„Nie chciałam powielić losu matki i >>sprzedałam<< swoje życie dzieciom. Na własnej piersi wychowałam nieudaczników”

załamana matka fot. Adobe Stock, makyzz
„Chciałam poczuć, że jestem ważna i potrzebna. A tymczasem czułam się jak plastikowa lalka. Musiałam chodzić do szkoły, nosić jakieś ubrania, coś jeść. Nigdy nikt mnie nie zapytał, co czuję, co myślę, o czym marzę. Mama była tak zaharowana, że tylko muskała mnie wzrokiem”.
/ 18.11.2022 14:30
załamana matka fot. Adobe Stock, makyzz

Matka była niewiarygodnie pracowitą kobietą. Nie pamiętam, żeby siedziała. Nie pamiętam też momentu, żeby się kładła do łóżka. Kiedy to robiła, ja i moi dwaj bracia już spaliśmy, kiedy wstawałam, ona od dawna była na nogach, a dom wypełniał zapach drożdżowego ciasta…

Nasze mieszkanie, ciasne i dość ciemne, zawsze lśniło czystością. W kuchni codziennie gotowało się coś dobrego, podłogi były wypastowane, ubrania pachnące, wyprasowane i poskładane w zgrabne stosy. Mama prasowała mi nawet wstążki do warkoczy!

Ojciec pracował na noce, więc całe dnie przesypiał

Wiecznie miała coś do zrobienia: od wczesnej wiosny uprawiała działkę, która była niedaleko naszego bloku, latem i jesienią targała owoce i warzywa, a później je obierała, siekała, smażyła i upychała do słoików. Potem sama znosiła je do piwnicy, bo ojcu przeważnie się nie chciało,
i równo ustawiała na półkach.

Na każdy słoik naklejała kartkę z odręcznym napisem, na przykład „Pigwa 1986.” A gdy już posprzątała, ugotowała i wszystko wyczyściła, chowała się za starym regałem i przerabiała sąsiadkom znoszone spódnice, za duże sukienki i bistorowe spodnie, które miały jeszcze po swoich matkach i ciotkach.

– Zobacz, co narysowałam! – podchodziłam do turkoczącej maszyny i ciągnęłam mamę za rękaw. – Zobacz, jaki ładny obrazek!

Mama patrzyła nieuważnie, kiwała głową i mówiła: „Śliczne, naprawdę bardzo ładne, Małgosiu”.
Ale ja wiedziałam, że tak naprawdę wcale tego rysunku nie widziała, że tylko prześlizgiwała się po nim wzrokiem, bo głowę i tak miała zajętą czym innym. Cóż, domowe obowiązki ciążyły wyłącznie na niej.

Mój ojciec pracował jako nocny stróż. Dziś by się nazywało, że robi w ochronie, ale wtedy było to po prostu stróżowanie. Kiedy więc szedł do roboty, to potem w dzień był zmęczony i odsypiał. Musieliśmy chodzić na palcach, żeby go nie obudzić.

Matka kombinowała, jak mogła, żebyśmy nie biedowali. Jej pół etatu w sklepie z butami i pensja ojca nie wystarczyłyby na pięcioosobową rodzinę. W życiu! Gdyby nie dorabiała szyciem i nie planowała od wczesnej wiosny, jak przeżyć kolejną zimę, co posadzić, żeby zrobić z tego zapasy, nie wiem, jak byśmy żyli. Dom był małą fabryką, a mama jej prezesem. Tylko że te wypastowane podłogi, błyszczące okna i zapach ciasta, to nie wszystko. Potrzebowałam uwagi, chciałam, żeby ktoś się nade mną prawdziwie pochylił, wysłuchał.

Chciałam poczuć, że jestem ważna i potrzebna

A tymczasem czułam się jak plastikowa lalka. Musiałam chodzić do szkoły, nosić jakieś ubrania, coś jeść. Nigdy nikt mnie nie zapytał, co czuję, co myślę, o czym marzę. Mama była tak zaharowana, że tylko muskała mnie wzrokiem. Dłużej patrzyła na mnie jedynie wtedy, gdy przerobiła mi coś ze starych ciuchów i chciała zobaczyć, jak leży.

– No, odwróć się jeszcze w lewo, Gosiu – mówiła i patrzyła uważnie, a ja chłonęłam jej skupienie jak cudowny eliksir. – Tu chyba trzeba zebrać – marszczyła nos i brała w dwa palce warstwę materiału, lekko podciągała do góry. – O, jeszcze trochę.

Tymi palcami dotykała jednocześnie mojej skóry, a ja czułam niesamowitą błogość. Gdy po latach opowiedziałam jej o tym zdarzeniu, wytrzeszczyła oczy. Nic nie pamiętała. Nie miała pojęcia, o co mi chodzi. Kiedy ona mnie miała przytulać i dotykać, gdy cały dom był na jej głowie? Przecież, na litość boską, nie byłam obdarta i głodna! Prawda, nie byłam. Ale nie od dziś wiadomo, że nie samym chlebem żyje człowiek.

Chciałam, aby mnie rodzice, szczególnie mama, naprawdę znali i wiedzieli, jakim jestem człowiekiem. Żeby choć od czasu do czasu starali się spełnić jedno z moich marzeń. Wcale nie były takie z górnej półki. Przecież rozumiałam, że pieniędzy na fanaberie nie ma. Raz na przykład zamarzyłam o grubym brulionie w twardych okładkach. Ozdobiony był anatomicznym rysunkiem jakiejś rośliny, a ja chciałam zrobić zielnik.

Pomogłam jej bez słowa

Już od wczesnej wiosny zbierałam i suszyłam rośliny. Delikatnie wkładałam je do książek i pilnowałam, żeby „ładnie wyschły.” Wyobrażałam sobie, że je tam równo przyklejam
i podpisuję. I po polsku, i po łacinie, bo tak pisano w starych zielnikach.

Kilka razy prosiłam mamę, żeby mi dała pieniądze na zeszyt, ale chyba trafiałam w kiepski czas, bo mówiła, że nie ma na głupstwa. Gdy w końcu uskładałam całą sumę, brulion ze sklepu zniknął. Ktoś go kupił. Kilka dni chodziłam smutna. Mama chyba nawet mnie spytała, co się stało, ale gdy zaczęłam jej opowiadać, tylko machnęła ręką.

– Oj! – akurat energicznie wyciągała pościel ze starej pralki. – A ja myślałam, że coś się stało. Lepiej pomóż mi z tym praniem.

Nieustannie jej zresztą pomagałam. Więcej od moich braci, to było jasne. Ale oni też coś tam robili. Jedyną osobą, która nie angażowała się kompletnie w nic, był ojciec. Wiecznie milczący, senny. Dziś już wiem, że to mamine kompulsywne sprzątanie, czyszczenie i gotowanie było ucieczką od związku z człowiekiem, który zupełnie do niej nie pasował. Był obcym facetem, którego musiała obsługiwać.

Kiedy sama wyszłam za mąż i urodziłam synów, wiedziałam doskonale, czego nie robić. W moim domu często był bałagan, bo ja sama wolałam układać z Jurkiem i Karolkiem klocki na podłodze, niż froterować kąty. Bywało, że chodzili w zmiętych ubraniach, albo jedliśmy najprostsze dania, żebym tylko nie musiała stać godzinami przy kuchni. Wolałam ten czas poświęcić tylko im.

Udało mi się nawiązać z synami dobry kontakt, przychodzą do mnie ze wszystkimi problemami, niczego nie ukrywają. Ale też przyzwyczaili się do tego, że są najważniejsi, a ja wciąż pomagam im rozwiązywać ich problemy, ułatwiam im życie.

Przecież chciałam dobrze

Kiedy młodszy syn mówi, że jest zbyt zmęczony, aby posprzątać klocki po zabawie z kolegami, robię to za niego… Gdzieś w środku jednak czuję, że oni mnie wykorzystują, że tak samo, jak moja mama, nie mam własnego życia. Ona je złożyła w ofierze domowi, a ja całą siebie oddałam dzieciom. Pozwoliłam, by całkowicie zawładnęły moim czasem i życiem.I w  sumie jestem tak samo nieszczęśliwa jak ona. Ale co mam teraz zrobić? Jak się od tego uwolnić?

Wczoraj Jurek znów ubłagał mnie, żebym zawiozła go do kolegi, który mieszka na końcu miasta. Dlaczego to zrobiłam? Nie mam pojęcia! Przecież jeździ tam mnóstwo autobusów. A dziś naciągnął mnie na nowe słuchawki, choć jego stare są jeszcze całkiem niezłe. Podobno niemodne.

Wzięłam je, wygodnie przylegają do uszu. Lubię słuchać muzyki, ale robię to dopiero wtedy, gdy wszyscy pójdą spać. Chłonę ulubione dźwięki i pytam samą siebie, gdzie popełniłam błąd. Dlaczego? Przecież chciałam dobrze. Tak samo jak moja mama.

Czytaj także:
„Były mąż to Adonis, który w łóżku zamienia się w zwierzaka. Inna szalałaby ze szczęścia, jednak ja miałam dość tej perfekcji”
„Wielki, spontaniczny romans skończył się w więzieniu… Dałem się wyrolować pannie, która zwyczajnie mnie wrobiła”
„Na firmowej imprezie zdradziłem żonę z... prostytutką. Za tę jedną chwilę słabości, mogę zapłacić wysoką cenę”

Redakcja poleca

REKLAMA