„Mój były 9 lat nie interesował się córką. Teraz nagle zaczął kupować sobie jej miłość”

kobieta której były mąż kupuje miłość ich córki fot. Adobe Stock, David Pereiras
To ja dbałam o małą, jego nic nie obchodziło. A teraz zjawia się i odgrywa troskliwego tatę, próbując kupić sobie więź z dzieckiem!
/ 18.06.2021 11:46
kobieta której były mąż kupuje miłość ich córki fot. Adobe Stock, David Pereiras

Zawsze gdy moja córka wraca od swojego ojca i jego obecnej żony, mam wrażenie, że uważniej patrzy na moje paznokcie pozbawione manicure. Niedawno powiedziała:
– A wiesz, Monika ma taką ładną, nową torebkę od Gucci. Dlaczego ty sobie takiej nie kupisz?

Kinga zawsze była skromną dziewczynką. Nie mogła taka zresztą nie być, bo w dzieciństwie zaznałyśmy biedy.
Jej ojciec odszedł od nas, gdy miała dwa lata. Kończyłam wtedy ASP, utrzymywałam się ze stypendium. Na rodziców nie mogłam liczyć, bo choć życzliwi, sami żyli od pierwszego do pierwszego.
Tomek płacił alimenty, ale to starczało nam tylko na wynajęcie kawalerki. Na całą resztę było stypendium i to, co dorobiłam, sprzątając w weekendy u ludzi. Całe szczęście, że ciuchy szyłam sobie sama. Z próbek i resztek, które dostawałam na uczelni, potrafiłam tworzyć cuda. Robiłam swetry na drutach. Czasem udało mi się nawet jakiś sprzedać, a przy tym obie byłyśmy oryginalnie ubrane.

Na ulicy ludzie zwracali na nas uwagę.
– Masz taki talent – mówiła z podziwem Elka, przyjaciółka i największa admiratorka moich dzieł. – Powinnaś założyć firmę odzieżową. Wszystko by się sprzedawało jak ciepłe bułeczki!
Nie bardzo w to wierzyłam. Na rynku było tyle ciuchów! Poza tym: „Załóż firmę”. Łatwo powiedzieć! Bez grosza przy duszy i z małym dzieckiem, które często chorowało, byłam bez szans. Takie jak ja koncerny zjadają na śniadanie.

Lata mijały, Kinga rosła. Obroniłam dyplom. Z czasem moje artystyczne plany skurczyły się do prowadzenia zajęć plastycznych i tkactwa w domu kultury w sąsiedniej dzielnicy.
Gdy córka miała 9 lat, objawił się jej tatuś, który wcześniej nigdy się nią nie interesował. Kilkanaście razy rozmawialiśmy przez telefon.
Między słowami wyczytałam, że nieźle mu się powodzi, ma kilka przedsiębiorstw, handluje maszynami i sprzętem rolniczym. Alimenty zawsze zresztą płacił regularnie, tu nie mogłam mu niczego zarzucić. Chciał spotkać się z Kingą.

Zabronić mu kontaktów? A jeśli ona tego potrzebuje?

– Mam chyba prawo poznać swoje dziecko, nie? – zadał mi idiotyczne pytanie, a mnie stanęło na moment serce, bo co można powiedzieć facetowi, który nagle po tylu latach nabrał chęci na tworzenie więzi rodzicielskich?
Milczałam. Co robić? Przecież nie mogłam mu tego zabronić, bo może Kindze ojciec będzie potrzebny. Nie chciałam być jedną z tych matek, które z powodu własnych zadawnionych żalów utrudniają dziecku kontakt z drugim rodzicem. Bez względu na to, jaki ten rodzic jest.
– Ale mówię ci, Elu – skarżyłam się przyjaciółce – po ludzku czuję się wściekła i bezradna. To ja wstawałam do niej, kiedy była chora, to ja się martwiłam i wciąż martwię, jak zdobyć kasę na prąd, gaz, rzeczy do szkoły i milion innych potrzebnych na co dzień. Tylko ja pocieszałam ją, gdy płakała, bo coś ją bolało albo ktoś zrobił jej krzywdę.

A teraz ten gnój się tak po prostu zjawia i chce mi ją w jakimś sensie odebrać!

Aż się wszystko we mnie trzęsło. Sięgnęłam po papierosa, choć nie paliłam od lat. Rzuciłam z oszczędności, w końcu palenie to nałóg dla bogatych.
– Uspokój się – Ela postawiła przede mną kubek herbaty, usiadła obok na kanapie i spojrzała mi głęboko w oczy. – Uspokój się i nie myśl w ten sposób. On nie będzie ci w stanie w żaden sposób odebrać Kingi. Jest między wami coś tak głębokiego, czego on nigdy nie doświadczy. Taka miłość rodzi się od brzucha, a potem od pierwszych godzin spędzanych ze sobą dzień i noc...
– Tak myślisz? – spytałam niepewnie.
– Oczywiście! – odparła z przekonaniem. – W trudach, kolkach, chorobach, ale też w takich chwilach, kiedy łyżeczką wystukujesz pierwszy ząbek, gdy dziecko na twoich oczach robi pierwszy krok, a potem wpada w twoje ramiona... – uśmiechnęła się.

Wydawała się zaskoczona i zbita z tropu. Nic dziwnego

Zamachałam rękami przed oczami, jakbym chciała tym gestem odgonić łzy.  Pociągnęłam nosem. Ładnie mi to powiedziała. Tak ładnie, aż jej uwierzyłam.
Musiałam jednak porozmawiać o tym z Kingą. To w końcu był jej ojciec. Przez całe lata to słowo padało tylko zdawkowo. Choć ona wiedziała, że gdzieś jest jakiś „ojciec”, ku mojej uldze nigdy nie drążyła tego tematu. Ale teraz musiałam w końcu przejść do konkretów.
– Kinguś – zaczęłam –  zadzwonił twój tata. Chce się z tobą spotkać i cię poznać. Ale nie wiem, czy ty też byś tego chciała.
Kinga przez chwilę patrzyła na mnie zaskoczona, jakby nie rozumiejąc.
– Tata? – spytała. – Jak to? Dlaczego?
– Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Jeżeli się  z nim zobaczysz, będziesz go mogła o to zapytać. Ale muszę wiedzieć, czy masz na to ochotę.
– Nie wiem – powiedziała niepewnie.
– Rozumiem. Spokojnie się nad tym zastanów. Jak już będziesz wiedziała, to mi powiedz. Oczywiście pójdziemy na spotkanie razem. Na przykład do parku.

Kinga skinęła głową, wciąż jednak była zmieszana. Jej oczy miały taki wyraz, jakby traciła grunt pod nogami. Poczułam się winna, że obarczam ją tą decyzją.
– Wiesz co ? – schyliłam się i przytrzymałam ją za ramiona. – Może na razie o tym nie myśl. Kiedyś do tego może wrócimy, ale na razie dajmy sobie spokój. Zapomnij, że cię o to pytałam, dobrze?

Przez kilka dni nie było mowy o spotkaniach z ojcem, ale w czwartek, gdy odbierałam ją ze szkoły, spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie, inaczej.
A wiesz, mamo, że Lilkę ze szkoły odbiera tylko tata? Bo mama zawsze pracuje do późna. Lilka się chwaliła, że często po szkole jadą do stadniny kucyków i tam tata kupuje jej lody. Czy mój też by mi kupił? – z nadzieją zawiesiła głos.

Mamy się stroić dla takiego palanta? Niedoczekanie!

Na drugi dzień zadzwoniłam do Tomka i umówiliśmy się w parku, przy stawie z kaczkami. Często tam z Kingą chodziłyśmy, gdy była młodsza. Przez moment się zastanawiałam, czy się na to spotkanie jakoś nie odszykować. Może pożyczyć od Elki tę świetną skórzaną kurtkę, w której wygląda tak stylowo? Albo kupić Kindze za ostatnie pieniądze śliczną sukienkę, którą widziałam na Allegro?
Potem sama siebie zmitygowałam za te głupoty. Szykować się dla takiego palanta? Nigdy w życiu! Co mi w ogóle strzeliło do głowy? Na spotkanie włożyłyśmy po prostu to samo co zwykle: dzianinowe tuniki, które każdego wieczoru do znudzenia robiłam na drutach.

Gdy nadchodziłyśmy, już czekał. Widziałam w jego sylwetce jakieś napięcie. Pewnie chciał dobrze wypaść przed Kingą, bo przecież chyba nie przede mną.
Gdy stanęliśmy twarzą w twarz, zobaczyłam, że niewiele się postarzał. Wyglądał modnie. Pewnie nie żałował sobie na masaże i egzotyczne wyjazdy do spa.
– Witaj, Joanno – odezwał się oficjalnie. – A to jest pewnie nasza Kingusia? – pochylił się lekko i wziął do ręki jej dziecięcą dłoń. – Cześć, kochanie. Wiesz, że jestem twoim tatą?

Skinęła głową, ale nie odezwała się ani słowem. Cały czas mu się przyglądała.
– Podobna do mnie – stwierdził z zadowoleniem. – Bardzo podobna.
– Ja nie widzę żadnego podobieństwa – skomentowałam chłodno.
Doskonale wiedziałam, że nie mówię prawdy. Kinga była do niego podobna.
Zapraszam was na lody i ciastka – ignorując moją uwagę, ogłosił uroczyście, jakby co najmniej dokonywał aktu koronacji. – Albo co tam chcecie.
Uśmiechnęłam się ironicznie. Ludzki pan! Chciałyśmy po dwie kulki lodów truskawkowych. A ja wzięłam jeszcze  małą kawę po wiedeńsku.

Rozmowa się nie kleiła, ale to było przecież do przewidzenia. Kinga odpowiadała zdawkowo, tylko „tak” i „nie”.
Wysiedziałyśmy pół godziny. Gdy się żegnaliśmy, on wyciągnął z kieszeni szeleszczące zawiniątko i wręczył Kindze.
– Proszę – powiedział. – Wiem, że dziewczynki w twoim wieku to lubią. Dowiedziałem się od kolegi, który ma córkę – dodał, patrząc na mnie, a ja nie mogłam się powstrzymać, żeby nie obrzucić go wzrokiem pełnym pogardy.
Kinga spojrzała na mnie pytająco. Gdy skinęłam głową, zaczęła otwierać zawiniątko z taką ciekawością, że aż dostała wypieków na twarzy. W środku był konik Pony. Z oczami jak dwa brylanty.
– Ojej – powiedziała tylko, a ja, choć ucieszyłam się jej radością, poczułam, że to początek nowych kłopotów.

Z miesiąca na miesiąc Kinga coraz bardziej przyzwyczajała się do Tomka. Był dla niej dobry, to prawda. I na każdym spotkaniu dostawała od niego coś ładnego. Drogiego, okazałego.
Z jednej strony cieszyłam się, że moja córka wreszcie może mieć takie zabawki jak jej koleżanki w klasie. Jednak z drugiej wiedziałam, że nie o to w tej relacji powinno chodzić. Że jej ojciec szedł na skróty, bo kiedyś nie umiał wziąć odpowiedzialności. Miłość bardzo łatwo sobie kupić. Zwłaszcza, gdy się ma kupę kasy.

Długo nie dawali znaku życia, trafił mnie szlag

Kilka miesięcy później, jesienią, pozwoliłam, żeby sama pojechała z nim do kina. Długo ich nie było. On telefon miał wyłączony, Kinga komórki nie miała. Gdy już zaczęłam odchodzić od zmysłów, bo przed oczami rozwijał mi się najgorszy scenariusz, w końcu się zjawili. Przytuliłam Kingę z prawdziwą ulgą.
– Przepraszam cię, Joanno, ale po kinie zabrałem jeszcze małą do siebie – powiedział szybko, gdy spojrzałam na niego z wyrzutem. – Uczyłem ją pływać i czas tak szybko zleciał… Przepraszam.
– No – przytaknęła rozemocjonowana Kinga. – Tata ma taki duży, ładny dom, a w nim basen! Miał dla mnie nawet strój kąpielowy i dmuchane koło!
– To dobrze, kochanie – powiedziałam do niej i pocałowałam ją w czubek nosa, a potem zwróciłam się do Tomka z zimną wściekłością. – Jeżeli umawiamy się na konkretną godzinę, to nie masz prawa się spóźnić nawet minuty, rozumiesz?! Mogłeś chociaż zadzwonić!
– To prawda – podrapał się z zakłopotaniem po głowie. – Ale zapomniałem włączyć telefon po wyjściu z kina. A potem tak się dobrze bawiliśmy…
– Tak, mamusiu – przytaknęła Kinga. – Bardzo dobrze. Było super!

Westchnęłam tylko.
– Po prostu się o ciebie martwiłam – wyznałam. – I jeśli tata zrobi tak jeszcze raz, zabronię mu przyjeżdżać do ciebie.
– Nie zrobię – podchwycił szybko. – Zawsze będę punktualnie.
Chyba się przestraszył. Wyglądało na to, że przywiązał się do Kingi i że stała się dla niego ważna. Znów poczułam dziwne ukłucie w sercu, ale zaraz zrobiło mi się wstyd. Przecież Kinga nie jest moją własnością. Kiedyś odejdzie. Dobrze, że choć teraz zaznaje opieki i troski ojca. Mógł się nigdy do nas nie odezwać, a wtedy ona już zawsze miałaby poczucie niższości w stosunku do innych kobiet, które od dzieciństwa miały kochających ojców. Więc w sumie nie jest źle.
– Dobrze – spojrzałam na niego surowo – Ale to ma być ostatni raz.
Przytaknął gorliwie, a potem uściskał Kingę na pożegnanie i poszedł sobie.

Moja córka coraz częściej mówiła teraz o swoim ojcu. Chwaliła się przed koleżankami, że idzie z tatą na lody albo do kina. Powoli nowe ciuchy – prezenty wypierały moją dzierganą działalność. Nic nie mówiłam, bo widziałam, jak się cieszy z fajnych dresów, sportowych butów albo plecaka, który prawdopodobnie kosztował majątek. Ale gdy kupił jej drogi telefon, kazałam Kindze go zwrócić. Trochę płakała, mówiła, że ona pierwsza w klasie miałaby takie cudo. Byłam nieugięta. I wzięłam Tomka na rozmowę.
– Życzę sobie, żebyś konsultował ze mną wszystkie drogie prezenty, jakie kupujesz Kindze – powiedziałam poważnie. – Nie chcę, żeby się uzależniła od gadżetów, a potem oceniała ludzi w zależności od tego, ile mają na koncie.

Zgodził się, acz niechętnie. Nawet coś bąknął, że może jej zazdroszczę, bo sama mam starą nokię podklejoną taśmą. Spojrzałam na niego z politowaniem.
– Może i byliśmy razem przez półtora roku – powiedziałam wtedy – ale nigdy nie zajrzałeś mi w duszę. Nie masz pojęcia, że takie rzeczy jak stara komórka są dla mnie kompletnie bez znaczenia.
Jednak domino raz wprawione w ruch nie zatrzyma się, dopóki nie przewróci się ostatni element. Tylko co w wypadku Kingi może nim być? Ich zażyłość rosła.

Dwa lata później Tomek znalazł, jak powiedział Kindze, „kobietę swojego życia”, i wziął z nią ślub. Mnie nie zaprosili, bo podobno nowa oblubienica Tomka tego nie chciała. Ale Kinga była. I nawet sypała kwiatki „młodej parze”.

Gdy kiedyś przyszła i powiedziała, że chciałaby zostać na noc u taty, bo będzie tam impreza, na którą zaproszono też dzieci jego znajomych, poczułam, że dzieje się coś, nad czymś przestaję mieć kontrolę. W pierwszej chwili chciałam jej zabronić. Czułam, że sytuacja wymyka mi się z rąk, że tak pieczołowicie, w trudzie codzienności budowane między nami zaufanie zaczyna się kruszyć z powodu luksusu, jakim Tomek ją mami. Ale gdy zobaczyłam, jak się cieszy i jakie to dla niej jest ważne, odpuściłam.

Potem wiele razy nocowała u ojca. Jej macocha podobno bardzo ją lubiła. Kupowała jej prezenty. Na przykład błyszczyki Chanel. Gdy miesiąc temu taki „drobiazg” znalazłam w piórniku Kingi, okropnie się zdenerwowałam.
– Nie możesz przyjmować takich rzeczy – powiedziałam jej stanowczo. – To nie są kosmetyki dla jedenastolatki.
Lekko wydęła usta.
– Oj tam – westchnęła. – Czepiasz się!
Aż mnie zmroziło!
– Ja się czepiam? – nie mogłam uwierzyć, że to słyszę. – Czepiam się? Bo mówię ci, że coś jest niestosowne?
– A Monika też takich używa – palnęła Kinga. – Sama zobaczyłabyś różnicę, gdybyś zaczęła się nimi malować. No, ale ty masz tylko bezbarwne szminki z kiosku obok domu… – urwała nagle i przestraszona spojrzała na mnie. – Mamo, przepraszam! – podbiegła i chciała się do mnie przytulić, ale wtedy zdecydowanie uwolniłam się od jej uścisku. Spojrzałam na nią smutno i wyszłam.

Zamknęłam się w swoim pokoju i nie odpowiadałam na jej pukanie. Słyszałam, że chlipie, później bierze prysznic. Nie wyszłam, póki nie zasnęła. Czułam się jak śmieć. Jak doszło do tego, że moja własna córka wytyka mi biedę? Czy nie za późno, by jeszcze coś z tym zrobić?

A jednak moje dziecko nie dało się zbajerować

Rano Kinga zostawiła mi na stole list. Napisała, że bardzo jej przykro i że sama nie wie, czemu tak powiedziała. Oraz że nie potrzebuje już żadnych drogich prezentów, tylko mnie. Przygarnęłam ją bez słowa, bo przy śniadaniu patrzyła w dal oczami zbitego psa. Może to także moja wina? Ostatnio mniej się nią zajmowałam, bo w końcu, razem z Elką, rozkręcam odzieżowy biznes. Elka mówi, że moje sukienki, w których łączę materiał z dzianiną, są superoryginalne i na najlepszej drodze do sukcesu.
– Jest szansa, że niedługo zarobię tyle, żeby kupić sobie torbę Gucci – uśmiechnęłam się przekornie do Kingi, gdy stawiałam przed nią jajecznicę. – I może nawet błyszczyk od Chanel...
– Mamo – spojrzała na mnie, a w jej oczach zalśniły łzy. – Przepraszam.
– No, już – zwichrzyłam jej niesforną grzywkę. – Nie wracamy do tego.
Spojrzałam na nią uważnie. Nie miała na sobie żadnej drogiej bluzy od ojca, tylko włóczkowy sweter z kotem, który dałam jej na ostatnią gwiazdkę.

Czytaj także:
„Nawet jako mężatka nie mogłam przestać myśleć o swojej pierwszej miłości. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia…”
„Ktoś okradł mój sklep na 20 tysięcy złotych. Nie spodziewałem się, że to moja najbardziej zaufana pracownica”
„Między pieluchami a wycieraniem błota z twarzy córki zapomniałam, że jestem też kobietą. I zupełnie się tak nie czuję”

Redakcja poleca

REKLAMA