„Nie mogłam zajść w ciążę, więc teściowie wzięli sprawy w swoje ręce. Pojechali do sanktuarium i tam wymodlili wnuka”

modląca się para fot. Getty Images, Dave Nagel
„Popatrzyłam na teściową z niedowierzaniem. Czy oni naprawdę uzależniali moją ciążę od swoich modlitw? Że Bóg w tym jakoś pomoże? Trochę nie rozumiałam, czemu miałby nagle zrobić coś w tej sprawie, skoro do tej pory się nie zdecydował. Ale jeśli się upierali”.
/ 02.01.2024 12:30
modląca się para fot. Getty Images, Dave Nagel

Nie mogłam zajść w ciążę mimo wielu prób. Wtedy z propozycją wyskoczyli teściowie. W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam i usiadła z wrażenia...

Marzyliśmy o dzieciach

Oboje z Robertem wiedzieliśmy, że będziemy rodzicami. O niczym innym nie rozmawialiśmy po ślubie, jak o tym, że musimy szybko postarać się o dzieci. On śmiał się, że idealnie się dobraliśmy – bo przecież rzadko tak jest, żeby para tak zgodnie marzyła o wielkim domu, pełnym roześmianych dzieciaków.

Ja uwielbiałam zajmować się maluchami. Choć pracowałam w banku, często opiekowałam się młodszymi kuzynami czy dziećmi starszej siostry. Z kolei mój mąż miał z dzieciakami świetny kontakt. Nie wiem, jak to robił, ale zawsze dogadywał się z kilkulatkami, wymyślając zajmujące zabawy i kupując ich uwagę w mgnieniu oka.

Wiele moich koleżanek kompletnie mnie nie rozumiało. One wolały postawić na kariery, chodzić na dyskoteki i skupić się na spotkaniach towarzyskich, niż myśleć o powiększaniu rodziny.

– A kiedy ty się wybawisz, Mariola? – spytała mnie jedna. – Dzieci to obowiązek. Taki już na stałe.

– Wiem o tym – odpowiedziałam ze spokojem. – I nie mam już pięciu lat. Nie muszę się bawić.

Zaczynało mnie to męczyć

Od razu po ślubie podjęliśmy starania o dziecko. Dbałam o właściwą dietę, starałam się odprężyć, a co wieczór wybieraliśmy się z mężem na długie spacery. Wszystko, kompletnie wszystko, było obliczone pod mój cykl, żeby nie przegapić przypadkiem żadnego płodnego dnia. Z początku oboje byliśmy tym bardzo podekscytowani. Po dwóch czy trzech miesiącach Robert zaczął marudzić, wydawał się też trochę zrezygnowany.

– My coś robimy nie tak, Mariola – rzucił mi kiedyś. – Bo przecież powinnaś już być w ciąży!

Nie wiedziałam, co mu na to powiedzieć, więc milczałam. Mimo wszystko jeszcze wtedy nie traciłam zapału. Czytałam dużo na ten temat i wiedziałam, że nie każdej parze udaje się od razu. Tłumaczyłam więc sobie, że my potrzebujemy pewnie więcej czasu. Kiedy jednak minęło kolejne sześć miesięcy, sama stałam się tym wszystkim zmęczona. Wieczne pilnowanie dni płodnych, ciągła zmiana diety tak, by jak najlepiej o siebie zadbać, szukanie miliona różnych sposób, mających w czymkolwiek pomóc – to był prawdziwy koszmar. I w dodatku zupełnie nie wiedziałam, co dalej.

Pożalił się rodzicom

Któregoś dnia wybraliśmy się na obiad do rodziców Roberta. Starałam się niewiele mówić, by przypadkiem nie pytali o planowane wnuki, jednak wtedy mój mąż postanowił wyskoczyć z najgłupszym tekstem, jaki mogłam sobie wyobrazić:

– Wciąż nie możemy zajść w ciążę!

Zakrztusiłam się pitym właśnie kompotem z wiśni.

– Chyba raczej ja nie mogę – burknęłam zła, że w ogóle to wywleka. – Ty nie będziesz rodzić.

– Staramy się i staramy, ale nic z tego nie wychodzi – żalił się dalej, jakby akurat teściowie mogli coś na to poradzić. – Już nie wiemy, co robimy nie tak…

– Może nic – spróbował podjąć temat teść. – Może po prostu trzeba cierpliwości…

– Strasznie długo to trwa – mruknął Robert, ignorując moje mordercze spojrzenie. – To już prawie rok!

– Będziemy próbować dalej – ucięłam, nie pozwalając dojść do głosu teściowej i starając się jak najszybciej zakończyć tę idiotyczną rozmowę. – Robert po prostu jak zwykle trochę panikuje.

Jego rodzice nie poruszali już więcej tematu. Ja jednak poczekałam, aż wyjdziemy i zrobiłam mu niezłą awanturę. Bo naprawdę marzyłam, żeby opowiadał o tym na lewo i prawo. W ogóle cudownie – teraz teściowie myśleli, że jestem jakaś nieudana. W końcu to mnie podejrzewaliby o coś takiego w pierwszej kolejności – rodzice przecież mieli skłonności do wybielania własnych dzieci. Czemu w tym wypadku miałoby być inaczej?

Teściowie mnie zszokowali

Zdziwiłam się, gdy kolejnego dnia teściowie zjawili się u nas w domu. Roberta nie było, więc przyjęłam ich sama.

– Coś… się stało? – zapytałam, gdy usiedli już na kanapie w salonie. – Roberta nie ma…

– My do ciebie, kochanie. – jego matka przykryła moją dłoń swoją. – Musimy porozmawiać.

Zaniepokoiłam się. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli wtrącać się w nasze sprawy.

‒ O…

– O waszych problemach – wszedł mi w słowo teść i uśmiechnął się rozbrajająco.

Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać.

– Nie mamy żadnych…

– Wiem, że musisz cierpieć, Mariolu – powiedziała spokojnie teściowa. – Ale jest jeszcze jedno wyjście, którego nie próbowaliście.

– Chodzi o badania? – mruknęłam, po czym skrzywiłam się z rezygnacją. – Tak, może rzeczywiście oboje powinniśmy sprawdzić swoją płodność.

– Na razie wstrzymajcie się jeszcze z badaniami. – matka Roberta poklepała mnie po dłoni. – W przyszłym tygodniu jedziemy do sanktuarium. Pomodlimy się za was i za wasze dziecko. Będzie dobrze.

Popatrzyłam na teściową z niedowierzaniem. Czy oni naprawdę uzależniali moją ciążę od swoich modlitw? Że Bóg w tym jakoś pomoże? Trochę nie rozumiałam, czemu miałby nagle zrobić coś w tej sprawie, skoro do tej pory się nie zdecydował. Ale jeśli się upierali… Nie chciałam wyjść na niewdzięczną czy taką, która zamierza ich do czegokolwiek zniechęcać, więc pokiwałam głową i z uśmiechem podziękowałam.

Teściowie byli chyba zadowoleni, bo nie siedzieli już długo, ale wyrazili nadzieję, że wszystko się uda. A ja już niedługo zostanę szczęśliwą mamą.

Kompletnie o tym zapomniałam

Nie powiedziałam Robertowi o tej dziwacznej rozmowie. Właściwie już następnego dnia wyrzuciłam ją z pamięci. Wróciłam do codzienności, zupełnie nie skupiając się na tym, czy rodzice mojego męża rzeczywiście wybierają się do sanktuarium, czy nie. Wiedziałam, że oboje są głęboko wierzący, ale jakoś nie do końca ufałam zapewnieniom teściowej. Przecież cały czas nam się nie udawało. Co niby miałoby się zmienić?

Właściwie nie zadręczaliśmy się już tak tą ciążą. Uznaliśmy, że nadmierna presja może temu wszystkiemu tylko zaszkodzić. Staraliśmy się wyluzować, podchodzić do wszystkiego z nieco większym spokojem i niczego nie planować. Dzięki temu żyło nam się przyjemniej i bez ciągłych spin. To natomiast sprawiło, że znowu zaczęłam czerpać autentyczną radość z towarzystwa Roberta.

Miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży. Test wyszedł pozytywnie. Jeden, drugi i trzeci. Czwartego już nie zrobiłam, chociaż chciałam – Robert stwierdził, że zdecydowanie przesadzam. Byliśmy wtedy tak zaskoczeni, że nie mieliśmy nawet siły się cieszyć. Po prostu siedzieliśmy na kanapie i patrzyliśmy się na siebie z niedowierzaniem.

Teściowie podobno byli w tym sanktuarium. Modlili się bardzo gorliwie i jak widać, wszystko się powiodło – w końcu udało im się wymodlić wymarzonego wnuka.

Czytaj także:
„Teściowie zaprosili na święta tylko mojego męża z dziećmi. Nie chcą ze mną jeść karpia, bo synowa to nie rodzina”
„Przyjaciółka zdradziła mi tajemnicę. Obiecałam, że się nie wygadam, ale po 3 godzinach, połowa miasta znała jej sekret”
„W święta nie będzie 5 rodzajów ryb, prezentów za miliony i fałszywych uśmiechów. Koniec z udawaniem i harówką całe dnie”

Redakcja poleca

REKLAMA