W wieku czterdziestu lat, po piętnastu latach nieformalnego związku, zostałam sama. Czułam, że mój świat się zawalił! Czterdziestoletni facet z palcem w nosie znajdzie sobie dziewczynę nawet o połowę młodszą. Zwłaszcza gdy wykłada na uczelni i ma urok dużego chłopca… Sama nacięłam się na ten jego urok. Przez pierwsze pięć lat związku z Wojtkiem ja też nie myślałam o małżeństwie. Pięć kolejnych cicho liczyłam na to, że jego opór złagodnieje. Że gdy większość jego kumpli się pożeni, gdy urodzą im się dzieci, i on dostrzeże wreszcie korzyści wynikające z założenia rodziny. Ostatnich pięć lat to były już tylko kłótnie i żenująca walka o to, by Wojtka nie stracić. Wiedziałam, że gorzej wyglądam, bo jestem nieszczęśliwa, wiedziałam, że praca na uczelni nie daje mi tej samej satysfakcji co jemu. Szczerze mówiąc, podjęłam ją, bo Wojtek chciał zostać na uczelni po studiach, a ja nie miałam na siebie pomysłu.
Co gorsza, wiedziałam, że ten związek nie ma sensu
Że tak naprawdę do siebie nie pasujemy. On chciał wciąż żyć, jakby czas się zatrzymał, wychodził na piwo ze swoimi studentami – głównie studentkami – nosił trampki i półdługie włosy. Ja zaczynałam wyglądać jak jego ciotka. Mimo to, gdy oznajmił definitywnie, że nigdy się ze mną nie ożeni, a widzi, że mnie szczęście może dać tylko obrączka, więc lepiej zakończyć ten związek, zanim ktoś zostanie zraniony – poczułam, jakbym dostała odłamkiem eksplodującej bomby.
Nie dość, że czułam się nieatrakcyjna i stara, to jeszcze miałam świadomość, że to ja muszę się wyprowadzić, bo mieszkam u Wojtka. No ale nie miałam innej możliwości. Kiedy więc rano wyszedł na uczelnię, spakowałam walizkę i bez słowa się wyniosłam. Wynajęłam brzydkie, ale tanie mieszkanie na obrzeżach miasta i przepłakałam cały wieczór. A potem kolejny i jeszcze jeden. Pamiętam, jak siedziałam na balkonie, zapuchnięta od płaczu i nieszczęśliwa, i nie mogłam uwierzyć, że świat po prostu kręci się dalej. Była już dwudziesta druga, a miasto wcale nie wybierało się jeszcze spać. Widziałam dziesiątki ludzi spacerujących ulicami, auta tkwiące w wieczornych korkach. Grupki młodzieży zbierającej się na imprezy. Wydawało mi się, że jeszcze całkiem niedawno byłam jedną z nich, ale to wcale nie było niedawno. Po prostu po piętnastu latach zmarnowanych z Wojtkiem miałam poczucie, jakby tego czasu nie było. Mózg starał się pozbyć wspomnień, wymazać go z pamięci. Ciało jednak dobrze wiedziało, że te lata minęły i nic mi ich już nie wróci. Wzięłam wolne, żeby nikt nie widział mnie w tym stanie na uczelni. A już na pewno nie on. W końcu zdałam sobie sprawę, że powrót na uczelnię, na której będziemy się widywać codziennie, w ogóle nie jest możliwy. Zaczęłam przeszukiwać ogłoszenia w internecie. Potrafiłam tylko wykładać! Co innego mogłabym robić?!
Przejrzałam dziesiątki ogłoszeń
Szukano inżynierów, handlowców, spawaczy… Mimo wszystko złożyłam wypowiedzenie na uczelni i poszłam zarejestrować się do urzędu dla bezrobotnych, żeby mieć ubezpieczenie.
– Jakie studia pani skończyła? – zapytał mnie urzędnik, klikając równocześnie w klawiaturę.
– Architekturę – odpowiedziałam.
Mężczyzna przestał pisać i spojrzał na mnie nieco zdezorientowany.
– Architekturę? I nie ma pani pracy?
– Pracowałam na uczelni, ale zrezygnowałam ze względów osobistych.
– Ja teraz szukam architekta. Chciałem przerobić dom kostkę po rodzicach na bardziej nowoczesny. Nie zrobiłaby mi pani projektu?
– Słucham? – roześmiałam się. – Nie wiedziałam, że urząd pracy działa tak od ręki. Wie pan… ja nie mam doświadczenia w projektach. Od lat tylko wykładam teorię.
– Ale to prosty projekt! Wystarczy dorysować dobudówkę. Sam bym to sobie narysował, ale nie mam papierów!
– W sumie… Wie pan co? Właściwie to mogę spróbować – zdecydowałam.
Wyszłam z urzędu rozemocjonowana. Czy musiałam dostać tak bardzo w łeb od życia, żeby przypomnieć sobie, dlaczego wybrałam studia architektoniczne?! Przecież powinnam była pomyśleć o tym w pierwszej kolejności. Głupia. Wróciłam do mieszkania, otworzyłam komputer i włączyłam program, na którym od lat prezentowałam studentom w teorii, jak rysować projekty. Teraz nadszedł czas, żeby zabrać się za praktykę. Projekt zajął mi cztery dni. Wprowadziłam staromodną „kostkę” w dwudziesty pierwszy wiek. Zaniosłam projekt panu Jankowi, a on aż klasnął z zachwytu. Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie jego przyjaciel. A później sąsiad przyjaciela. I kuzyn siostry. Tak oto urząd pracy dał mi pracę na cały etat, a może i więcej. Zmiana pracy przyniosła mi sowite wynagrodzenie, dzięki któremu w ubiegłym roku odebrałam klucze do niezbyt wielkiego, ale bardzo ładnego mieszkania. Urządziłam je sama.
Wygląda tak, jak sobie wymarzyłam
Kobieco i elegancko. Mam otwartą kuchnię, salon z dużą sofą i niewielką sypialnię z wygodnym łóżkiem. Wielkie szklane biurko przy największym oknie z widokiem na miasto jest moim miejscem pracy. Zmotywowana sukcesem na polu zawodowym, zabrałam się do dalszych zmian. Zapisałam się na gimnastykę i zamówiłam modną dietę – jedzenie dostarczane w pudełkach każdego dnia. Nie musiałam tracić czasu na gotowanie, wciąż projektowałam. Nowa koleżanka ze studia fitness wyciągnęła mnie na zakupy.
– Przydadzą ci się bardziej seksowne sukienki – przekonywała. – Czas, żebyś zapomniała o tym głupim Wojtku i znalazła sobie nowego faceta.
– W moim wieku to raczej wątpliwe – spojrzałam krzywo.
– Kochana, rynek wtórny dopiero się otwiera. Wiesz, ilu rozwodników tylko czeka na taką partię jak ty?
– Mam mieć faceta z odzysku? – skrzywiłam się.
– A ty nie jesteś z odzysku? Tyle że bez zabazgranych papierów. Gdyby Wojtek się z tobą ożenił, teraz też byłabyś rozwódką – uzmysłowiła mi Iwona.
Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się, czy to prawda. Czy formalny związek uchroniłby nas przed rozstaniem? A jeśli tak, to czy bylibyśmy szczęśliwi mimo ewidentnych różnic w charakterach? Tego już się nie dowiem. Jedyne, co mogłam zrobić, to jej zaufać. Wyruszyłyśmy na zakupy. Iwona wybierała dla mnie tak odważne i krzykliwe kreacje, że aż bałam się je przymierzać.
– Nie bądź taka konserwatywna. Przecież nie znajdziesz faceta, paradując w tych garsonkach bibliotekarki!
– Słucham?!
– Ubierasz się jak własna ciotka. Ktoś ci to musi powiedzieć.
Wzięłam trzy najbardziej zachowawcze z sukienek, które dla mnie wybrała, a i tak miałam wrażenie, że każda z nich krzyczy: szukam młodego kochanka! Beata namówiła mnie, żebym w jednej z nich została i poczuła, jak to jest iść przez miasto i wreszcie wyglądać jak milion dolarów. Faktycznie, zauważyłam, że przykuwam spojrzenia mężczyzn. Nie byłam do tego przyzwyczajona, ale bardzo mi to schlebiało. Wpadłam jak śliwka w kompot.
„Jutro idziemy po następne sukienki!”– napisałam Iwonie SMS-a.
„I do fryzjera!”– odpisała.
Kolejne miesiące były jak rollercoaster
Czułam, jakby ubywało mi lat, a przybywało odwagi i seksapilu. Gdy pewnego wieczoru wracałam bardzo późno z jednej z zaaranżowanych przez Iwonę randek w ciemno, przechodząc obok ogródka piwnego, usłyszałam swoje imię wypowiedziane znajomym głosem.
– Wiktoria, to ty?
Odwróciłam się i zauważyłam go przy stoliku. Siedział tam z naszym kolegą ze studiów, Jackiem.
– Cześć, Wojtek – powiedziałam dość chłodno. – O! Jacek! Jak miło cię widzieć – zwróciłam się do kolegi.
Wstali na mój widok i podeszli bliżej.
– Ledwie cię poznałem – szepnął Wojtek. – Wyglądasz fantastycznie!
Musiałam zrobić na nim wrażenie. Nie powiem, że nie sprawiło mi to przyjemności, tym bardziej że on wyglądał gorzej niż wtedy, gdy się rozstaliśmy.
– Wiktoria zawsze wyglądała fantastycznie – mrugnął do mnie Jacek. – Co u ciebie słychać?
– Nie narzekam.
– No proszę, świetnie! To zupełnie przeciwnie niż kolega Wojciech, który przez ostatnią godzinę nie robił nic innego poza narzekaniem.
Wojtek wysłał Jackowi mrożące spojrzenie, a ja zaśmiałam się, starając się usilnie, żeby nie dało się w tym śmiechu wyczuć triumfu, a jedynie rozbawienie dowcipem.
– Nie chciałabyś kiedyś umówić się na kawę? Pogadać o dawnych czasach? – zaproponował Jacek.
– Chętnie – odparłam. – Masz wizytówkę? Zadzwonię do ciebie!
Wyciągnął z kieszeni wizytownik i wręczył mi karteczkę z nazwiskiem i napisem „biuro architektoniczne”. Ja sięgnęłam do torebki i podłam mu swoją podpisaną tak samo.
– O! Konkurencja – uśmiechnął się.
– Masz biuro architektoniczne?! – Wojtkowi opadła szczęka.
Warto było przejść przez to wszystko w tym roku właśnie dla tej miny. Weszłam do mieszkania i położyłam wizytówkę na stoliku. Zastanawiałam się, czy odczekać kilka dni, czy zadzwonić od razu. Znam Jacka bardzo dobrze, więc stwierdziłam, że udawanie nie ma sensu. Zadzwoniłam i umówiłam się następnego dnia. Przyszedł do kawiarni ubrany dużo lepiej niż poprzedniego wieczoru. Elegancki sweter, nowoczesne spodnie, zamszowe buty robiły wrażenie. Gdy pocałował mnie w policzek, poczułam przyjemny zapach wody kolońskiej. Miło było wiedzieć, że jakiś mężczyzna postarał się przed wyjściem na spotkanie ze mną… Patrzył na mnie uważnie, śmiał się z anegdotek i sam opowiadał zabawne, a przy tym niezmiernie zajmujące historie.
– Cieszę się, że nie jesteś już z Wojtkiem. Zawsze mi się podobałaś, ale byłaś w niego taka wpatrzona, że nie widziałaś moich maślanych spojrzeń.
– Teraz widzę – odpowiedziałam.
– Cieszę się. Postaram się, żebyś widziała już zawsze.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”