„Miałam zerwać z Pawłem, ale wypadek pokrzyżował moje plany. Musiałam być z nim z litości, choć kochałam innego”

smutna dziewczyna z listem fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Wiedziałam, że beze mnie całkiem by się załamał, dlatego wiernie stałam u jego boku, oszukując wszystkich wokół. Dłużej już nie chciałam tego robić, dlatego zdecydowałam się wyznać mu całą prawdę. Kochałam innego i chciałam z nim być. Musiałam zostawić Pawła”.
/ 19.07.2023 17:15
smutna dziewczyna z listem fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Minęły trzy miesiące od dnia, w którym postanowiłam zerwać z Pawłem. Wysłałam mu nawet wiadomość, że musimy poważnie porozmawiać. Chociaż był w pracy, od razu oddzwonił i spytał zaniepokojony, czy coś się stało. Zbyłam go, powiedziałam, że wyjaśnię mu wszystko, jak się zobaczymy. Umówiliśmy się następnego dnia w naszej ulubionej kawiarni. Nie przyszedł…

Stał się moim przyjacielem

Poznaliśmy się cztery lata temu. Był najlepszym kumplem Arka, mojego ówczesnego chłopaka. Szybko stał się także moim. Spędzaliśmy we trójkę mnóstwo czasu, doskonale się dogadywaliśmy. I chociaż moja miłość do Arka wygasła mniej więcej po pół roku, to przyjaźń z Pawłem przetrwała, a nawet się umocniła.

Traktowałam Pawła jak brata, a on mnie jak siostrę. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zwierzaliśmy się sobie ze wszystkiego, wspieraliśmy w trudnych chwilach. Oboje nie mieliśmy jakoś szczęścia w miłości, więc razem chodziliśmy na imprezy, do klubów, wyjeżdżaliśmy na wakacje.

Przyjaciółki podpytywały mnie, czy jesteśmy razem, przekonywały że Paweł jest we mnie zakochany po uszy. Śmiałam się z tego. „Jesteśmy tylko przyjaciółmi” – odpowiadałam.

Dwa lata temu okazało się, że dziewczyny miały rację. Paweł wyznał mi miłość. Powiedział, że kocha mnie od dawna, ale bał się o tym powiedzieć. Myślał, że to zniszczy naszą przyjaźń. Ale teraz postanowił wyznać mi prawdę, bo wydaje mu się, że też go pokochałam. Nie zaprzeczyłam. Paweł był mi przecież bardzo bliski. Nie wyobrażałam sobie życia bez jego rad i wsparcia. Byłam pewna, że nasza przyjaźń rzeczywiście zamieniła się w coś więcej…

Miłość od pierwszego wejrzenia

Na początku tego roku poznałam Maćka. To było na urodzinach mojej przyjaciółki, Jagody. Poszłam sama, bo Paweł miał grypę. To było jak uderzenie pioruna, wybuch wulkanu. Zobaczyłam go i poczułam, że mogłabym z nim spędzić resztę swoich dni. Przegadaliśmy cały wieczór. Gdy się rozstawaliśmy, zrozumiałam, że jestem zakochana po uszy. Z wzajemnością.

Trzy miesiące temu postanowiliśmy, że zamieszkamy razem. Wtedy już byłam pewna, że uczucie, którym darzyłam Pawła to nie była miłość. Szacunek, przywiązanie, sympatia – tak. Ale nie kochanie! To właśnie dlatego umówiłam się z nim na rozmowę. Chciałam być wobec niego uczciwa, wszystko mu wyjaśnić, prosić o zrozumienie i o to, żeby pozostał moim przyjacielem. Nie zdążyłam. Bo w noc poprzedzającą nasze spotkanie Paweł miał wypadek.

Nie mogłam mu tego zrobić

Jego mama zadzwoniła do mnie koło północy. Była w szoku. Tak szlochała, że długo nie mogłam zrozumieć, co się stało. Pojechałam natychmiast do szpitala. Po drodze zatrzymałam się na miejscu zdarzenia. Akurat wciągali samochód Pawła na lawetę. Nie, nie samochód, tylko coś, co z niego zostało. Był tak zmiażdżony, że markę trudno było rozpoznać. Obok stała ciężarówka, która w niego uderzyła. Kierowcę, kompletnie pijanego, zabrała już policja…

W szpitalu dowiedziałam się, że Paweł jest w stanie krytycznym. Długo go operowali. Potem był OIOM. Czuwałam przy nim z jego rodzicami i modliłam się, żeby wszystko skończyło się dobrze. Po trzech dniach najgorsze minęło. Lekarz powiedział, że Paweł przeżyje, ale że muszą mu amputować prawą nogę.

Rodzice Pawła traktowali mnie jak członka rodziny, jak podporę.

– Dobrze, że tu z nami jesteś, córeczko. Dzięki tobie łatwiej nam to wszystko znieść – mówiła mama.

– Bądź dzielna, Paweł będzie teraz potrzebował twojego wsparcia, miłości – ściskał mi rękę tata.

Czułam się okropnie. Jakbym ich oszukiwała. Wiedziałam, że wkrótce ich zawiodę. Przecież zamierzałam zerwać z ich synem. Czekałam tylko na odpowiedni moment. Aż odzyska równowagę psychiczną, pogodzi się ze stratą nogi. Stanie się na tyle silny, bym mogła spokojnie odejść.

Ale ten moment nie nadchodził. Paweł wpadł w rozpacz, potem w depresję. Jednego dnia milczał i gapił się w sufit, innego przeklinał cały świat. Mówił, że nie chce żyć, że się zabije. Widziałam, że potwornie cierpi. Więc przy nim trwałam. Udawałam, że wszystko jest jak dawniej, rozśmieszałam go, pocieszałam, pomagałam w rehabilitacji…

Ale serce mi krwawiło. Potwornie tęskniłam za Maćkiem. Nie zamieszkaliśmy razem. Nie chciałam się do niego wprowadzać, dopóki nie załatwię sprawy z Pawłem. Uważałam, że byłoby to nieuczciwe. Prawie się nie spotykaliśmy. Nie było na to czasu. Praca, codzienne obowiązki, wizyty w szpitalu…

Musiałam podjąć decyzję

Mój ukochany początkowo znosił to wszystko bardzo cierpliwie. Rozumiał, że w tak trudnych chwilach chcę być przy Pawle. I nie mam serca wyznać mu prawdy. Ale mijały kolejne tygodnie, a ja wciąż godzinami przesiadywałam przy jego łóżku. I odkładałam rozmowę.

Maćkowi coraz trudniej było to zrozumieć. Któregoś dnia przysłał mi mail. „Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Ale widzę, że się wahasz, którego z nas wybrać. Jeśli chcesz, ułatwię ci decyzję i odejdę. Nie chcę, żebyś się męczyła” – pisał. Choć był środek nocy, natychmiast do niego zadzwoniłam. Obiecałam, że za dzień, dwa, porozmawiam z Pawłem. Powiedział, że poczeka, czułam jednak, że jego cierpliwość powoli się kończy.

Zamierzałam dotrzymać słowa… Ale wiecznie coś wypadało. A to Paweł rozpaczał, że jest kaleką, że nie da sobie rady w życiu, i musiałam go pocieszać. A to znowu witał mnie z uśmiechem, całował i dziękował za to, że jestem przy nim.

– Bez ciebie bym tego wszystkiego nie przetrwał – mówił.

Czy w takiej chwili mogłam powiedzieć mu prawdę? Nie wiedziałam, co robić. Chciałam z kimś porozmawiać, poradzić się, ale tak naprawdę nie miałam do kogo pójść. Przyjaciele byli zachwyceni moją postawą. Mówili, jaka to jestem cudowna, lojalna, dobra. Gdybym nagle powiedziała, że chcę zostawić Pawła, uznaliby mnie za potwora, który porzuca ukochanego tylko dlatego, że został kaleką. O mojej miłości do Maćka nawet nie chcieliby słuchać. Czułam, że jestem w pułapce, z której nie ma wyjścia...

Wybawienie przyszło niespodziewanie. Siedziałam akurat w szpitalnej stołówce. Przed chwilą Paweł znowu powiedział mi, że beze mnie by sobie nie poradził. I jak to się cieszy, że ciągle jestem przy nim. Nie potrafiłam tego słuchać, musiałam wyjść.

Zamówiłam sobie herbatę i po raz kolejny próbowałam pozbierać myśli, znaleźć jakieś rozwiązanie. Ale nic nie przychodziło mi do głowy. Z bezsilności zaczęłam płakać. Szlochałam tak głośno, że ludzie zaczęli mi się dziwnie przyglądać…

W pewnym momencie usiadła obok mnie przy stoliku jakaś starsza kobieta. Powiedziała, że jest szpitalnym psychologiem i zapytała, czy potrzebuję pomocy. Wydusiłam z siebie, że tak. Zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Gdy tylko zamknęła drzwi, zaczęłam mówić. Wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu. Opowiedziałam o Pawle, jego rodzicach, Maćku, znajomych, przyjaźni, miłości, wyrzutach sumienia, wątpliwościach…

Słuchała uważnie, a potem powiedziała, że nie można oglądać się tylko na innych, trzeba pomyśleć także o sobie.

– Nie należy robić komuś prezentu ze swojego życia, trwać przy nim tylko dlatego, że nam go żal. Bo litość to najgorsza podstawa związku, a poświęcenie ma swoje granice – usłyszałam.

A więc odchodzę…

Paweł dowie się o tym jutro, z listu, który właśnie kończę pisać. Przeczyta w nim, że nie porzucam go, bo jest kaleką, ale dlatego, że pokochałam innego. I to jeszcze zanim przytrafiło mu się to nieszczęście. Wypadek tylko wszystko skomplikował.

Wiem, że pewnie mnie znienawidzi, ale mam nadzieję, że potem mi wybaczy, spróbuje zrozumieć, i że kiedyś się do mnie odezwie. Bo zawsze będzie moim przyjacielem. Do końca życia będę czekała na telefon od niego.

Czytaj także:
„Napisałam list do obcego faceta. Może zachowałam się jak nastolatka, ale dzięki temu wreszcie spotkałam miłość swojego życia”
„Kochanka zostawiła mi naszego rocznego syna i zniknęła. Dostałem tylko list i dwie torby rzeczy dla Jaśka”
„Zakochałem się w sąsiadce, która codziennie biega po plaży. Postanowiłem zostawić jej romantyczny list w butelce"

Redakcja poleca

REKLAMA