Dopiero zaczęło zmierzchać, nawet jeszcze nie włączałam światła, a Patryk już wrócił do domu. Spojrzałam na męża, ale ten tylko wzruszył ramionami i wrócił do przeglądu prasy. Ale, ale… Tak wcześnie? A jeszcze dziś przed wyjściem syn użerał się ze mną, że powinnam mu pozwolić zostać na ognisku do jedenastej, bo chłopcy go przezywają od maminsynków.
– I co, synu, jak było? – zagadałam, gdy nas mijał w drodze do swojego pokoju.
– Okej – mruknął i zniknął.
Wydało mi się to podejrzane
Tak po prostu, bez żadnych opowieści? Męża to nie dziwiło, bo, jak sam stwierdził, chłopak jest już w drugiej gimnazjum i nie musi nam opowiadać, jak mu minął dzień. Niby tak, ale i tak coś mi nie grało, więc poszłam za synem. Zapukałam, usłyszałam coś na kształt niechętnego zaproszenia, więc weszłam. Patryk leżał na łóżku i gapił się w sufit. Naprawdę dziwnie się zachowywał, na ogół gada za dużo, a nader rzadko milczy. Do tego stopnia, że uważany jest za dziecinnego, także wśród kolegów. –
Piłeś coś? – strzeliłam bez większego namysłu, raczej po to, żeby go rozruszać, ponieważ jak dotąd nie miewał żadnych ciągot do alkoholu.
– Nie! – zaprzeczył oburzony, lecz czułam, że się waha; i słusznie, bo po chwili dodał: – Jedno piwo, właściwie połowę.
Powinnam była go ochrzanić, jednak ja ucieszyłam się, że powiedział prawdę, i postanowiłam nie wykorzystywać tego przeciwko niemu. Skrzywiłam się tylko.
– Chcesz być sam? – zapytałam. – Patryk, źle się czujesz?
Nie odpowiedział. Albo miał problem, albo po prostu tak reagował na trunki – brakowało mi doświadczenia, żeby go rozgryźć. Miałam już wychodzić, gdy rzucił nagle:
– Czy wieczory są teraz bardzo zimne?
– No przecież to dopiero koniec marca! – odparłam zaskoczona. – Nawet jeśli dzień jest tak piękny jak dziś, po zachodzie słońca robi się lodowato.
Wróciłam do męża, a chwilę później do stołowego wkroczył Patryk.
– Nie wiem, co robić – stwierdził bezradnie, opadając na krzesło.
I zaczął opowiadać… Okazało się, że na ognisko przyszli też starsi chłopcy i przynieśli wódkę. Od razu się wszystko popsuło, Patryk ze swoim kolegą Kubą wzięli tylko piwo na spółkę, żeby się nikt nie czepiał, ale inni pili.
No i Artur się spił na umór
– On jest młodszy od ciebie! – oburzyłam się. – Dlaczego na to pozwoliłeś?
– A jak mu miałem zabronić? – syn był bliski płaczu. – Powiedział, że mam się odczepić, a tamci zaczęli nawet szarpać mnie i Kubę, i wyzywać od przedszkolaków i tchórzy.
W każdym razie rzeczony Arturek tak się załatwił tą wódką, że zaległ gdzieś na trawie, zupełnie nieprzytomny. W końcu któryś z chłopaków powiedział, że w telewizji leci świetny film, i wszyscy poszli do domów.
– Zostawiliście kolegę? – mąż na dobre stracił chęć do czytania.
– Bo oni powiedzieli, że jak wytrzeźwieje, to sam przyjdzie… Ale jest zimno.
Spojrzeliśmy po sobie wszyscy troje: przecież tak nie można! Nie, żebym przepadała za tym Arturkiem, bo nie wiem, po co taki gnojek się wszędzie szwenda za starszymi, no ale w końcu dzieciak… I młodemu też dobry przykład trzeba dać, żeby na przyszłość wiedział, jak się zachować. Stwierdziłam, że zadzwonię do matki chłopca, lecz ta nie odbierała telefonu. W końcu miałam dość słuchania debilnej melodyjki, którą miała ustawioną jako sygnał, więc zarządziłam, że sami przywieziemy chłopaka. Bo w sumie co ona poradzi, skoro nawet nie ma auta? Będzie go niosła znad jeziora na plecach?
– Szkoda kobiety – rzuciłam. – Sama wychowuje syna, urabia ręce po łokcie…
– Może byłoby lepiej, gdyby mniej ganiała za pieniędzmi, żeby mu niczego nie brakowało, a bardziej miała na synalka baczenie? – zasugerował mąż, po czym stwierdził, że wystarczy, jeśli po dzieciaka pojedzie tylko on z Patrykiem.
Dość długo ich nie było, już się zaczęłam martwić, czy coś się tamtemu chłopcu nie stało – może zasłabł i na pogotowie musieli jechać?
W końcu wrócili
Mąż był taki wściekły, że aż się bałam pytać, co się stało, więc wzięłam na spytki Patryka.
– Pani Basia powiedziała, że zadzwoni na policję – syn wydawał się zdezorientowany. – Zgłosi, że rozpijam Artura.
Od słowa do słowa, mój mąż zwymyślał Barbarę
– Czujesz to, Ewa?! – eksplodował w końcu mój ślubny. – Przywożę jej tego łajzę pod drzwi, a ona mi robi awanturę! Nawet przez ten tleniony łeb jej nie przeszło, żeby podziękować, tylko wyskoczyła z pyskiem! Powiedziałem, że to mój syn jest trzeźwy, a jej zalany, do tego niepełnoletni i niech zgłasza, proszę! Może policja uzna, że powinien go wychowywać ktoś inny, skoro ona sobie nie radzi.
– No, ja rozumiem, że to szok swojego chłopaka zobaczyć w takim stanie… Pewnie się Baśka opamięta i przyjdzie do nas z przeprosinami.
– Raczej nie – mąż się skrzywił. – Zapowiedziałem, że jak się tu pokaże, to jej wręczę do wyprania pokrowiec z auta, który mi ten gagatek zapaskudził.
Miałam nadzieję, że to się jakoś uleży, ale dziś, gdy wracałam ze sklepu, sąsiadka przeszła na drugą stronę drogi… Może iść do niej i pogadać jak kobieta z kobietą, załagodzić… Że też ten mój Jerzyk ma taką gębę niewyparzoną!
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”