Klara była zawsze bardzo ładnym dzieckiem, a jej uśmiech potrafił poprawić humor największemu mrukowi. Kiedy miała dwa lata, podczas oglądania szczególnie długiego bloku reklamowego, którym przerwano film, wpadł mi do głowy pewien pomysł.
– Zobacz, skarbie, jakie te niektóre dzieci w reklamach są zupełnie przeciętne. Na przykład ta dziewczynka od owocowych jogurtów. Jakbym ją spotkała na ulicy, tobym jej nawet nie zauważyła! Co innego nasza Klara. Za nią wszyscy się oglądają! Może powinniśmy to wykorzystać?
– Co masz na myśli? – mój mąż czasami jest taki niedomyślny.
– No, chciałabym, żeby Klara zagrała w reklamie! Są agencje modeli, castingi! – zapaliłam się. –Zobaczysz, Klara jeszcze zrobi karierę!
Byłam naprawdę podekscytowana. Franek wprawdzie był przeciwny robieniu z dziecka gwiazdy, ale też i za bardzo nie oponował.
Najpierw postanowiłam zainwestować w nasz skarb – zrobiłam Klarze sesję zdjęciową u dobrego fotografa. Kosztowała mnie ona 1500 złotych, ale uważałam, że było warto. Zdjęciami zachwycała się cała rodzina. Podniesiona na duchu zrobiłam więc odbitki i wysłałam do agencji w stolicy, która zajmowała się młodymi modelami.
To chyba normalne u dzieci, prawda?
Ich odpowiedź wprawiła mnie jednak w konsternację, bo zażądali… zwykłych zdjęć Klary, takich domowych, robionych przeze mnie! Oczywiście, córeczka miała ich całe mnóstwo. Wybrałam więc kilka najnowszych i wysłałam. Nie raczyli mi odpowiedzieć, więc w końcu sama do nich zadzwoniłam.
Tak długo cisnęłam, aż w końcu jakaś kobieta znudzonym głosem odpowiedziała mi, że nie przyjmą mojego dziecka do agencji, bo ich zdaniem mała ma… zeza!
– Jakiego zeza? Czy oni pogłupieli? – aż cała się trzęsłam, kiedy to przeczytałam. – Może Klarze czasami ucieka jedno oczko w bok…
– Ty też tak miałaś, kiedy byłaś mała – pocieszała mnie mama. – To normalne u dzieci, z tego się wyrasta.
Tak, mam takie zdjęcia z dzieciństwa, na których każde z moich oczu patrzy w innym kierunku i wygląda to okropnie. Ale teraz moje oczy są zdrowe. U Klary do tej pory nikomu nie przeszkadzało, że czasami zezuje, a w tej agencji się przyczepili! Oboje z Frankiem byliśmy wkurzeni.
– Widzisz, mówiłem ci! To mafia! Wiesz, jakie pieniądze zarabia się na reklamach? Naprawdę myślałaś, że pozwolą się do nich dobrać komuś z ulicy? – powiedział mi mąż, a jego słowa jeszcze silniej utwierdziły mnie w przekonaniu, że to nie „defekt urodowy” Klary był powodem odrzucenia jej zdjęć przez agencję. Tylko zwyczajna zazdrość, że jakieś dziecko z prowincji może być takie ładne!
„Zobaczycie, moja dziewczynka jeszcze zrobi karierę!” – myślałam.
W ogóle nie dopuszczałam do siebie przekonania, że z oczami córeczki może być jakiś kłopot. W sumie to nawet nie zauważałam jej niewielkiego zeza, ot, uciekało jej jedno oczko, i co z tego? Mało to dzieci ma rozmaite tiki? Taki Krzyś sąsiadki wiecznie zagryza wargi, aż robił mu się liszaj wokół ust. Brr!
Niestety, chwilowo musiałam zrezygnować ze swoich zamiarów zrobienia z Klary modelki, bo castingi do reklam odbywały się właściwie tylko w stolicy, czyli trzysta kilometrów od naszego miasta. Tylko raz udało mi się namówić Franka, aby nas tam zawiózł, ale kiedy mąż zobaczył dziki tłum ludzi kłębiący się pod wytwórnią filmową, popukał się po głowie.
– Naprawdę chcesz tu koczować przez kilka godzin tylko po to, aby dowiedzieć, się, że casting wygrało dziecko jakiegoś aktora? – zapytał.
No cóż, ja bym koczowała, ale Franek nawet nie chciał o tym słyszeć! Zabraliśmy więc małą do zoo i na watę cukrową, a potem wróciliśmy do domu. Rzadko kłóciliśmy się z Frankiem, choć rozbieżne zdania mieliśmy nie tylko w kwestii modelingu. Mąż uważał także, że Klara powinna pójść w wieku sześciu lat do szkoły, a ja byłam temu przeciwna.
– Po co komu zerówka? Myśmy do niej nie chodzili i co? Źle nam było? – argumentowałam. – Jeśli już musi zaczynać edukację, niech idzie do przedszkola. Tam przynajmniej wciąż będzie dzieckiem, będzie się bawić.
Od urodzenia córeczki siedziałam z nią w domu, po prostu nie zniosłabym myśli, że moją gwiazdeczką zajmuje się ktoś obcy. Gdybym mogła, opłacałabym nauczycieli przychodzących do domu, no ale to przecież nierealne…
Wreszcie udało nam się z mężem osiągnąć kompromis. Ustaliliśmy, że Klara pójdzie do zerówki, ale w przedszkolu.
– U nas dzieci nie siedzą podczas zajęć w szkolnych ławkach, tylko na dywanie, po turecku. Lekcje są krótkie, a nie czterdziestominutowe, bo nikt nie jest w stanie na tak długo przykuć uwagi sześciolatka – mówiła na zebraniu dla rodziców dyrektorka placówki, czym mnie przekonała.
Sprawa okazała się bardzo poważna
W ciągu tego zerówkowego roku Klara wydoroślała, nabrała pewności siebie, no i nauczyła się czytać! Kiedy szła do szkoły, byłam pewna, że poradzi sobie w niej doskonale. Oboje z mężem jesteśmy wysocy, więc i córka odziedziczyła po nas wzrost. Z tego powodu nauczycielka posadziła ją w jednej z dalszych ławek. Tak jak przewidywałam, Klara z miejsca została prymuską, zdziwiło mnie więc, że pewnego dnia jej wychowawczyni zaprosiła mnie do szkoły.
– Nie chodzi o naukę – uprzedziła mnie, widząc moje zdenerwowanie.
Odetchnęłam z ulgą, ale jak się okazało, niesłusznie. Chodziło bowiem o coś znacznie poważniejszego!
– Dzieci były ostatnio badane przez szkolną pielęgniarkę, która wykryła u pani córki kłopoty ze wzrokiem – zaczęła wychowawczyni.
– Wiem, że córka czasami lekko zezuje… – zaczęłam, lecz mi przerwała.
– Nie o to chodzi. Pielęgniarka odkryła, że Klara dużo gorzej widzi na jedno oko. Naszym zdaniem trzeba to jak najszybciej sprawdzić u okulisty, potwierdzić specjalistycznym badaniem.
– Gorzej widzi?! – wróciłam do domu zdenerwowana do granic możliwości i zanim powiedziałam o wszystkim mężowi, zrobiłam córeczce krótki test z czytaniem tekstu.
Faktycznie, kiedy musiała to zrobić lewym okiem, nie była w stanie…
– Bo mi się literki rozmazują, mamusiu – usłyszałam od dziecka.
– Dlaczego do tej pory nic na ten temat nie mówiłaś?! – wybuchłam, jednak zaraz się opanowałam, widząc, jak Klara jest przestraszona.
– Nie wiedziałam, że to coś złego… – wyszeptała cichutko.
No tak, skąd kilkuletnie dziecko ma wiedzieć, że powinno tak samo widzieć na jedno i na drugie oko?
Franek był tak zaniepokojony tym, co wykryto w szkole, że zdecydował, iż zabieramy córeczkę natychmiast do prywatnego lekarza. Niestety, okulista nie miał dla nas dobrych wieści…
– Proszę państwa, przede wszystkim chciałbym wiedzieć, dlaczego zgłosiliście się do lekarza tak późno? Przecież dziewczynka zezowała z pewnością od dłuższego czasu – stwierdził.
Zmieszałam się.
– No oczywiście, że to widziałam, ale byłam przekonana, że taki zez jest normalny u małych dzieci – odparłam czerwona jak burak.
– Zez nigdy nie jest normalny! – powiedział lekarz. – Owszem, u małych dzieci do trzeciego roku życia może się pojawić na chwilę, ale potem ich oczy wracają do normalnej pozycji. Utrzymujący się długo zez to sygnał choroby, i konieczny jest jak najszybszy kontakt z lekarzem. Niestety, u waszej córeczki nastąpiło zaniedbanie choroby, wystąpiły już poważne zaburzenia wzroku.
Przez kolejne pół godziny dowiedzieliśmy się takich rzeczy, że wyszłam z jego gabinetu blada i spocona. Franek milczał, ale jego zaciśnięte szczęki świadczyły o tym, że jest wzburzony.
– Jak mogliśmy to wszystko przegapić? – złapał się za głowę.
Podczas badania okazało się, że Klara ma poważną dalekowzroczność. Trudno powiedzieć po kim, bo my nie nosimy okularów.
– Kiedy maluch rośnie, zaczyna bardziej interesować się światem i patrzy z ciekawością na wszystko, coraz bardziej wytęża wzrok, aby lepiej widzieć. To u dziecka z dalekowzrocznością powoduje zmęczenie systemu nerwowego i dlatego jego oczy stopniowo zaczynają zezować. Jeśli w tym momencie się nie zareaguje, coraz częstsze uciekanie oczu na boki przekształca się w mechanizm zeza stałego – wyjaśnił nam okulista.
Okazało się w dodatku, że u naszej Klary doszło do nieświadomego wyłączenia jednego oka z pracy!
– Ale jak to możliwe, że niczego nie zauważyliśmy? – byłam w szoku.
– To jest trudno zauważyć, bo pozornie dziecko nadal widzi dobrze. Musiałaby pani zasłonić córce jedno oko, aby się od niej dowiedzieć, że ma kłopoty z widzeniem, a takich rzeczy się przecież w domu nie robi – stwierdził lekarz, jednak ja nadal czułam i czuję się winna.
Gdybym była mądrzejsza...
Dowiedzieliśmy się z mężem, że cały mechanizm „wyłączenia” z pracy jednego oka był taki: Kiedy Klara zaczęła zezować z powodu dalekowzroczności, w jej mózgu pojawiały się dwa obrazy: jeden z oka ustawionego na wprost, drugi z oka ustawionego pod kątem.
– To strasznie nieprzyjemne wrażenie i każdy dorosły człowiek, któremu się to przydarzy, natychmiast idzie do okulisty. Dwuletnie dziecko przecież tego nie zrobi – komentował lekarz.
Dlatego Klara poradziła sobie inaczej. Odruchowo przystosowała się do nowej sytuacji, wyłączając obraz z zezującego oka! W ten sposób jej mózg przestał mieć problem z wyborem obrazu, ale to spowodowało także osłabienie nieużywanego oka.
– Dzieci mają niesamowite mechanizmy dostosowawcze – tłumaczył nam okulista. – Kiedy dziewczynka wyeliminowała gorszej jakości obraz z lewego oka, wtedy mimo anatomicznie prawidłowego aparatu widzenia, oko stało się prawie niewidome.
Gdybyśmy zareagowali na problem, można by szybko uzyskać poprawę poprzez zasłanianie prawego oka i mobilizowanie lewego do intensywnej pracy. Wadę taką, jak ma Klara, leczy się także operacyjnie… Niestety, u naszego dziecka mechanizm wyłączenia lewego oka zdążył się już utrwalić. Klara „wiedziała”, że niedowidzi jednym oczkiem od mniej więcej drugiego roku życia, i wtedy zapewne zaczęła je „wyłączać”. A to było prawie pięć lat temu!
Okulista nie krył przed nami, że pewnie czas zdążył zrobić swoje, i wieloletnie ćwiczenia, które czekają naszą córeczkę, mogą przynieść tylko nieznaczną poprawę. Zobaczy litery o jeden rządek niżej na tablicy okulistycznej, może o dwa rzędy.
Jednak postanowiliśmy z Frankiem, że będziemy walczyć! Klara nosi teraz okulary. Musi zakładać opaskę na zdrowsze oko, aby mobilizować do pracy to słabsze. Zapisano jej także szereg ćwiczeń ortoptycznych, które mają za zadanie wzmocnić widzenie obuoczne.
Niestety, mimo że córeczka bardzo ładnie pracuje nad poprawą swojego wzroku, możliwe, że nigdy nie usłyszy od nas upragnionego: „Brawo, kochanie! Twoje starania zostaną nagrodzone i przyjdzie czas, kiedy będziesz widziała normalnie, bez tej opaski i okularów”. Lekarz uprzedził nas jednak, że to pewnie nigdy nie nastąpi, i nie możemy dawać naszemu dziecku fałszywej nadziei.
Dla nas Klara zawsze będzie najpiękniejszą istotą na świecie, co jednak nie zmienia faktu, że pewnie do końca życia jest skazana na silne okulary. Tak, czuję się winna, że tak się stało. Może gdybym nie była taką zarozumiałą matką wpatrzoną w swoje dziecko jak w tęczę, to zamiast się obrazić, że ktoś mi zwrócił uwagę na zeza córki – poszłabym z nią do okulisty. I wtedy moja córka widziałaby normalnie.
Czytaj także:
„Synowa wywaliła Rafałka na bruk, bo nie pomagał jej przy niemowlęciu. Przecież mężczyzna musi mieć czas dla siebie”
„Rozwiedliśmy się z hukiem po roku małżeństwa. Mąż zdradzał mnie z moją przyjaciółką, nakryłam ich w naszym mieszkaniu”
„Robert to mój rycerz na białym koniu. Zakochał się we mnie, mimo że byłam niemiła, płaczliwa i roztrzepana”