„Nie wierzyłem mamie, że opiekunka ją bije i okrada. Przecież to moja przyjaciółka, a mama ma Alzheimera, na pewno bredzi”

Mężczyzna, który nie zaufał mamie fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„Tego, co zastałem na miejscu, nie da się opisać w kilku słowach. W całym mieszkaniu panował potworny zaduch. W kuchni walały się niedomyte naczynia, w pokojach powyciągane z szaf ubrania i bibeloty. Mama siedziała okryta niechlujnym sweterkiem, przerażona. Było mi tak głupio”.
/ 01.02.2022 04:34
Mężczyzna, który nie zaufał mamie fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Z Aśką znaliśmy się od podstawówki. Oboje działaliśmy w klasowym i szkolnym samorządzie, startowaliśmy w olimpiadach i uchodziliśmy za jednych z najlepszych uczniów w historii szkoły. Mogliśmy rywalizować, lecz wybraliśmy przyjaźń.

Podobieństwo charakterów sprawiło, że bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Na Aśce mogłem polegać jak na Zawiszy. Nigdy nie wyśmiała moich życiowych planów ani nikomu ich nie zdradziła. Ojciec widział we mnie swojego następcę i kolejnego w rodzinie piekarza.

Mama co prawda pragnęła, żebym się wybił, ale pozostał w rodzinnym miasteczku. Każdy z dorosłych miał wizję mojej przyszłości, lecz nikt oprócz Aśki nie pytał, czego pragnę ja. A ja chciałem pracować na wyższej uczelni, zostać fizykiem jądrowym. Aśka wybrała zawód nauczycielki: nie z powodu długich wakacji czy przywilejów, a po to, żeby kształtować umysły młodych.

– Zobaczysz, kiedyś zostanę ministrem edukacji, ale zanim to się stanie, wychowam kilka pokoleń mądrej młodzieży – opowiadała z błyskiem w oku. – Trzeba zmienić postrzeganie tego zawodu i ludzi, którzy go wykonują…

Byliśmy dwojgiem zapaleńców wspierających się w nietuzinkowych planach. Ja po maturze, mimo sprzeciwu ojca, wyjechałem na studia, odmawiając powrotu po skończonym doktoracie. Ze zrozumiałych przyczyn nie byłem częstym gościem w domu, więc kontakt z Aśką urwał się na kilka lat.

Od mamy wiedziałem jedynie, że nie poprzestała na słowach, dzielnie walcząc ze skostniałym systemem w naszym liceum, poza tym wyszła szczęśliwie za mąż i została mamą. Ja także wkrótce się ożeniłem.

Śmierć taty spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – nie obudził się pewnej nocy. Zawał. Długo nie mogłem sobie wybaczyć, że nie próbowałem nawiązać z nim kontaktu, gdy jeszcze żył. Wiedziony wyrzutami sumienia tym większą troską otoczyłem samotną mamę.

Tylko ja z czworga rodzeństwa zostałem w kraju, lecz z racji wykonywanej pracy nie mogłem odwiedzać jej często. Zaproponowałem więc mamie, żeby zamieszkała bliżej nas.

– Nie przesadza się starych drzew, synu – odparła z westchnieniem. – Zresztą, nie mogłabym zostawić grobu ojca. Kto by o niego dbał? Kto by mu przynosił kwiaty i zapalał znicze? Nie, nie mogę, nie przeżyłabym tego…

Zrobiło mi się jej żal, ale pocieszyłem się, że w przeciwieństwie do taty jest jeszcze młoda i sprawna. Czeka ją zapewne długie życie…

– Jest źle, Wojtku – usłyszałem kilka lat później od kuzynki mamy. – Danusia niedawno przewróciła się na ulicy, a kiedy przechodnie pomogli jej wstać, nie miała pojęcia ani gdzie jest, ani kim jest. Zapomniała!

To stary, chory człowiek. Żyje w swoim świecie

Wystraszyłem się. Dziesięć lat temu nie mówiło się jeszcze tyle o chorobie Alzheimera, więc nie wiedziałem, co oznacza jej zachowanie, ale wiedziony złym przeczuciem jeszcze tego samego dnia poprosiłem o urlop i pojechałem spotkać się z mamą.

W ciągu kolejnych dni mimo jej protestów odwiedziliśmy kilku specjalistów. Każdy jednak rozkładał bezradnie ręce, twierdząc, że taka po prostu jest starość. Diagnoza nie przekonała mamy do przeprowadzki, a my z żoną nie mogliśmy przecież rzucić pracy.

Sytuacja wydawała się właściwie bez wyjścia, aż któregoś dnia wpadłem na ulicy na Asię. Od razu poczułem, że mimo tylu lat milczenia nic się między nami nie zmieniło. Nadal wzbudzała moje zaufanie. Przygnębiony zwierzyłem się przyjaciółce z młodości ze swoich kłopotów.

– Przychyliłbym mamie nieba, ale… Nie wiem, co zrobić – podsumowałem smutno. –  Zostawić żonę i przeprowadzić się do mamy? I za co miałby tutaj żyć? A siłą przecież zabrać jej nie mogę. Ostatnio stała się taka agresywna, że bałbym się zostawić ją samą w domu. Co zrobię, jeśli wyjdzie na spacer i nie wiedząc, gdzie jest, nie znając nikogo, nie trafi do naszego mieszkania? Tutaj, nawet jeśli zapomni swojego nazwiska czy adresu, wszyscy wiedzą, kim jest i gdzie mieszka, a u nas…

– A w twoim mieście będzie anonimową dziwaczką – dokończyła Asia.

– Jakbyś mi czytała w myślach – uśmiechnąłem się. – Powinienem zacząć rozglądać się za jakimś domem opieki, tylko że nie wyobrażam sobie zostawić mamy w takim miejscu.

– Przecież to umieralnie! Ja mam inną propozycję… – zawiesiła głos. – Chyba już nie zostanę ministrem edukacji, a w szkole lubią mi rzucać kłody pod nogi. Tak czy siak mam sporo wolnego czasu, więc mogłabym zająć się twoją mamą. Nie martw się, pomagałaby mi siostra, gdyby opieka nad tak chorą osobą była zbyt wyczerpująca. Odwiedzałbyś mamę w weekendy i sprawdzał, jak dajemy sobie radę.

Broniłem się, nie chcąc obarczać jej dodatkowymi obowiązkami, lecz żarliwe zapewnienia Asi sprawiły, że zmiękłem. Następnego dnia, po jej wizycie u nas i mojej w jej domu, umówiliśmy się na konkretną stawkę.

Dawna przyjaciółka długo wzbraniała się przed przyjęciem pieniędzy, lecz dla mnie było oczywiste, że płaci się za pracę, zwłaszcza że ta nie należała ani do łatwych, ani przyjemnych. Wyjechałem spokojny, dziękując w głębi duszy Bogu za zesłanie mi Asi. Nikt inny nigdy tak dobrze mnie nie rozumiał jak ona. Nawet moja żona. 

Sam sprowadziłem na nas ten koszmar

Przez jakiś czas wszystko płynęło spokojnym rytmem. To znaczy, działy się jakieś dziwne rzeczy, jednak ja zrzucałem je na karb choroby mamy i jej bogatej wyobraźni.

– Aśka mnie szczypie, kiedy nie chcę jeść jej wstrętnych wodnistych zup. Czy ona żałuje mi mięsa? – skarżyła się mama.

– Ona dosypuje mi czegoś do jedzenia, bo tyle ostatnio śpię! I chyba myszkuje po domu, bo nie mogę znaleźć różnych rzeczy. Lepiej weź moją biżuterię i dobrze schowaj – zaproponowała w czasie jednej z moich wizyt.

Niechętnie, ale wziąłem od mamy skromne kosztowności i wyjechałem zafrasowany pogarszającym się stanem jej umysłu. Nie minął, dzień, jak odebrałem telefon od mamy, żebym natychmiast oddał jej zrabowane złoto. Dokładnie tak powiedziała.

– To choroba – tłumaczyła mi spokojnie Asia. – Ona ciągle coś wymyśla. Ostatnio stwierdziła, że ukradłam jej dowód. Wyobrażasz to sobie? A po co miałabym brać jej dokumenty?

Uspokojony, choć przygnębiony, oddałem mamie biżuterię i kategorycznie zakazałem jej mówić źle o mojej przyjaciółce.

– Ale ona mnie bije! – upierała się. – Wyzywa mnie, poszturchuje, głodzi, a ostatnio…

– Wiem, wiem. I ostatnio ukradła ci dowód, tak jak ja złoto – westchnąłem.

Żal było patrzeć na tę pogubioną kobietę

Raz płakała, przepraszając za wszystko albo ubolewając nad swoim losem, innym razem przeklinała nie gorzej od przysłowiowego szewca, rzucając pomówienia na lewo i prawo.

– Zabierz mnie stąd – poprosiła, kiedy po raz ostatni rozmawiałem z nią telefonicznie.

Coś w głosie mamy zaniepokoiło mnie na tyle, że wsiadłem w samochód i popędziłem do niej, nie uprzedziwszy Asi. Tego, co zastałem na miejscu, nie da się opisać w kilku słowach. W całym mieszkaniu panował potworny zaduch.

W kuchni walały się niedomyte naczynia, w pokojach powyciągane z szaf ubrania i bibeloty. Mama siedziała okryta niechlujnym sweterkiem i za wszelką cenę próbowała się ubrać.

– Mówiłam ci, że Aśka mnie bije – powtórzyła smutnym, przygnębionym tonem, odkrywając posiniaczone ramię.

Może i myliła mnie z ojcem, używając wobec mnie jego imienia, ale obrażenia nie kłamały… Natychmiast zażądałem od Aśki wyjaśnień. Przyszła okropnie oburzona, a ja zamiast od razu zabrać mamę na policję i do szpitala na obdukcję, wdałem się z nią w pyskówkę. Potem, wyrzuciwszy Aśkę za drzwi, spakowałem mamę i zawiozłem do siebie.

Kilka dni później dostałem wezwanie do zapłaty. Ktoś wziął pożyczkę, podając dane mojej mamy, a mój numer telefonu jako kontakt do niej. Pojechałem w rodzinne strony wyjaśnić sprawę, a przy okazji zabrać kilka rzeczy z mieszkania mamy, ale zastałem drzwi zamknięte. Zszokowany zrozumiałem, że podczas mojej nieobecności Aśka wymieniła zamki!

Próbowałem z pomocą policji dostać się do środka, jednak wtedy nieoczekiwanie pojawiła się Aśka i pokazując funkcjonariuszom meldunek oraz akt notarialny, zamknęła im usta. Myślałem, że śnię.

– Czytaj, to umowa kupna-sprzedaży i akt notarialny – Aśka pokazała mi jakiś dokument. – Lepiej sprawdź stan konta mamy, pewnie już doszły przelane przeze mnie pieniądze.

Nie mogłem uwierzyć, że wymusiła na otępiałej staruszce sprzedaż mieszkania, a wcześniej meldunek! Jakby tego było mało, wprost przyznała, że w banku zaciągnęła na mamę pożyczkę i ani myśli jej spłacać, bo… Nie ma pieniędzy, a przecież dla mnie to żaden kłopot.

– Oddałam jej wszystkie swoje oszczędności i serce! – wrzasnęła, zatrzaskując mi przed nosem drzwi – te do naszego mieszkania!

Po powrocie do domu sprawdziłem stan konta mamy. Było na nim 25 tysięcy złotych… Takie grosze za tak piękne mieszkanie?! Wściekły złożyłem doniesienie do prokuratury i wynająłem najlepszego adwokata.

Tylko co z tego, skoro sprawa w sądzie ciągnie się już siódmy rok! Mecenas Aśki powołuje coraz to nowych świadków, którzy mają za zadanie udowodnić jej szczere intencje, a moja mama coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Nie pamięta już żadnych wydarzeń związanych z teraźniejszością ani tym bardziej własnych oskarżeń o bicie czy kradzież.

Myli ludzi, miejsca i czas. Żyje w swoim świecie

Wszyscy twierdzą, że wygraną mam w kieszeni. Jednak co mi po tym, skoro wciąż nie mogę pozbyć się niechcianej lokatorki, odzyskać należnego mi mieszkania, ani uciec przed ratami kredytu zaciągniętego przez Aśkę?!

Ale najgorsza jest świadomość, że zaufałem babie wyzutej z wszelkich uczuć. Bo kim trzeba być, żeby wykorzystać zagubionego, starego człowieka, a także przyjaciela sprzed lat? 

Czytaj także:
„Mam 50 lat, gęste brwi i odrost. Nikt by nie przypuszczał, że niechcący odbiję szefowej młodego przystojniaka”
„Byłem marynarzem i nienawidziłem swojego życia. Nawet nie lubiłem morza, ale to ojciec kazał mi ruszać w rejsy”
„Mąż codziennie z zimną krwią >>wbijał<< mi nóż w plecy. Krytykował wszystko, co robię i napawał się moimi łzami”

Redakcja poleca

REKLAMA