Kasia to moja kuzynka i była najlepsza przyjaciółka w jednym. To z nią lepiłam zimą bałwany, a latem zdzierałam kolana wchodząc po drzewach. Wszystko rozpadło się, gdy nasze szkolne drogi się rozeszły. Ja poszłam na AWF, a Kaśka postanowiła rozwijać się jako prawniczka.
Szybko rozłożyła skrzydła i złapała wiatr w żagle. Cieszyłam się, patrząc jak Kaśka osiąga kolejne sukcesy. Zazdrościłam jej, bo ja swoje studia zaprzepaściłam. Musiałam pójść do pracy, bo rodzice nie mieli funduszy, żeby mnie utrzymywać.
Kaśka była moim wzorem
Świetna praca, dobra wypłata, jeden awans gonił awans, a do tego miała przy swoim boku przystojnego i cudownego faceta. Czego chcieć więcej? Zazdrościłam jej, bo ja każdy grosz musiałam ładować w dom i rodziców. Nie miałam nawet czasu na randki, czy poznawanie facetów. Pracowałam od rana do nocy.
Na pięknym obrazku idealnego życia Kasi brakowało tylko jednego: wielkiego diamentu na jej serdecznym palcu. Nie pozwoliła nam długo na to czekać. Razem z Maćkiem ogłosili nam wspaniałą nowinę i zabrali się za planowanie wielkiej imprezy.
Nasza znajomość z Kaśką znacznie się osłabiła. Nie byłam z jej sfer. Nie zarabiałam grubej kasy, nie mogłam pozwolić sobie na weekendowe wyjścia, ani podróże. Ubierałam się raczej w lumpeksie, bo na huczne wypady na shopping do galerii zwyczajnie nie było mnie stać. Nie miałam jej tego za złe. W końcu do wszystkiego doszła sama. Miała jednak znacznie lepszy start niż ja.
Początkowo nawet nie planowałam pójść na ślub Kaśki. Po co im tam wiejska kuzynka, która nie ma czym się pochwalić. To mama i ciocia Beata mnie na to namówiły. Ja jednak wpadłam na pewien plan.
Nie miałam kasy na wystawny prezent. A kasa, która powinnam włożyć do koperty w sam raz przydałaby mi się na ratę kredytu. Sytuację rozwiązałam w dość prosty sposób. Dałam pustą kopertę.
To był przemyślany plan
Specjalnie wybrałam białą kopertę i całkiem zwykłą kartkę z życzeniami, żeby nie wyróżniać się od pozostałych. Oczywiście się na niej nie podpisałam, więc ani Kaśka, ani ciocia Beata nie miały prawa wiedzieć, że to ode mnie.
Możecie uznać to za żałosne, ale trudno. Nie spałam na kasie tak, jak Kaśka. Mi te pieniądze były bardziej potrzebne. Nie zrobiłam nic złego. Czy to takie tragiczne czasem pomyśleć o sobie? Wolę mieć co do buzi włożyć niż dać się nachapać za moją ciężko zarobioną kasę osobom, które nawet tego nie potrzebują. Chociaż tyle mi się od życia należy.
Nie miała łatwego dzieciństwa tak samo, jak nie mam wspaniałego dorosłego życia. Kaśka nigdy nawet nie planowała mnie wesprzeć, więc dlaczego ja miałabym teraz zrobić to dla niej?
Nie jest mi wstyd i nie mam zamiaru nikomu się tłumaczyć, dlaczego tak zrobiłam. Dałam od siebie wszystko, co mogłam. Na ślub zaprasza się gości, bo chce się z nimi celebrować tak podniosłą chwilę, a nie dla kasy, prawda?
Zosia, 32 lata
Czytaj także:
„W Dzień Babci usłyszałam od wnuków, że się mnie wstydzą, bo jestem biedna. Zmroziło mnie do szpiku kości”
„By uniknąć plotek, skazałam córkę na samotne macierzyństwo. To moja wina, że dziś mogę oglądać ją tylko na cmentarzu”
„Gdy wnuki wpadły do mnie z okazji Dnia Dziadka, byłem zdruzgotany. Nie wierzę, że te niedojdy są ze mną spokrewnione”