Moje pierwsze spotkanie z Maciusiem? Kłąb ciał na szkolnym podwórku i krzyk nauczycielki:
– Chłopcy! Natychmiast przestańcie się bić!
– Karol! – rzuciłam się, aby rozdzielić chłopców i oderwałam ich od siebie.
Brudne buzie ziały nienawiścią.
– On zaczął! – krzyknął mój synek.
– To nie gadaj głupot o mojej mamie! – syknął tamten.
Spojrzałam na jego inteligentną twarz i zobaczyłam w oczach zranioną dumę. Wyczułam, że siedmiolatek mówi prawdę.
– Karol, jeśli to prawda, to natychmiast przeproś! – zażądałam.
Syn, wystraszony nieco moim stanowczym tonem i chyba pełen winy, bez sprzeciwu wymamrotał przeprosiny, a obrażony chłopiec popatrzył na mnie z wdzięcznością.
– Dziękuję – powiedział i przedstawił mi się z imienia i nazwiska, zupełnie jak dorosły.
I tak właśnie poznałam Maciusia
Najlepszego przyjaciela mojego syna. Bo, oczywiście, po tamtej kłótni zostali nierozłącznymi kumplami na śmierć i życie.
Byli jak ogień i woda. Karol porywczy i pomysłowy, Maciek spokojny, studzący jego zapędy. Do dzisiaj nie wiem, o co im poszło wtedy w szkole, ale z pewnością mój syn musiał bardzo urazić Maciusia, że ten rzucił się na niego z pięściami. Normalnie załatwiłby tę sprawę na zimno, jak urodzony dyplomata.
Razem jak burza przeszli przez podstawówkę i dostali się do dobrego gimnazjum.
I tak w drugiej klasie z Maciusiem zaczęły się dziać niepokojące rzeczy… Nigdy nie był specjalnie wysportowanym dzieckiem, ale nagle na WF-ie zaczął mdleć. Początkowo jego bladość
i kłopoty z oddychaniem wiązano z dojrzewaniem i szybkim wzrostem. Miał prawie 170 centymetrów wzrostu i lekarze utrzymywali, że wolniej rosnące serce nie nadąża za resztą organizmu.
Potem pojawiły się nawracające infekcje i wreszcie postawiono straszną, lecz prawdziwą diagnozę: białaczka limfatyczna.
Wiedziałam, że syn przeczytał w Internecie wszystko na temat białaczki, sprawdził, jakie będą metody leczenia i rokowania. Razem ze mną i moim mężem byliśmy więc wsparciem dla rodziców Maćka. Często ich odwiedzaliśmy, jednak pilnowaliśmy, żeby za bardzo nie angażować chłopca w te spotkania - był i tak osłabiony.
Agata i Tomek byli nam bardzo wdzięczni i często powtarzali, że gdyby nie my, rozsypaliby się na drobne kawałeczki. W końcu Maciusiowi zapisano doustną chemię, czego konsekwencją była utrata włosów.
Z tego powodu Maciek bał się powrotu do szkoły
– Rozwalę każdego, kto będzie się z niego wyśmiewał! – Karol był nastawiony bojowo. – Nie pozwolę, aby Maciek czuł się jak jakiś odmieniec.
Wieczorem, w przeddzień tego wydarzenia, Karol przyszedł do mnie, trzymając w rękach maszynkę do strzyżenia włosów.
– Ogolisz mnie. Na łyso! – powiedział.
Zamarłam.
– Jeśli tego nie zrobisz, zrobię to sam!
Wzięłam głęboki oddech i z całych sił powstrzymałam się, aby nie wybuchnąć płaczem. Z jednej strony przestraszyłam się tego, co chciał zrobić, a z drugiej pomyślałam, że jest wspaniałym, odważnym facetem.
Następnego dnia wrócili ze szkoły we dwóch – Karol i Maciek. Obaj łysi jak kolano i wyraźnie szczęśliwi.
– Nie uwierzy pani! – gorączkował się Maciek. – My wszyscy teraz jesteśmy łysi!
– Jak to wszyscy?
– No, chłopaki. Bo kiedy przyszedłem rano do szkoły i mnie takiego zobaczyli, uznali że to doskonały pomysł i popędzili do fryzjera. Tego na rogu. Pana Waldka.
I tak, kiedy wystraszony Maciuś wszedł do klasy, zobaczył przed sobą… rzędy łysych głów, takich samych jak jego. I wtedy się roześmiał, po raz pierwszy od kilku miesięcy.
– Teraz naprawdę wierzę, że wyzdrowieję! – powiedział mi.
Ja też w to wierzę.
Czytaj także:
„Od kiedy muszę zajmować się chorą żoną, miewam napady smutku. Czuję się przytłoczony, ale kocham Krysię nad życie”
„Synowa wścieka się na swojego męża, bo poszedł w tango... Czy ona nie rozumie, że dorosły facet też musi czasem zaszaleć?”
„Wyszłam za Włocha, bo marzyłam o bajkowym życiu w słonecznej Italii. Teraz siedzę w domu, sprzątam, gotuję i umieram z nudów”