„Miał być ślub i wesele też…” śpiewała kilka lat temu pewna młoda gwiazdka. I to była prawda. Właśnie wtedy, kiedy ta piosenka była na topie, miałem brać ślub z Agnieszką. Wszystko już było ustalone, nauki przedmałżeńskie odbyte, sala na wesele zaklepana, orkiestra rozgrzewała powoli instrumenty.
Zostawiła mnie i pękło mi serce
Tydzień przed godziną „zero” odbywały się nasze wieczory kawalersko-panieńskie. A następnego dnia Agnieszka oświadczyła mi, że przemyślała wszystko dokładnie i zrozumiała, że nie chce za mnie wychodzić. I powinienem się cieszyć, że mówi mi o tym teraz, a nie w dniu samego ślubu, albo, co gorsza, gdybyśmy byli już mężem i żoną. Teraz stracimy tylko trochę pieniędzy, a potem moglibyśmy stracić kawałek swojego życia, którego nikt by nam nie zwrócił.
Niby brzmiało to sensownie, ale ja i tak nic z tego nie rozumiałem. Z Agnieszką byłem „od zawsze”, czyli od pierwszej klasy liceum. Owszem mieliśmy swoje wzloty i upadki, parę razy przechodziliśmy małe kryzysy i rozstawaliśmy się. Ale zawsze tylko na krótko, dwa, góra trzy tygodnie i znów byliśmy razem. Jeszcze bardziej zakochani w sobie i jeszcze bardziej pewni tego, że chcemy być już na zawsze razem. I nikt ze znajomych nie wątpił, że Krzyś i Aga kiedyś się pobiorą. A tu nagle coś takiego…
Trzeba jednak przyznać, że mimo wszystko Agnieszka zachowała się z klasą. Zawsze była świetną organizatorką i teraz wzięła na siebie cały ciężar odwoływania wszystkich zamówień (sala, zespół, ksiądz) a także informowania wspólnych znajomych.
Mnie pozostawała tylko moja rodzina, ale tu wsparła mnie mama, która bardzo dobrze rozumiała, że w takiej chwili nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Zresztą, na dłuższy czas przestałem pokazywać się na rodzinnych uroczystościach a i z większością wspólnych znajomych moich i Agnieszki przestałem utrzymywać kontakt.
Im więcej czasu mijało od chwili odwołanego ślubu, tym oczywiście coraz bardziej dochodziłem do siebie i wracałem do normalnego życia. Jednak przez kilka lat nie związałem się z żadną kobietą i „płeć przeciwną” trzymałem na dystans. Nie zastrzegałem się formalnie, że nigdy z żadną kobietą się nie zwiążę. Wiedziałem jednak, że jeśli nawet tak się w końcu stanie, to jak długo się da, będę chciał, żeby to był niesformalizowany związek.
Powoli także przechodził mi żal do Agnieszki za to, co zrobiła. Ona sama zachowywała się dość taktownie. Kilka razy dawała mi przez znajomych do zrozumienia, że jeśli tylko będę chciał, możemy zostać dobrymi znajomymi, przyjaciółmi, czy po prostu się spotkać. Ja tą samą drogą „odsyłałem” jej sygnał, że sobie tego nie życzę. Doceniałem jednak fakt, że interesowała się mną, jednocześnie nie narzucając się zbytnio.
Ta kobieta oszalała, ale ja chyba też
Gdy zbliżała się piąta „rocznica” naszego niedoszłego ślubu, dotarła do mnie informacja, że Agnieszka po raz kolejny planuje zamążpójście. Odniosłem nawet wrażenie, że starała się ukryć przede mną tę informację, choć i tak wiedziała, że w końcu muszę się dowiedzieć, bo za dużo mamy wspólnych znajomych.
Nie będę ukrywał, że poruszyła mnie ta wiadomość. Do tej pory tłumaczyłem sobie to odwołanie ślubu przez Agnieszkę tym, że chciała być po prostu niezależna, realizować się zawodowo, nie będąc obciążoną rodziną. A tymczasem okazywało się, że to ja najprawdopodobniej nie byłem tym właściwym…
W okolicach ślubu Agnieszki postanowiłem sobie zrobić wakacje. Zaplanowałem zaległy urlop, żeby wybrać się na półtora miesiąca do Norwegii. Chciałem być jak najdalej od informacji związanych ze ze ślubem mojej byłej narzeczonej.
I wtedy, dwa dni przed wyjazdem, po raz pierwszy od pięciu lat, zobaczyłem ją. Siedziała na ławeczce na niewielkim skwerku, obok mojej pracy. W pierwszej chwili pomyślałem, że to może przypadek. Ale ona, gdy tylko mnie zobaczyła, podeszła do mnie energicznie, jakby bojąc się, że jej ucieknę.
– Musimy porozmawiać – oświadczyła bez zbędnych wstępów.
Niechętnie, ale zgodziłem się i po chwili siedzieliśmy w małej kafejce. Agnieszka chyba czekała, żebym rozpoczął rozmowę, zadał jakieś pytanie. Ja wprawdzie byłem ciekaw, co ją tu sprowadziło, ale nie miałem ochoty ułatwiać jej zadania. Dlatego po chwili kłopotliwego milczenia moja eks sama musiała zagaić.
– Pewnie dziwi cię, skąd się tu wzięłam… Wiesz, że za dwa tygodnie jest mój ślub – kiwnąłem głową na potwierdzenie.
– Jarek… Mój narzeczony… To fantastyczny facet… Trudno się w nim nie zakochać…
– Wiesz, do tej pory podziwiałem cię za taktowne nienarzucanie mi się, po tym wszystkim, co zrobiłaś. A tymczasem…
– Daj mi skończyć. Wiem, kiepsko zaczęłam, ale… Pięć lat temu, kiedy zdecydowałam się nie wychodzić za ciebie, to było tak, że nagle przestraszyłam się, że tak naprawdę nie wiem nic o sobie, o swoich uczuciach. Zawsze byłeś ty… Od chwili kiedy byłam zdolna pokochać kogoś na serio nie byłam z nikim innym. Nie miałam żadnego porównania, nie wiedziałam, czy to między nami to jest coś prawdziwego, wielkiego czy też letniego. Wszystko przecież zależy od punktu odniesienia, coś przecież wydaje nam się wysokie, ale kiedy zobaczymy coś dwa razy wyższego, to poprzednie automatycznie maleje.
– Aga, już zrozumiałem. Teraz poznałaś tego Jarka, zakochałaś się w nim i zrozumiałaś, że to dopiero jest prawdziwa miłość – wstałem od stolika. – Ale ja nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń…
– Poczekaj… – chwyciła mnie za rękę. – To nie tak. Ja rzeczywiście zrozumiałam, kogo naprawdę kocham. Tylko to nie jest Jarek, ale… ty. I to nie z nim chcę wziąć ten ślub, ale z tobą.
Usiadłem z powrotem przy stoliku i przez chwilę milczałem.
– Po co mi to mówisz?
– Za tydzień mam mieć ślub… I boję się, że wyjdę za niewłaściwego faceta.
– To odwołaj wszystko. Masz w tym przecież spore doświadczenie – zakpiłem.
– Ale mam też swoje lata – wyznała z rozbrajającą szczerością. – Wtedy wydawało mi się, że całe życie przede mną. Teraz trzydziestka mi siedzi na karku… Niby to nie jest wiele, ale ja jeszcze chciałabym urodzić dzieci, zanim się zestarzeję. A na to nie mam już aż tak dużo czasu. Dlatego postanowiłam przyjść do ciebie i zapytać się…, czy byś nie chciał…, bo jeśli nie…, to…
– To wyjdziesz za faceta, którego właściwie nie kochasz? – zapytałem, a ona pokiwała twierdząco głową.
– Jeśli powiem ci, że ja też wciąż bardzo cię kocham, to ty odwołasz ślub. Ale ja nie zrobię tego żadnemu facetowi, bo wiem, jakie to jest okropne uczucie. Dlatego jeśli nie chcesz za niego wychodzić, musisz to zrobić na własną odpowiedzialność…
– Czyli mnie nie kochasz?
– Teraz wyjeżdżam na półtora miesiąca do Norwegii – podałem jej wizytówkę. – Jak wrócę, zadzwoń. O ile będziesz mi jeszcze miała coś do powiedzenia…
Wstałem, a ona już nie próbowała mnie zatrzymywać. Dwa dni później wyjechałem do Norwegii, starając się zapomnieć o wszystkim. Nie było jednak godziny, żebym nie nie zastanawiał się, jaką decyzję podjęła Aga. Po powrocie liczyłem na to, że się tego dowiem, ale jak na złość wszyscy wspólni znajomi wyjechali na wakacje.
W końcu zobaczyłem ją na tym samym skwerku, co prawie dwa miesiące wcześniej. Podeszła i pokazała mi serdeczny palec prawej dłoni. Był pusty.
– I co teraz? – zapytałem.
– To ty mi odpowiedz, co teraz?
– Na pewno nie zaryzykuję głośnego ślubu i wesela – uśmiechnąłem się.
– A jakąś skromną uroczystość?
– Zastanowię się.
– To nie masz za dużo czasu. Zarezerwowałam na wszelki wypadek Urząd Stanu Cywilnego na za dwa tygodnie...
Spojrzałem na nią, nie wiedząc, czy nie żartuje. Ale ona była zupełnie poważna.
– Jesteś szalona.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Cóż – chwyciłem ją za ręce. – Skoro miał być ślub to niech już w końcu będzie!
Pobraliśmy się dwa tygodnie później. A do znajomych i rodziny, zamiast zaproszeń na ślub, wysłaliśmy zawiadomienia, że już jesteśmy małżeństwem.
Czytaj także:
„Mój były 9 lat nie interesował się córką. Teraz nagle zaczął kupować sobie jej miłość”
„Liczyła się dla mnie tylko kariera, do celu szłam po trupach. Gdy śmierć zajrzała mi w oczy, obok mnie nie było nikogo”
„Kochałam mojego męża, nie był złym człowiekiem. Tylko te inne kobiety w jego życiu…”