„Narzeczona traktowała mnie jak dziecko i rozstawiała po kątach. Gdy uratowałem ludzkie życie, zobaczyła we mnie mężczyznę”

zakochana para fot. iStock by Getty Images, Timm Creative
„– Właśnie zrozumiałam, że wcześniej cię nie znałam. Tak łatwo poddawałeś się moim sugestiom, a tu… Mój Boże, zachowałeś zimną krew w takiej sytuacji! Uważałam, że jestem silniejsza od ciebie, więc starałam się tobą opiekować. Ale ty tego nie potrzebujesz. Zrobiłeś to, do czego ja nie byłabym zdolna”.
/ 19.04.2023 09:15
zakochana para fot. iStock by Getty Images, Timm Creative

Autobus od pół godziny mozolnie przepychał się przez zatłoczone śródmieście. Od czasu wyłączenia z ruchu mostu Łazienkowskiego trudno było poruszać się po stolicy, szczególnie w godzinach szczytu. „Ugrzązłem w korku na dobre” – napisałem do Anety. Czekała na mnie w kawiarni, a z doświadczenia wiedziałem, jak szybko traci cierpliwość, i co potrafi wtedy wymyślić.

Byliśmy razem już trzy lata i przez ten czas stałem się mistrzem uników. Zdaniem Anety unikałem zbytniego zaangażowania, odpowiedzialności, i Bóg wie czego jeszcze. Jednym słowem byłem skończonym dupkiem. Od pewnego czasu wysyłała mi czytelne sygnały – chciała zbudować dom, zasadzić drzewo, urodzić dzieci i wspólnie wypełniać PIT.

Telefon zawibrował jak oszalały. Aneta. Odrzuciłem połączenie. Wiedziałem, co chce mi powiedzieć. Znowu skandalicznie spóźniałem się na spotkanie. Nie miałem ochoty wyjaśniać wściekłej dziewczynie i wszystkim pasażerom autobusu, co mnie zatrzymało. Aneta zaczęła przypominać mi matkę. Równie trudno było się przed nią wytłumaczyć.

– Zakończ ten związek, bo nic z tego nie będzie. Jesteś dla niej za mało stanowczy. To fajna dziewczyna, ale nie dla ciebie. Niepotrzebnie zawracasz jej głowę – przywalił mi kiedyś kumpel prosto z mostu.

Paweł był dobrym obserwatorem i nie należało lekceważyć jego zdania. Lubił Anetę, ale denerwowała go jej potrzeba podporządkowania sobie całego towarzystwa, a przede wszystkim moja uległość wobec niej.

Na karetkę mogliśmy czekać bardzo długo

Rozmyślania przerwał mi widok bezwładnego ciała siedzącej przede mną młodej kobiety, które niebezpiecznie wychylone z fotela, balansowało w rytm podskoków autobusu. Nie rozumiałem, co widzę. To było tak nieprawdopodobne, że zamarłem.

– Ki, diabeł? – mruknąłem, gdy ciało przechyliło się w kierunku podłogi.

Skoczyłem i powstrzymałem jej upadek, ale kiedy spojrzałem na twarz kobiety, straciłem oddech. Zielonkawa skóra pokryta kropelkami potu, zamknięte oczy i rozchylone usta…

Ludzie, ratunku! – wrzasnąłem.

Zrobił się ruch, choć bez przesady. Pasażerowie spoglądali ciekawie, szeptali coś między sobą.

– Coś się stało? – spytała zażywna paniusia. – Może jest pijana albo co?

– Szczególnie „albo co” – odgryzłem się trochę bez sensu. – Niech mi ktoś pomoże! – zażądałem. – Trzeba położyć ją na podłodze.

Z pomocą dwóch nastolatków wyciągnąłem kobietę z fotela i ułożyłem w bezpiecznej pozycji, na boku. Wyszarpnąłem z kieszeni telefon, i opanowując drżenie rąk zadzwoniłem po pogotowie.

Kobieta! Zasłabła! W autobusie! Nie oddycha! – wyrzucałem z siebie informacje, dopóki nie przywołał mnie do porządku głos dyspozytorki.

Kierowca autobusu zjechał na bok, włączył światła awaryjne. Czekaliśmy na karetkę, a przecież wiedziałem, że to może trochę potrwać. Z każdą sekundą rosło we mnie przekonanie, że muszę coś zrobić. Teoretycznie znałem zasady pierwszej pomocy, ale musiałem się przełamać, żeby zastosować je w praktyce.

Kiedy poczułem wibracje telefonu, odruchowo odebrałem połączenie.

– Nie teraz! – rzuciłem Anecie w słuchawkę, po czym krótko opisałem sytuację i rozłączyłem się.

Podszedłem do zemdlonej i przyłożyłem jej do ust ekran smartfona. Nic. Żadnej mgiełki, która wskazywałaby na to, że kobieta oddycha. Nieporadnie sprawdziłem tętno, ale niczego nie wyczułem. Teraz przestraszyłam się nie na żarty. Nie było się nad czym zastanawiać, trzeba było ratować człowieka. „Jak to było? – gorączkowo próbowałem sobie przypomnieć. – Sztuczne oddychanie i masaż serca…”. Sam się zdziwiłem, jak sprawnie mi poszło. Nagle uspokoiłem się i pozbyłem się wszelkich wątpliwości. Wdmuchałem powietrze w drogi oddechowe nieprzytomnej dziewczyny i zacząłem uciskać klatkę piersiową.

Zamiast mi pomóc, ona zaczęła płakać

– Raz, dwa, trzy, cztery – liczyłem głośno, modląc się o jak najszybsze przybycie karetki.

– O matko! – kątem oka zobaczyłem osuwającą się na kolana Anetę.

Musiała przybiec na przystanek zaraz po moim telefonie. W końcu kawiarnia znajdowała się niedaleko. Poczułem się raźniej. Ona mi pomoże.

Szybko jednak zorientowałem się, że nie mogę na nią liczyć. Aneta, która zawsze wiedziała czego chce, i co należy zrobić, wyglądała, jakby sama potrzebowała pomocy. Złapała się za ramiona, kiwała w przód i w tył, a łzy spływały jej po policzkach. „Zaraz mi tutaj zemdleje i będę miał dwie dziewczyny do ratowania” – pomyślałem, ale na razie nie miałem czasu zajmować się Anetą.

Kontynuowałem masaż serca jak automat, po każdych trzydziestu uciśnięciach dwukrotnie wypełniałem płuca nieprzytomnej dziewczyny powietrzem. Krople potu spływały mi z czoła, a ramiona mdlały z wysiłku. Wiedziałem, że muszę wytrzymać, bo nikt z otaczającego mnie tłumu ludzi, nie palił się do zastąpienia mnie. No i wreszcie się doczekałem. Sygnał karetki zabrzmiał w moich uszach jak chóry anielskie. Poczułem na ramieniu dłoń ratownika.

– Przejmuję reanimację – usłyszałem, a ręce lekarza wprawnie zastąpiły moje, tak że masaż serca ani na chwilę nie został przerwany.

Ratownicy obstąpili dziewczynę ze wszystkich stron. Patrzyłem niespokojnie na przebieg akcji. Czy się uda? Po chwili z ulgą usłyszałem:

– Pacjentka na własnym oddechu, zabieramy ją do szpitala.

Podszedłem do karetki, jakoś nie mogłem się rozstać z osobą, której przed chwilą pomagałem. Jeden z ratowników poklepał mnie po plecach.

Prawdopodobnie uratował jej pan życie – powiedział. – W takich sytuacjach decydują minuty. Podejrzewam, że nie zdążylibyśmy na czas.

Nie powiem, ucieszyło mnie to.

Karetka odjechała, a ja przypomniałem sobie o Anecie. Siedziała na chodniku, płakała i wyglądała jak kupka nieszczęścia.

– Anetko, dobrze się czujesz? – spytałem, unosząc ją i stawiając na nogi.

Wpadła mi w ramiona, opierając się na mnie całym ciałem. Szczękała zębami w ataku histerycznego płaczu. Objąłem ją mocno, starając się dodać jej otuchy. Gdy tak staliśmy, przyszło mi do głowy, że role się odwróciły. Teraz ja byłem twardzielem, a moja dziewczyna szukała oparcia, które mogłem jej dać. To było nowe i bardzo fajne uczucie. W końcu od tego są mężczyźni, prawda? Wyciągnąłem chusteczkę i wytarłem nią zapłakaną twarz Anety.

Wyglądała jak mała bezbronna dziewczynka

– Już po wszystkim – mówiłem jak do dziecka. – Dziewczyna żyje, a my zaraz pójdziemy do domu. Napijesz się gorącej herbaty i odpoczniesz. Wszystko jest i będzie dobrze.

Aneta jeszcze przez chwilę chlipała i wycierała nos, ale widać było, że z minuty na minutę robi jej się lepiej. Prawie się nie odzywała, co w końcu mnie zaniepokoiło. Zawsze miała przecież dużo do powiedzenia na każdy temat. Oczekiwałem komentarza na temat tego, co widziała, a tu nic, cisza. Prawdę mówiąc, trochę brakowało mi pewnej siebie Anety. Czy kiedykolwiek wydawało mi się, że jestem nią zmęczony? Pochyliłem się nad dziewczyną i zajrzałem w spuchniętą od płaczu twarz.

– Anetko? To ciągle ty? – spytałem. – Bo wydaje mi się, że cię zamieniono. Wracaj do mnie, dobrze?

Spojrzała na mnie poważnie.

– Właśnie zrozumiałam, że wcześniej cię nie znałam. Tak łatwo poddawałeś się moim sugestiom, a tu… Mój Boże, zachowałeś zimną krew w takiej sytuacji! Uważałam, że jestem silniejsza od ciebie, więc starałam się tobą opiekować. Ale ty tego nie potrzebujesz. Zrobiłeś to, do czego ja nie byłabym zdolna. Próbowałam ci pomóc ratować tę dziewczynę, ale nie dałam rady. Nogi ugięły się pode mną, zrobiło mi się słabo. Po prostu zawiodłam na całej linii!

– I dlatego płaczesz?

– Sama nie wiem… – westchnęła. Wszystko przewróciło się do góry nogami. Już nie wiem, kto jest kim.

Stanąłem naprzeciwko Anety i uniosłem jej brodę do góry. Rozmazany tusz spływał z rzęs aż na szyję. Wytarłem go palcem, ale tylko pogorszyłem przez to sytuację. Poczułem, jak zalewa mnie nagła fala czułości. Moja dziewczyna wyglądała jak mały umorusany przedszkolak.

– Anetko, jestem po prostu facetem na niepogodę – uśmiechnąłem się. – Robię za bohatera tylko czasami. Może jestem trochę ciapowaty, ale chyba dziewczyny lubią misie? Pamiętaj tylko, że nie potrzebuję niańki, ale partnerki. Takiej jak ty!

Nie wiem, co takiego powiedziałem, ale Aneta znowu zaczęła płakać. Objąłem ją zdecydowanie i pociągnąłem w kierunku przystanku. Wydaje mi się, że od tamtej pory jakby się między nami polepszyło.

Czytaj także:
„Córka nie chce być kurą domową. Rozstawia męża po kątach, każe mu sprzątać, gotować i zmywać. Żal mi tego chłopaka”
„Ślub syna był moją życiową porażką. Wziął sobie za żonę rozkapryszoną księżniczkę, która nawet mnie rozstawia po kątach”
„Po ślubie żona zmieniła się w heterę nie do zniesienia. Gdy uznałem, że pora wiać, ten babsztyl odebrał mi nawet... psa”

Redakcja poleca

REKLAMA