„Nie przejmowałem się, że matka i babcia ledwo wiążą koniec z końcem, ja pracować nie zamierzałem. Było mi tak dobrze”

Nie garnąłem się do pracy fot. Adobe Stock, lukas_zb
„– Damian, znajdź pracę, przecież ja nie dam rady, nie mam już siły więcej pracować – prosiła mama. Nie zwracałem na to uwagi. Do czynszu dokładała nam się z emerytury babcia, ja nie. Dopiero kiedy mama przestała dawać mi na piwo, zacząłem rozglądać się za robotą, ale wiedziałem, tylko tak gada i zaraz zmięknie, zanim coś znajdę. I dobrze!”.
/ 17.12.2022 14:30
Nie garnąłem się do pracy fot. Adobe Stock, lukas_zb

Można powiedzieć, że w młodości nieźle szalałem. Po śmierci ojca przestałem się uczyć i wyleciałem z technikum. Całe dnie włóczyłem się z kolegami, nic mnie nie obchodziło. Dwa lata później naszą kamienicę kupił prywatny właściciel i czynsz wzrósł dwukrotnie.

– Damian, znajdź pracę, przecież ja nie dam rady, nie mam już siły więcej pracować – prosiła mama.

Nie zwracałem na to uwagi. Do czynszu dokładała nam się z emerytury babcia, ja nie. Dopiero kiedy mama przestała dawać mi na piwo, zacząłem rozglądać się za robotą. Tata był budowlańcem i złotą rączką, uwielbiałem mu pomagać.

Chciał nie chciał, sporo rzeczy się nauczyłem

Teraz okazało się, że się przydają. Naprawiałem sąsiadkom krany, szafki, kontakty. Co zarobiłem – wydawałem na piwo. Jak znowu mi zabrakło – znajdowałem fuchę. Nie wiem, czy mama wcześniej się źle czuła. Mnie nic nie mówiła. Ale badania zrobiono jej dopiero, jak straciła przytomność i trafiła do szpitala. Zaawansowany nowotwór z przerzutami. Mama już do domu nie wróciła, zmarła dwa miesiące później. Piłem przez trzy dni. Formalnościami, pogrzebem zajęła się babcia.

– Damian, skończyły się żarty. Musisz znaleźć pracę. Ja nie będę cię utrzymywać – zapowiedziała mi babcia.

Machnąłem ręką. Mama też tak nieraz mówiła, i co z tego? Ale babcia nie żartowała. Trzy miesiące później musiałem się wyprowadzić z mieszkania. Nie płaciłem za czynsz, prąd ani gaz. Wprowadziłem się do drugiej babci. To była duża kawalerka w starej kamienicy, przedzieliłem więc pokój szafami, wstawiłem stary tapczan i telewizor.

– Tutaj nie ma mieszkania za darmo. Płacisz połowę czynszu i rachunków i dokładasz się do zakupów. A jak nie, to fora ze dwora – babcia postawiła mi twarde warunki.

Przez miesiąc udawałem, że szukam pracy. Potem zacząłem się babci odszczekiwać, że mi nie będzie mówić, co mam robić. Aż któregoś dnia po powrocie z imprezy znalazłem na korytarzu worek z moimi rzeczami. Zamki w drzwiach były wymienione.

Nie to nie, łaski bez – wrzasnąłem, kopnąłem w drzwi i poszedłem do kumpla.

Pomieszkałem trochę u jednego, potem u drugiego, ale każdy w końcu kazał mi się wynosić. Po dwóch nocach spędzonych na ławce w parku wróciłem z podkulonym ogonem do babci. I obiecałem, że zacznę zarabiać. Zająłem się remontami, bo tylko to potrafię. Rozkleiłem kartki w okolicy. Najpierw trafiały mi się tylko drobne prace. Nie zarabiałem tyle, ile oczekiwała babcia, ale widziała, że się staram, więc mnie nie wyrzuciła.

To ona załatwiła mi pierwszą porządną robotę

Duży remont mieszkania. Wziąłem zaliczkę, kupiłem narzędzia. I zarobiłem pierwsze prawdziwe pieniądze w życiu. Zabrałem się do pracy na poważnie i zarejestrowałem działalność gospodarczą. Dzięki pracy poznałem Ewelinę. Jej szefowa zatrudniła mnie do wyremontowania lokalu na cukiernię. To była mała dziupla, musiałem się trochę namęczyć, ale udało mi się wygospodarować nawet miejsce na mały stoliczek. Pomysły właścicielka kazała mi konsultować z Eweliną, która miała stać za ladą. Polubiliśmy się. Ostatniego dnia przymierzałem się, żeby ją gdzieś zaprosić, ale mnie ubiegła.

– Damian, otwarcie cukierni w sobotę. Wpadniesz? Szefowa prosiła, żeby cię zaprosić. A potem może mnie gdzieś zabierzesz, w końcu chyba należy mi się podziękowanie za moje cenne rady!

Zaczęliśmy się spotykać. Pracowałem coraz więcej, bo chciałem wynająć dla nas mieszkanie. W moim kącie za szafą nie mogliśmy razem mieszkać, a Ewelina wynajmowała pokój z koleżanką. Babcia zmarła trzy dni przed swoimi osiemdziesiątymi piątymi urodzinami. Zasłabła przed blokiem. Powiedzieli, że serce. Kilka tygodni później zaprosiłem na kolację Ewelinę. Rozejrzała się dookoła.

Szewc bez butów chodzi – mruknęła.

Kochaliśmy się na moim wąskim tapczanie. Mocno skrzypiał. Dopiero wtedy zrozumiałem, co miała na myśli. I pomyślałem, że pora na zmiany. I to nie tylko w mieszkaniu…

Ewelina ma urodziny 2 maja

Wymyśliłem więc, że na majówkę zabiorę ją gdzieś nad ciepłe morze i się oświadczę. A po powrocie pokażę jej wyremontowane mieszkanie po babci – nasze nowe gniazdko. Wycieczkę do Egiptu kupiłem w styczniu. Luksusowy hotel nad samym basenem. Nigdy wcześniej nie byłem za granicą, a Ewelina tylko raz, w Berlinie. Na pewno będzie zachwycona! Obmyśliłem plan remontu i zabrałem się do roboty. W ciągu tygodnia zarabiałem, w weekendy – robiłem remont u siebie.

O wycieczce chciałem powiedzieć Ewelinie w ostatniej chwili. Miałem udawać, że na majówkę jedziemy do kumpla na działkę, a dopiero tuż przed wylotem zdradzić prawdę. A w połowie marca cały plan szlag trafił. Pandemia. Wstrzymane loty i wyjazdy zagraniczne. Tyle wysiłku na nic! Ani wycieczki, ani oświadczyn. No bo gdzie? Restauracje zamknięte, na spacer iść nie wolno. Na dodatek wcale nie miałem pewności, że odzyskam pieniądze za ten Egipt. Kilka razy próbowałem się dowiedzieć, kiedy mogę się spodziewać przelewu. Słyszałem jakieś ogólniki, aż w końcu telefon zamilkł. A skoro z wycieczki nici, to chętnie wydałbym te pieniądze na co innego. A z każdym tygodniem było tylko gorzej. Straciłem większość zleceń. Tyle tylko, że miałem więcej czasu, żeby zająć się swoim remontem. Z Eweliną codzienne rozmawialiśmy na Messengerze.

Starałem się nie pokazać, co robię w mieszkaniu, bo to była jedyna niespodzianka, jaką jeszcze miałem w zanadrzu. Po Wielkanocy Ewelina przeczytała, że wprawdzie nie można się odwiedzać, ale za to wolno zmienić miejsce zamieszkania.

Damian, wprowadzę się do ciebie. Ja dłużej nie wytrzymam. Tęsknię. Nawet jak masz tam bałagan, to jak ty dajesz radę, to i ja dam. Nie rozumiem, czemu ty się tak upierasz. Jakąś kochankę tam trzymasz? – nalegała.

Ale ja chciałem, żeby Ewelina zobaczyła ostateczny efekt. Tymczasem ciągle czekałem na kanapę. Wielki narożnik kupiłem jeszcze w lutym. Bałem się, że mi go nie dowiozą. Dotarł dosłownie w ostatniej chwili. Niedużą kuchnię zamieniłem na sypialnię. We wnęce po spiżarce urządziłem garderobę. Kuchnię przeniosłem do salonu. Zbudowałem taki fikuśny stół ze szklanym blatem, który w połowie można było przykryć drewnianą klapą i służył jako blat, deska do krojenia czy stolnica. Najbardziej dumny byłem z podłogi. Sosnowe deski pociągnięte ciemną bejcą. Położyłem je wszędzie poza łazienką. Byłem gotowy i odliczałem dni do 2 maja. Ewelina już wiedziała, że mam dla niej niespodziankę, ale pewnie myślała, że chodzi o prezent urodzinowy.

W ostatnim tygodniu kwietnia podłapałem robotę

Żona znajomego po miesiącu siedzenia w domu zauważyła, jak bardzo brudne ma ściany i poobijane szafki. Tak bardzo zaczęło ją to drażnić, że dla świętego spokoju zostałem wezwany na pomoc. Skończyłem robotę w czwartek. Podjechałem pod balkon Eweliny i chwilę pogadaliśmy. Bardzo tęskniłem, ale wiedziałem, że już w sobotę nasza rozłąka się skończy. Wróciłem do domu i padłem ze zmęczenia. W nocy obudziło mnie kapanie.

– Przecież to nowy kran, i już uszczelka do wymiany? – mruknąłem do siebie i zwlokłem się z łóżka.

Ale kran w łazience nie kapał. Poszedłem do salonu. Zapaliłem światło. Na środku podłogi uzbierała się już całkiem spora kałuża. Kapało z sufitu, a przy żyrandolu już zaczęła odłazić farba! Złapałem garnek i pobiegłem do łazienki szukać miednicy. Dopiero jak zapaliłem światło, zobaczyłem, że kafelki pod prysznicem dziwnie odstają. Chciało mi się płakać. Czyżby moja ostatnia niespodzianka dla Eweliny właśnie rozpadała się na moich oczach? Narzuciłem koszulkę i nie zauważając, że oprócz niej mam na sobie tylko bokserki, pognałem piętro wyżej. Pukałem, dzwoniłem. Nic. Cisza. Pobiegłem jeszcze wyżej. Drzwi po dłuższej chwili otworzyła mi zaspana kobieta.

– Co pan, pali się?

Nie pali, ale leje. Sąsiadów niżej nie ma, ale może to u państwa ta awaria?

– U nas? A skąd, tu się nic nie leje…

Odsunąłem ją na bok i wpadłem do mieszkania. W łazience sucho. W kuchni też. Zajrzałem pod zlew, za zmywarkę. Nic.

Przepraszam, to widać u sąsiada pod panią. Ale jego nie ma, nie otwiera drzwi. A ja mam już zalaną łazienkę i kapie mi w salonie. Właśnie skończyłem remont. Nie wiem, co robić…

Byłem naprawdę nieźle spanikowany.

– Niech pan zaczeka – kobieta przestała na mnie patrzeć, jakby chciała mnie zamordować. – Ryszard, pokaż panu, gdzie się zakręca wodę w pionie. To chyba wnuczek pani Janiny z parteru – usłyszałem z głębi mieszkania.

Zrobiło mi się głupio, bo zdałem sobie sprawę, że na pewno nie kłaniam się tej sąsiadce. Pan Ryszard zaprowadził mnie do piwnicy i pokazał mi zawory. Zakręciłem pion.

Pan powiesi kartkę, że pan zakręcił, bo pana zalewa. Ale proszę się nie zdziwić, jak ktoś znowu odkręci. Każdy wie, gdzie są te zawory. Moja żona ma telefon do tego Andrzeja z pierwszego, może go pan znajdzie.

Dzwoniłem kilka razy, nagrałem się

Nic więcej nie mogłem zrobić. Woda dalej kapała, ale już rzadziej. Podstawiłem miednicę, rozłożyłem ręczniki. I poszedłem spać. O szóstej rano znowu usłyszałem szybkie kapanie. Od razu pobiegłem do piwnicy. Zawory były odkręcone. Zakręciłem i znowu zacząłem wydzwaniać do sąsiada.

– Halo – po kwadransie usłyszałem zaspany głos.

Zacząłem nerwowo tłumaczyć, kim jestem i co się stało.

– Jasny gwint. Jest pan pewien, że to u mnie?

No jak u mnie się leje, to pewnie tak. U mnie już leci z sufitu, więc u pana pewnie pływa całe mieszkanie.

– Rany boskie. Bo widzi pan, ja jestem w Opolu. Pracuję zdalnie, więc nie było sensu siedzieć w Warszawie. Ale moja kuzynka ma klucze do mnie. Zaraz do niej dzwonię.

Ubłagałem pana Ryszarda, żeby pilnował zaworów, i pojechałem do tej kuzynki. Klucze zrzuciła mi z balkonu. W mieszkaniu pana Andrzeja woda była już wszędzie. Ciekło z zaworu przy pralce. Naprawiłem go. Teraz musiałem jak najszybciej osuszyć to mieszkanie. Złapałem wiadro i zacząłem zbierać wodę z podłogi. Ale to była syzyfowa praca. Wyobrażałem sobie, jak kafelek po kafelku rozpada się moja łazienka. A w salonie sypie się sufit…

– Krystyna, tu masz wiadro i zbieraj do niego wodę szufelką. Ja lecę do łazienki – w mieszkaniu nagle zjawili się sąsiedzi z góry.

– Panie Damianie, bo chyba tak panu na imię, zaraz przyjdą inni sąsiedzi. Ma pan szczęście, bo teraz wszyscy w domach. Choćby i z nudów pomogą.

Po kwadransie w mieszkaniu uwijało się ponad 10 osób

Dorośli, dzieci. Po dwóch godzinach nigdzie już nie stała woda. Oceniłem, że parkiet w salonie może nawet da się uratować. W przedpokoju na pewno będzie do wymiany. No i terakota w łazience.

– No to chyba tyle. Pana Andrzeja czeka remoncik, ale mam nadzieję, że pana mieszkanko udało się uratować…

W przypływie wdzięczności porwałem pana Ryszarda w objęcia. A potem zacząłem dziękować każdemu sąsiadowi.

Nie wiem, co bym bez państwa zrobił. Dziękuję. Wiem, że dzisiaj złamaliśmy tu przepisy o zgromadzeniach, ale przecież cały czas myliśmy ręce – zażartowałem. – Jak już to znowu będzie legalne, zapraszam wszystkich na parapetówkę.

Pomknąłem do siebie. Obejrzałem łazienkę, sufit. Jeszcze nie wszystko było stracone. Miałem w piwnicy resztkę farby i kilka kafelków. Wieczorem mieszkanie wyglądało jak nowe. Dopiero kiedy po kąpieli padłem na łóżko, zobaczyłem, że mam kilkanaście nieodebranych połączeń od Eweliny. Oddzwoniłem, ale włączyła się sekretarka.

„Śpisz?”– napisałem. Cisza. „Kochanie, byłem zajęty, przepraszam”. Cisza. Zacząłem panikować, że Ewelina obraziła się na dobre. „Nie gniewaj się, wszystko ci jutro opowiem i wyjaśnię. Zadzwonię rano. Całuski” – podjąłem ostatnią próbę.

Po kilku minutach przyszła odpowiedź: „Ok”.

Te dwie literki sprawiły, że znowu odzyskałem humor. Dopiero rano dotarło do mnie, ile miałem szczęścia. Przecież gdyby nie pandemia, leżelibyśmy dzisiaj na plaży w Egipcie, a moje mieszkanie zamieniałoby się powoli w wielkie jezioro…

Włosy stanęły mi dęba na głowie

Widziałem już zalane mieszkania. Wiem, że po tygodniu z mojego nie zostałoby wiele. Pobiegłem po zakupy. Kupiłem kwiaty, wino i ciasto. Wracając, spotkałem panią Krystynę.

– I jak tam? Uratował pan mieszkanie?

Potwierdziłem, jeszcze raz podziękowałem za pomoc. Gdy otwierałem drzwi, zaczepił mnie starszy pan z naprzeciwka:

– Już się nie leje? Wszystko dobrze?

Potwierdziłem, podziękowałem. Jeszcze nigdy nie nagadałem się tyle z sąsiadami! O 17 pojechałem po Ewelinę. Minę miała naburmuszoną, ale chyba tylko tak dla zasady. Kazałem jej zamknąć oczy. Do ręki wetknąłem jej klucze z przywiązanym do nich pierścionkiem.

– Możesz otworzyć oczy – szepnąłem.

Ewelina najpierw spojrzała na to, co jej wetknąłem do ręki. Zobaczyła pierścionek i zrozumiała. Powiedziała „tak”, zanim obejrzała mieszkanie. Zmiany zauważyła dopiero, jak przestaliśmy się całować. Przecierała oczy ze zdumienia.

– Ty to wszystko sam? Rany, pięknie jest!

A potem otworzyłem wino i opowiedziałem jej wszystko. O wycieczce, remoncie, awarii, sąsiadach… Kręciła z niedowierzaniem głową.

A ja naprawdę już myślałam, że kogoś masz. I się zamartwiałam. To była niebezpieczna gierka – zawołała i zaciągnęła mnie do sypialni.

Po drodze dodała:

– Chyba nigdy ci nie mówiłam, że nie znoszę upału. I plaży. Ten piasek włazi wszędzie. Fuj!

Czytaj także:
„Mój mąż kradł i kłamał przez lata. Dziś dzieci i wnuki do niego lgną, bo jest bogaty. A ja? Zostałam sama z marną emeryturą”
„Mąż zdradził nie tylko moje zaufanie, ale całej rodziny. Kradł pieniądze mojego brata, gdy powierzył mu opiekę nad firmą”
„Mam bogatego męża, ale dla rozrywki kradnę w sklepach. Boję się, że kiedyś wpadnę, jednak to silniejsze ode mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA