Kto zostawiłby dziecko samo w takim stanie?!

– A gdybym poprosił, żeby pracowała pani w domu? – zapytał szef z szelmowskim błyskiem w oku.

– Ale jak ja zatargam do mieszkania te wszystkie dokumenty? Mam je przewieźć w plecaku, autobusem? – spojrzałam na niego nieco zaskoczona.

– Nie… Dam pani kogoś do pomocy – stwierdził szef, zamilkł na chwilę, po czym wykrzyknął: – Patryk!

„O nie! Tylko nie Patryk!” – jęknęłam w duchu. Jednak szef najwyraźniej wziął moje westchnie za aprobatę, bo aż się cały rozpromienił.

– No to załatwione! – klasnął w dłonie.

„Załatwiona to jestem ja” – pomyślałam wkurzona. Nie lubiłam Patryka. Był pewny siebie, wręcz arogancki, no i mało kompetentny. Nie było jednak wyjścia. W sobotę po południu pojawił się na moim progu z toną papierzysk. Też nie wyglądał na szczęśliwego. „Pewnie woli spędzić ten czas ze swoją dziewczyną” – pomyślałam, wpuszczając go do środka.

– Fajne mieszkanko – stwierdził na początek, rzucając zaciekawionym wzrokiem po pokojach.
Od razu domyśliłam się, czego szuka. Przyczyny, z powodu której musiał tu do mnie przyjść.

– Syn śpi – wyjaśniłam.

– Aha! Ile ma lat? – zainteresował się.

– Sześć. Chcesz herbaty albo kawy? – rzuciłam, wskazując mu stół, na którym mógł rozłożyć swój niemały bagaż.

– Wolałbym kawę, przecież czeka nas dużo pracy i pół zarwanej nocy – skrzywił się Patryk na samą myśl.

„Jak znam twoje tempo, to nawet cała” – pomyślałam złośliwie.

To ten bawidamek umie pracować?

Wkrótce jednak miło się rozczarowałam. Patryk, który w biurze notorycznie tracił czas na kawusię i ploteczki, ze mną pracował szybko jak maszyna. Przerabiał dokumenty jeden po drugim, mnożył i dodawał w tempie rekordowym, a ja starałam się dotrzymać mu kroku. Odpadłam, kiedy obudził się Krzysio.

Na szczęście czuł się już całkiem dobrze, więc nie był marudny. Dostał na podwieczorek trochę kaszki na mleku i pozwoliłam mu po cichutku włączyć w swoim pokoju bajkę, a sama wróciłam do liczenia.

– Fajny ten twój syn – powiedział chwilę później Patryk.

Poczułam dumę, uśmiechnęłam się, ale nie podjęłam tematu. Nie miałam zamiaru wchodzić z Patrykiem na grząski teren swojej prywatności. Wiedziałam, że rozmowy o synku nieuchronnie prowadzą do pytań o jego ojca. Patryk jednak znowu zajął się dokumentami. Tymczasem to mnie na chwilę naszły wspomnienia. Mój mąż nie zdążył poznać dobrze swojego synka. Zginął
w wypadku tydzień po jego narodzinach.

– Hej, mnożysz tę kolumnę? – głos Patryka wyrwał mnie z zamyślenia.

„O jasny gwint!” – ocknęłam się, konstatując, że przez ostatni kwadrans robiłam jakieś bezsensowne obliczenia. Teraz będę musiała to sprawdzić jeszcze raz. „I kto tutaj zawala robotę? To Patryk miał być czarną owcą, a nie ja” – skarciłam sama siebie w myślach.

Jego wojsko łatwo podbiło wzgórza… moich piersi

Krzysiowi w końcu znudziła się bajka. Aby go czymś zająć, otworzyłam pudło z żołnierzykami, pamiątkę po tacie. Mąż zbierał żołnierzyki przez całe swoje życie. Marzył, że kiedyś z synem będą rozgrywali nimi wielkie bitwy… Westchnęłam, patrząc na Krzysia rozstawiającego figurki na dywanie obok nas. Nagle przyłapałam Patryka, jak zerka na zabawki. Widać było, że chętnie przyłączyłby się do mojego dziecka, gdyby nie praca.

I tak minęły nam popołudnie i cały wieczór. Nadeszła pora spania. Krzysio karnie złożył swoje plastikowe wojsko do pudełka i pomaszerował do łóżeczka.

– Grzeczny jest… – wymknęło się znowu Patrykowi.

Wtedy po raz pierwszy spojrzałam na niego inaczej. W biurze wydawał mi się takim podrywaczem, skaczący z kwiatka na kwiatek. Teraz zauważyłam, że wcale nie jest młody, ma pojedyncze siwe włosy i delikatne zmarszczki pod oczami.

– Ty mnie chyba nie za bardzo lubisz? – odezwał się w tym samym momencie.

– Ja? Eeeeee, tego… To nie tak… – zaczęłam się plątać. – Nie zastanawiałam się nad tym – zastosowałam unik.

– Ale tu się nie ma nad czym zastanawiać – uśmiechnął się smutno. – Albo się kogoś lubi, albo nie.

Żeby pokryć niezręczność, wróciłam do pracy. Cisza aż dzwoniła mi w uszach.

– Zrobię jeszcze kawy – mruknęłam.

Kiedy wróciłam do pokoju z parującymi kubkami, Patryk siedział na dywanie i bawił się naszymi żołnierzykami.

– W dzieciństwie miałem takie same. – stwierdził spokojnie.

Poczułam się dziwnie.

– Zawrzyjmy układ – stwierdził nagle. – Rozegramy bitwę i jeśli wygram, podpiszemy rozejm, zgoda?

Posłusznie usiadłam obok niego i wybrałam sobie wojsko.

– Nie tak! Najpierw piechota, potem strzelcy, na koniec jazda…. – Patryk spokojnie przegrupował moje oddziały.

„Co za dziecko! On to bierze poważnie?” – przemknęło mi przez głowę. Tymczasem mój przeciwnik rozpoczął natarcie. Nie pozostałam mu dłużna. Walczyliśmy przez dobry kwadrans,
a ja coraz bardziej się zapalałam do bitwy. Nie zauważyłam jednak, że wojsko Patryka okrążyło mnie i…

– Co robisz? – zdziwiłam się.

– Przechodzę przez górskie pasmo, żeby cię zmusić do odwrotu – powiedział z miną niewiniątka, wchodząc jedną z figurek na… moje biodro!

Czy mogłam mu zabronić?

Mogłam, ale po co? To była tylko zabawa. Mój kolega zajął się zatem zdobywaniem kolejnych szczytów… Jego żołnierze zeszli do doliny mojej talii, po czym wspinali się mozolnie
w kierunku dwóm wzgórzom piersi. Miałam nadzieję, że powstrzymają się przed atakiem, lecz byłam w błędzie. Zdobyli je brawurowym szturmem, zjeżdżając następnie w dzielący je kanion. Mój coraz bardziej falujący oddech nie ułatwił im zadania, ale dzielnie wytrzymali.

– Może już dosyć tej ofensywy? – zapytałam, czując, że robi mi się słabo.

– A podpiszesz zawieszenie broni? – spytał niewinnie Patryk.

„Nie tylko zawieszenie, ale całkowitą kapitulację” – przebiegło mi przez głowę. Skinęłam głową na znak, że się zgadzam.

– Wygrałem, a zwycięzcy należy się pocałunek! – nie odpuszczał.

Co miałam zrobić?! Jego usta były ciepłe i miękkie. Smakowały kawą, której tego wieczoru wypiliśmy w nadmiarze. I najwyraźniej nie zamierzały przestać… Po chwili poczułam, że zostałam całkowicie pokonana, a nawet pozwoliłam się wziąć w jasyr. Delikatne dłonie Patryka zaczęły błądzić po moim ciele i podążać tą samą drogą, którą przeszli już jego żołnierze.

Jedno po drugim zdobywał kolejne miejsca, pagórki moich piersi, dolinę wokół pępka, wzgórek łona, wyżyny ud. Było mi tak dobrze jak nigdy i marzyłam, by ta słodka niewola trwała wiecznie… Tymczasem za oknem nieuchronnie wstawał świt i zdałam sobie sprawę, że za chwilę mój zdobywca i kochanek zarządzi odwrót. Dokumenty były już przecież uporządkowane, forteca zdobyta. Co miałoby go tutaj jeszcze trzymać?

Zaraz pójdzie, muszę być na to gotowa

Byłam przygotowana na taki obrót sprawy. Ćwiczyłam już w myślach, jak zachować zimną krew, gdy będzie wychodził. Jednak to, co nastąpiło, całkowicie zbiło mnie z tropu. Patryk obudził się, złożył na mojej szyi długi pocałunek, po czym… Poszedł do kuchni zrobić śniadanie. Leżałam bez ruchu, wsłuchana w znajome odgłosy patelni i kubków. Po chwili usłyszałam, że z sypialni wyszedł mój syn i dołączył do naszego kucharza, a ja nadal leżałam jak sparaliżowana.

Kiedy w końcu odważyłam się wejść do kuchni, zobaczyłam dwie ciemne głowy i moich panów siłujących się na ręce.

– Ten, kto wygra, je pierwszy – wykrzyknął do mnie radośnie Krzyś.

I jakoś wszystko w tym obrazku dziwnie do siebie pasowało.

– Zrobiłem jajecznicę. Lubisz? – Patryk spojrzał na mnie pogodnie.

A ja ze zdziwieniem odkryłam, że jego oczy wcale nie są niebieskie, tylko fiołkowe. Prawie fioletowe. W dodatku powiedziałam to na głos!

– Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – parsknął śmiechem.

Postanowiłam, że poznam je wszystkie. Przecież Patryk nigdzie się nie spieszył. 

Czytaj także:
„20 lat temu zakochałam się bez wzajemności. Dziś mam męża, dorosłe dzieci i wciąż się zastanawiam, co by było gdyby...”
„Malwina jest starsza o 7 lat i ma dziecko. Zakochałem się bez pamięci, ale nie wróżą nam świetlanej przyszłości”
„Kumpel zakochał się w starszej kobiecie i po latach pluje sobie w brodę. Jędrne pośladki koleżanek śnią mu się po nocach”

Redakcja poleca

REKLAMA