„Narzeczony znalazł mi nową pracę, bo przynoszę do domu marne grosze. Nie dam się zaprząc w kierat”

kobieta, która nie chce żyć w kieracie fot. iStock by Getty Images, Xesai
„Wysmażyłam długi mejl do Tomka. Napisałam, że myślałam o jego propozycji i zdecydowałam się z niej nie skorzystać, bo praca w reklamie koliduje z moimi ambicjami zawodowymi. Poza tym mieszkanie, w którym teraz mieszkamy jest moje i w razie przeprowadzki pójdzie pod młotek… To spory wkład, więc ma nie marudzić, że mało zarabiam, i że on na wszystko haruje”.
/ 15.05.2023 19:15
kobieta, która nie chce żyć w kieracie fot. iStock by Getty Images, Xesai

Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie nasze pożegnanie… W końcu Tomasz wyjeżdżał aż na tydzień!

Musimy teraz o tym rozmawiać? – próbowałam ratować sytuację. – Nie możemy spokojnie zjeść śniadania?

– Ależ ja jestem spokojny. Chciałbym jednak mieć pewność, że gdy zniknę, będziesz wiedziała, co robić.

Miałam dość tej rozmowy.

– Załatwiam ci świetne zlecenie, a ty kręcisz nosem! – ciągnął. – Wiesz, ile zabiegów mnie to kosztowało?

– Nie prosiłam cię o to – odsunęłam talerz. – Radzę sobie dobrze.

I – oczywiście – zaczęło się: życie to nie artystyczne fanaberie. Trzeba zarabiać, czy to takie trudne do pojęcia? Przecież zamierzamy się pobrać, mieć dzieci, to wszystko wymaga infrastruktury! Mogłabym współpracować, zamiast sabotować jego wysiłki.

Ulżyło mi, gdy wreszcie wyszedł. Powiedziałam tylko, że muszę się zastanowić nad jego propozycją, a usłyszałam całą mowę oskarżycielską! Czy naprawdę każdy skakałby ze szczęścia, gdyby dostał ofertę pracy w reklamie?! Czy pieniądze, nawet niezłe, usprawiedliwiają sprzedaż nazwiska, które wyrabiam sobie z takim trudem? Nie byłam tego taka pewna. Szkoda, że Tomek tego nie rozumiał.

Nie ma mowy! Nigdzie nie jadę!

Po pewnym czasie zadzwonił telefon. Miałam nadzieję, że mój facet się zreflektował i zamierza mnie przeprosić, ale to była tylko Magda. Nie odebrałam i zaraz zaczęły przychodzić esemesy, jeden po drugim… A dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Nawet nie można pomyśleć w ciszy.

Może ilustrowanie książek dla dzieci to żadna kariera, tyle że ja naprawdę lubię to robić. Uwielbiam odkrywać w wyobraźni postaci i krajobrazy, i cieszę się, gdy trafiają do dziecięcej fantazji. Może nawet faktycznie mam poczucie misji, co zarzuca mi Tomek? Chyba lepiej, gdy młode umysły zaludniają krasnale i magiczne zwierzęta niż wampiry i strzygi z gier, prawda?

Spojrzałam na pierścionek zaręczynowy i westchnęłam ciężko… Czy czeka mnie wkrótce to, co nazywa się kompromisem dla dobra związku?

Telefon znów zadzwonił, a ja ponownie zerknęłam na niego z nadzieją. Lech, szlag by to trafił. Czy moja paczka z liceum nie zamierza mi odpuścić? Dziesięć lat to wystarczająco dużo, by zacząć żyć swoim własnym życiem. Gdyby było inaczej, kontakt między nami by nie zanikł tak łatwo i niepostrzeżenie. A teraz nagle organizują spotkanie, bo Maciek wrócił z Australii i zaprasza wszystkich do dworku, który kupił gdzieś na Pomorzu. Co za pomysł?!

Zmroził mnie dzwonek u drzwi. Może przez tę awanturę Tomasz czegoś zapomniał? No to mi się oberwie…

Niechętnie zwlekłam się z wygodnego fotela i poszłam otworzyć.

– Lechu? – stałam osłupiała w progu. – Iwona? Co wy tu…

– I ja! – jak spod ziemi wyrosła jeszcze Magda. – Cześć, Aga! Myśleliśmy, że umarłaś… Czemu nie odbierasz?

Skąd macie, do diabła, mój adres?

– Od twojej mamy, a co? – Leszek wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Że też o tym nie pomyślałam! Mama zawsze lubiła Lecha… Wyciągnąłby od niej wszystko, gdyby tylko chciał. Może już czas uświadomić ją, że jest gejem i zakończyć tę jej fascynację.

– Sama jesteś? – Iwona wychyliła się, spoglądając do mieszkania.

Przytaknęłam, bo i tak by się wydało, więc sekundę później wtargnęli na mój teren niczym szarańcza. I już się parzą herbatki, ekspres do kawy szumi, drzwi do kibelka trzaskają. No jak w reklamie: Jest Lech, jest impreza!

W końcu się skonsolidowali przy stole i oznajmili, że jedziemy. Mam się pakować i spływamy, bo czas goni.

– Już trzydziecha na karku – zażartował Lech. – Jak mamy balować we dworze to teraz albo nigdy, szaraczki.

Zupełnie zwariowali, skoro sądzą, że się z nimi gdziekolwiek ruszę!

– A niby czemu nie? – zapytała Magda. – Skoro ja mogę, choć jestem najbardziej uziemioną osobą na świecie, to i ty nie masz prawa marudzić.

Uziemiona. No tak. W końcu mamuśka. Swoją drogą, ciekawe, gdzie te swoje nieznośne bliźniaki upchnęła…

Zawiozłam dzieci do teściowej – oznajmiła. – Niech się babcia nacieszy. Musiałam sprawdzić, czy się ten drań też do dworku nie wybiera.

– I co? – chciałam wiedzieć.

– A nic, szaleje ze swoją niunią w słonecznej Italii – wzruszyła ramionami. – Może już nie wrócą?

– I będzie ci płacił alimenty w euro – podsunęła Iwona. – Ty to masz łeb.

– I szczęście do mężczyzn – mruknęłam pod nosem. – Może trzeba było pięcioraczki zrobić od razu?

To mnie wzięli teraz na tapet

Trzeba przyznać, że i mnie się udzielił nastrój, już dawno nie czułam się taka beztroska. I nawet pomyślałam, że może pojadę do Maćka… Co mam lepszego do roboty? Siedzieć w domu i cały weekend czekać na wiadomość od obrażonego narzeczonego? Albo się gryźć, czy wziąć tę głupią reklamę do zrobienia?

– Kupiłam smykom na gwiazdkę książkę z twoimi obrazkami, Aga – powiedziała Magda. – Podobała im się. Duża rzecz, moja droga.

I jeszcze mnie chwalą, a nie narzekają, jak niektórzy… Jadę, a co mi tam!

Po półgodzinie pakowaliśmy się wszyscy do zdezelowanego volkswagena Lecha, który ten z niewiadomych powodów nazywał z dumą „kultowym”. Kultowym? Ciekawe dla kogo?

– Dla mnie i mojego faceta – wyjaśnił pytany. – Dostaliśmy go w ramach zapłaty za pierwszą wspólną robotę w Niemczech. To nasze miłosne gniazdko. Cudne i błyszczące…

– Ale posprzątałeś po tej waszej miłości, co? – wzdrygnęła się Iwona.

– Homofobka! – parsknęła śmiechem Magda, i dodała: – Ja tam jestem na takich głodach seksualnych, że mi się wszystko pozytywnie kojarzy!

Cóż, nie dziwię się… Jak ktoś ma bliźniaki, całe dnie zasuwa w sklepie za ladą, a wieczorami próbuje zarobić dziergając ciuchy, to pozostają mu tylko komedie romantyczne.

– Nie komedie, tylko normalne porno – wyznała rozbrajająco.

No to tak. Lechu ma swojego kochanka, Magda – pornole, a Iwona? Miałam właśnie zapytać, co u niej słychać, ale okazało się, że to mnie wzięli teraz na tapet. I stwierdzili, co mnie kompletnie zaskoczyło, że odkąd jestem z Tomkiem, wyalienowałam się całkowicie z życia towarzyskiego.

Już bez przesady! To, że nie spotykam się z nimi nie oznacza, że jestem odludkiem! Święta spędziliśmy w górach, sylwestra u przyjaciół…

– U czyich? – dopytywali.

– A jakie to ma znaczenie? – prychnęłam, myśląc o znajomych Tomka.

– Dajcie jej spokój – odezwała się wreszcie Iwona i wszyscy zamilkli jak na komendę. – Aga jako jedyna z nas jakoś sobie po ludzku życie układa. Zazdrość was zżera.

Potem dopiero, na parkingu gdzieś pod Piłą, Magda mi powiedziała, że Iwonka wciąż jest z Patrykiem. Matko boska, to już sześć lat! Taki kawał życia sobie wyrwać dla żonatego faceta, który nawet niczego nie obiecuje! Dziewczyna jest zdolna, jej biżuterię można znaleźć w każdej szanującej się galerii, ponoć nawet za granicą,  a w życiu ma totalną rozpierduchę.

– Cierpienie uszlachetnia – sama zainteresowana wyrosła przed nami znienacka. – Dobra, nie szczypcie się, przecież wiem, jak to wygląda… Rzucę go kiedyś. Ale jeszcze nie teraz.

Dzień chylił się powoli ku końcowi. Czy zdążymy na miejsce przed nocą? I gdzie to jest, skoro już teraz wygląda, jakbyśmy byli na końcu świata? Lasy, od czasu do czasu kilka chałup rozrzuconych bezładnie niczym paciorki zerwanego różańca, znów lasy, a między nimi jeziora tak pełne wody, jakby zaraz zamierzała wykipieć. Latem może to i wygląda ładnie, ale teraz było po prostu przygnębiające. A do tego zaczął padać śnieg.

Lechu za kierownicą milczał dłuższą chwilę, o ile znam facetów, stracił pewność, czy dobrze jedziemy. Nie mógłby w tym swoim zabytku zainstalować przynajmniej GPS?

– Nie, to ubliża prawdziwemu mężczyźnie – oświadczył mój kolega gej.

Magda zaproponowała, żeby zapytać kogoś o kierunek, ale ją zmroził spojrzeniem, bo kto tu prowadzi?!

– No i jest droga. Tak właśnie to wyglądało na mapie. Musimy zjechać z asfaltu – stwierdził w końcu, i po sekundzie zatrzęsło nami niemiłosiernie na totalnie rozjeżdżonym trakcie.

Jestem pewna, że z satelity teren musiał wyglądać jak powierzchnia pustyni Nazca, pocięty siecią rozjazdów.

To było naprawdę magiczne miejsce

– Myślicie, że Maciek przywiózł z zagranicy kupę szmalu? – zamyśliła się Magda. – Może się wydam za niego? Pani na włościach, to by mi pasowało. Dziedziców już w końcu mam.

– Zmienił orientację i poleci na mnie – rozmarzył się Lech. – Mój Michał zostanie naszym kamerdynerem.

– A może okaże się tą kroplą, która przechyli szalę mojego nieszczęsnego życia na właściwą stronę – odezwała się, dotąd dosyć małomówna, Iwona.

A propos kropli, chciało mi się siku, więc kazałam Lechowi zatrzymać auto. I, oczywiście, zgasić światła!

Znalazłam się w całkowitych ciemnościach. I nagle poczułam zapach dymu, a stanąwszy na nasypie zobaczyłam jego źródło – coś się paliło!

– No to super, zdążyliśmy akurat na pożar tego jego dworku! – zdiagnozował zawołany przeze mnie Lech.

Teraz już bez problemów dojechaliśmy na miejsce. Lech nawet nie szukał miejsca na parkowanie, tylko stanął autem u wylotu drogi i gapił się w dym, oparłszy głowę na rękach.

– Idziemy, tam się przynajmniej choć trochę ogrzejemy – stwierdziła Magda, i po chwili skupiliśmy się ciasno w grupie, jak turyści w Luwrze przed obrazem Giocondy.

A było na co patrzeć: płomienie strzelały wysoko w niebo, sypiąc skrami i oświetlając malownicze ruiny dworku z początku XX wieku. Odruchowo sięgnęłam po aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Co za niesamowity widok! Miałam uczucie, że jak zrobię wystarczająco dużo fotografii, na którejś z nich z pewnością uchwycę coś w tej chwili niewidzialnego dla oczu: postać ukrywającą się na wpół zwalonym tarasie albo gromadę skrzatów w oknie na piętrze.

Podeszłam bliżej ognia i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie pali się w ruinach lecz obok nich… Dla stanu dworku nie robiło to większej różnicy, ale jakoś mnie uspokoiło.

– Agata! – szarpnięcie za rękaw wyrwało mnie z transu. – Nie przywitasz się ze mną, dziewczyno?

Maciek? Rzuciliśmy się sobie w objęcia. Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy, jak mogłam zapomnieć o tym facecie? Uwielbiałam go!

Powitalne wino krążyło wokół. Zdążyłam pomyśleć tylko, że Tomek padłby trupem, widząc mnie pijącą z gwinta, a potem już o nim nie pamiętałam. Wreszcie ognisko zaczęło przygasać i zrobiło się zimno. Spojrzeliśmy po sobie i roześmialiśmy się – no to mamy wymarzony nocleg w dworku!

– Idziecie? – zapytał Maciek. – Zapraszam w moje skromne progi.

– Są tylko progi, czy coś jeszcze? – spytała z udawaną powagą Iwona.

Okazało się, że z tyłu, między drzewami, ukrywał się mały domek. Podobno kiedyś należał do pałacowego ogrodnika, a potem mieszkali w nim przesiedleńcy zza Buga.

Uff, ale ciepło! I nie ma się co dziwić, bo połowę kuchni zajmował wielki piec z gliny z miejscami do leżenia!

– Kresowiacy poustawiali je tutaj, żeby czuć się jak „u siebie” – wyjaśnił nam Maciek.

Ścisnęliśmy się na piecu i siedzieliśmy tam długo, rozpijając wino i racząc się chlebem ze smalcem. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa. Znaliśmy się jak łyse konie, mogliśmy gadać o wszystkim, nie martwiąc się, że ktoś się obrazi albo uzna drugiego za głupka. To było piękne!

Czy to naprawdę moje marzenia?

Maciek zaczął rozwodzić się nad tym, że wszystko w życiu ma swój sens, także złe rzeczy. Chyba że ktoś jest kompletnym idiotą, rzecz jasna, takiego się nie da niczego nauczyć.

– Ale to nie ty – zauważyła Magda.

– Nie ja – zgodził się łaskawie. – Ja teraz postanowiłem robić tylko to, na czym mi naprawdę zależy.

Plan Maćka był bardzo prosty: zdobyć kobietę, którą kocha od lat, zbudować dzieło swojego życia, czyli odrestaurować dworek i zamieszkać w nim, a potem się zobaczy…

Magda stwierdziła, że też by tak chciała, ale niestety, to nie dla niej.

– Jak się ma dzieci, trzeba zminimalizować pragnienia – westchnęła. – Nie mogę sobie pozwolić na długoterminowy relaks w kryminale za zamordowanie Jacka. A w ogóle, chciałam wam podziękować za waszą  lojalność… Ostatecznie, mogliście tutaj zaprosić jego, a nie mnie.

– Zwariowałaś?! – oburzył się Lech. – Pewnie by przywlókł tę niunię, a wiesz, że nie lubię głupich kobiet!

Gadaliśmy przez pół nocy, aż w końcu zawinęłam się na podłodze w swój śpiwór i smacznie zasnęłam.

Kiedy wstałam, w domu nikogo nie było, wyszłam więc zobaczyć, jak w świetle dnia wyglądają ruiny dworku. Nie zawiodłam się – miejsce naprawdę było magiczne. Wyglądało jak portal wiodący do innej rzeczywistości, kusiło mnie, żeby wejść i zobaczyć, co się za nim kryje. Ale w ostatniej chwili zobaczyłam Maćka i Iwonę rozmawiających pod jednym z filarów. Nie wyglądali wcale, jakby szukali dodatkowego towarzystwa.

Natomiast Magda z Lechem miotali się po „kultowym” volkswagenie.

– Mamy kota! – wrzasnął Lech.

– Też mi nowina – wzruszyłam ramionami. – To akurat wiem od dawna.

– Prawdziwego – Lechu złapał wreszcie czarne maleństwo. – Patrz, chciał się z nami zabrać do miasta!

Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy klecić śniadanie. Magda zastanawiała się na głos, co miała oznaczać Maćkowa gadka o kobiecie jego życia i spytała, czy może ja wiem, o co chodzi.

– Niby skąd mam wiedzieć? Chociaż, tak z tą Iwoną gada, że…

– Zapomnij – wyprowadził mnie z błędu Lech. – Ta już od rana wisiała na telefonie ze swoim Patrysiem. Niewykluczone zresztą, że nam ją facet uprowadzi, bo właśnie jedzie ze Szczecina, gdzie porzucił dzieci na ferie. I niedługo tutaj będzie.

– Podsłuchiwałeś! – zaśmiałam się.

– Zawsze podsłuchuję – przyznał z zadowoleniem. – Geje to plotkarze.

Pomyślałam o Tomku i zrobiło mi się głupio, że wcale za nim nie tęsknię.

Miłość to sztuka kompromisów – wyrwało mi się na głos i Magda z Lechem spojrzeli na mnie zdumieni.

– Miłość? A nie małżeństwo czasem? Nie pomyliłaś czegoś, kochana?

– Małżeństwo czy narzeczeństwo, co za różnica? – wzruszyłam ramionami.

– Nie jestem autorytetem, bo mój związek to porażka – stwierdziła Magda. – Ale według mnie, po zaręczynach jest czas na negocjacje… Może nie skończylibyśmy z Jackiem tak marnie, jakbyśmy mieli czas się dogadać, a nie od razu wpadli w pieluchy.

– Chyba się zgadzam, chociaż osobiście nie mam widoków na bycie mężem – dorzucił Lech. – Nie daj sobie wmówić, że chcesz tego samego, dopóki nie będziesz tego naprawdę pewna.

Dzięki nim zrozumiałam, czego chcę

Zastanawiałam się nad tym, co powiedzieli… Czy to sławne mieszkanie, na które musimy z Tomkiem zarobić, jest także moim marzeniem? Wypasiony budynek z ochroną, tarasem na dachu i bajerami, jeśli wierzyć ulotce reklamowej. W sąsiedztwie sami znajomi Tomasza, głównie prawnicy… Prawdę mówiąc, koszmar.

Jak przystało na plastyków, muzykalni jesteśmy poniżej średniej, ale frajdę ma każdy, bo czemu nie? Zrobiliśmy więc konkurs karaoke i właśnie produkowałam się w bardzo oryginalnej wersji Pearl Jam, gdy pod domem zabrzmiał klakson.

– Policja po Agatę – zaśmiał się natychmiast Maciek. – Z kneblem!

– Nie, to chyba do mnie – Iwona szybko podniosła się z kanapy.

Chwyciła szybko swoją torbę, uścisnęła każde z nas, rzuciła, że się zdzwonimy i wybiegła w podskokach.

Staliśmy przy oknie i patrzyliśmy, jak wychodzi przed domek, a na widok faceta przy otwartej terenówce jej twarz rozświetla się, jakby ktoś zapalił jej pod skórą magiczną lampkę. Między nimi była wielka kałuża i Iwona zatrzymała się na chwilę w rozterce, a mężczyzna po prostu przeszedł przez wodę, wziął ją na ręce, przeniósł do auta – i odjechali.

– Rany – wyrwało mi się. – Ale gość!

– Właśnie dlatego wywaliłam Jacka z chałupy – stwierdziła zimno Magda. – Miałam dość prania jego łachów po różnych romantycznych wyczynach. To kto teraz śpiewa? Maciek?

Wyjechaliśmy nazajutrz rano. Mało gadaliśmy w drodze, może każde przetrawiało to wszystko tak jak ja? Odwieźliśmy Magdę, a potem zaparkowaliśmy pod moim blokiem.

– Nie izoluj się – poradził Lech na pożegnanie. – Bądźmy w kontakcie.

– Będziemy – przyrzekłam i pocałowałam go w policzek. – Kocham cię.

– Ja ciebie też – przytulił mnie mocno. – Ale dzieci z tego nie będzie.

Najpierw wysmażyłam długi mejl do Tomka. Napisałam, że myślałam o jego propozycji i zdecydowałam się z niej nie skorzystać, bo praca w reklamie koliduje z moimi ambicjami zawodowymi. Poza tym mieszkanie, w którym teraz mieszkamy jest moje i w razie przeprowadzki pójdzie pod młotek… To spory wkład, więc ma nie marudzić, że mało zarabiam, i że on na wszystko haruje.

Miałam jeszcze dorzucić, że ani mi się śni mieszkać w obcym sobie środowisku, wśród sztywnych jak kołki prawników, ale na szczęście zmogło mnie zmęczenie. Dopisałam więc tylko, że go kocham i kliknęłam, wysyłając całość w cyberprzestrzeń, po czym zwaliłam się do łóżka jak kłoda.

Obudziłam się w środku nocy z przeczuciem, że obróciłam w perzynę swoją przyszłość. Sprawdziłam pocztę, ale nie było żadnej nowej wiadomości.

Tomek odpisał dopiero po dwóch dniach, zresztą, nie był tak wylewny jak ja, stwierdził tylko, że pogadamy po jego powrocie. No to pięknie…

Zajęłam się zatem pracą, która po wyjeździe na wieś, szła mi jak z płatka. Głowę miałam pełną pomysłów! Choć, gdzieś na samym dnie, jak wąż czaiła się myśl, co będzie dalej… A gdy już była w stanie przedrzeć się do mojej świadomości, zaczynałam strasznie tęsknić za Tomkiem, a nawet (czasami) opłakiwać swoją głupotę.

Nie mogłam wprost uwierzyć, gdy wreszcie pojawił się w drzwiach z wielkim bukietem kwiatów.

– Przepraszam, że czasem przynoszę tego skurczybyka, którym jestem na sali sądowej, do domu – powiedział od progu. – Zaczniemy od nowa?

Ależ on mi się podobał po tym tygodniu niewidzenia się. Dobrze się czasem rozstać, żeby się potem spotkać.

Lechu zadzwonił po miesiącu, żeby przekazać najświeższe ploteczki. Czy wiem, że Jacek wrócił do Magdy, skruszały jak zając? I teraz staje na uszach, żeby go przyjęła z powrotem?

– A co ona na to? – spytałam.

– Używa sobie, wiesz, jaka to zołza…

Nowin było więcej. Lechu, rzecz jasna, wszystkie znał. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i umówiliśmy się na kolejną wyprawę w dniu rozpoczęcia wiosny. Ponoć Maciek zaczął już dłubać przy dziele swojego życia i chciałby nam je pokazać, cokolwiek to jest.

– A ty, wychodzisz za tego swojego spryciarza? – zapytał jeszcze.

Negocjuję – pochwaliłam się. – I powiem ci, że dobrze mi idzie.

To była święta prawda. A przecież nawet nie przyszłoby mi to do głowy, gdyby nie przyjaciele. To oni podsunęli mi pomysł tychże negocjacji, które, jak się okazało, nie są takie straszne i czasami mogą się nawet udać.

A dzisiaj się dowiedziałam, że Iwona sprowadziła się do Maćka na wieś. Definitywnie zostawiła Patryka, zwinęła warsztat i pojechała na Pomorze. Kto by pomyślał…

Czytaj także:
„Lata lecą, a mój facet ani myśli się oświadczać. Rodzina nie może się doczekać wesela, a ja sama nie wiem, czego chcę”
„Odkąd pamiętam, zawsze musiałam robić to, czego chcieli moi rodzice. Jestem ich projektem, nie córką”
„Narzeczony chce odwołać ślub, bo nie mam dla niego czasu. Ale przecież rachunki same się nie opłacą...”

Redakcja poleca

REKLAMA