„Nie doczekałam się rycerza, więc poślubiłam przeciętniaka. Był moją zabawka, bo wiedziałam, że gdzieś czeka na mnie książę”

Nieszczęśliwa kobieta fot. iStock, silverkblack
„Mijały dni, a ja wypatrywałam Gilberta. Niestety, w moim życiu nadal nic się nie działo. Wprawdzie co jakiś czas poznawałam nowego chłopaka, ale żaden nie był nim. Wciąż miałam więc opinię niedostępnej”.
/ 20.04.2023 16:30
Nieszczęśliwa kobieta fot. iStock, silverkblack

Jako nastolatka namiętnie czytałam. Wtedy ludzie jeszcze nie mieli w domach komputerów, w telewizji – trzy programy na krzyż. Moim ulubionym zajęciem było więc wysiadywanie w bibliotece i wyszukiwanie ciekawych książek. W drodze do domu zahaczałam o zieleniak, na którym kupowałam kilogram najlepszych jabłek. Po przyjściu kładłam się na kanapie i, pogryzając jabłka, z rozkoszą zagłębiałam się w lekturę.

Uchodziłam za oziębłą, wyniosłą księżniczkę

Nie byłam oryginalna. Fascynowało mnie życie „Ani z Zielonego Wzgórza” i jej przygody. Moje koleżanki też czytały „Anię”, ale żadna z nich nie miała takiej obsesji na punkcie Gilberta jak ja. Wszystkie fragmenty, które go dotyczyły, czytałam zachłannie, jakby od tego zależało moje życie. Zazdrościłam Ani, że go zna, że są w jednej klasie.

Ten chłopak najpierw mnie fascynował, a potem obudził we mnie uśpiony erotyzm. Często rozmyślałam, co by było, gdyby Gilbert mnie wziął za rękę, pocałował, gdybyśmy mogli razem pojechać do kina, na piknik, przytulić się do siebie
w gwiaździstą noc. Na kolegów w ogóle nie zwracałam uwagi, bo żaden z nich nie był Gilbertem. Trochę ich to chyba wkurzało.

Uważali, że zadzieram nosa i brali mnie za oziębłą, niedostępną księżniczkę. Kiedyś zwierzyłam się ze swojej fascynacji mamie. Uśmiechnęła się i tylko zwichrzyła mi grzywkę.

– Oj, przejdzie ci. Wiesz, jak ja się kochałam w Tomku Sawyerze? Byłam nim zauroczona i też chciałam przeżywać takie przygody jak on. Ale potem przyszło prawdziwe życie, poznałam twojego tatę i już nie miałam czasu na marzenia.

Rozumiałam ją. Oprócz mnie wychowywała jeszcze moich dwóch braci i stale była czymś zajęta, nie miała więc chwili czasu, żeby marzyć. Ale ja nie chciałam tak żyć jak ona i pozbywać się Gilberta tylko dlatego, że mieszkał dawno temu, w Avonlea, na kartach jakiejś książki!

Kiedyś poszłam z dziewczynami do wróżki

Mówiły, że jest naprawdę niezła. Jednej mojej koleżance powiedziała, że dostanie spadek. Dziewczyna śmiała się z tego, bo wszyscy w jej rodzinie byli biedni jak myszy kościelne. A tu – ku swojemu zaskoczeniu – otrzymała spadek po stryju, o którego istnieniu nie miała pojęcia! Może nie były to kolosalne pieniądze, ale spadek to spadek. Inną moją koleżankę wróżka poprosiła, by namówiła swoją mamę na badania, przed którymi się tak strasznie wzbraniała. Córka nie odpuściła i to uratowało jej mamie życie. Mama miała nowotwór, ale w niezbyt zaawansowanym stanie. Jednak gdyby zwlekała, mogłoby się to skończyć tragicznie.

A ja nie myślałam ani o chorobach, ani o spadku. Miałam 18 lat i wciąż marzyłam o Gilbercie. Wyobrażałam go sobie jako postawnego bruneta z mocno zaznaczonym podbródkiem, o mądrych, ciemnych oczach. Czułego i taktownego.

– Lekarz? – to wróżka zobaczyła go w kartach. – Marzysz o dziwnym mężczyźnie. Jakby nie żył, lecz karty pokazują, że on jest. Możecie mieć tylko problem, żeby się spotkać – spojrzała na mnie – bo on jest tak jakby w innym świecie

– Co to znaczy? – spytałam przejęta, bo sytuacja wydała mi się dziwna.

– To znaczy – powiedziała wróżka Izadora – że jeśli chcesz go poznać, musisz odprawić rytuał. Magiczny obrządek.

Byłam zdumiona, ale gotowa na wszystko, żeby wreszcie poznać Gilberta, jeżeli gdziekolwiek jest. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ta kobieta może mnie oszukiwać, żeby zarobić. Bo za ową instrukcję musiałam zapłacić dodatkowo!

Rytuał miałam odprawić w wigilię św. Jana. Najpierw na cmentarzu musiałam znaleźć grób ze zmarłym o takim samym imieniu jak mój wymarzony mężczyzna. Potem z grobu miałam zerwać kilka płatków kwiatów, polać je własnymi łzami
i z mocą wypowiedzieć formułkę: „Wzywam cię, mój ukochany! Znajdź mnie i pokochaj. Wzywam do pomocy siły natury i prawa magii”. Na koniec moim zadaniem było zakopać płatki głęboko w ziemi punktualnie o północy.

Musiałam też uważać, aby nikt mi w tym nie przeszkodził, bo inaczej czar by nie zadziałał. Najtrudniejszym zadaniem okazało się znalezienie grobu jakiegoś Gilberta.
Przeszukałam trzy cmentarze, nim w końcu trafiłam na starą, zaniedbaną mogiłę. Ten, kto w niej leżał, zmarł tuż przed wybuchem wojny, w 1938 roku. Pierwsze imię nosił zwyczajne – Adam, lecz drugie było właśnie tym, którego poszukiwałam. Rodzina dawno o Adamie Gilbercie zapomniała, bo na jego grobie rosła tylko jedna dzika róża, samosiejka.

Zanim zerwałam z niej kilka płatków, posprzątałam grób. Wyrwałam chwasty, wyniosłam śmieci. Pobiegłam kupić znicz. Zapaliłam go i w myślach przeprosiłam Adama Gilberta za naruszenie jego spokoju swoim dziwnym zachowaniem.
Potem postąpiłam zgodnie z zaleceniami wróżki. Zmoczyłam płatki róży swoimi łzami, a potem, w środku nocy, dyskretnie zakopałam je w ogródku babci. 

Ni z tego, ni z owego rozpętała się nawałnica

Gdy tylko sypnęłam ostatnią garść ziemi, zerwał się dziwny wiatr, choć wcześniej noc była spokojna. Z gruszy, pod którą zakopałam płatki, zaczęły się sypać liście, jakby to była jesień, a nie początek lata. Nagle zrobiło się przenikliwie zimno. Przestraszyłam się, owinęłam swetrem i czym prędzej uciekłam do domu.

Zdążyłam przekroczyć próg, kiedy rozszalała się straszna burza. Pioruny trzaskały, grzmiało i wyło, a okiennice na strychu waliły tak, jakby całym dom miał się za chwilę rozpaść. Jednak nic złego się nie stało. Poszłam spać, a rano, kiedy się obudziłam, świeciło słońce. Tylko babcia przy śniadaniu nie mogła się nadziwić nocnym wyładowaniom atmosferycznym o niespotykanej mocy.

– Przecież nic nie zapowiadali – kręciła głową, robiąc sobie, jak zwykle bawarkę.

Mijały dni, a ja wypatrywałam Gilberta. Niestety, w moim życiu nadal nic się nie działo. Wprawdzie co jakiś czas poznawałam nowego chłopaka, ale żaden nie był nim. Wciąż miałam więc opinię niedostępnej. Bo przecież nie mogłam nikomu zdradzić mojej tajemnicy – już to widzę, co ludzie by sobie o mnie pomyśleli!
Życie jednak zrobiło swoje. Podobnie jak kiedyś mama, poznałam wreszcie mężczyznę, który mnie zauroczył.

– W końcu – odetchnęła z ulgą mama – Już myślałam, że coś jest z tobą nie tak.

Tolka polubiła cała moja rodzina

Przepadali za nim moi bracia, bo chodził z nimi grać w nogę i dla równowagi nauczył ich miłości do szachów. Mój chłopak był przyzwoitym człowiekiem. Solennym inżynierem. Jego ścisły umysł nie miał w swoim repertuarze słowa „fantazja”, za to były tam takie jak „uczciwość” i „przyzwoitość”. Chociaż przyznam, że jak dla mnie to trochę za mało, by przetrwać razem do końca życia. A przyzwoitość, na dłuższą metę, okazała się nudna.

Po trzech latach rozwiodłam się z Tolkiem. Dzieci nie mieliśmy, więc rozstanie przebiegło bezboleśnie.

– Jednak jest z tobą coś nie tak – skomentowała z niezadowoleniem mama. – Tak po prostu zostawić dobrego człowieka! Czego ty chcesz od życia, dziewczyno? Czekasz na księcia z bajki? Przecież takich mężczyzn nie ma.

Chciałam jej wszystko wytłumaczyć, wyjaśniać, lecz w końcu machnęłam ręką. Tylko od czasu do czasu przypominałam sobie wróżbę Izadory i tylko uśmiechałam się sama do siebie, bo już dawno przestałam w nią wierzyć.

Minęły dwa lata od spotkania z wróżką Izadorą, a ja wciąż byłam sama. Aż pewnego razu skręciłam nogę w kostce. Przyjaciółka zawiozła mnie do szpitala. Wijąc się z bólu, siedziałam w holu i czekałam na chirurga. Nagle wszedł. To był on! Brunet o ciepłym spojrzeniu, mądrych oczach, z mocno zarysowanym  podbródkiem… Delikatnie zajął się moją nogą. Włożyli ją w gips, potem wypisał receptę i zwolnienie. Przystawił pieczątkę. Spojrzałam – i oniemiałam. Miał na imię Gilbert. On też patrzył na mnie inaczej niż na inne pacjentki…

Jesteśmy już po ślubie trzy lata. Nigdy mu nie powiedziałam o magicznym rytuale. Boję się, że może przestać działać!

Czytaj także:
„Strzała Amora trafiła mnie w dworcowej toalecie. Anita to najpiękniejsza babcia klozetowa, jaką widziałem”
„Weronika wybiła mi bark i wbiła strzałę amora w me serce. Pierwszy raz od śmierci żony poczułem, że znów mogę kochać”
„Zakochałem się na zabój w pięknej nieznajomej. Żeby ją poderwać zachowałem się jak desperat, ale opłaciło się”

Redakcja poleca

REKLAMA