„Nasze małżeństwo było idealne tylko z zewnątrz. Zazdrosna małżonka przy mojej rodzinie przechodziła samą siebie”

smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Gorica Poturak
„Rozumiałbym tę zazdrość, gdybyśmy faktycznie ledwo wiązali koniec z końcem do kolejnej wypłaty. Ale moja małżonka z dodatkowymi bonusami dostawała na rękę dziewięć koła co miesiąc, ja z kolei dokładałem do domowego budżetu przeszło pięćdziesiąt procent jej pensji. Po co więc ta cała awantura?”.
/ 01.09.2024 07:15
smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Gorica Poturak

Stała przede mną całkowicie zagubiona, a ja instynktownie chciałem ją objąć ramieniem, ale wiedziałem, że by mnie odtrąciła. W tym momencie nie potrzebowała ode mnie, swojego starszego brata, wybawcy dziecięcych koszmarów i pijanych wielbicieli, takiej reakcji. Niestety, nie potrafiłem spełnić jej oczekiwań. Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia, niczym w potrzasku.

– Trzymasz jej stronę? – Agnieszka z trudem próbowała zapanować nad emocjami.

To moja małżonka – odparłem.

– A ja jestem twoją rodzoną siostrą! – podniosła głos, coraz bardziej zirytowana. – Czyżby więzy krwi przestały mieć dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Jeśli nazywasz ją swoją żoną, to może czas najwyższy, żebyś z nią poważnie pogadał? Uświadomił jej pewne rzeczy? Tak się ludzi zwyczajnie nie traktuje!

Wszyscy radzili mi, żeby odpuścić

Rozpłakała się w końcu na całego, nie mogąc już dłużej powstrzymywać emocji. Skinąłem głową na pożegnanie, starając się być dyskretnym i wyszedłem z pomieszczenia. Córki cichutko przeszły obok ciotki, robiąc to samo co ja – udawały, że nie dostrzegają jej płaczu. Jednak kiedy tylko wsiadły do auta, od razu zaczęły zadawać mi pytania.

Uwielbiały swoją ciocię Agnieszkę, która była dla nich kimś wyjątkowym – najukochańszą opiekunką, przedszkolanką, gdy razem z żoną byliśmy w pracy, a do tego ich najwierniejszą kumpelą.

Siostry były świadkami częstych awantur pomiędzy Agnieszką a ich matką. Spojrzałem na dziewczynki w lusterku samochodowym i westchnąłem w duchu: „Kolejna noc bez snu”. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jedynie miłość do nich i potrzeba gotówki skłoniły moją siostrę do podjęcia pracy u Bogusi.

Uwielbiana, wymęczona modlitwami i z utęsknieniem wyczekiwana przez matkę i ojca dziewczynka, którzy dotychczas doczekali się jedynie chłopaków. Prymuska w szkole gimnazjalnej, finalistka olimpiad licealnych, nieprzeciętna adeptka ekonomii z żyłką do interesów.

Niczym legendarny władca Frygii Midas, potrafiła przemienić w kruszec wszystko, czego się dotknęła. Miała smykałkę do zarabiania pieniędzy i równie spektakularnego ich wydawania.

– Jak zamierzasz jej zaimponować? – dopytywali się kumple. – Okej, robisz fajne meble jako stolarz, ale ona jest przecież najlepszym menedżerem w swojej firmie. I co, wystrugasz jej jakiś ładny fotel biurowy, żeby ją poderwać? Sklecisz biurko? Półeczkę na poradniki o zarządzaniu? Daj sobie spokój, stary, nie żyj złudzeniami – prawili mi pewnie szczerze, ale ja się uparłem.

Rozum nie dyktuje sercu, co kocha – żadne logiczne wywody tego nie zmienią. Służyłem więc Bogusi pomocą i opieką, będąc na każde jej skinienie. Miałem świadomość, że w odróżnieniu od wspólników, przełożonych czy znajomych z pracy, nie zrobię na niej wrażenia zasobnością portfela, szpanerskimi autami czy mieszkaniem o dużej powierzchni porównywalnym do działki należącej do moich rodziców.

Ja, w przeciwieństwie do tamtych facetów, widziałem ją nie jako przelotną przygodę, a przyszłą małżonkę. Najwyraźniej po kolejnej życiowej porażce doszła do podobnych wniosków, gdyż znienacka zaczęła mnie dostrzegać.

W końcu zwróciła na mnie uwagę

Zawsze interesowało ją moje zdanie na różne tematy. Uśmiechała się, gdy mnie widziała, a kiedy wyjeżdżała w długie delegacje, zaczynała za mną tęsknić. Gdy wróciła z jednego z takich wyjazdów, postanowiłem wykorzystać okazję i oświadczyć się Bogusi. Zorganizowałem romantyczną kolację ze świecami w specjalnie zarezerwowanej sali w modnej knajpie. Uszczęśliwiona, ze łzami w oczach, padła mi w ramiona i wypowiedziała to wyczekiwane przeze mnie słowo – „tak”.

– Udało mi się osiągnąć cel – napuszony jak indor pyszniłem się w towarzystwie znajomych. W końcu udało mi się poderwać laskę, która według wszystkich była dla mnie nieosiągalna.

– To taka pracusia i niezwykle sympatyczna dziewczyna – mówiła z uznaniem moja mama.

– Ona ma nosa do interesów, więc niewykluczone, że pewnego dnia i mnie doradzi, jak pójść do przodu – radował się mój ojciec, który prowadził osiedlowy spożywczak.

Dołożyłem wszelkich starań, żeby dzień naszego ślubu był naprawdę niezapomniany, bo Bogusia marzyła właśnie o takiej uroczystości.

Pragnąc sprostać jej marzeniom, parę miesięcy przed ślubem wziąłem dodatkową fuchę. Nigdy nie zapomnę, jak Bogusi zaświeciły się oczka, gdy zobaczyła, ile forsy wpłynęło na moje konto. Wtedy tłumaczyłem to sobie tak, że jest ze mnie po prostu dumna. Niestety pomyliłem podziw z chciwością.

Wcale nie było mi do śmiechu

– Koniecznie muszę z nią porozmawiać! – pomyślałem, wjeżdżając na podjazd przed domem, oświetlony ogrodowymi światełkami.

– Na co to komu? – powiedziałem pod nosem, spoglądając na idealnie przystrzyżoną, soczystą murawę i starannie przycięte krzaki.

– O czym mówisz, tato? – spytała starsza córka Helenka.

– O niczym istotnym, skarbie. Chodźmy do środka, mamusia na pewno zrobiła jakieś pyszności – próbowałem się uśmiechnąć, choć nikomu z naszej trójki nie było wesoło.

Na pierwszy rzut oka sprawialiśmy wrażenie idealnego małżeństwa. Dwoje zakochanych, w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Niektórzy mogli uważać, że mamy w życiu mnóstwo szczęścia – młodzi, pełni wigoru, dobrze sytuowani, z parą wspaniałych, mądrych dzieci i z dobrymi widokami na dalsze lata. 

Nie dopadały nas nielojalność, problemy zdrowotne, niepowodzenia czy niedostatek, a mimo wszystko naszą relację trawiło coś o wiele gorszego. Była to zwyczajna, zupełnie bezpodstawna zazdrość mojej małżonki...

– Gadałeś z Dagmarą? – żona od razu zaatakowała mnie gdy wszedłem do mieszkania.

– Cześć, skarbie – udawałem, że nie usłyszałem co powiedziała i zacząłem ściągać kurtki dziewczynkom.

Bogusia nie zamierzała jednak dać za wygraną. W końcu nie od parady pracowała w sprzedaży.

– Słuchaj, zdradź mi, co tym razem ubzdurała sobie ta twoja siostra? Założę się, że jak zawsze się rozbeczała, narzekając na swój los, jaka to ona nieszczęśliwa, opuszczona i schorowana… – Boguśka zaczęła parodiować Agnieszkę.

– Daj spokój, najpierw spróbujmy zjeść obiad, a pogadamy później – zasugerowałem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że ona nie da za wygraną, dopóki nie wygarnie wszystkiego, co jej leży na wątrobie.

Nikt nie powiedział mi tego przed ślubem

Na naszym weselu pojawiło się tylko kilkoro członków jej rodziny, a ciotka mojej świeżo upieczonej żony rzuciła, że Bogusia to cała mamusia. „Dla niej liczą się tylko dwie sprawy – forsa i szpan, ale może tobie się uda ją zmienić…”. Jej gadka błyskawicznie wyleciała z mojego wstawionego i oniemiałego ze szczęścia łba.

Gdybym widywał ciocię częściej, może bym ją podpytał, o co jej chodziło, ale wpadła do nas potem jeszcze tylko dwa razy. Była na chrzcinach naszych córeczek i za każdym razem zmywała się zaraz po uroczystym obiedzie.

– No i popatrz, niby taka dama z wielkiego miasta, a ledwo wygrzebała dwie stówy – zirytowała się Bogusia, zaglądając do koperty. – Ja tyle na patyczki do uszu miesięcznie przeznaczam.

Kiedy usłyszałem żartobliwą uwagę mojej żony, parsknąłem śmiechem, nie traktując tego poważnie. Jednak mina mi zrzedła, gdy zaczęła krytykować moich bliskich. Na początku nie podobało jej się to, że moi starzy wciąż wspierają moją najmłodszą siostrę i jej rodzinę. Dla mnie ich postawa nie wydawała się niczym nadzwyczajnym, wręcz odwrotnie uważałem to za normalny odruch serca.

Przecież mój szwagier po wypadku przeszedł na rentę, a Monika sama wychowywała dwoje małych szkrabów. Dlaczego więc rodzice mieliby jej nie pomóc, skoro zarówno ja, jak i siostra, dawaliśmy sobie całkiem nieźle radę? 

Bogusia nie potrafiła zaakceptować takiego, w jej mniemaniu, nieodpowiedzialnego i dziecinnego postępowania (będąc dzieckiem nauczycielki umiała użyć najostrzejszych argumentów), lecz prawdziwa złość ogarnęła ją, gdy usłyszała o tym, że za friko wyremontowałem mieszkanie dla szwagra po jego wypadku.

– On przecież dostałby jakieś wsparcie finansowe i dofinansowanie z PFRON–u! A ty co? Nie masz na głowie własnej rodziny? – darła się wniebogłosy. – Wielki dobroczyńca się odezwał, co łaska na pstrym koniu jeździ!

Szczęście innych doprowadzało ją do szału

Ledwo się powstrzymałem, żeby nie stracić panowania nad sobą. Rozumiałbym tę zazdrość, gdybyśmy faktycznie ledwo wiązali koniec z końcem do kolejnej wypłaty. Ale moja małżonka z dodatkowymi bonusami dostawała na rękę dziewięć koła co miesiąc, ja z kolei dokładałem do domowego budżetu przeszło pięćdziesiąt procent jej pensji. Po co więc ta cała awantura?

– PFRON zrefunduje tylko koszty związane z przebudową łazienki – próbowałem jej spokojnie wyjaśnić swój punkt widzenia. – Poza tym, jesteśmy rodziną, więc wzajemne wsparcie to coś normalnego – uzupełniłem swoją wypowiedź.

– Wsparcie? – krzyknęła ze złością. – Chyba sobie ze mnie kpisz, co? Bo jak wytłumaczysz fakt, że twoja siostra każe sobie płacić za opiekowanie się naszymi dziećmi? Nie sądzisz, że powinna robić to bezinteresownie?

– Zgodnie z naszą wcześniejszą ugodą, którą zawarliśmy po tym, jak Helenka nie dostała się do przedszkola! Przecież i tak przekazujesz jej tysiaka za opiekę nad naszymi córeczkami, a ona nie tylko się z nimi bawi, ale także przekazuje im mnóstwo cennej wiedzy i serwuje im zdrowe dania – byłem w szoku, że muszę stawać w obronie najbliższych przed własną małżonką.

Agnieszka okazała się prawdziwym darem losu dla Bogusi, która jako samotna matka i wdowa od lat musiała radzić sobie sama. Moja siostra świetnie zdawała sobie sprawę z kosztów zatrudnienia opiekunki, a poza tym niejednokrotnie mówiła, że nie ufa obcym osobom i nie zostawiłaby pod ich opieką swoich pociech.

Dodatkowy zarobek, który mogła uzyskać dzięki opiece nad dziećmi, był dla niej sporym wsparciem finansowym, zwłaszcza że harowała na dwóch etatach. Naprawdę się ucieszyłem, że mogłem pomóc siostrze w tej sytuacji.

Uważała, że moja rodzina jest nudna

Przez cały dzień opiekowała się naszymi córkami, a po południu dorabiała sobie w magazynie. Kiedyś pracowała u ojca, ale interes w ostatnim czasie nie szedł mu najlepiej. Na szczęście nie musiałem zaprzątać sobie głowy losem rodziców – oboje od dawna zasługiwali na spokojną starość.

Bogusia miała zupełnie odmienne wyobrażenie o naszej rodzinie. W jej oczach byliśmy nieporadnymi beksami. Po pięciu latach wspólnego pożycia nie kryła się już z niechęcią do mojej rodziny, uważając ich za nudnych, a upominki od nich za kiepskiej jakości. Nie potrafiła się nami pochwalić wśród koleżanek i kolegów.

Zresztą według niej nawet osoby z jej własnego rodu, oczywiście o wiele lepszego niż mój, nie dorastały jej do pięt. Zastanawiam się, dlaczego ta dziewczyna, która była pupilką swoich rodziców i tyle w życiu dostała, nie umiała ścierpieć radości innych osób? A nawet gdy ktoś miał problemy, nie potrafiła wyciągnąć do niego pomocnej dłoni, sądząc, że sami są temu winni...

Czemu ona ciągle podejrzewała jakieś niecne zamiary? Próbowała mi wmówić, że Agnieszka celowo morzy głodem nasze córki, by za nasze pieniądze wyżywić własne dzieci. Ewentualnie, że moi rodzice faworyzują pozostałe wnuczęta. A ich biznes kręcił się nie najlepiej nie ze względu na to, że małe sklepiki nie są w stanie dorównać wielkim sieciówkom, a przez to, iż pomagali moim siostrom, ukrywając to jednak przede mną? A mnie mają za syna marnotrawnego, którego w duchu nienawidzą, podczas gdy ja, taki naiwny, ich kocham, dbam o nich i darzę szacunkiem, choć kompletnie na to nie zasługują.

Moja Bogusia wyczekuje momentu, aż w końcu otworzą mi się oczy... Teraz zrozumiałem, czemu najbliżsi odsunęli się od niej i jej rodziców. Była w stanie zadzwonić do świeżo poznanej koleżanki i obgadywać moje siostrzyczki, rodziców albo mnie, dokładając przy okazji wymyślone na poczekaniu historie. Kochałem moją żonę, ale tego wieczoru w trakcie tej wymuszonej kolacyjki pierwszy raz pomyślałem o cenie, którą ponoszę za nasz związek małżeński.

Ciągle się waham i nie jestem w stu procentach pewien, ale powoli dociera do mnie, że z żoną łączy mnie już tylko uczucie, jakim darzę nasze dziewczynki. Mam pełną świadomość, że w przypadku rozstania, Bogusia za wszelką cenę starałaby się nastawić je przeciwko mnie, a myśl o tym jest dla mnie nie do zniesienia i chyba by mnie zabiła.

Błażej, 34 lata

Czytaj także:
„Ponad 40 lat po ślubie dowiedziałam się, że mój mąż ma dziecko z inną. Nie mogę patrzeć na tego starego kłamcę”
„Przez chwilę myślałem inną częścią ciała niż głowa. Gdy wreszcie zrozumiałem swój błąd, nie było już czego zbierać”
„Zemsta za zdradę męża miała słodko-gorzki smak. Zniszczyłam mu życie, tak jak on mi duszę. Chciałam, by go bolało”

Redakcja poleca

REKLAMA