„Nie mogę się dogadać z pasierbicami. To rozpuszczone panny, które zrobiły sobie ze mnie służącą”

Kobieta ma problem z pasierbicami fot. Adobe Stock
„Moim skromnym zdaniem, matka, a pewnie i Robert, kompletnie młode rozpuścili, tak że nawet nie umiały korzystać z komunikacji miejskiej, nie wspominając już o odkurzaniu swoich pokojów czy robieniu najprostszych kanapek. 15-latka nie umie pokroić chleba!”.
/ 31.03.2021 21:38
Kobieta ma problem z pasierbicami fot. Adobe Stock

Mąż zawsze stawał po stronie córek, tych udzielnych księżniczek. Kocham Roberta, więc próbuję być mamą dla jego dzieci, ale bez jego wsparcia to się nie może udać. Poza tym ja też mam jakieś ambicje i potrzeby!

Przeklęty kryzys czytelnictwa! – wrzasnęłam, kiedy wyjmowałam z piekarnika zapiekankę, parząc sobie przy tym palce. Czemu musiałam wybrać sobie taki beznadziejny zawód jak bibliotekarstwo? Prawie wszyscy ostrzegali mnie, zanim zaczęłam studia, że to kierunek bez perspektyw.

– Kto dziś jeszcze coś czyta? – prychała moja przyjaciółka Magda. Ona sama rzuciła studia na drugim roku, bo tak jej się spodobała dorywcza praca w cukierni, że to temu postanowiła się poświęcić. I dobrze na tym wyszła. Założyła własny sklep z artystycznymi wypiekami, w którym towar schodzi na pniu. A ja? To prawda, kochałam swoje studia, a zaraz po nich udało mi się zahaczyć w pobliskiej bibliotece, ale nigdy nie zarabiałam kokosów, a  do tego pół roku temu wezwał mnie do siebie szef i oznajmił, że miasta nie stać, żeby utrzymywać dwa etaty bibliotekarskie.

– Sama pani rozumie – wzruszył ramionami. – Kryzys…

No tak, komu chce się przychodzić do biblioteki

Wiem, że ludzie są teraz przyzwyczajeni do czytania króciutkich tekstów w internecie, że coraz mniej Polaków czyta. Ale właśnie dlatego miałam ambicję, żeby to zmienić, przynajmniej w moim mieście! Starałam się za dwóch: urządzałam warsztaty dla maluchów, spotkania dla pań z poczęstunkiem, konkursy z nagrodami książkowymi… Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że zostałam zwolniona, a pani Krysia, która wciąż owijała książki w szary papier – zostaje, choć ma już prawo przejść na emeryturę. Zostaje, bo nudziłaby się w domu!

Nie bez znaczenia jest też oczywiście fakt, że jest siostrą naszego burmistrza. Tym sposobem wylądowałam na zielonej trawce, choć słyszałam wkoło pocieszenia, że nastał rynek pracownika i nie będę miała żadnego problemu ze znalezieniem posady. Może i nastał, ale na pewno nie w bibliotekach.

– Może to i lepiej – orzekł mój mąż, kiedy wróciłam zapłakana z wypowiedzeniem do domu. – Będziemy mogli spędzać więcej czasu z dziewczynkami, bo będziesz w domu, przynajmniej dopóki nie znajdziesz nowej pracy…

Z dnia na dzień zostałam zwyczajną służącą

Dziewczynki to jego dwie córki z poprzedniego małżeństwa. Ich matka ostatnio znalazła sobie nowego wielbiciela i choć wcześniej robiła Robertowi problemy ze spotkaniami, zwłaszcza kiedy ożenił się ze mną, to teraz chętnie przerzucała na nas obowiązek opieki nad dziećmi. Nieraz musieliśmy z Robertem nieźle się nagimnastykować, żeby wszystko ogarnąć – naszą pracę, szkołę i zajęcia dodatkowe dziewczynek… Zwłaszcza że była Roberta wcześniej zdążyła tak negatywnie nastawić do mnie Kingę i Tosię, że z trudem się dogadywałyśmy. I teraz, kiedy wciąż byłam przybita po stracie pracy, miałam spędzać więcej czasu z rozkapryszoną dziesięciolatką i zbuntowaną nastolatką.

Uznałam jednak, że po to ma się rodzinę, żeby sobie pomagać, i nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy nowy narzeczony matki dziewczynek zabrał ją na miesiąc do Anglii, gdzie pracował na co dzień. Czyli kiedy z pełnoetatowej bibliotekarki stałam się mamą na cały etat. Powiem szczerze – to nie było łatwe, i tak się zastanawiam, jak radzą sobie z tym wszystkim samotne matki. Bo na pomoc Roberta nie miałam za bardzo co liczyć.

Skoro siedziałam teraz w domu, to co miałam lepszego do roboty, niż zawozić i odwozić dziewczynki do i ze szkoły, na przeróżne dodatkowe zajęcia, szykować im posiłki, nastawiać codziennie pranie, prasować… Nawet nie miałam kiedy popracować nad swoim CV! Moim skromnym zdaniem, matka, a pewnie i Robert, kompletnie młode rozpuścili, tak że nawet nie umiały korzystać z komunikacji miejskiej, nie wspominając już o odkurzaniu swoich pokojów czy robieniu najprostszych kanapek.

Jasne, że próbowałam je nauczyć tego czy owego, ale jakie ja miałam argumenty? Najczęściej słyszałam, że nie jestem ich matką, a Robert też zazwyczaj trzymał stronę córek, twierdząc, że są jeszcze małe. Boże, piętnastoletnia Kinga nie umiała nawet ukroić sobie chleba!

– Nigdy tego od niej nie wymagaliśmy, jeszcze się skaleczy – oznajmił Robert. Szkoda, że nie widział, jak precyzyjnie nakładała sobie tusz na rzęsy! Nic dziwnego, że przeszły mnie ciarki, kiedy usłyszałam, że matka dziewczynek zamierza zostać na dłużej za granicą, ale pomyślałam sobie, że wykorzystam ten czas na dogadanie się z pasierbicami. Próbowałam podsuwać im swoje ulubione lektury, piekłam ciasta, zabierałam na zakupy – nic.

Nie powiem, że źle mnie traktowały, co to, to nie. Byłam im tylko potrzebna do prowadzenia domu i odwożenia tu i tam. Jak służąca. Co gorsza, Robert chyba też zaczął się przyzwyczajać do tego, że siedzę w domu, bo nagle zaczął wychwalać pod niebiosa ciepłe obiady, które czekały na niego po przyjściu z pracy, i pięknie wyprasowane koszule.

– No i wiem, że dziewczynki są dopilnowane – chwalił mnie, stając się nagle wielkim zwolennikiem patriarchatu. Ja zaś ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że przyzwyczaiłam się do tej sytuacji, i wcale już tak energicznie pracy nie szukam! Siedząc całe dnie w domu, rozleniwiłam się i wpadłam w jakąś taką rutynę, dlatego zdziwiłam się i nawet tak bardzo nie ucieszyłam, kiedy zadzwoniła do mnie Magda z propozycją współpracy.

Okazało się, że moja koleżanka miała zamiar otworzyć następny interes: nietypową księgarnię, w której będzie można napić się kawy i zjeść dobre ciasto, a równocześnie przeczytać i kupić książkę.

–Trudno dziś utrzymać się na rynku, oferując klientom tylko jeden produkt – zapewniła mnie Magda. – A takie rzeczy są szalenie modne za granicą! A kto, jak nie ty, lepiej zna się na literaturze? Więc ty będziesz odpowiadać za książki, a ja zajmę się resztą!

Jeszcze dwa miesiące temu podskoczyłabym do góry

Rzeczywiście, bardzo odpowiadałaby mi taka posada, kontakt z książkami, ludźmi, fajne godziny pracy… Ale zaraz uświadomiłam sobie, że to nie będzie już takie proste. W pracy przynajmniej ktoś mnie doceni, a nie jak tu… Bo przecież są dziewczynki. Kto je przywiezie ze szkoły i odwiezie na angielski? I są przyzwyczajone do tego, że mają ciepły obiad na stole…

Robert też nie miał nic przeciwko, żebym została w domu, a ja wreszcie miałam czas, żeby poczytać i pobiegać wieczorami. Zawsze wydawało mi się, że nie wysiedziałabym w domu ani tygodnia, a tu proszę, tak mi się spodobało, że nie chciałam wracać do pracy! Wiedziałam, oczywiście, że posada zaproponowana przez Magdę nie będzie czekać wiecznie, ale jakoś odwlekałam moment podjęcia decyzji. I może nawet zostałabym w domu, próbując uchylić nieba moim pasierbicom, a przynajmniej gotując im codziennie obiady, gdyby nie to, co zastałam w pokoju Kingi…

Niedawno obchodziła urodziny i chciałam kupić jej coś wyjątkowego, bo wiedziałam, że matka przyśle jej jakieś szpanerskie ciuchy, a Robert zamierzał jej kupić nowy telefon. Ja chciałam jej dać coś, co zostanie na lata, co wpłynie jakoś na jej życie… Więc na co innego mogłam się zdecydować, jeśli nie na książki? Wybrałam kilka takich, które ja czytałam za młodu, i które bardzo lubiłam, do tego kilka nowości, o których czytałam entuzjastyczne recenzje. Nie spodziewałam się, że Kinga rzuci mi się na szyję czy od razu zacznie czytać, ale myślałam, że może kiedyś po nie sięgnie i jakoś pomału się wciągnie w czytanie. Co prawda podziękowała mi, ale widziałam, jak przewraca oczami, i zaraz odłożyła książki na bok, by zająć się rozpracowywaniem telefonu od taty.

Za to na drugi dzień, kiedy odkurzałam jej pokój (bo sama oczywiście nie potrafiła tego zrobić), znalazłam cały stos książek w… koszu na śmieci.

Tych książek, które z takim trudem wyszukałam, dobierałam… Żeby chociaż chciała je sprzedać i coś za to kupić – nie, Kinga po prostu rzuciła je do kosza, nie troszcząc się nawet o to, żebym tego nie widziała i nie było mi przykro. Nie wahając się już, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Magdy, przyjmując jej propozycję. Jeśli coś w życiu potrafię, to jest to zachęcanie ludzi do czytania, a nie smażenie kotletów i wożenie rozpuszczonych panien na imprezy! W pracy przynajmniej ktoś mnie doceni!

Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię

Redakcja poleca

REKLAMA