To była moja pierwsza praca po przeprowadzce do Warszawy. Znalazłam posadę nauczycielki matematyki w podstawówce. Dyrektor przydzielił mi także wychowawstwo w szóstej klasie.
– To dobre, zdolne dzieciaki, nie ma tam trudnych przypadków – zapewniał.
Szybko okazało się jednak, że to nie jest prawda. Jak w każdej klasie, tak i w tej, było kilku uczniów, którzy mieli zaległości w nauce i do grzecznych raczej nie należeli. Kamil zwrócił moją uwagę już na pierwszych lekcjach. Nie przepisywał z tablicy, nie rozwiązywał ćwiczeń, tylko wiercił się i przeszkadzał innym uczniom.
– Kamil, dlaczego nie piszesz? Jak ty się zachowujesz? – upominałam go.
– Nudzę się – odpowiadał, śmiejąc się bezczelnie. – Chodź, rozwiążesz zadanie przy tablicy, może przestaniesz się wtedy nudzić – powiedziałam.
Chłopak nawet nie spojrzał na zadanie
Chichotał tylko i robił głupie miny do kolegów.
– Siadaj, jedynka, już druga w tym semestrze! – powiedziałam zdenerwowana.
Kamil wzruszył ramionami, spojrzał na mnie z nienawiścią i usiadł w ławce. Pozostali uczniowie patrzyli na niego z podziwem, bo odważył się zlekceważyć wychowawcę.
– Jak mnie ten chłopak denerwuje, będą z nim kłopoty wychowawcze – powiedziałam głośno w pokoju nauczycielskim.
– To dziwne, pani poprzedniczka nie narzekała – odparł na to dyrektor. – Kamil miał z matematyki czwórkę na koniec roku, a poza tym wyróżniające zachowanie, bo zdobył dla szkoły puchar w zawodach sportowych.
– Rzeczywiście, to dziwne... – stwierdziłam. – Może przez wakacje zmienił się z aniołka w diabełka.
– A może nie potrafi pani do niego dotrzeć, wytłumaczyć nowych zagadnień – odezwała się wicedyrektorka.
– Nie wydaje mi się, chłopak jest arogancki, lekceważy polecenia, dostał już dwie uwagi i pewnie będę musiała wezwać jego rodziców – wyjaśniłam.
– Ale czy to konieczne? – spytał dyrektor. – Nie chcę konfliktów z rodzicami.
Byłam zdziwiona taką postawą moich przełożonych.
– O co tu chodzi? – szepnęłam do siedzącej obok mnie polonistki.
– Ojciec chłopaka ma firmę przewozową, szkoła wypożycza od niego po kosztach autobusy na wycieczki – wyjaśniła mi szeptem. – Pokrył też większość kosztów założenia w szkole monitoringu.
– Aha, zaczynam rozumieć – westchnęłam ciężko.
Czułam, że będą kłopoty
Gdyby chociaż dyrektor stał po mojej stronie. Niestety, wolał udawać, że nie widzi problemu. Tymczasem ja miałam ich coraz więcej z Kamilem. Chłopak nie odrabiał zadań domowych i nie współpracował na lekcji. Inni nauczyciele także skarżyli się na niego, ale zauważyłam, że większość przymykała oczy na jego wybryki. Ja nie zamierzałam tego robić. Niestety, nie pomagały ani kolejne uwagi, ani jedynki w dzienniku.
– Zostań po lekcjach, porozmawiamy spokojnie, poćwiczymy razem zadania z algebry – zaproponowałam mu.
– Nie mam czasu, wolę iść grać w piłkę, niż zakuwać matmę – powiedział zarozumiale. – Zresztą w tamtym roku miałem dobre oceny, to pani się na mnie uwzięła i złośliwie stawia same pały.
Tego było już za wiele. Miałam w dokumentach telefon do rodziców Kamila.
– To coś ważnego? Bo ja teraz jestem bardzo zajęta, może porozmawiamy, jak przyjdę na zebranie semestralne…? – usłyszałam od matki chłopca.
Poskarżyłam się dyrektorowi.
– Uczeń nie wykonuje poleceń, a ostatnio ma coraz więcej nieobecności nieusprawiedliwionych – mówiłam.
– Proszę nie wyolbrzymiać sprawy – odparł. – Ten chłopak w tym roku skończy szkołę i będziemy go mieli z głowy.
Nie mogłam uwierzyć! Jak można tak podchodzić do problemów z uczniem?! Matkę Kamila poznałam dopiero na zebraniu. Poprosiłam ją o rozmowę i opowiedziałam o zachowaniu jej syna.
– To jakaś bzdura! – zdenerwowała się. – Inni nauczyciele jakoś nie mają zastrzeżeń, tylko pani się czepia! – krzyczała. – Pani się na niego uwzięła!
– To nie tak, Kamil naprawdę nie chce współpracować na lekcji, proszę spojrzeć, ile ma jedynek – tłumaczyłam, starając się zachować spokój.
– Pięć jedynek?! A o czym to świadczy? – nie odpuszczała. – Jest pani marną nauczycielką! Niech pani zmieni zawód! – kobieta wykrzyczała swoje i wybiegła.
Opadłam na krzesło. Byłam zdenerwowana i... całkiem bezradna.
Co za okropna sytuacja!
Natrafiłam na jakiś straszny mur obojętności i niezrozumienia, a przecież temu chłopcu można było jakoś pomóc. Niestety, zabrakło dobrej woli i współpracy między szkołą a rodzicami. Kamil czuł się coraz bardziej bezkarny. Miał dużo nieobecności. Nie wiem, czym by to się skończyło, gdyby nie tamta afera. Pewnego ranka do pokoju nauczycielskiego weszła zapłakana mama Kamila z bukietem kwiatów i bombonierką. Wcisnęła mi w rękę kwiaty i czekoladki, poprosiła o rozmowę. Byłam zdumiona.
– Kamil został zatrzymany, jest w policyjnej izbie dziecka – wyznała, ocierając łzy. – Rzucał w samochody butelkami, zranił jakiegoś kierowcę – opowiadała. – Nie wiem, co strzeliło mu do głowy!
Nie lubiłam Kamila, bo trudno go było lubić, ale mimo to wiadomość o jego kłopotach mocno mną wstrząsnęła.
– Nie sądziłam, że jest zdolny do czegoś takiego... – wyznałam przejęta.
– Na pewno ktoś z policji przyjdzie do szkoły na rozmowę w jego sprawie, błagam, niech pani nie mówi nic złego o Kamilu! – prosiła. – Jeśli wystawi mu pani złą opinię, może trafić nawet do poprawczaka! Od pani zależy jego los.
– Od pani również, jest pani jego matką – odpowiedziałam.
– Wiem – zawstydziła się. – Obraziłam panią, nakrzyczałam niepotrzebnie, ale proszę mnie zrozumieć, broniłam swojego dziecka!
Cóż, kobieta była bezkrytycznie zapatrzona w swojego synka, ale chyba zrozumiała swój błąd. Wszyscy nauczyciele w naszej szkole byli mocno poruszeni tą sprawą, nawet dyrektor przyznał, że zbagatelizowaliśmy problem z uczniem. Kiedy policja zgłosiła się do mnie w sprawie opinii o Kamilu, powiedziałam im prawdę:
– To nie jest zły chłopak, ale brakuje mu dyscypliny i właściwych relacji z rodzicami.
Kamil musiał tłumaczyć się przed sądem rodzinnym. Przyznano mu kuratora. Od tamtej pory chłopak spokorniał. A jego matka regularnie kontaktuje się ze mną i pyta o zachowanie syna. Mamy nadzieję, że to tylko trudny okres dorastania i Kamil wyjdzie na ludzi.
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”