Czekałam na ich wizytę od tygodni. Dzień Babci – dla mnie święto tak ważne, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Ułożyłam na stole skromne ciasto drożdżowe, parujący dzbanek herbaty i talerzyk z kilkoma herbatnikami. Tyle mogłam im dać, więcej się nie udało.
Czekałam na tę wizytę
Zegar w kuchni wskazywał 15:20. Powinni być już tutaj, Kuba i Jagoda, moje wnuki, moje największe skarby. Zawsze czekałam na nich z utęsknieniem, ale z biegiem czasu te wizyty stały się coraz rzadsze. „Mamo, dzieci mają tyle zajęć – basen, angielski, lekcje gry na pianinie” – tłumaczyła mi Sylwia, synowa. Nie mogłam mieć do niej pretensji. To ja ich wychowałam w ten sposób, że chcieli dla swoich dzieci więcej, niż sami mieli. A ja? Cóż... zawsze miałam niewiele, ale wnuków obdarowywałam wszystkim, co mogłam.
Kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka, serce zabiło mi szybciej. Otworzyłam drzwi, a oni stali przede mną – Kuba, zbyt dorosły jak na dwunastolatka, i Jagoda, z roziskrzonymi oczami, choć teraz bardziej pochylonymi w stronę telefonu niż na mnie. Za nimi Sylwia, zawsze tak elegancka i mój syn. Weszli, witając się krótko. Atmosfera była jakby inna niż zwykle. Coś wisiało w powietrzu.
– Babciu, czy masz może Wi-Fi? – Jagoda zapytała bez ogródek, gdy tylko weszliśmy do kuchni.
Zakręciło mi się w głowie, ale przywołałam uśmiech. Nie spodziewałam się, że to będzie dzień, który zapamiętam na zawsze.
Zrobiło mi się przykro
– Jagoda, nie teraz! Przywitaj się z babcią – rzuciła Sylwia, poprawiając kołnierz swojej idealnie skrojonej kurtki.
Jagoda westchnęła głośno, ale zbliżyła się i pocałowała mnie w policzek. Kuba rzucił mi szybkie „Cześć, babciu” i usiadł przy stole. Nie patrzył na mnie, tylko na ekran swojego telefonu. Zastygłam na chwilę, próbując zebrać myśli.
– Upiekłam drożdżowe ciasto, jeszcze ciepłe – powiedziałam, stawiając talerz na środku stołu.
– Dzięki, ale my już jedliśmy – rzuciła Sylwia, zajęta przesuwaniem wiadomości na ekranie.
Usiadłam naprzeciw wnuków i nalałam im herbaty. Jagoda spojrzała na filiżankę, jakby nigdy w życiu nie widziała niczego bardziej staromodnego. W ciszy sięgnęła po kawałek ciasta.
– Babciu… – zaczęła, ale zaraz zawahała się. – W szkole... śmieją się z nas.
Uniosłam brwi.
– Śmieją? Z jakiego powodu, kochanie?
– Bo jesteś biedna – wyrzuciła szybko, z dziecięcą szczerością, nie patrząc mi w oczy.
Kuba spąsowiał i syknął:
– Jagoda, przestań!
– To prawda – broniła się dziewczynka. – Mówią, że babcia nosi stare ubrania i wygląda jak bezdomna.
Wstrzymałam oddech. W pokoju zrobiło się nagle nieznośnie cicho.
Synowa myślała tak jak dzieci
– Jagoda, do pokoju – warknęła Sylwia, odrywając się od telefonu.
Dziewczynka wzruszyła ramionami, ale bez słowa wstała i pociągnęła Kubę za rękaw. Chłopak spojrzał na mnie przepraszająco, po czym ruszył za siostrą. Zostaliśmy we trójkę przy stole. Sylwia poprawiła włosy, jakby chciała odgonić od siebie ciężar rozmowy, ale Marek spojrzał na nią z dezaprobatą.
– Sylwia, mogłabyś być trochę bardziej wyrozumiała – powiedział cicho.
– Wyrozumiała? – jej głos uniósł się, jakby ledwo kontrolowała emocje. – To nie ja wpędzam nasze dzieci w kompleksy!
– Co masz na myśli? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć w środku wszystko we mnie krzyczało.
– Mamo – Marek wtrącił się szybko, zanim Sylwia mogła dodać coś ostrzejszego. – Chodzi o to, że dzieci... one żyją w innym świecie. Pełno tam porównań. Droższe ubrania, gadżety. To wszystko ma znaczenie.
Zacisnęłam dłonie na krawędzi stołu.
– Rozumiem, Marek. Ale co to ma wspólnego ze mną?
Sylwia wybuchnęła:
– Wszystko! One wstydzą się, że mają babcię, która tak wygląda!
Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Sylwia wstała gwałtownie.
– Idziemy – oznajmiła, zerkając na zegarek. – Dzieci mają lekcje.
W progu odwróciła się i dodała:
– Może czas pomyśleć o zmianach.
Marek został chwilę dłużej, ale nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
Porozmawiałam z wnukami
Wieczorem siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w talerzyk z niedojedzonym ciastem. Słowa Jagody i Sylwii krążyły w mojej głowie jak natrętne muchy. „Może czas pomyśleć o zmianach”. Zmianach? W wieku 65 lat? Jakich? Jak miałabym zmienić całe życie, które zbudowałam na ciężkiej pracy i wyrzeczeniach?
Następnego dnia Kuba i Jagoda przyszli sami. Widocznie Marek i Sylwia uznali, że muszę z nimi porozmawiać. Dzieci przyszły bez uśmiechów, siadając przy stole jak na klasówce.
– Babciu, przepraszamy – zaczął Kuba, unikając mojego spojrzenia.
– Przepraszamy – powtórzyła Jagoda, ale jej ton był raczej wyuczony niż szczery.
Zastanawiałam się chwilę, co powiedzieć. Moje serce bolało, ale wiedziałam, że krzyk niczego nie zmieni.
– Dlaczego czujecie się zawstydzeni? – zapytałam cicho.
Kuba spojrzał na siostrę, jakby szukał ratunku.
– Bo… bo w szkole wszyscy mają bogatych dziadków – wyrzucił w końcu. – Jeden kolega mówił, że jego babcia zabiera go na wakacje na Majorkę. A my?
Jagoda podchwyciła:
– A Kasia mówi, że jej dziadek ma nowego SUV-a. A ty… – urwała, gryząc się w język.
Poczułam ukłucie w sercu, ale westchnęłam tylko.
– Wiecie, że kiedy byłam mała, moja babcia nie miała nawet telefonu? – zaczęłam, łagodnie patrząc na nich. – Ale miała jedno, czego dziś brakuje ludziom: czas dla mnie. I myślałam, że to wystarczy.
Jagoda popatrzyła na mnie zaskoczona, ale milczała. Rozmowa trwała jeszcze długo, ale widziałam, że przynajmniej coś zaczęło w nich kiełkować. Niepewność. Może nawet zrozumienie.
Nie miałam lekkiego życia
Wieczorem, kiedy cisza opanowała mieszkanie, zaczęłam się cofać myślami do przeszłości. Wróciły obrazy z mojego życia, jak stary, wyblakły film. Praca w polu, zimne poranki, kiedy odprowadzałam Marka do szkoły w butach po kimś. Każda złotówka oglądana dwa razy, by wystarczyło na chleb i zeszyty. Czy powinnam czuć wstyd, że nie dorównałam wyobrażeniom moich wnuków?
Przed oczami stanął mi obraz Sylwii. Jej zadbane dłonie z perfekcyjnym manicure, nieświadomie podkreślające każde słowo. I słowa: „Może czas pomyśleć o zmianach”. Co ona wiedziała o wyrzeczeniach? O czekaniu w kolejce po chleb?
Tylko Marek, w tym wszystkim, zdawał się pamiętać. Byłam pewna, że widział we mnie więcej niż biedną kobietę. Kiedy przyjeżdżał do mnie jako chłopiec, błyszcząc z dumą po pochwałach w szkole, zawsze dziękował za moje ciasto, za ciepło domu, za wszystko.
Musiałam pogadać z synem
Zadzwoniłam do niego późno, choć wiedziałam, że pewnie już odpoczywa. Odebrał po trzecim sygnale.
– Marek? – zaczęłam niepewnie.
– Tak, mamo. Wszystko w porządku? – zapytał z nutą niepokoju.
Zebrałam odwagę.
– Chciałabym porozmawiać. O Sylwii, o dzieciach, o tym, co powiedzieli ostatnio. Czy naprawdę aż tak bardzo ich zawiodłam?
Zapadła chwila ciszy, w której słyszałam tylko własny oddech.
– Mamo, nie zawiodłaś. Nigdy. Ale oni żyją w innym świecie. W świecie, gdzie miarą wszystkiego są pieniądze i rzeczy. Nie jest im łatwo.
Nie było łatwo także mnie. Ale ta rozmowa była konieczna. I choć nie zmieniała wiele, poczułam, że moje uczucia wreszcie zostały usłyszane.
Przeprosił mnie za wszystkich
Dni mijały, ale w moim sercu wciąż tkwiły te bolesne słowa. Wizyta Marka tydzień później dała mi jednak odrobinę ukojenia. Przyjechał sam, bez dzieci i Sylwii. To było niespodziewane, ale jednocześnie poczułam, że chce porozmawiać poważnie, bez świadków.
– Mamo, chciałem cię przeprosić – zaczął od razu, siadając przy kuchennym stole. – Za Sylwię, za dzieci, za to wszystko.
Pokręciłam głową, uciszając go ruchem dłoni.
– Nie Marek, nie przepraszaj. Powiedz mi tylko, co naprawdę myślisz.
Spojrzał na mnie z bólem, jakby zbierał się w sobie.
– Wiesz, ja pamiętam, jak było. Pamiętam twoje zniszczone dłonie, zapach chleba, który piekłaś w nocy, żebym miał co wziąć do szkoły. I pamiętam też, jak Sylwia mnie uczyła, że chcę czegoś więcej dla dzieci.
– Więcej niż miłość i troska? – przerwałam, a mój głos drżał.
– Nie tak, mamo. Chodzi o to, żeby one nie musiały się wstydzić. Żeby nie czuły, że odstają. Ale widzę, że w tym wszystkim przegapiliśmy coś ważnego.
Westchnęłam.
– Marek, ja niczego więcej nie mogę im dać. Nie mam pieniędzy, nie mam rzeczy, które by imponowały ich znajomym. Mam tylko siebie. Czy to takie złe?
– Nie, mamo. To nigdy nie było złe. Ale może my też musimy się nauczyć, jak uczyć ich szacunku do tego, co naprawdę ważne.
Rozmowa ciągnęła się długo. Oboje byliśmy zmęczeni, ale coś się zmieniło. Może zrozumiał, że bieda nie powinna być powodem do wstydu, a miłość, którą dostają dzieci, jest wartością ponad wszystko. W końcu pożegnał się cicho, obiecując, że wróci. Tym razem miałam nadzieję, że coś z tej wizyty wyniosą także wnuki.
Renata, 65 lat
Czytaj także: „Dzień Babci to była dla mnie męczarnia. Wnuki przyszły, bo wypadało i zostawiły mi tandetne prezenty”
„Moje pazerne wnuki nawet w Dzień Dziadka wołały o kasę. Nigdy im nie żałowałem, ale teraz przegięły”
„Boję się zostawić córkę na dłużej z teściową. Taka babcia w życiu nie wychowa mi dobrze dziecka”