„Nie dotarłem na własne zaręczyny, bo… zostałem aresztowany! Ktoś zniszczył najważniejszy dzień w moim życiu”

Dostałam telefon, że mój mąż został aresztowany fot. Adobe Stock, Nomad_Soul
„Wtedy poinformowano mnie, że kilka ulic dalej ktoś próbował obrabować sklep monopolowy. Świadek widział tam wysokiego mężczyznę, ubranego na czarno. Podobno facet bezskutecznie szarpał się z kratą w drzwiach, rozbił parę szyb, po czym uciekł białym mondeo. Rysopis włamywacza oraz opis samochodu pasowały jak ulał do mnie!”.
/ 18.01.2023 20:30
Dostałam telefon, że mój mąż został aresztowany fot. Adobe Stock, Nomad_Soul

Przyjęcie zaręczynowe bez pary głównych bohaterów? To możliwe! Mało tego, goście twierdzą, że impreza była nadzwyczaj udana. Włoska rodzina narzeczonej zintegrowała się z polską, my nie byliśmy potrzebni. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Rodzinę Carli mój brat przewiózł z podkrakowskiego lotniska do Zakopanego już w czwartek, moi bliscy dojechali tam sami. Hotel, noclegi, wyżywienie oraz przyjęcie zaręczynowe dawno opłaciłem. Całość na wysoki połysk, na najwyższym poziomie – moja narzeczona jest Włoszką, a w Neapolu, skąd pochodzi, zaręczyny celebruje się równie hucznie jak ślub i wesele.

Trzeba się było postarać

Mieszkamy z moją ukochaną we Wrocławiu, więc planowaliśmy dołączyć do naszych gości w piątek wieczorem. Niestety, nasze plany wzięły w łeb, kiedy szef zadzwonił do mnie, że muszę się pojawić w robocie. Na nockę. Nie pomogły tłumaczenia, że mam naprawdę ważne sprawy rodzinne. Argumentował, że połowa chłopaków jest chora lub na urlopie, więc nie ma kogo wystawić na dyżur. A ja jestem przecież kierownikiem ochrony… Krakowskim targiem udało mi się ustalić z szefem, że już o 3 nad ranem będę wolny. Planowałem pognać do domu, zdrzemnąć się trochę, aby potem, świeży jak skowronek, pojechać z Carlą na nasze przyjęcie zaręczynowe.

Plan działał świetnie do pewnego momentu. Kiedy bowiem wracałem do domu, zatrzymała mnie policja. Nie byłem zaniepokojony, w końcu to noc z piątku na sobotę i pewnie rutynowo szukali pijanych kierowców. Czego więc mogłem się bać? Zaskoczyło mnie jednak to, że od razu zabrano mi kluczyki, a potem „zaproszono” do radiowozu. Uprzejmi funkcjonariusze sprawdzili moje dokumenty, po czym zaczęli mnie drobiazgowo odpytywać, skąd jadę i dokąd. Odpowiedziałem na wszystkie pytania, pokazałem służbową legitymację. Wtedy poinformowano mnie, że kilka ulic dalej ktoś próbował obrabować sklep monopolowy. Świadek widział tam wysokiego mężczyznę, ubranego na czarno. Podobno facet bezskutecznie szarpał się z kratą w drzwiach, rozbił parę szyb, po czym uciekł białym mondeo. Rysopis włamywacza oraz opis samochodu pasowały jak ulał do mnie! W dodatku zatrzymano mnie raptem kilkaset metrów od całego zdarzenia. Na miejscu policjantów pewnie sam siebie bym podejrzewał. Bez sprzeciwów dałem się więc zabrać do komendy, moje auto zostało odholowane na policyjny parking. Spokojnie złożyłem zeznania i czekałem, aż mnie wypuszczą.

Przecież byłem niewinny!

Niestety, wprawdzie policjanci sprawdzili moje miejsce pracy, ale nie na wiele to się zdało. Teoretycznie bowiem całkiem spokojnie mogłem dokonać włamania – miałem dość czasu. W dodatku sam im powiedziałem, że śpieszę się na rodzinną imprezę – przecież impreza to alkohol, a włamanie dotyczyło sklepu monopolowego! Zdaniem policjantów wszystko układało się w logiczną całość, zresztą zatrzymanie było konieczne, bo takie są podobno procedury. Uratować mnie mógł jedynie świadek – był nim cierpiący na bezsenność emerytowany strażak. Jak na złość, teraz nieuchwytny! Dobrze, że policjanci nie zabrali mi komórki. To mi zresztą dawało nadzieję, że nie wierzą w te wszystkie bzdury. Ale co z tego, skoro czas płynął nieubłaganie, Carla, do której co chwila dzwoniłem, była przerażona, a ja bezradny. Nie ma co – zapowiadała się świetna impreza zaręczynowa. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że powinniśmy urządzić ją w areszcie. Oboje nie zmrużyliśmy oka, pocieszając się nawzajem i złoszcząc, na przemian. Koło południa na posterunek wpadła moja narzeczona. Choć areszt znajduje się w piwnicy, dobrze słyszałem, jak beształa policjantów i – z tym swoim zabawnym akcentem – domagała się widzenia z „Siebaśtianem”.

Jak mówiłem, Carla jest Włoszką, a urody, podobnie jak temperamentu, mogłaby jej pozazdrościć sama Sophia Loren. Zobaczyć nam się, owszem, pozwolono, ale na tym skończyły się uprzejmości.

Pan pozwoli ze mną – oznajmił policjant, bezceremonialnie wypraszając z aresztu moją narzeczoną.

Zaprowadził mnie do pokoju przesłuchań, który od sąsiedniego pomieszczenia oddzielono weneckim lustrem. Domyśliłem się, że po drugiej stronie jest tak długo wyczekiwany świadek. Wkrótce dowiedziałem się, że staruszek nie tylko nie rozpoznał we mnie włamywacza, ale stwierdził też, że sprawca uciekał „takim małym mondeo”. Cóż, mój samochód to rzeczywiście ford mondeo, lecz raczej nie jest mały. Zapytany przez policjantów, co rozumie pod pojęciem małe mondeo, strażak stwierdził, że identycznym jeździ jego wnuczka i to na pewno mały samochód! Wystarczył telefon do wnuczki, by okazało się, że kobieta ma mikrę (nissana).

Czy ten samochód na pewno był biały? – zapytano świadka na koniec.

– A bo ja wiem – zafrasował się. – Nigdy nie byłem mocny w kolorach!

Kiedy wychodziliśmy z komendy, dochodziła piętnasta

A jeszcze musieliśmy pojechać taksówką na drugi koniec miasta po samochód…

– Nie ma szans, żebyśmy zdążyli do Zakopanego przed dziewiętnastą – powiedziałem narzeczonej.

– Idziemy spać! – zadecydowała Carla.

Zadzwoniłem jeszcze do brata – tylko jego wtajemniczyłem w całą przygodę. Mój bliźniak jest nadzwyczaj opanowanym i zorganizowanym facetem. Wiedziałem, że poradzi sobie i z naszą skłonną do panikowania mamą, i z moją temperamentną przyszłą teściową.

– Nie martw się – uspokoił mnie Sylwester. – Zrobimy tu próbę zaręczynową. Wszystko już przygotowane, nie możemy pozwolić, żeby się zmarnowało tyle dobrego żarcia, co nie?

I rzeczywiście nic się nie zmarnowało, o czym mogliśmy się przekonać następnego dnia, gdy wreszcie udało nam się dotrzeć do Zakopanego. Nasze rodziny, zintegrowane i lekko skacowane, czekały na nas przy skromnym obiedzie. Ale zaręczyny i tak były bardzo wzruszające.

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA