„Malwina jest starsza o 7 lat i ma dziecko. Zakochałem się bez pamięci, ale nie wróżą nam świetlanej przyszłości”

mężczyzna, który pokochał kobietę z dzieckiem fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„– Oszalałaś? – wrzeszczała jej matka. – Pomyśl, co będzie za kilka lat. Tobie stuknie czterdziestka, a on wciąż będzie piękny i młody. I nawet się nie obejrzysz, jak wyrzuci cię jak zużyty mebel. Ale nie przychodź wtedy do mnie, nie proś o pomoc, pocieszenie”.
/ 17.05.2022 12:45
mężczyzna, który pokochał kobietę z dzieckiem fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Pierwszy raz zobaczyłem Malwinę na początku przyjęcia weselnego mojego najlepszego przyjaciela, Kuby. Była taka piękna, że niemal nierealna. Rozmawiała o czymś z panną młodą, obie zaśmiewały się do łez. Od tamtej chwili szukałem jej wzrokiem w tłumie gości. Czasem udało mi się uchwycić jej spojrzenie prześlizgujące się po mnie. Wydawało mi się, że jest obojętne, chwilami nawet wrogie. „Nie mam u niej szans!” – pomyślałem załamany. Na pocieszenie wypiłem jedną szybką wódkę, potem drugą i trzecią. Już miałem sięgać po kolejny kieliszek, gdy poczułem, że ktoś dotyka mojego ramienia. Odwróciłem się. Przede mną stała ona.

– Może zatańczymy? Przed chwilą ogłosili, że panie proszą panów – uśmiechała się.

– Chętnie – odparłem speszony.

Zatańczyliśmy raz, potem drugi i trzeci… W przerwach rozmawialiśmy. Byłem zachwycony. Moje dotychczasowe dziewczyny umiały paplać tylko o ciuchach i zabawie. Malwina była inna. Dojrzała i inteligentna. Gdy wesele dobiegało końca, czułem, że jestem w niej zakochany.

– Mogę się z tobą zabrać? – zamruczałem jej do ucha, gdy odprowadzałem ją do taksówki.

– Miły jesteś, ale nie – odparła.

– To może dasz mi numer telefonu? – nie odpuszczałem.

– Też nie – pokręciła głową.

– Ale dlaczego?

– Uwierz mi, nie chcesz się więcej ze mną spotkać – powiedziała i jak gdyby nigdy nic, odjechała.

Stałem na chodniku, patrzyłem na taksówkę znikającą za zakrętem, a w środku wszystko się we mnie gotowało. Nie rozumiałem, dlaczego Malwina potraktowała mnie w ten sposób. Przecież bawiliśmy się świetnie przez całą noc, byłem pewien, że mam u niej jakieś szanse. A tu nad ranem ona znika jak jakiś sen złoty. „Nie wiesz kochana, co tracisz” – pomyślałem i obiecałem sobie solennie, że nie będę sobie nią więcej zawracał głowy, że wymażę ją z pamięci…

Myślałem, że jesteśmy rówieśnikami

Nie wyszło. Choć bardzo się starałem, nie potrafiłem zapomnieć o Malwinie. Przed oczami ciągle miałem jej piękną twarz, świetną figurę. W myślach już widziałem, jak ją obejmuję, całuję… Tak mnie wzięło, że nie mogłem skupić się na niczym innym. Wreszcie po dwóch tygodniach nie wytrzymałem i umówiłem się z Kubą na piwo. Miałem nadzieję, że skojarzy moją ukochaną i poda mi jej adres, telefon. Nie zawiodłem się. Okazało się, że Malwina jest kuzynką Gośki, żony Kuby. I że znają się całkiem dobrze.

– A co, podoba ci się? Na naszym weselu nie odstępowałeś jej nawet na krok – uśmiechnął się znacząco, gdy powiedziałem mu, o co chodzi.

– Czy ja wiem… Całkiem niezła z niej laska. Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Akurat nie mam nikogo innego na oku… – odparłem, siląc się na obojętność.

Zapomnij, stary, ona nie jest dla ciebie – Kuba machnął ręką.

– Tak? A niby dlaczego? Mężatka? – strzeliłem ze śmiechem.

– Nie, samotna. Ale zraniona przez faceta. Gośka twierdzi, że to nieuleczalny przypadek – odparł.

– E tam, przesadzasz… Każda kobieta tęskni za męskim towarzystwem. A poza tym sam wiesz, że jak chcę, to potrafię być miły i opiekuńczy. Wyleczę jej rany – roześmiałem się.

– Ale to jeszcze nie wszystkie rewelacje… – zawiesił głos.

– Tak? A co jeszcze powinienem wiedzieć? – dopytywałem, a Kuba spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Człowieku, zakochałeś się, czy oczu nie masz? Przecież ona jest od ciebie z siedem lat starsza! A do tego ma dziecko. Dziewczynkę… Mała ma chyba ze dwa lata – wypalił.

Nie ukrywam, zamurowało mnie. Wydawało mi się, że w czasie wesela dobrze przyjrzałem się Malwinie. Myślałem, że jesteśmy rówieśnikami i ma nie więcej niż 24 lata. A tu taka niespodzianka… I jeszcze to dziecko. No cóż, byłem w szoku.

– No to jak, chcesz jeszcze ten adres? Bo telefonu nie mam. A może po tych wszystkich rewelacjach już ci przeszła ochota na spotkanie? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Kuby.

– Słucham, co mówisz? Wiesz co… Prawdę mówiąc, sam już nie wiem – zawahałem się.

– To znaczy, że nie chcesz. I bardzo dobrze. Po cholerę ci kobita z dzieckiem? Toć to tylko kłopot! Rozejrzyj się za jakąś fajną młodą panienką… Może wykluje się z tego coś poważniejszego. Jak poznałem Gośkę, to myślałem, że to będzie tylko przelotna znajomość. A zobacz, zakochałem się i jesteśmy po ślubie – zebrało mu się na wspominki.

– Albo wiesz, Kuba, na wszelki wypadek daj mi ten kontakt – przerwałem mu. – Tylko trzymaj język za zębami. Zwłaszcza przy szanownej małżonce. Nie chcę, żeby pobiegła do Malwiny z sensacyjnymi wieściami – dodałem na koniec.

– No dobra, jak chcesz – odparł i napisał na kartce adres.

Chowając ją do kieszeni, nie wiedziałem jeszcze, co zrobię. Pomyślałem, że najpierw ochłonę, wszystko sobie poukładam w głowie, a dopiero potem podejmę decyzję.

Myślałem o tym chyba z miesiąc. Nie chodziło mi o wiek Malwiny. Z tym uporałem się dość szybko. Doszedłem do wniosku, że siedem lat to żadna różnica, i nawet lepiej, że jest starsza. Już wtedy na weselu wydała mi się rozsądniejsza, dojrzalsza, mądrzejsza. I bardzo mi się to spodobało… A na dodatek wyglądała wspaniale! Sen z powiek spędzało mi więc tylko jej dziecko. Nie, żebym miał coś przeciwko dzieciom. Lubię je i planowałem, że kiedyś będę mieć swoje.

Po prostu nie byłem pewien, czy jestem wystarczająco dojrzały do całej tej sytuacji. To trudne tak nagle wcielić się w rolę ojca, a do tego obcego dziecka. A czułem, że jeśli nasz związek wypali, Malwina wcześniej czy później może ode mnie tego zażądać. Nie byłem pewien, czy sobie z tym poradzę, to była nowa sytuacja. W końcu doszedłem jednak do wniosku, że jak nie spróbuję, to się nie dowiem. Któregoś pięknego sierpniowego wieczoru zebrałem się więc na odwagę i pojechałem do niej z olbrzymim bukietem kwiatów.

Wierzymy, że mimo wszystko się uda

– Wiem, że jesteś ode mnie starsza, masz córkę i nienawidzisz facetów. Ale może dasz mi szansę? – zapytałem, gdy tylko otworzyła drzwi.

Wiem, czego teraz się spodziewacie… Że napiszę, że moja ukochana rzuciła mi się z radości na szyję i wyznała, że też zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia, wzięliśmy ślub i żyliśmy długo i szczęśliwie. Nic z tego. Wpuściła mnie do mieszkania, ale przyjęła dość chłodno.

Od tamtej pory umawiała się ze mną na randki, ale trzymała mnie na dystans. W przeciwieństwie do mnie Malwina bała się zaangażować. Minęło sporo czasu, zanim uwierzyła, że mam wobec niej poważne zamiary, że nie chcę się tylko zabawić.

Po naszej pierwszej wspólnej nocy byłem w siódmym niebie.

– Kocham cię i chcę z tobą spędzić resztę życia. Wyjdź za mnie – poprosiłem, wtulając się w nią.

– Może najpierw zamieszkamy razem. A potem zobaczymy… – odparła z uśmiechem.

Chyba jeszcze wtedy nie wierzyła, że nam się uda, a początki rzeczywiście nie były łatwe. I nie chodziło o córeczkę Malwiny. Martynka dość szybko mnie zaakceptowała, chyba nawet pokochała. Była jeszcze mała, oszczędziła mi więc pytań w stylu: czego ty chcesz od mojej mamy, albo tekstów: nie jesteś moim ojcem, nie muszę cię słuchać i takich tam podobnych. Zresztą nie znała swojego biologicznego taty, więc nie miałem konkurencji. Byłem dla niej po prostu miłym facetem, który przynosi jej słodycze i zabawki.

Problem tkwił we mnie. Wstyd się przyznać, ale w głębi duszy byłem zazdrosny o tę małą istotkę. A właściwie o czas, który mama jej poświęcała. Denerwowało mnie, że nie mogę kochać się z Malwiną, bo mała postanowiła z nami spać, że nie możemy wyjść razem do kina, bo nie ma z kim zostawić dziecka. I tak dalej, i tak dalej… Miałem wrażenie, że zawsze będę na drugim miejscu, i potwornie mnie to denerwowało.

Co prawda, Malwina nieraz dawała mi do zrozumienia, że jestem dla niej tak samo ważny jak córka, ale to nie pomagało. Często dochodziło przez to między nami do krótkich spięć. W końcu jednak jakoś poradziłem sobie z tym uczuciem. Gdy pewnego dnia Martynka jak zwykle wpakowała się nam do łóżka, nie skrzywiłem się jak zwykle, tylko mocno ją przytuliłem. Malwina to zauważyła.

– Ciągle chcesz jeszcze się ze mną ożenić? – zapytała.

– Pewnie! A co? – serce mi waliło.

– Zgadzam się – uśmiechnęła się.

Nie sądziłem, że ktoś będzie próbował stanąć na drodze naszemu szczęściu. Wiedziałem, że nie wszystkim najbliższym podoba się nasz związek, ale się tym nie przejmowałem. Myślałem, że w końcu go zaakceptują, zwłaszcza że nie wtrącali się w nasze życie, nie komentowali za głośno, gdy zamieszkaliśmy razem. Czasem wspominali oczywiście, że nam nie wyjdzie, ale oboje szybko ucinaliśmy rozmowy lub puszczaliśmy te uwagi mimo uszu. Kiedy jednak oznajmiliśmy każdy swoim bliskim, że zamierzamy wziąć ślub, rozpętało się piekło.

Pierwsza dowiedziała się o wszystkim matka Malwiny. Jak tylko usłyszała, co się święci, natychmiast do nas przyjechała. No i urządziła totalną awanturę. Na prośbę ukochanej schowałem się w sypialni, ale docierały do mnie fragmenty kłótni. Boże, czegóż to ona nie wygadywała! Że Malwina wystawia się na pośmiewisko, robi z siebie idiotkę, że jestem niegodnym zaufania gówniarzem, który chce się tylko zabawić jej kosztem, że powinna znaleźć sobie faceta w odpowiednim wieku, który zapewni godziwy byt jej i córeczce.

– Na głowę upadłaś? – wrzeszczała matka. – Pomyśl, co będzie za kilka lat. Tobie stuknie czterdziestka, a on wciąż będzie piękny i młody. I nawet się nie obejrzysz, jak wyrzuci cię jak zużyty mebel. Ale nie przychodź wtedy do mnie, nie proś o pomoc, pocieszenie! – krzyczała.

– Na pewno nie poproszę! Nie łudź się! A Robert mnie kocha! – odparowała Malwina.

Tak się wtedy pokłóciły, że potem nie rozmawiały ze sobą kilka tygodni…

Moi rodzice nie zachowali się, niestety, lepiej. Gdy powiedziałem im o naszych planach, ojciec wybałuszył oczy, a mama omal nie zemdlała. Gdy już doszli do siebie, postanowili przemówić mi do rozumu. Atakowali Malwinę z każdej strony.

– Po co ci taka stara baba, a do tego z bachorem. Nawet pewnie nie wiesz, z kim go ma! Nigdy nie wejdzie do naszej rodziny. Chyba że po moim trupie – grzmiała matka.

– Synu, obudź się! To cwaniara! Dała sobie zrobić dziecko, a teraz szuka frajera, który pomoże je wychować. Nie marnuj sobie przez nią życia. Wszystko, co najlepsze, dopiero przed tobą – wtórował ojciec.

Argumenty, że szczęściu nie zagląda się w metrykę, że jestem pewien swoich uczuć do Malwiny, a jej córeczka jest najsłodszym i najwspanialszym dzieckiem pod słońcem, jakoś nie trafiały im do przekonania. Tak się wkurzyłem, że wybiegłem z rodzinnego domu, trzaskając drzwiami.

– Wygląda na to, że będziemy musieli walczyć o nasze uczucie z całym światem – westchnęła smutno Malwina, gdy opowiedziałem jej o starciu z rodzicami.

– Ale wygramy! Prawdziwa miłość wszystko zwycięża! – przytuliłem ją.

Nasze rodziny jeszcze nieraz próbowały wybić nam z głowy małżeństwo, ale postawiliśmy na swoim. Pół roku później byliśmy już po ślubie. Do końca nie wiedzieliśmy, czy nasi rodzice pojawią się na uroczystości. Ostatecznie przyszli, ale miny mieli pogrzebowe, a nie weselne…

Minęły cztery lata. Wiedziemy z Malwiną zwyczajne życie. Pracujemy, wychowujemy Martynkę. No i wbrew przewidywaniom naszych najbliższych ciągle jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani!

Czytaj także:
„15-letnia córka podrobiła nasze podpisy i pojechała na nocną sesję zdjęciową. Smarkula napędziła nam stracha”
„Przyłapałam 15-letnią córkę w łóżku z chłopakiem. Dostałam szału, a bezczelna gówniara śmiała mi się w twarz”
„Liczyłam na związek z Pawłem, a on liczył moje pieniądze. Dałam się podejść jak nastolatka i drogo za to zapłaciłam”

Redakcja poleca

REKLAMA