„Nie chciałam mieć dzieci. Matka zawsze mi wypominała, że ojciec odszedł od niej przez to, że ja się urodziłam”

kobieta, która boi się mieć dzieci fot. Adobe Stock, JustLife
„To będą nasze pierwsze święta we trójkę. Wreszcie wiem, że będę dobrą mamą. Wcześniej miesiącami oszukiwałam męża, że odstawiłam już tabletki, a w rzeczywistości nadal je brałam. Bałam się, że Norbert też mnie zostawi, jak ojciec moją mamę”.
/ 21.12.2021 05:26
kobieta, która boi się mieć dzieci fot. Adobe Stock, JustLife

Miałam trzydzieści lat, kilka siwych włosów na głowie, a na koncie parę beznadziejnych związków. I wtedy pojawił się w moim życiu Norbert. Zakochałam się bez pamięci. A kiedy ten chodzący ideał poprosił mnie o rękę, byłam pewna, że śnię… Bałam się, ale powiedziałam tak. Przed ołtarzem patrzyłam w uśmiechnięte orzechowe oczy Norberta, słuchałam, jak mówi, że będzie ze mną aż do śmierci i zalewała mnie fala szczęścia.

Pierwsze miesiące po ślubie były jak z bajki

Wszystkie miodowe! Szybko wypłynął temat dzieci. Norbert, jak przystało na ideał, bardzo chciał stworzyć rodzinę.

– Zdobyłem miłość mojego życia. Teraz tylko jednego brakuje mi do pełni szczęścia! – mówił.
– Nie wolisz się nacieszyć tylko mną? Dziecko wszystko zmieni – tłumaczyłam.

Ja oczywiście też chciałam dziecka. W teorii. Niestety, czułam, że nie jestem gotowa. Kiedy tylko zaczynałam myśleć o dziecku, zaraz oczami wyobraźni widziałam siebie w jego roli. Małą, zahukaną dziewczynkę, której obecność matka ledwo tolerowała. Całe swoje dzieciństwo słuchałam historii o tym, jakim wspaniałym mężem był mój ojciec, jakie mama wiodła szczęśliwe życie, dopóki nie pojawiłam się ja.

– Byliśmy z twoim ojcem tacy zakochani! – krzyczała. – Twój tata był najlepszym mężem, jakiego można sobie wymarzyć. Kochał mnie. I chciał mieć dziecko. I ja mu je dałam! Kiedy zaszłam w ciążę, nosił mnie na rękach, masował stopy, przynosił herbatę z imbirem, kiedy mnie mdliło – mówiła, roztaczając wokół woń alkoholu, a jej oczy płonęły wściekłością. – Aż urodziłaś się ty! I cały czas ryczałaś! Nie dawałaś mi spać, nie miałam siły na umycie zębów, a co dopiero na twojego ojca. Wyssałaś ze mnie całe życie! No i twój tata nie był w stanie tego dłużej znieść. Zostawił nas i po prostu odszedł. Wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Gdyby nie ty, nadal bylibyśmy razem!

Pamiętałam dobrze te okrutne, raniące słowa

Słyszałam je w życiu setki razy. Chociaż mama nie żyła już od pięciu lat, pokonana przez alkohol, one nadal dźwięczały mi w uszach. Od dzieciństwa słuchałam, że małżeństwo rodziców byłoby udane, gdybym nie pojawiła się na świecie. Z perspektywy czasu mogłam spojrzeć na to obiektywnie i ocenić, że niczemu nie zawiniłam. Ale tylko w teorii to wiedziałam. Ta mała, dręczona wyrzutami sumienia, przepełniona poczuciem winy dziewczynka nadal we mnie tkwiła i była przekonana, że udany związek jest możliwy, ale bez dzieci.

Dlatego tak trudno było mi zaufać Norbertowi, że nie zmieni się nagle, gdy za ścianą będzie płakał po nocy niemowlak. Znałam go dobrze. Zanim się pobraliśmy, spotykaliśmy się ponad rok. Wiedziałam, że jest wrażliwym, czułym, prostolinijnym człowiekiem o dobrym sercu. A jednak nic nie potrafiłam poradzić na fakt, że panicznie bałam się zostać matką. Byłam pewna, że jeśli zaszłabym w ciążę, dziecko zniszczyłoby mój związek z Norbertem. Dlatego przekonywałam Norberta, że jest za wcześnie na zakładanie rodziny. Udawało mi się długo.

Był jak zwykle bardzo wyrozumiały. Akceptował moje obawy. Korzystaliśmy więc z życia, jeździliśmy na piękne wakacje, spotykaliśmy się ze znajomymi. Było wspaniale, ale widziałam, jak bardzo Norbertowi brakuje jeszcze czegoś. Kochałam go, chciałam dla niego wszystkiego, co najlepsze, więc w końcu po długich namowach zgodziłam się na odstawienie środków antykoncepcyjnych.

– Kochanie, teraz to już zwariuję ze szczęścia! – żartował.

Ja też się cieszyłam. Jednak kiedy przyszedł czas, gdy powinnam już nie rozpoczynać kolejnej paczki tabletek, nie byłam w stanie tego zrobić… Nadal je brałam, teraz w tajemnicy przed mężem.

– Może powinniśmy zrobić jakieś badania? – zapytał w końcu po pół roku.
– Zrobimy, jak to będzie konieczne – odparłam. – To, że od razu po odstawieniu tabletek nie zaszłam w ciążę, nie znaczy, że coś jest nie tak.

Gryzły mnie wyrzuty sumienia

Odmawiałam powiększenia rodziny człowiekowi, który w pełni na tę rodzinę zasługiwał. Powtarzałam jednak sobie w nieskończoność, że robię to dla dobra dziecka. Wiedziałam z doświadczenia, co to znaczy być niekochaną i niechcianą… Mijały miesiące, Norbert dostał lepszą pracę. Był zaaferowany nowymi wyzwaniami i temat dziecka zszedł na dalszy plan. Wynajęliśmy większe, ładniejsze mieszkanie, bliżej jego biura. Jednak brakowało mi siły na radość z niego. Przeprowadzka mnie wykończyła. Byłam zmęczona, osowiała, bez sił.

A kiedy przyszła pora na miesiączkę… nie dostałam jej. Po kilku dniach w końcu odważyłam się zrobić test ciążowy. Zbierało mi się na płacz, kiedy patrzyłam na wynik. Wyszedł pozytywnie. Brałam tabletki z nabożną skrupulatnością, ale jakieś cztery tygodnie wcześniej złapałam dwudniowego wirusa pokarmowego. Przeszło mi wtedy przez głowę, że to może zakłócić późniejsze działanie tabletek, ale przecież nie mogłam wymagać od Norberta dodatkowego zabezpieczenia. W końcu staraliśmy się o dziecko…

No i stało się. Byłam w ciąży! Ta wiadomość mnie przygniotła, w ogóle nie potrafiłam się cieszyć nadchodzącymi świętami. Podzieliłam się sekretem z przyjaciółką. Opowiedziałam jej wszystko.

– Tak bardzo się boję… – skończyłam.

Nie wiedziałam, jak ona zareaguje. W końcu ją też w pewien sposób oszukałam, nie przyznając się, że Norbert liczy na moje zajście w ciążę. Ona jednak stanęła na wysokości zadania. Uścisnęła mnie mocno i długo tuliła. Tego właśnie potrzebowałam. Zrzucić z serca ten ciężar, dzielić go z kimś.

– Jak na inteligentną osobę, potrafisz być zaskakująco głupia – odparła w końcu z uśmiechem Karolina. – Będziesz wspaniałą mamą. Nie mam co do tego wątpliwości. A znam cię prawie trzydzieści lat. W niczym nie przypominasz swojej mamy. Macierzyństwo jest w tobie. Nie w twoim DNA, a w twoim sercu!
– Dziękuję, ale nie wiem, czy dam radę…
– Dasz! Na dodatek Norbert będzie oddanym, kochającym tatą. Nie ucieknie jak twój ojciec. On cię naprawdę uwielbia! Twoja mama dała ci tylko dach nad głową. A wy stworzycie waszemu maleństwu dom! Taka jest różnica.

Zrobiło mi się cieplej wokół serca. Ta rozmowa bardzo mi pomogła. Wracałam do domu pełna dobrych przeczuć. Postanowiłam powiedzieć Norbertowi przy kolacji, że jestem w ciąży.

Taki niesamowity gwiazdkowy prezent!

Nadal bardzo się bałam, ale nie miałam wyjścia. Nie mogłabym usunąć. Nie mogłam zrezygnować z uczynienia mojego ukochanego mężczyzny najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jakbym mu spojrzała w oczy? Ta tajemnica zniszczyłaby nasz związek. Z drugiej strony, czy w porządku jest urodzenie dziecka tylko po to, żeby zadowolić męża? – rozmyślałam. Pełna sprzecznych myśli postanowiłam wziąć gorącą, odprężającą kąpiel.

Szum lecącej się wody koił moje nerwy. W końcu napełniła się cała wanna. Pochyliłam się, żeby przekręcić kran. Nagle od przeszywającego bólu zgięłam się wpół. Nie mogłam złapać tchu. Ból pulsował falami. Wyciągnęłam rękę, aby się czegoś złapać. Chwyciłam rant umywalki, ale był mokry i dłoń mi się z niego ześlizgnęła. Upadając na podłogę, zdążyłam pomyśleć, że to kara dla mnie za to, jaką byłam jędzą.

Gdy odzyskałam świadomość, mimo bólu oczu, otworzyłam je. Zamiast sufitu łazienki ujrzałam jasną, szpitalną salę. W dłoni poczułam pulsowanie. Spojrzałam w tym kierunku. W mojej ręce tkwił wenflon. Zniknął potworny ból, który przeszywał mi brzuch. Zamiast niego czułam odrętwienie.

– Kochanie? – usłyszałam głos Norberta.

Zwróciłam się w jego stronę. Miał niesamowicie bladą twarz.

– Dziecko? – wykrztusiłam.
– Wszystko w porządku – uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie z czułością.

Ogromna fala ulgi zalała całe moje ciało. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby odpowiedź brzmiała inaczej. Z oczu popłynęły mi łzy. Łzy radości. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym straciła dziecko. Byłaby to moja wina. Przyszła mi do głowy irracjonalna myśl, że moje dzieciątko poczuło, że jest niechciane i postanowiło odejść. Na szczęście w ostatnim momencie nieświadomie wysłałam mu sygnał, że się myliłam, że chcę, by ze mną zostało i że je pokocham. Teraz nie mogłam go zawieść.

– Od kiedy wiedziałaś? – zapytał mąż.
– Od rana. Planowałam powiedzieć ci wieczorem… Szykowałam się… – wzruszenie odebrało mi głos.

Nie mogłam wykrztusić ani słowa więcej. Nie zamierzałam wyznawać mężowi, że nie odstawiłam tabletek. Nic by to nikomu nie dało, a tylko by zakłóciło bezbrzeżne szczęście, które malowało się na jego twarzy. Delikatnie przytulił mnie, na tyle, na ile pozwoliła aparatura szpitalna.

– Będę dbał o ciebie, już nic złego was nie może spotkać – szeptał czule. – Po pierwsze, koniec samotnych kąpieli. Znalazłem cię na podłodze obok wanny. To mogło skończyć się tragicznie. Mogłaś uderzyć głową o umywalkę albo o podłogę. Lekarz stwierdził, że takie zawroty głowy na początku ciąży zdarzają się bardzo często. Więc od dziś kąpiesz się tylko ze swoim osobistym asystentem.
– Masz już jakąś kandydaturę na to stanowisko? – zapytałam z uśmiechem.

Poczułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd i pewna, że wszystko będzie dobrze. Wizja tego, że mogłabym stracić ciążę uzmysłowiła mi, że bardzo jej pragnęłam. Tylko to pragnienie zaburzał strach. Teraz nabrałam odwagi. Nie byłam taka jak moja mama, a Norbert taki jak mój ojciec. Leżąc w szpitalnym łóżku, patrząc w kochające oczy męża, nabrałam przekonania, że nasze dziecko będzie miało wspaniałą rodzinę.

Te święta będą naszymi pierwszymi we trójkę – ja, Norbert i maleńka fasolka w moim brzuchu. Spędzimy je radośni i spokojni. Nie może być inaczej. 

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA