Odkąd pamiętam, nigdy nie przepadałam za tłumami. W ogóle nie byłam towarzyska – jeśli już, wychodziłam w gronie dwóch czy trzech zaufanych przyjaciółek do kawiarni lub cukierni.
Barów i wszelkiego rodzaju klubów unikałam jak ognia. Wolałam posiedzieć w domu, obejrzeć coś sama albo w miłym towarzystwie, zostać przed komputerem czy poczytać książki. Zawsze fascynowało mnie edytorstwo, więc wiele czasu spędzałam przy słowie pisanym. Na studia zresztą wybrałam się na polonistykę i szybko dostałam staż w wydawnictwie.
Ten jeden raz dałam się namówić
Któregoś razu Marysia, moja najbliższa przyjaciółka, uparła się wyciągnąć mnie do baru.
— No chodź, Paulina — namawiała mnie zawzięcie. — To moje dwudzieste urodziny! Drugi raz się nie zdarzą.
Na taki argument niewiele mogłam poradzić. Zebrałam się więc w sobie i poszłam razem z nią.
Oprócz nas do stolika dosiadła się też koleżanka z roku, Patrycja i dwóch jej znajomych. Dla mnie to było zdecydowanie za dużo. Zaczęłam się krępować, czuć coraz bardziej niezręcznie. Wreszcie przeprosiłam i uciekłam do łazienki.
Z powrotem wcale mi się nie śpieszyło. Ociągałam się, idąc przez salę, tak bardzo, że w końcu na kogoś wpadłam. I drink tego kogoś wylądował prosto na mojej sukience.
Spodziewałam się krzyków, jakiejś napaści słownej, mimo że to ja zawiniłam, ale spotkało mnie miłe zaskoczenie.
— Ojej — rzucił chłopak, z którym się zderzyłam. — Taka ładna sukienka… Poczekaj, spróbuję to wytrzeć.
— Nie trzeba — mruknęłam, ale on nie chciał ustąpić.
Zabrał się za to ostrożnie, w żadnym razie nie był nachalny i zupełnie naturalnie ciągnął rozmowę. Na imię miał Tomek, studiował prawo, a do baru przyszedł z kumplami, ale ci gdzieś się ulotnili już jakiś czas temu.
Szybko poznał, że średnio się odnajduję w tym miejscu i zaproponował, że odprowadzi mnie do domu lub chociaż na autobus. Nie wiem dlaczego, ale się zgodziłam. Powiedziałam przyjaciółce, że muszę się już zbierać i wyszłam w towarzystwie nowo poznanego chłopaka – zupełnie jak nie ja.
Żyłam od spotkania do spotkania
Tamtego wieczoru Tomek odprowadził mnie na przystanek, gdzie jeszcze przed odjazdem mojego autobusu wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie wiem czemu, ale byłam dziwnie podekscytowana. Pierwszy raz tak bardzo podobał mi się jakiś chłopak. Był atrakcyjny, choć nie typowo przystojny, jak te wszystkie ciacha, do których wzdychała Marysia i inne dziewczyny z roku. Miał coś takiego w spojrzeniu, jakiś magnetyzm i urok, czym z miejsca mnie kupił.
To ja zadzwoniłam do niego pierwsza. Spotkaliśmy się w parku, potem w jednym z barów niedaleko mojej uczelni. Później to on zaczął dzwonić i wymyślać miejsca spotkań. Ja z kolei nie mogłam się doczekać każdego z nich. Doszło w końcu do tego, że stały się one najważniejszymi elementami mojego codziennego życia. I nie zamierzałam tego zmieniać.
„To ten z baru?”
Któregoś dnia, gdy razem z Marysią wracałyśmy z zajęć, przyjaciółka zagadnęła mnie niespodziewanie:
— Widziałam cię ostatnio z jakimś chłopakiem.
Uśmiechnęłam się tajemniczo. Jakoś tak się złożyło, że nie wspominałam jej dotąd o mojej zażyłej relacji z Tomkiem.
— Może masz rację.
Ona także się uśmiechnęła.
— To ten z baru? — spytała.
Zaskoczyła mnie. Nie wiedziałam, że zdaje sobie w ogóle sprawę z jego istnienia.
— No widziałam, jak z kimś wtedy wychodzisz — tłumaczyła. — To jak? To ten?
Skinęłam głową.
— To ten. Tomek. Mój… chłopak. Tak myślę.
Musiałam powiedzieć „tak”
I dobrze myślałam. Parę dni później zaczęliśmy ze sobą chodzić. Tomek poznał też moich rodziców i szybko wkupił się w ich łaski. W ogóle błyskawicznie się to wszystko toczyło między nami. W końcu przygotował wystawną kolację u siebie w domu i zaprosił na nią moich rodziców. Jako że z wyjazdu do Stanów wracała też moja starsza siostra, Kaśka, także ona miała się pojawić.
W duchu przeczuwałam, że Tomek planuje coś wielkiego, ale nie chciałam się niepotrzebnie nakręcać. Kiedy jednak podczas deseru wstał, a potem ukląkł i wyjął pierścionek, myślałam, że się rozpłaczę. Moje zaręczyny. Było dokładnie tak, jak miało być. Tak, jak to sobie wymarzyłam, a może i wyśniłam. Jak mogłabym odpowiedzieć inaczej niż „tak”?
Już wtedy mój świeżo upieczony narzeczony zwrócił uwagę na Kaśkę. Kiedy ona grzecznie nam pogratulowała, zaczął wypytywać o szczegóły z jej życia. O to, co robi, co skłoniło ją do wyjazdu z kraju i późniejszego przyjazdu, co lubi i jak widzi swoją przyszłość. Myślałam, że to zwykła ciekawość. Że chce być uprzejmy, bo to przecież moja siostra. Nie zauważyłam wówczas, że spędził z nią więcej czasu niż z kimkolwiek innym. Nawet ze mną.
Było kiepsko, ale ja wciąż żyłam we własnej bajce
Przez kolejne miesiące miałam wrażenie, że Tomek się ode mnie oddalał. Niby wpadał czasem po swoich zajęciach, niby od czasu do czasu gdzieś ze mną wychodził, ale był jakby nieobecny, zamyślony.
Dużo uwagi poświęcał też swojemu telefonowi. Kiedy go o to zapytałam, zirytował się, ale w końcu wyjaśnił, że ma teraz pracę na pół etatu u znajomego w kancelarii i musi być z nim w stałym kontakcie. Nie do końca wiedziałam, na czym polegają jego obowiązki, więc nie naciskałam. Choć wydawało mi się to trochę dziwne.
W dodatku Kaśka, z którą zawsze miałam dosyć dobry kontakt, zdawała się unikać wizyt w moim wynajmowanym mieszkaniu. Zawsze znajdowała jakąś wymówkę, a każda kolejna była bardziej absurdalna. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie chciałam jednak robić jej wyrzutów – w końcu nie widziałyśmy się przez ostatnie pół roku i może w jej życiu coś się pozmieniało i zwyczajnie nie miała czasu.
Pocieszałam się myślą, że już niedługo ja i Tomek zostaniemy małżeństwem. Wtedy wszystkie nasze kłopoty miały odejść w zapomnienie, a nasza więź znacznie się zacieśnić. Wystarczyło tylko uzbroić się w cierpliwość i chwilkę zaczekać.
On po prostu mnie lubił
To była niedziela. Szykowałam sobie właśnie notatki z przeczytanych lektur na poniedziałkowe ćwiczenia, gdy do drzwi zaczął się dobijać Tomek.
— Musimy poważnie porozmawiać — rzucił od progu.
Uśmiechnęłam się, myśląc, że w końcu postanowił porozmawiać o naszym ślubie. Odkąd się oświadczył, unikał tematu ceremonii jak ognia.
— No wreszcie — rzuciłam z ulgą. — Wchodź, wchodź.
Chciałam zaprosić go do środka, nalegałam, żeby zdjął kurtkę i buty, ale on stwierdził, że postoi w przedpokoju. To mnie odrobinę zdziwiło.
— Paulina, to nie ma sensu — oświadczył w końcu.
Przyjrzałam mu się uważniej, nie rozumiejąc, o czym mówi.
— Co nie ma sensu? — spytałam.
— Rozmijamy się — odpowiedział. — Nie mamy wspólnych zainteresowań. Męczymy się ze sobą.
Zachłysnęłam się powietrzem.
— Że co?
— Nie zaprzeczaj. — Unikał mojego wzroku. — Poza tym… ja… chyba wolę twoją siostrę.
Potrząsnęłam głową.
— Ty sobie chyba żartujesz.
Przygryzł wargę.
— Kocham ją, Paulina.
— A mnie nie kochałeś?! — nie wytrzymałam.
— No… — wyłamywał sobie palce. — Zawsze cię lubiłem. Ale… to się nie uda. Wybacz.
To nie był książę z bajki
Nigdy więcej nie widziałam Tomka. Podobno przyszedł do Kaśki i wyznał jej, co do niej czuje. Poza tym przyznał się, że do oświadczyn namówiła go matka, przekonując, że powinien się ustatkować, a ja nie jestem przecież taka zła.
Moja siostra od dłuższego czasu widziała, co się dzieje, ale nie odwzajemniała jego uczuć. Co więcej, chciała być fair wobec mnie i nawet nie rozważała związku z moim byłym.
Tym sposobem Tomek odczepił się na dobre od mojej rodziny, a ja na powrót zbliżyłam się do Kaśki. Teraz dużo czasu spędzamy razem, siostra często mnie odwiedza i znów świetnie się dogadujemy.
Nie myślę w tej chwili o nowych znajomościach. Nie żałuję też mojego rozstania, choć wcale się go nie spodziewałam. Tomek nie był księciem z bajki, chociaż tak go widziałam. Pokochałam swoje wyobrażenie o nim, a nie prawdziwego chłopaka, który może i przez jakąś chwilę darzył mnie sympatią, ale na pewno nigdy nie myślał o nas poważnie.
Czytaj także:
„Była moją księżniczką, a ja jej księciem, musiałem ją tylko oczarować. Wyszedłem na idiotę, ale końskie zaloty się opłaciły”
„Ukradłam życie swojej wykształconej, ale chorej siostry. Nie mam wyrzutów sumienia - zrobiłam to też dla niej”
„Najlepszy przyjaciel wykorzystał mnie dla durnego zakładu z koleżkami. Nigdy łajdakowi nie wybaczę”