„Nauczycielka krzyczy i tyranizuje 7-letnie maluchy w szkole. Małpa jest nie do ruszenia, bo to przyjaciółka dyrektorki”

Koleżanka prześladowała moje dziecko fot. Adobe Stock, sommersby
„Okazało się, że mała zsiusiała się na przerwie, bo nie zdążyła dobiec do ubikacji po tym, jak przez całą lekcję powstrzymywała się, zamiast poprosić o wyjście. Dlaczego? Bo pani nie pozwalała wychodzić, a jak się panią zdenerwuje to krzyczy. Może skończyłoby się dobrze, gdyby ktoś się dzieckiem zainteresował. Przecież jest jeszcze mała!”.
/ 24.04.2023 22:00
Koleżanka prześladowała moje dziecko fot. Adobe Stock, sommersby

Mój dwunastoletni syn zapomniał śniadania do szkoły, co mu się czasami zdarza. Nie lubię, gdy wtedy kupuje sobie coś w sklepiku szkolnym, bo pomimo wielu interwencji rodziców jego asortyment nadal nie ma nic wspólnego ze zdrową żywnością. Same chipsy, batoniki, słodkie bułki... Dlatego wzięłam kanapki Sylwka i postanowiłam podrzucić mu je do szkoły. Niestety wpadłam tam już po dzwonku na drugą lekcję, więc zaczęłam się zastanawiać, co zrobić z tymi kanapkami, żeby syn na pewno je dostał.

Dbam o to, co je moje dziecko

„Zostawić w sekretariacie? A może lepiej włożę mu je do worka ze strojem na wf, który na pewno wisi w szatni. Sylwek ma gimnastykę na trzeciej lekcji, więc na pewno je znajdzie” – pomyślałam i to mi się wydało najlepszym pomysłem.

Gdy zeszłam do szatni i skierowałam się do boksu szóstej klasy, usłyszałam stłumiony szloch dobiegający z tego dla klasy pierwszej. Oczywiście natychmiast tam zajrzałam i moim oczom ukazał się smętny widok. Siedmioletnia dziewczynka siedziała na ławeczce z nogami podciągniętymi pod brodę i płakała rozpaczliwie, a wokół unosił się… zapach moczu.

Kochanie, co się stało? Czy mogę ci pomóc? – uklękłam obok niej.

Biedny dzieciak spojrzał na mnie wystraszonymi oczami i zapytał cieniutkim głosem, czy mogę ją zabrać do mamy.

– Myślę, że tak – odparłam. – Ale może twoja pani wychowawczyni powinna zawiadomić mamusię.

– Nie! – wykrzyknęło dziecko przerażone, wciskając się jeszcze głębiej w ławkę. – Ona mnie nie lubi! Zabrała mi telefon!

Nic z tego nie rozumiałam, cierpliwie więc zaczęłam wypytywać dzieciaka, o co chodzi. Otóż okazało się, że mała zsiusiała się na przerwie, bo nie zdążyła dobiec do ubikacji po tym, jak przez całą lekcję powstrzymywała się, zamiast poprosić o pójście do łazienki. Dlaczego? Bo pani nie pozwalała wychodzić podczas zajęć! I może wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby ktoś się dzieckiem zainteresował albo przynajmniej pozwolił zadzwonić do mamy, bo dziewczynka miała przy sobie komórkę. Ale nie! Wychowawczyni widząc, jak mała zabiera się za połączenie, wyrwała jej aparat z ręki i wrzasnęła:

– Ile razy mówiłam, że komórki w szkole mają być wyłączone?!

Zabrała aparat i poszła sobie, nie zwracając na dziewczynkę uwagi. A teraz nawet nie zainteresowała się tym, że mała nie wróciła po przerwie do klasy.

Aż się we mnie zagotowało!

Zastanowiłam się, co robić w takiej sytuacji. Powinnam małą zabrać do sekretariatu, przedstawić sprawę dyrektorce, wymóc zadzwonienie do rodziców dziewczynki, ale… Doskonale wiedziałam, że dyrektorka nie wyciągnie żadnych konsekwencji z zachowania wychowawczyni, bo… to jej najlepsza przyjaciółka! Tak, znałam tę nauczycielkę, uczyła kiedyś mojego Sylwka i cuda się działy na jej lekcjach. Dzieciaki były bite linijkami po palcach, zabraniano im jedzenia śniadania w klasie na śniadaniowej przerwie. A już szczytem wszystkiego było… rzucanie w dzieciaki kredą! Pani w ten sposób dawała do zrozumienia, że nie powinny się wiercić i przeszkadzać jej w lekcji.

Kiedyś kolega Sylwka zarobił w ten sposób w oko i sprawa skończyła się u okulisty. Wydawałoby się więc, że po czymś takim wychowawczyni powinna odpokutować. Nic z tego! Zadziałała tutaj także pani dyrektor i sprawa została wyciszona. Musiałam coś zrobić, żeby tym razem nie stało się to samo… Zapytałam małą, czy trafi do domu i czy teraz ktoś w nim będzie. Powiedziała, że tak, bo mama opiekuje się jej kilkumiesięcznym bratem i nie chodzi teraz do pracy.

Postanowiłam, że ją zabiorę

Niezaczepiana przez nikogo wyprowadziłam dziecko ze szkoły i zawiozłam do domu. Kiedy mama dziewczynki usłyszała całą historię, chwyciła za telefon i wykręciła numer znajomej prawniczki, by zasięgnąć porady. Następnie zadzwoniła na policję i zgłosiła niedopełnienie obowiązków przez nauczycielkę oraz… kradzież przez nią telefonu! Nie wiem, jaką minę miała wychowawczyni, kiedy do szkoły wkroczyli policjanci i zabrali ją na komisariat na przesłuchanie, ale na pewno nie było jej do śmiechu.

Czy dojdzie do spotkania w sądzie, czy cała sprawa zostanie załatwiona polubownie, jeszcze nie wiadomo. Rodzice małej żądają przeproszenia siebie i dziecka przy wszystkich uczniach. A ja mam nadzieję, że nauczycielce już nigdy nie przyjdzie do głowy potraktować w taki bezduszny sposób słabszych od siebie uczniów, bo zrozumiała, że i na nią znajdzie się ktoś mocniejszy!

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA