„Nie wierzyłam, że są jeszcze na tym świecie uczciwi ludzie. Do czasu, aż zostawiłam na przystanku coś cennego”

kobieta na przystanku autobusowym fot. iStock by Getty Images, freemixer
„Zastanawiałam się, co zrobię po powrocie do domu. Najpierw będę musiała zastukać do sąsiadów, żeby pozwolili mi skorzystać z telefonu. Zadzwonię do ślusarza, a potem, czekając na jego przyjazd, do córki, żeby przywiozła mi jakieś pieniądze. Kiedy już dostanę się do mieszkania, zadzwonię do banku i zablokuję kartę – może złodziej nie zdąży do tego czasu wyczyścić mi konta”.
/ 23.06.2023 20:15
kobieta na przystanku autobusowym fot. iStock by Getty Images, freemixer

Od rana biegałam jak kot z pęcherzem i załatwiałam przeróżne niecierpiące zwłoki sprawy. Wiadomo jak to jest, kiedy się pracuje – nie ma czasu wybrać się ani do urzędu, ani do lekarza, i potem trzeba brać dzień urlopu, żeby wygrzebać się z coraz większej góry zaległości. I to był właśnie taki dzień. Najpierw spędziłam dwie godziny w przychodni, żeby zrobić mammografię, potem kolejne dwie w urzędzie skarbowym, gdzie musiałam złożyć zapomniany podpis pod dawno wysłanym rozliczeniem podatkowym.

Później miałam wizytę u okulisty, ale się spóźniłam i musiałam czekać, aż trafi się jakieś okienko i uda mi się wcisnąć pomiędzy pacjentów. Kiedy wreszcie wyszłam z przychodni, byłam zmęczona, głodna i zła. Marzyłam tylko o tym, żeby wreszcie znaleźć się w domu.

Jeszcze tylko weszłam do banku, zlikwidować lokatę, którą trzymałam na czarną godzinę. Czarna godzina musiała jednak pójść w odstawkę, bo teraz czekał mnie ważny i niestety spory wydatek. Bez naruszenia lokaty miałabym problem ze zdobyciem takiej kwoty. Moja chrześniaczka, córka szwagierki, w niedzielę wychodziła za mąż. Sprawa była nagła, jak przypuszczałam, bo jeszcze miesiąc temu, na urodzinach teściowej, o żadnym ślubie nie było mowy…

safasfasfasfasfasf

Kiedy wychodziłam z banku, zaczęło padać, więc otworzyłam parasolkę i ruszyłam w stronę przystanku. Był prawie pusty, co oznaczało, że niedawno musiał być autobus. Z rozczarowaniem usiadłam na ławce, złożoną parasolkę oparłam o ściankę wiaty, upominając się w myślach, żebym o niej nie zapomniała. Miałam skłonność do gubienia parasolek, zdarzało mi się to co najmniej raz w roku.

Przez chwilę patrzyłam na spadające na chodnik krople deszczu i myślałam o Ani. Taka młodziutka dziewczyna, ledwo zrobiła maturę i zamiast się bawić, cieszyć najpiękniejszymi latami, które przecież tak szybko przemijają, pakuje się w pieluchy. Nie wiadomo, współczuć jej czy podziwiać odwagę. Bo w dzisiejszych czasach wychowywanie dziecka to naprawdę duże wyzwanie. Kiedyś było łatwiej, światem rządziły jakieś reguły, normy, których ludzie starali się przestrzegać. Teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. Łatwo się pogubić…

Przypomniał mi się artykuł, który czytałam, siedząc w poczekalni u okulisty. Ciekawy – o współczesnych bohaterach. Sięgnęłam do torebki, wyjęłam gazetę i wróciłam do przerwanej lektury. W tekście opisywano historie osób, które w życiu kierowały się nie egoizmem, ale uczciwością. Jeden z opisanych bohaterów znalazł teczkę, w której było sto tysięcy złotych. I choć bardzo potrzebował pieniędzy, nie zatrzymał ich dla siebie, ale odszukał właściciela teczki i oddał zgubę. Inny, bezrobotny ojciec czwórki dzieci, zauważył jak wsiadającemu do taksówki mężczyźnie wypada saszetka, w której była spora sumka dolarów. Udało mu się ustalić, że pasażer jechał na lotnisko, odnalazł go tam i oddał pieniądze…

Usłyszałam pisk otwieranych drzwi, mało brakowało, a zaczytana przegapiłabym autobus. Zerwałam się z ławki, sięgnęłam po parasolkę i zadowolona, że tym razem o niej pamiętałam, wsiadłam do środka. Zajęłam miejsce przy oknie i pogrążyłam się w rozmyślaniach. „Gdzie oni są? Gdzie żyją bohaterowie, których stać na takie czyny?” – zastanawiałam się.

Niemożliwe, żeby żyli wśród nas. Może kiedyś, w czasach mojej młodości, spotykało się ludzi prawych, ale to było, jak to mówią, dawno i nieprawda. Dziś każdy myśli tylko o sobie. Takie pojęcia jak uczciwość, przyzwoitość i honor, można włożyć do lamusa. Zerknęłam na gazetę, którą cały czas trzymałam w dłoni. „Ty też możesz zgłosić do konkursu swojego bohatera” – przeczytałam nagłówek.

– Czekaj tatka latka – mruknęłam pod nosem. – Już widzę, jak kogoś takiego znajdziecie. Ale jak ogłosicie konkurs na antybohatera, wtedy zaleje was fala zgłoszeń, gwarantuję. A te opisane historie to, mogę się założyć, wyssaliście z brudnego dziennikarskiego palca…

O nie! Czyżby ktoś mnie okradł?

Moją jednostronną rozmowę z redaktorami lokalnego dziennika przerwało oschłe:

– Bilety do kontroli, proszę!

Nawet nie podnosząc głowy, sięgnęłam do torebki, żeby wyjąć swoją miejską kartę, gdy nagle… poczułam pustkę! Torebki obok mnie nie było!

Zerwałam się na równe nogi, zaczęłam sprawdzać pod fotelem, za fotelem, obok okna – bez skutku!

Okradli mnie! – wrzasnęłam w panice, bo była to jedyna logiczna myśl, jaka przyszła mi do głowy. – Gdzie jest moja torebka?!

– Kto panią okradł? Kiedy? Jak? – dopytywali się zaciekawieni współpasażerowie, a ja, roztrzęsiona, kręciłam się w kółko.

– Proszę się zastanowić, kiedy ostatnio miała pani torebkę? – spytał spokojnie kontroler.

– No jak to kiedy? Jak wsiadałam do autobusu – odparłam bez namysłu i w tej sekundzie w mojej głowie zaświeciło się czerwone światełko.

Czy rzeczywiście, wsiadając do autobusu, miałam torebkę? Próbowałam się skupić, ale z nerwów zupełnie mi to nie wychodziło. W tym momencie, gdyby mnie ktoś spytał, jak się nazywam, miałabym problem z udzieleniem prawidłowej odpowiedzi. Ale pamiętałam, że w portfelu była spora suma pieniędzy. Wszystkie moje oszczędności...

– Proszę spróbować sobie przypomnieć, kiedy widziała pani torebkę – powtórzył mężczyzna powoli i wyraźnie, widząc, że trudno się ze mną dogadać.

Zamknęłam oczy i cofnęłam się myślami do chwil poprzedzających wejście do autobusu. Siedzę na przystanku i czytam gazetę. Słyszę pisk otwieranych drzwi. Wstaję, zwijam gazetę i przekładam do lewej ręki, prawą sięgam po parasolkę. A torebka? Gdzie wtedy była?

– Na ławce! – rozbłyska mi w głowie oczywista myśl.

W tym momencie autobus zatrzymał się na przystanku.

– Niech pani biegnie! – poradził życzliwie kontroler. – Może nadal tam leży.

Zanim wyszłam, usłyszałam jeszcze komentarze pasażerów:

– Próżne nadzieje… Na pewno już ktoś się nią zaopiekował… Uczciwego dziś ze świecą szukać…

Jak mam się jej teraz odwdzięczyć?

To jednak prawda, co mówią, że adrenalina dodaje sił. Choć mam swoje lata i fatalną kondycję, biegłam po ulicy niczym młody maratończyk. Nie czułam zmęczenia ani bólu nóg, wiedziałam, że muszę czym prędzej dotrzeć do miejsca, gdzie zostawiłam zgubę. Może zdążę, zanim zrobi to jakiś nieuczciwy znalazca? Chciałam w to wierzyć, ale wiedziałam, że szanse są nikłe.

Nagle potknęłam się o własne nogi i wylądowałam kolanami na chodniku, tylko cudem nic sobie nie łamiąc. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Z trudem się podniosłam, ale całkiem opuściły mnie siły. Zrozumiałam, że dalej nie mam siły biec.

Szłam więc powoli i patrzyłam na mijających mnie przechodniów ukrytych pod kolorowymi parasolami. Zastanawiałam się, co zrobię po powrocie do domu. Najpierw będę musiała zastukać do sąsiadów, żeby pozwolili mi skorzystać z telefonu. Zadzwonię do ślusarza, a potem, czekając na jego przyjazd, do córki, żeby przywiozła mi jakieś pieniądze. Kiedy już dostanę się do mieszkania, zadzwonię do banku i zablokuję kartę – może złodziej nie zdąży do tego czasu wyczyścić mi konta, i do operatora komórkowego, który, miejmy nadzieję, zrobi coś, aby nikt nie zabawiał się na sekslinii na mój koszt. Jeszcze telefon do Ani, że nie przyjdę na jej ślub, będzie jej przykro, ale cóż…

Powoli, krok po kroku, zbliżałam się do przystanku. Już z daleka zobaczyłam jakąś kobietę, która nerwowo rozglądała się wokół. Podeszłam bliżej i… nie, to niemożliwe! Kobieta trzymała pod pachą zagubioną torebkę!

– No nareszcie! – ucieszyła się na mój widok, jakby zobaczyła kogoś znajomego. – Już myślałam, że pani nie wróci.

Chciałam o coś spytać, ale nie miałam sił, więc posadziła mnie na ławce i zaczęła opowiadać… Stojąc na przystanku, zauważyła, że zrywam się nagle i wpadam do autobusu, zostawiając na ławce torebkę. Zaopiekowała się nią, bo wydało jej się logiczne, że szukając zguby, wrócę…

Patrzyłam na tę kobietę – zwyczajną, nijaką, w żadnym razie nie wyglądającą na bohaterkę, i zastanawiałam się, jak mogę się jej odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiła. Czy wystarczy zwykłe „dziękuję”? A może... Może by tak zgłosić jej kandydaturę do konkursu, o którym czytałam w gazecie? Zasłużyła na to, żeby ludzie dowiedzieli się, jak wspaniale się zachowała, i jaka jest uczciwa.

Chciałam poprosić o jej imię i nazwisko, ale zanim otworzyłam usta, rzuciła krótko:

Jest mój autobus – i zniknęła.

Czytaj także:
„Jestem uczciwa, więc gdy znalazłam wartościową rzecz, oddałam ją właścicielce. W podziękowaniu usłyszałam, że jestem idiotką”
„Na wakacjach zgubiłam nie tylko torebkę, ale też serce. Zobaczyłam tego przystojniaka i już pragnęłam wspólnej nocy”
„Znalazłem kopertę pełną pieniędzy i jej nie oddałem. Czuję się jak złodziej, ale potrzebowaliśmy tej kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA