Moje wczesne doświadczenia z małżeństwem pokazały mi, że lepiej mi będzie samemu. Jestem dość specyficzny, nie potrafię dobrze poruszać się w sferze uczuć, czasem zachowuję się jak słoń w składzie porcelany. Tu coś nadepnę, tam kogoś obrażę, chociaż wcale tego nie chcę… Po rozwodzie zamieszkałem więc sam i wiodłem szczęśliwy żywot singla, zajmując się tym, co lubię najbardziej, czyli pracą. Samotne życie to było to: nikt nie plącze się po mieszkaniu, nie zawraca głowy i nie odrywa mnie do komputera. Jestem informatykiem, piszę programy, a to wymaga czasu i skupienia, lubię pracować na własnych zasadach. Ale spotkałem Alicję. Grom z jasnego nieba. Szybko zacząłem namawiać ją na wspólne życie, bo po co tracić czas, skoro i tak wiadomo, że się kochamy. Odmówiła jednak, tłumacząc, że jej sytuacja rodzinna jest zbyt trudna, by mogło nam się udać. Miała na myśli swojego syna z pierwszego małżeństwa, jedenastoletniego Karola.
Poznałem go
Chłopak był małomówny, ale sympatyczny, nie sprawiał kłopotów wychowawczych. No, może poza szkołą, bo uczył się tragicznie.
– Muszę mu poświęcać cały wolny czas, odrabiam z nim lekcje do późna, tłumaczę materiał. Jestem cała dla Karolka, jak wyobrażasz sobie nasz związek? Teraz wydaje ci się, że to nie problem, ale długo nie wytrzymasz, mój syn ma pierwszeństwo, żaden mężczyzna tego nie zaakceptuje.
– Ja tak. Dużo przesiaduję przed komputerem, niewiele mi potrzeba. Nie wymagam ciągłych starań, nie jestem aż tak ważny.
Alicja się uśmiechnęła.
– Co za szczerość. Mój kochany!
Nie narzekam, co prawda gubię się w emocjonalnych niuansach, ale mam inne zalety.
– Ojciec Karola się nim nie zajmuje?
Musiałem zadać to pytanie, ale szybko zrozumiałem, że to nie moja sprawa. Mam logiczny, zdyscyplinowany umysł, który każe mi zgłębiać interesujące mnie zagadnienie, delikatność uczuć nie jest moją mocną stroną. Alicja odpowiedziała jednak na pytanie, wiedziała, że nie mam nic złego na myśli. Po prostu chcę wiedzieć.
– Michał jest dobrym tatą, ale nie rozumie Karola, nie potrafi mu pomóc. Jest zawiedziony, że trafił mu się syn, który nie ma dobrych ocen. Traci do niego cierpliwość, ale zabiera go do siebie, wyjeżdżają razem na wakacje. Karol uwielbia ojca.
Dla mnie bomba, nie musiałbym młodemu ojcować, do czego nie czułem najmniejszej chęci. Żylibyśmy sobie razem, kochałbym jego matkę, z nim mógłbym się zakumplować. To już duży chłopak, na pewno byłoby o czym pogadać, więc w czym problem.
O co tu chodzi?
Namawiałem Alicję, żebyśmy zamieszkali razem, oczywiście u mnie, bo nie wyobrażałem sobie, gdzie upchnąłbym w jej mieszkanku biurko i komputery. Potrzebowałem własnej przestrzeni, ale pozostałą, i to niemałą, mogłem się podzielić. Odmówiła, ze względu na Karola. Nie chciała burzyć dziecku bezpiecznego świata. Przeprowadziła się do mnie również ze względu na Karola, który zachwycił się moimi komputerami i nie chciał wyjść z zagraconego sprzętem pokoju do pracy. Tym nie zamierzałem się dzielić, młody dostał swój pokój, żeby opuścił mój, dokupiłem mu trochę urządzeń, i okazało się, że jest super. Mogliśmy razem zamieszkać. Prędko przekonałem się, że miłość miłością, ale dziecko jednak trochę przeszkadza. Nie żebym go nie lubił, chłopak był cichy i sympatyczny, ale nauczył się ze mną spędzać czas. Siadał koło mnie i w milczeniu patrzył mi na ręce, kiedy pracowałem. Nikt na dłuższą metę tego nie zniesie, ja też nie jestem święty, ale jakiś czas wytrzymałem. Bałem się, że jak go pogonię, Alicja będzie miała do mnie żal. W końcu jednak wprowadziłem nową zasadę współżycia, której głównym i jedynym punktem była konieczność zamykania drzwi mojego gabinetu.
Nie interesowałem się przesadnie Karolem, a on mną, dawaliśmy sobie przestrzeń i to znakomicie działało. Żadnych kłótni, awantur, wyłącznie święty spokój. Jak w niebie. Do czasu, kiedy Karol osadził mnie w miejscu, a przecież chciałem tylko pomóc… Przechodziłem właśnie korytarzem, niosąc do gabinetu kolejną herbatę, drzwi do pokoju Karola były otwarte, matka i syn siedzieli przy biurku. Alicja tłumaczyła coś znękanym głosem, powoli tracąc cierpliwość.
Wszedłem do środka
Odrabiali zadania z polskiego. Nie jestem humanistycznym orłem, ale zdziwił mnie upór chłopaka. On chyba specjalnie nie dopuszczał do siebie najprostszych reguł albo udawał. Nie wytrzymałem.
– Daj spokój, Karol, przecież to proste.
Postawiłem herbatę na biurku, gotów poświęcić mu kilka minut, a on spojrzał na mnie wrogo i powiedział.
– Nie wcinaj się, nie jesteś moim ojcem.
Racja, nie byłem, nie było o co kopii kruszyć. Bez obrazy. Zabrałem kubek i wróciłem do siebie. Jednak sprawa nauki Karola nie dawała mi spokoju, jak zawsze, gdy natknę się na logiczną zagadkę do rozwiązania. Chłopak spędzał godziny z nosem w książkach, a mimo to zagrożony był z polskiego i historii, a z przedmiotów ścisłych wyciągał ledwie tróje. Ciekawe dlaczego. Nie był wcale głupi, jak twierdził jego ojciec, przeciwnie, był raczej bystrym chłopcem.
– Widziałem, że uczysz Karola matmy. Jak nie ogarniasz programu, mógłbym ci czasem pomóc – zaproponowałem któregoś dnia Alicji. – Oczywiście w okrojonym wymiarze czasu – dodałem dla potrzebnej ścisłości.
Lubię wyrażać się precyzyjnie.
– Dzięki, jakoś daję radę – uśmiechnęła się blado. – Karol w zasadzie też.
Zdziwiłem się.
– To po co go uczysz?
No i dowiedziałem się, że młody nie zadawał sobie trudu rozwiązywaniem zadań, tylko od razu podawał wynik. A nauczyciele punktowali metodę, a nie efekt końcowy. Miłosierną tróję zawdzięczał wyłącznie przychylności grona pedagogicznego, które wiedziało, że chłopak dobrze liczy, ale nie mogło właściwie tego ocenić ze względu na program.
– Nie wszyscy nauczyciele są przychylni – westchnęła Alicja. – Karol czasem coś palnie na lekcji, niektórzy czują się urażeni.
Zainteresowałem się. Karol był grzecznym dzieckiem, może nawet zbyt spokojnym, miał tendencję do zagłębiania się w myślach, a nie do rozrabiania i podważania autorytetu. Okazało się, że Alicja nie zna szczegółów, nie mogła wydobyć ich z syna. Wie tylko tyle, że nauczyciel fizyki powiedział jej, by uprzytomniła Karolowi, że szkoła jest od uczenia, a nie odwrotnie, i on ma się przyłożyć. Robiło się coraz ciekawiej, z zadowoleniem poruszałem się w przejrzystej dla mnie mgle niedomówień. Ten pan od fizyki! Też miałem takiego w liceum, o mało mnie nie usadził na drugi rok. Tylko bardzo mądrzy nauczyciele lubią, gdy uczeń wie więcej od nich. Tak było w moim przypadku, a jak jest z Karolem? Rozwiązywanie zagadki zaczęło mnie pasjonować, ściągnąłem z internetu amerykański test dla wybitnie uzdolnionych i postawiłem przed Karolem laptopa. Jak zwykle poniewczasie zorientowałem się, że jeśli się pomyliłem, wyrządzę mu krzywdę, utwierdzając w przekonaniu, że jest mało bystry. Mówiłem, że delikatność uczuć nie jest moją najmocniejszą stroną, szczerze mówiąc, nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego jest to takie ważne.
Wróciłem do Karola
Chciałem naprawić swój błąd, wytłumaczyć, że nawet jeśli nie zrozumie, o co w teście chodzi, to nie szkodzi, ale chłopak siedział skupiony przed monitorem. Dobrze mu szło.
– Urodziłaś geniusza, gratuluję – zawiadomiłem Alicję, wkraczając do kuchni po herbatę.
Wcale się nie ucieszyła, zareagowała, jakbym ją uderzył. Myślała, że z niej kpię. No tak, znowu palnąłem coś prosto z mostu. Dlaczego ludzie wymagają wstępów, mentalnego przygotowania, nie myślą skrótowo i logicznie? Czasem nie mam do nich cierpliwości. Zajęło mi mnóstwo czasu, by ją przekonać, że jej syn z trudnością przyswaja wiedzę z zakresu ortografii, ale jego mózg swobodnie szybuje wśród cyfr i równań.
– I kodów zero-jedynkowych – dodałem gwoli ścisłości, bo każde zagadnienie trzeba zgłębić dokładnie i do końca. – Podejrzałem, co miał na ekranie komputera, według mnie zaczął programować, wiedząc tylko tyle, ile podejrzał, siedząc koło mnie. Dobry jest, w jego wieku nawet w połowie taki nie byłem.
– Chciałabym, żeby to była prawda – Alicja nadal nie wydawała się przekonana.
Ciągnęła syna za uszy przez szkołę, jak miała uwierzyć, że drzemią w nim wielkie możliwości.
– Karol mógłby zabłysnąć z przedmiotów ścisłych, nawet próbował, ale wtedy uraził pana od fizyki – tłumaczyłem mozolnie. – Nudzi się na lekcjach, ale nie potrafi, mimo dobrych chęci, dostosować się do wymagań programu. On myśli inaczej, być może obrazowo. Mnie ratowała żelazna logika, jedno wynika z drugiego, punkt po punkcie, on ma inaczej poukładane w głowie. Trzeba będzie to sprawdzić, opracować dla niego program, żeby mógł skończyć szkołę. Potem zacznie studiować i pofrunie.
Alicja ukryła twarz w dłoniach, ledwie zrozumiałem, co powiedziała.
– Jak? Przecież to niemożliwe.
– To się zobaczy, w ostateczności pozostaje nauczanie domowe. – To duże wyzwanie, nie poradzę sobie.
Pokiwałem z zadowoleniem głową. Łatwo było to przewidzieć.
– Dobierzemy nauczycieli, ja też się zaangażuję. Oczywiście na wyższym etapie i w ograniczonym wymiarze czasu – dodałem dla ścisłości, bo precyzja jest w życiu bardzo ważna.
– My?
W powietrzu zawisł znak zapytania zwieńczony wykrzyknikiem. Prawie go zobaczyłem. Wzruszyłem ramionami.
– To logiczne, mieszkamy razem, więc mamy wspólne sprawy.
– Ale to wielka odpowiedzialność, Karol nie jest twoim synem, nie masz obowiązku się nim zajmować.
Roześmiałem się szczerze.
– No to będę miał przyjemność. Może kiedyś w jego notce biograficznej znajdzie się skromny kącik dla faceta takiego jak ja.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”