„Nie wiem, kto nie lubił mnie bardziej – matka mojego męża czy jego córka. Sytuację zmienił dopiero nieszczęśliwy wypadek”

kobieta, której nie lubi pasierbica i tesciowa fot. iStock by Getty Images, Westend61
„W tej samej chwili Amelka szarpnęła się, zamachnęła i uderzyła mnie pięścią w twarz. Ogłuszona, uchyliłam się przed następnym ciosem i… Usłyszałam jej krzyk i jakiś hałas. Uniosłam głowę, zobaczyłam jak dziewczynka spada ze schodów. W tej samej chwili przeraźliwe krzyki jej babki rozległy się w całym domu”.
/ 29.04.2023 08:30
kobieta, której nie lubi pasierbica i tesciowa fot. iStock by Getty Images, Westend61

Przez moment wahałam się, czy pójść do domu, czy raczej pojechać już na lotnisko, ale co ja bym tam robiła przez te kilka godzin? Irek miał wylądować dopiero wieczorem. A ja byłam zbyt zdenerwowana, żeby wysiedzieć na miejscu tyle czasu. Powinnam więc chyba wrócić do domu… Miałam nadzieję, że teściowa wciąż jeszcze jest w szpitalu u Amelki. Ale okazało się, że wróciła na chwilę, zabrać coś dla małej, bo gdy tylko otworzyłam drzwi, ona już czekała w korytarzu.

Patrzyła na mnie oskarżycielskim wzrokiem, w którym zgromadziła się chyba cała jej trzyletnia niechęć do mnie, pogłębiona teraz jeszcze tym, co się stało. Tak, ta kobieta już mnie osądziła i wydała wyrok. Czekała tylko z obwieszczeniem go na głos na powrót swojego syna, mojego męża. W głowie wciąż dźwięczały mi jej gniewne słowa, gdy roztrzęsiona, starałam mu się wszystko wytłumaczyć, a jego matka wyrwała mi telefon.

– Musisz przyjechać synku, natychmiast, ona chciała zabić Amelkę! – krzyknęła. – Twoja córka jest nieprzytomna, miała wstrząs mózgu!

Ta kobieta znienawidziła mnie od pierwszej chwili. To było wtedy, gdy Irek zaprosił mnie na obiad do swojego domu, chcąc, abym poznała jego rodzinę. Matkę, która po śmierci jego żony zajmowała się gospodarstwem i Amelkę, jego nastoletnią córkę. Starałam się wypaść jak najlepiej, przyniosłam kwiaty i dobre czekoladki, ale ona już w progu obrzuciła mnie takim spojrzeniem, że aż się skurczyłam w sobie. No i była wredna.

– Gdy syn wspomniał, że panią na dzisiaj zaprosił, nie zdawałam sobie nawet sprawy… – podniosła brwi w ironicznym grymasie.

– Z czego? – spytałam speszona.

– Z pani wieku – odparła kpiącym, protekcjonalnym tonem. – I że wygląda pani bardziej na starszą koleżankę mojej wnuczki niż na ewentualną towarzyszkę życia mojego syna.

– Przepraszam – Irek objął mnie ramieniem i popatrzył na matkę z niechęcią. – To nie było uprzejme, mamo.

– Ale jak najbardziej prawdziwe – ucięła sucho i przez całe popołudnie prawie się do mnie nie odzywała.

Nigdy nie pogodziła się z jej śmiercią

Podobnie Amelka. Dziewczynka musiała chyba być odpowiednio nastawiona przez swoją babcię, bo odzywała się tylko półsłówkami albo milczała. Gdyby nie Irek, który robił wszystko, żeby utrzymać dobrą atmosferę przy stole, pewnie uciekłabym z tego domu, nie kończąc obiadu. Tak okropnie się tam czułam! Dziewczynkę jeszcze rozumiałam. Żadna nastolatka nie odnosi się dobrze do sympatii swego ojca. Ale dlaczego ta starsza kobieta od pierwszego momentu uznała mnie za swojego wroga? Nie znała mnie przecież, więc jak mogła tak od razu osądzić?

Irka poznałam kilka miesięcy wcześniej w pracy. Przeprowadzał audyt w naszej firmie, a moim zadaniem było dostarczenie mu wszelkich potrzebnych do tego dokumentów.

Spędzaliśmy ze sobą wiele godzin, sprawdzając poszczególne dane i dyskutując o sprawach firmy. A gdy któregoś dnia, podczas lunchu, przysiadł się do mojego stolika, nawet się ucieszyłam. Ta pierwsza nasza prywatna rozmowa była bardzo interesująca. Podobał mi się ten starszy o kilkanaście lat mężczyzna, ujął mnie swoim sposobem bycia, pogodnym usposobieniem i niesamowitym taktem.

Gdy po skończonym zleceniu żegnał się z naszą firmą, poprosił mnie o numer telefonu. Zaczęliśmy się spotykać. I już po miesiącu oboje wiedzieliśmy, że to coś poważnego.

Irek był wdowcem, z pomocą matki wychowywał nastoletnią córkę. Dobrze wiedziałam, na co się piszę, decydując się z nim dzielić dalsze życie. Podejrzewałam, że minie sporo czasu, zanim przekonam do siebie to dziecko. Nie przewidziałam jednak, że matka Irka będzie pałać do mnie aż taką niechęcią, wręcz nienawiścią. Bo kto by się tego spodziewał?

Często zastanawiałam się, dlaczego tak jest. Przecież kochałam jej syna, starałam się być dobrą synową. Nie usiłowałam na siłę zastąpić dziewczynce matki, widziałam przecież, że Amelka zupełnie mnie nie akceptuje. Starałam się być delikatna i taktowna, nie narzucałam się. Miałam nadzieję, że mała w końcu choć trochę mnie polubi.

Irek często wyjeżdżał służbowo, a wtedy ja zostawałam sama w domu z jego matką i córką. To były okropne dni, wypełnione złośliwościami z ich strony. Starałam się, jak mogłam, ale wszystkie moje dobre zamiary i tak rozbijały się o mur niechęci. Z czasem zrozumiałam, że dla teściowej nigdy nie byłam prawdziwą żoną Irka. Była nią wciąż zmarła matka Amelki.

– Mama już taka jest, ale nie przejmuj się – pocieszał mnie mąż, gdy czasem mu się skarżyłam. – Ona po prostu nigdy nie pogodziła się ze śmiercią mojej pierwszej żony.

– Amelka też jest przeciwko mnie – westchnęłam. – Słyszałeś, jak się do mnie odnosi, odpowiada półsłówkami, zbywa mnie albo ucieka do siebie i nie liczy się z moim zdaniem.

– To się zmieni – Marek przytulił mnie. – Ona wchodzi w trudny wiek, z czasem wszystko dobrze się ułoży. Zresztą porozmawiam z nią.

Jednak czas mijał, a nic się nie zmieniało. Irka nie było w domu całymi dniami, a mała pozostawała pod opieką babci i… tylko babci. Co gorsza, to wcale nie było dla dziewczynki dobre.

Starsza pani nie za bardzo dawała sobie z wnuczką radę. Młoda robiła z nią, co chciała. Wymuszała wszystko, na co jej tylko przyszła ochota, a babcia zawsze jej ulegała. Amelia często okłamywała teściową, tłumacząc swoje coraz częstsze późne powroty do domu tym, że uczą się z koleżankami.

Nie wtrącałam się, bo i tak nikt nie liczyłby się z moim zdaniem, ale nie podobało mi się zupełnie towarzystwo, w jakim moja pasierbica od jakiegoś czasu się obracała. Miała dopiero czternaście lat i była zbyt młoda na alkohol, jazdy na skuterze z dużo starszym od siebie chłopakiem, na noszenie glanów i czarnej, skórzanej kurtki. Gdy zwróciłam na to uwagę teściowej, ona tylko wzruszyła ramionami.

Przecież ona ma dopiero 14 lat!

– A co ci szkodzi, że ona tak się ubiera? – powiedziała.

– Jest chyba za młoda na taki strój – odparłam. – Pani widziała te jej koleżanki? Ta wysoka, z czarnymi dredami musi być sporo starsza od Amelii… Albo chłopak, który odwiózł ją wczoraj po północy – zerknęłam na zegarek. – Teraz też jest już późno, dawno powinna być w domu.

– To kulturalni, młodzi ludzie – odparła moja teściowa. – Ja wiem, z kim moja wnuczka się spotyka, a ty nie czepiaj się jej. Nie jesteś jej matką.

Wycofałam się do swojego pokoju, nie było sensu dalej rozmawiać z tą kobietą. Ale tym razem zdecydowałam się poczekać na powrót dziewczynki i pogadać z nią poważnie.

Stałam przy oknie i wypatrywałam jej w ciemnej już uliczce. Po chwili zobaczyłam, jak nadjeżdża skuter. Amelkę przywiózł chłopak, który tak bardzo mi się nie podobał. Śmiali się głośno, chłopak objął małą, pocałował ją, coś jej szeptał do ucha…

Aż mnie zatrzęsło w środku. Ona miała tylko czternaście lat! Za to on przynajmniej dziewiętnaście!

Przez przypadek słyszałam rozmowę

Zeszłam na dół.

Możemy pogadać? – spytałam.

– A o czym? – nawet na mnie nie patrząc, rozpięła skórzaną kurtkę, nabijaną metalowymi ćwiekami.

– No, chociażby o tym, że późno wracasz do domu, i o twoim koledze też – uśmiechnęłam się. – Tata wie, jakich ty masz kumpli?

– Za kapusia chcesz robić? – popatrzyła na mnie złym wzrokiem. – Nie twoja sprawa, z kim się spotykam! – prychnęła ze złością.

– Chyba jednak moja – powiedziałam. – Jestem żoną twojego taty.

– Nie pytał mnie, czy ja chcę, żebyś była jego żoną! – wykrzyknęła z furią. – I nie jesteś moją matką, więc nie możesz mi mówić, co mam robić! odepchnęła mnie i poszła do siebie.

W tej samej chwili moja teściowa wyjrzała z kuchni. Popatrzyła na mnie ze złośliwą satysfakcją. Musiała słyszeć naszą rozmowę.

– Amelka, kolacja czeka! – zakrzyknęła w stronę pokoju wnuczki. – Zrobiłam ci kanapki, takie jak lubisz.

Poszłam do siebie. Może rzeczywiście nie powinnam się wtrącać, ale przecież zależało mi na tej dziewczynce. Nie była moją córką, ale czułam się w obowiązku z nią porozmawiać, chociażby ze względu na Irka. Co by nie mówić, byliśmy jednak rodziną.

Nasłuchiwałam pod drzwiami, czekając, aż mała wróci z kuchni do siebie. Gdy usłyszałam, jak zamyka drzwi do swego pokoju, wyszłam na korytarz. Już miałam zapukać, gdy usłyszałam roześmiany głos dziewczyny. Rozmawiała przez telefon. Jej słowa sprawiły, że zawahałam się.

Babce powiem, że idę się uczyć na sprawdzian, kupi to, spoko – śmiała się. – A co macocha ma tu do gadania? Nawet się jej pytać nie muszę…

Serce mocniej mi zabiło. Ale potem do moich uszu doszło coś znacznie gorszego. Amelka mówiła o alkoholu, o pierwszym razie, o tym, że na pewno będzie super, o wolnej chacie…

– Kasy mam sporo, wystarczy dla wszystkich – wciąż się śmiała. – A nie, tak zaraz po szkole nie mogę, muszę wrócić do domu, urobić babkę… Nie, starego nie ma, jak zwykle.

Wycofałam się do siebie. To, co usłyszałam, zszokowało mnie zupełnie. Amelka szykowała się na jakąś imprezę, na której miały być narkotyki. I coś jeszcze mówiła o pierwszym razie, czyżby ona zamierzała…

Nie mogłam usiedzieć na miejscu, musiałam coś zrobić. Złe towarzystwo, impreza, alkohol, może nawet seks i narkotyki. Musiałam ją jakoś powstrzymać. To tylko dziecko! Zadzwoniłam do Irka, ale był poza zasięgiem. Zeszłam więc na dół, bo miałam nadzieję, że w kuchni jeszcze zastanę teściową. Nie myliłam się.

Była całkiem głucha na moje argumenty

– Amelka wybiera się na jakąś podejrzaną imprezę – powiedziałam. – Nie powinna jej pani pozwolić.

– Co ty powiesz… – kobieta poparzyła na mnie ironicznie. – Akurat o tym, co ja powinnam, a czego nie, nie ty będziesz decydować.

– Przepraszam, rzeczywiście ma pani rację – szepnęłam ze skruchą. – Ale tu chodzi o dziecko, ona…

– Znam moją wnuczkę i wiem, jaka jest – przerwała mi. – Jej matka wychowała ją na porządną dziewczynkę.

– Ale ja sama słyszałam – nie ustępowałam. – Umawiała się z kimś i…

– Pewnie się będą uczyć – znowu mi przerwała. – A ty wciąż się tylko czepiasz – widziałam, jak policzki ciemnieją jej ze złości. – To nie jest twoje dziecko, nie znasz jej, nie wiesz, jaka była jej matka. Dobra, porządna kobieta, nie to, co ty… – popatrzyła na mnie nienawistnie, jakbym to ja była winna tamtemu wypadkowi, w którym zginęła pierwsza żona Irka.

Znowu się wycofałam. Nie mogłam liczyć na pomoc tej kobiety. Ona mi nie wierzyła, sądziła, że tylko oczerniam jej wnuczkę. A ja przecież dobrze wiedziałam, na co szykowała się Amelia.

Jeszcze raz zadzwoniłam do męża, ale wciąż był poza zasięgiem. Mogłam więc liczyć tylko na siebie.

Nazajutrz wyszłam z firmy wcześniej i szybko wróciłam do domu. Musiałam przypilnować pasierbicy. Słyszałam, jak weszła do domu. Jak długo gadała z babcią w kuchni, przekonywała ją do czegoś, śmiały się obie… Nigdy nie sądziłam, że taka młoda, niewinna dziewczyna może tak omotać starszą kobietę, znającą przecież dobrze życie. Ale cóż, miłość, nawet ta babcina, bywa ślepa.

Potem Amelia poszła do swojego pokoju. Słyszałam, jak idąc przez korytarz, nuci coś pod nosem. Musiała być w doskonałym humorze. Odczekałam chwilę i poszłam zmierzyć się z pasierbicą. Tym razem postanowiłam nie odpuszczać tak łatwo, tylko zmusić ją do posłuszeństwa… Musiałam powstrzymać córkę Irka przed zrobieniem głupoty, której może żałować do końca życia. Mimo wszystko czułam się za nią odpowiedzialna. Choć uważała się za dorosłą, była tylko zbuntowanym dzieckiem.

Gdy weszłam do jej pokoju, akurat robiła sobie mocny makijaż. Ubrana już była w te swoje glany, na krześle leżała czarna, skórzana kurtka i krótka sukienka. Trochę się zdziwiła na mój widok, ale się nie odezwała.

– Wiem, gdzie się dzisiaj wybierasz – powiedziałam spokojnie. – Nie powinnaś tam iść, dziewczyno…

– Podsłuchiwałaś, co? – roześmiała mi się w twarz. – Nie twoja sprawa, gdzie idę. Zajmij się lepiej sobą.

– Myślę jednak, że to moja sprawa – odparłam, stając obok niej. – Nie sądź, że chcę ci czegoś zabraniać albo się rządzę, ale tata na pewno by ci nie pozwolił iść na tę imprezę.

– Tata mógłby mi nie pozwolić, ale nie ty! – wykrzyknęła, odwracając się do mnie tyłem. – Nie masz prawa, jesteś tylko macochą!

– Ja po prostu nie chcę, żeby spotkało cię coś złego, jesteś zbyt młoda, żeby… – nie pozwoliła mi dokończyć.

Wstała i popchnęła mnie mocno.

Wynoś się z mojego pokoju, natychmiast! – wrzasnęła na cały głos.

Wyszłam, nie chciałam kłótni. Zadzwoniłam jeszcze raz do męża. Tym razem włączyła się poczta. Nagrałam się i powiedziałam mu, czym się martwię, co Amelka zamierza… Co więcej mogłam zrobić? Tylko zatrzymać ją siłą, gdy będzie wychodzić.

Teściowa oczywiście zwaliła winę na mnie

Tak też zrobiłam. Przyczaiłam się u siebie, czekając, aż wyjdzie ze swojego pokoju. Wtedy stanęłam w korytarzu naprzeciwko niej. Zagrodziłam jej sobą drogę na schody.

Nie możesz tam iść – powiedziałam stanowczo. – Nie pozwalam.

– Nie mów tak do mnie, nie jestem twoim dzieckiem! – krzyknęła wściekła. – Nie masz prawa mnie zatrzymywać – próbowała mnie odepchnąć, ale ja chwyciłam ją mocno za ramię.

– Nie możesz iść tam, gdzie jest alkohol, rozumiesz! – krzyknęłam. Masz dopiero czternaście lat.

– Nie będziesz mi mówić, co robić! – wyrywała mi się z siłą, jakiej bym się po niej nigdy nie spodziewała.

Była tak rozwścieczona, jakby już przed wyjściem coś wzięła. Znów chwyciłam ją mocno, jednocześnie wciąż próbując ją przekonać, żeby nie szła, ona wyrywała się…

Co się tam dzieje?! – usłyszałam w pewnej chwili głos teściowej z dołu.

Teściowa stała u podnóża schodów, patrzyła, jak się szamotamy.

W tej samej chwili Amelka szarpnęła się, zamachnęła i uderzyła mnie pięścią w twarz. Ogłuszona, uchyliłam się przed następnym ciosem i… Usłyszałam jej krzyk i jakiś hałas. Uniosłam głowę, zobaczyłam jak dziewczynka spada ze schodów. W tej samej chwili przeraźliwe krzyki jej babki rozległy się w całym domu. Rzuciłam się biegiem na dół. Amelka leżała u podnóża schodów, nie poruszała się, a z nosa ciekła jej krew. Pochyliłam się nad nią, ale teściowa odepchnęła mnie z furią.

– Zostaw ją! – krzyknęła. – Widziałam, jak ją popchnęłaś, ty małpo! Chciałaś ją zabić, pozbyć się jej!

– Ależ co pani za bzdury opowiada?! – spojrzałam na nią zdumiona.

Od jej nienawistnego wzroku aż mi się słabo zrobiło. Gdyby tylko mogła, to zabiłaby mnie w tamtej chwili. Nie to jednak było wtedy ważne. Musiałam ratować dziecko. Chwyciłam telefon, wykręciłam numer pogotowia, pochyliłam się nad małą, ale jej babcia odepchnęła mnie.

– Proszę jej nie ruszać – chwyciłam teściową za nadgarstki, gdy usiłowała podnieść małą. – Może mieć coś uszkodzone. Tylko pani jej szkodzi!

Posłała mi wściekłe spojrzenie, ale posłuchała mnie. A potem usiadła na podłodze i zaczęła płakać.

Dodzwoniłam się do męża zanim przyjechało pogotowie. Zaczęłam szybko opowiadać, co się stało, ale teściowa wyrwała mi komórkę i krzyknęła, że chciałam zabić jego córkę… I to ona pojechała z dziewczynką do szpitala, ja nie byłam rodziną.

Przesiedziałam całą noc w fotelu. Długo rozmawiałam z mężem, wyjaśniając mu dokładnie, co działo się dzisiaj wieczorem w naszym domu. O moich obawach, co do towarzystwa Amelki, o jej agresji, kłamstwach.

– Chciałam ją powstrzymać – płakałam w słuchawkę. – Ona się wyrwała, uderzyła mnie i wtedy… Chyba nie wierzysz w to, co mówi twoja matka.

– Oczywiście, że nie, uspokój się – odparł mąż. – Wracam dopiero wieczorem, bo nie mam wcześniejszego lotu. Ale dzwoniłem do szpitala. Jest dobrze, Amelia odzyskała przytomność, nic jej już nie grozi.

Nad ranem moja teściowa wróciła ze szpitala. Patrząc na mnie oskarżycielskim wzrokiem, powiedziała, że Amelia wszystko powie policji, ja wyląduję w więzieniu, a Irek przepędzi mnie z ich domu raz na zawsze. A potem nie odezwała się już do mnie ani słowem aż do przyjazdu syna.

Pod wieczór pojechałam na lotnisko. Na widok męża nerwy mi puściły, i rozpłakałam się jak małe dziecko.

– Już dobrze, nie rozpaczaj, to nie twoja wina – przygarnął mnie mocno do siebie. – Nie myśl o tym, co mówi moja matka, rozmawiałem już z Amelką – popatrzył na mnie uspokajająco. – Płakała, powiedziała, co się stało, że cię uderzyła… – musnął ustami siniak na moim policzku.

Czasem jest tak, że to, co złe, obraca się na naszą korzyść. I tak było w tym wypadku. Bo ten nieszczęśliwy wypadek zmienił nasze życie. Irek zaczął więcej czasu poświęcać rodzinie, nie wyjeżdżał już tak często. Dziewczynka przestraszona tym, co się stało, zmieniła swój stosunek do mnie, nawet trochę się zaprzyjaźniłyśmy. A co najważniejsze, nie mieszkamy już z teściową. Mój mąż zdecydował, że powinniśmy być sami. Jego mama wróciła do swojego mieszkania, bo nie musiała już zajmować się naszym domem i wnuczką. Byłam przecież ja. Mam nadzieję, że z czasem uda mi się choć trochę zastąpić Amelce mamę.

Czytaj także:
„Wyszłam za starego dziada dla kasy. Rodzicom mówię, że to mój teść. Jego dzieci mnie nienawidzą, ale nie wrócę do biedy”
„Córka mojego faceta uważa, że rozbiłam związek jej rodziców. Ona mnie nienawidzi, a ja mam ją przyjąć pod swój dach?”
„Wiedziałam, że bycie macochą jest trudne. Córka mojego męża mnie nienawidzi, jakbym to ja zabiła jej matkę”

Redakcja poleca

REKLAMA