To miał być taki biurowy flirt, zabawa, nic na serio. No bo jeśli chodzi o poważne związki, to nie ze mną. Kierując ku mnie swe matrymonialne nadzieje, kobiety trafiały pod zły adres.
Kiedy zaangażowanie drugiej strony przekraczało skalę mojej tolerancji, pasowałem. Niekoniecznie po to, by znaleźć nowy obiekt zainteresowania. Ale nie broniłem się rękami i nogami, gdy któryś się napatoczył. Dlatego dziewczyny z księgowości nasłały mnie na swoją „marnującą się, leżącą odłogiem” koleżankę.
Dwa i pół roku po rozwodzie, z nikim się nie spotyka, nikogo nie chce, ma facetów po kokardy. Idealny pracownik, czyli taki, co nie ma swojego życia, bo żyje robotą i niechętnie bierze wolne. Z tego, co udało mi się zauważyć, do sklepów z ciuchami ani do fryzjera owa koleżanka też za często nie chodziła.
Miałem nadzieję, że choć goli nogi i pachy
Jednak pewne standardy obowiązują.
– Robciu, wziąłbyś ją trochę w obroty, odstawił czarusia, bo nam Magda do reszty zdziadzieje po tym rozwodzie – prosiła Agnieszka.
– Tylko wiesz, nie chodzi nam o to, żebyś łamał jej serce na nowo – uzupełniała prośbę Basia.
– Raczej o to, żebyś z nią poflirtował, pokazał jej, że istnieją jeszcze inni mężczyźni niż jej wredny były, żeby się pośmiała, wyluzowała, rozkręciła… Westchnąłem teatralnie.
– Kobieto, nie ucz ojca dzieci robić. No i zacząłem na nią „przypadkowo” wpadać. Czasem dosłownie, by wytrącić jej z rąk dokumenty, a potem odprowadzić ją do biurka, niosąc teczki czy segregatory i racząc koleżankę Madzię rozmową. I samemu dobrze się bawiąc, bo pomimo wyglądu starej panny, spiętych w kucyk włosów i długich kardiganów noszonych do jeansów, Magda duszę miała kolorową i naprawdę sympatycznie się z nią rozmawiało.
– A może skoczymy na kawę po pracy? – zagadnąłem któregoś dnia, kiedy zaśmiała się z mojego żartu.
– Dziękuję, ale…
– Przecież pijasz kawę, sam widziałem – przerwałem jej. – Po prostu chodźmy na mocne espresso i pogadajmy nad czymś lepszym niż biurowa lura. To o 17.30, okej?
– Ale ja naprawdę nie mogę. Mam bilety na festiwal filmów dokumentalnych.
– Słucham? – nie mogłem uwierzyć, że wolała oglądać jakieś artystyczne badziewie, którego nie mogą zrozumieć nawet sami twórcy, zamiast pójść ze mną na kawę?
– Co to za film?
– O Beksińskich, wiesz, ten malarz…
– Wiem – akurat jego kojarzyłem; ten klimat grozy i strachu trudno było zapomnieć. – Zmontowali to, co on sam nagrywał. Taki film tworzony przez samego Beksińskiego. Czemu nie, w sumie mogło być ciekawe takie spojrzenie nie z boku, a od środka, okiem osoby, która była jednocześnie podmiotem i przedmiotem opowieści. I zawsze to dobrze trochę się ukulturalnić, do tego w towarzystwie kobiety…
– Są jeszcze bilety?
– Chyba nie, ale ja mam dwa, znajomej pochorowało się dziecko i oddała mi swoje bilety. Jeśli masz ochotę…
– Jasne, dzięki.
Podobało mi się
Spodziewałem się czegoś mimo wszystko nudnego, a dostałem szczegółowy, zabawny i dramatyczny czasami obraz rodziny, której członkiem był geniusz. Po seansie zaprosiłem Magdę na drinka. Zawahała się, ale po prostu złapałem ją za rękę i pociągnąłem do najbliższego pubu.
Wieczorem wyglądała inaczej. Nie ściągnęła włosów w kitkę, ale zostawiła rozpuszczone. Miały kolor ciemnego miodu. Szkoda, że na co dzień nie pozwalała im swobodnie okalać twarzy i podkreślać zieleni oczu. Ubrana też była inaczej: włożyła dopasowaną sukienkę, która podkreślała jej figurę. No proszę, ładna, zgrabna, a do tego rozmowa z nią była przyjemnością.
Nawet jeśli wciąż zachowywała dystans i zmieniała temat, gdy nie chciała o czymś mówić. Postanowiłem to uszanować i nie naciskałem. Pożegnaliśmy się, gdy wsiadała do taksówki, i każde z nas wróciło do siebie. W końcu miałem z nią tylko trochę poflirtować, rozruszać ją, nic więcej. Od tamtej pory regularnie zapraszałem ją na kawę albo do kina.
Częściej się wymigiwała niż zgadzała, ale raz na jakiś czas dała się namówić na wyjście. A ja się cieszyłem, jakby mi dała prezent, bo to był zawsze dobrze spędzony czas. Magda była inteligentna, oczytana, chodziła na wystawy twórców, o których nigdy nie słyszałem, i jeśli jej towarzyszyłem, nigdy nie żałowałem.
Smakowała białym winem
Tak samo jak wtedy, gdy pod wpływem impulsu pocałowałem ją, zanim wsiadła do taksówki. Smakowała białym winem, które chwilę wcześniej piliśmy, ale nie wiem, czy od wina zakręciło mi się w głowie, czy od zapachu jej włosów, w które wplotłem palce. Wiem za to, że właśnie wtedy zapragnął więcej. Więcej jej. Pierwszy raz w życiu chciałem zapomnieć o zasadzie „dobrze się baw i spasuj, zanim zrobi się poważnie”.
Nie chciałem znikać Magdzie z widnokręgu. Chciałem, by mnie widziała, by była świadoma mojej obecności, nie tylko w pracy, ale też w swoim prywatnym życiu. Do tego stopnia, że pragnąłem stać się ważną częścią jej osobistego świata. Oczywiście jej też pragnąłem. Bardzo. Tym bardziej że Magda się zmieniała pod wpływem naszych spotkań, rozmów, spojrzeń, niby przypadkowych muśnięć dłoni.
Zaczęła staranniej się malować, w pracy pojawiała się w sukienkach i spódnicach, na jej twarzy częściej gościł uśmiech. Podobało mi się to. Zdecydowanie chciałem „więcej”, choć wszystko rozwijało się powoli, zupełnie inaczej niż zazwyczaj. I nie życzyłem sobie, by coś pokrzyżowało mi szyki.
– Dziewczyny, mam nadzieję, że nasza rozmowa na temat bajerowania Magdy pozostanie na zawsze między nami – poprosiłem Agnieszkę i Basię.
– To już nieaktualne. Zupełnie. Totalnie. A więc cicho sza.
– Czyżbyś wreszcie wpadł jak śliwka w kompot? Nie wierzę!
– A jednak…
– Oby. Bo jak złamiesz jej serce, to ja ci też coś złamię – Baśka pogroziła mi palcem.
– Miałeś ją tylko trochę rozkręcić, rozruszać, a nie fundować nam biurowy romans… – rzuciła z rozbawieniem i nagle przestała się śmiać.
Odwróciłem się i zobaczyłem Magdę, stojącą w drzwiach. Miała bladą twarz, zaciśnięte usta. Odwróciła się i wyszła. Zakląłem pod nosem i pobiegłem za nią.
– Magda, czekaj! – zawołałem. Nie posłuchała. Wparowała do swojego pokoju. Ja z nią.
– Poczekaj – złapałem ją za rękę. Wyrwała się.
– Na co? Aż mocniej mnie rozkręcisz? – zadrwiła. Była wściekła, ale znałem ją już na tyle, by wiedzieć, że także zraniona i zawiedziona.
– Posłuchaj, to nie tak…
– A jak? Zresztą, nie obchodzi mnie to! Nie chcę słuchać. W tym problem, że za długo cię słuchałam. Bardzo dziękuję za dzisiejsze zaproszenie do kina, ale nie będę mogła pójść. A teraz byłabym wdzięczna, gdybyś wyszedł i dał mi pracować.
Łagodnie, ale stanowczo przyciągnąłem ją do siebie
Odwróciła się do okna i czekała, aż wyjdę. Chciałem powiedzieć jej coś mądrego i prawdziwego, chciałem ją przekonać, choćby banałem, że nieważne, jak się zaczyna, ale jak się kończy. A my nie możemy tak skończyć historii między nami, bo coś, co miało być zabawą, niepostrzeżenie zmieniło się w coś na serio, więc niech mnie nie skreśla.
Ale milczałem. Zdobyłem się tylko na ciche:
– Madzia…
– Nie mów tak do mnie. W ogóle nic do mnie nie mów!
– Okej, to może zamiast mówić, po prostu ci pokażę… Chwyciłem ją za rękę i łagodnie, ale stanowczo przyciągnąłem do siebie. Pochyliłem się i ją pocałowałem. Ale tak, żeby wiedziała, co czuję, co się we mnie kotłuje, co chcę jej przekazać bez słów.
– Rozumiesz? – spytałem, gdy oderwaliśmy się od siebie. – Rozumiesz, co chciałem powiedzieć? Tak, dziewczyny prosiły, żebym trochę z tobą poflirtował, i nie miej do nich żalu, bo zrobiły to z troski, nie dla zgrywy. A ja się zgodziłem, bo uznałem to za intrygujące zadanie, może nawet wyzwanie, skoro byłaś taka niedostępna. Ale się przeliczyłem.
– Od tego cholernego filmu o Beksińskim robisz ze mną coś takiego… Chcę tego, czego do tej pory unikałem. Chcę śmiechu i łez, zabawy i powagi, chcę rozmów i milczenia, chcę się z tobą kochać i po prostu spać obok ciebie, chcę się z tobą kłócić i godzić, chcę wszystkiego.
– Nie wiem, czy ja chcę…
– Po prostu chodź dzisiaj ze mną do kina. Dajmy sobie czas. Niewiele tego czasu potrzebowaliśmy, by odkryć, że nie chcemy już żyć oddzielnie. Choć z różnych względów oboje unikaliśmy związków, zgodnie stwierdziliśmy, że trudno unikać czegoś, co już jest, co już nas łączy, co już mamy. Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem i to był prawdziwy sprawdzian bycia ze sobą. Nigdy dotąd nie mieszkałem z kobietą – nie dłużej niż dwa tygodnie na wakacjach – więc czasem było ciężko, ale na szczęście równie często bywało zabawnie.
Docieraliśmy się, poznawaliśmy swoje przyzwyczajenia, jedne polubiliśmy, innych się pozbyliśmy. Kosztowało to trochę wysiłku, wymagało owych kłótni i łez, ale przynajmniej przekonaliśmy się, że seks na zgodę w naszym przypadku naprawdę działa. A ja wciąż chcę więcej. Chcę jej włożyć obrączkę na palec, chcę móc o niej mówić: moja kobieta, moja żona, matka moich dzieci, moja miłość…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Teściowa najchętniej zostałaby u nas na 3 tygodnie
Jako dziecko straciłam słuch i stałam się niewidzialna dla innych
Teściowa przed śmiercią wyznała mi, że mąż mnie oszukał
Facet w którym się zakochałam, próbował mnie zgwałcić