„Narzeczona puściła mnie kantem i straciłem fortunę. Myślałem, że jestem pechowcem, lecz to było szczęście w nieszczęściu”

szczęśliwy mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„No i pomyślałem, że faktycznie wszystko, co mi się przydarzyło i co uznawałem za pecha, było w istocie czymś dla mnie dobrym. To tak jakby ktoś chciał wejść na kruchy lód, który się pod nim na bank załamie, ale wcześniej się poślizgnął i złamał nogę”.
/ 10.04.2023 12:30
szczęśliwy mężczyzna fot. Adobe Stock, Prostock-studio

O takich jak ja mówi się „pechowiec”. Jeśli komuś ma spaść na głowę cegła w drewnianym kościele, to wyceluje we mnie, choćbym stał na uboczu i się nie wychylał! Weźmy choćby mój ślub. Niedoszły…

Moja narzeczona, jadąc do kościoła, tak niefortunnie wysiadała z limuzyny, że zwichnęła nogę i zamiast przed ołtarzem wylądowała na urazówce, a tam dyżurował bardzo przystojny ortopeda, który ją przekonał, że widocznie tak miało być. Pół roku później moja narzeczona brała ślub z tym ortopedą. Wprawdzie już dawno się rozwiedli, ale to nie ma nic do rzeczy!

Boleśnie to przeżyłem

Wprawdzie kumple mnie pocieszali, że jak już się miało tak stać, to lepiej wcześniej, niż później, ale przez rok z okładem byłem jak nieżywy. Przyznaję, że nawet trochę popijałem, na szczęście to minęło, bo w ogóle niespecjalnie lubię alkohol, ale wtedy mnie ratował; tak mi się przynajmniej wydawało.

Z tym popijaniem wiąże się następna historia dotycząca mojego pecha. Koledzy zabrali mnie na ryby, to miało mi pomóc się odstresować. Pojechaliśmy w piątek i mieliśmy łowić przez cały weekend, ale wszystko poszło nie tak, jak planowaliśmy. Ledwo rozbiliśmy namiot, wyciągnęliśmy sprzęt i znaleźliśmy dobre łowisko, ugryzła mnie żmija. Chciałem podnieść coś z ziemi, gdy mnie zaatakowała.

Wrzasnąłem tak, że inni wędkarze prawie natychmiast byli obok. Na moim przedramieniu widniały dwie charakterystyczne ranki. Trzeba mnie było natychmiast wieźć do najbliższego szpitala. Dostałem leki i po dwóch dniach już byłem w domu; gorzej z pozostałymi uczestnikami biwaku, bo tę naszą przygodę wspominają do dzisiaj…

Nie chciało im się wędkować, byli zdenerwowani i martwili się o mnie, więc zwinęli majdan i wrócili do miasta. Dopiero potem z wiadomości telewizyjnych dowiedzieli się, jakie mieli szczęście, bo parę godzin po ich wyjeździe akurat tam rozpętała się potworna burza, ale taka, która kładzie pokotem stuletnie drzewa i zostawia po sobie przerażające pobojowisko. Podobno na miejscu, gdzie się rozbiliśmy, leżały powalone olbrzymie dęby i świerki. Gdybyśmy tam zostali, nie mielibyśmy chyba szans!

Znów coś przeszło mi koło nosa

Takie szczęście w nieszczęściu zdarzyło mi się jeszcze parę razy: na przykład czymś się paskudnie zatrułem i po tygodniowym chorowaniu byłem tak słaby, że mój lekarz kazał mi zrobić podstawowe badania. A ja akurat wtedy dostałem propozycję świetnej roboty za granicą i cieszyłem się jak głupi, że nareszcie coś mi się uda.

Kiedy przyniosłem wyniki, lekarza coś zaniepokoiło, więc te badania rozszerzył i okazało się, że mam taki niedobór żelaza, że jasne stały się moje ciągłe zmęczenie, bóle głowy i problemy z koncentracją. Musiałem odłożyć planowany wyjazd i tak koło nosa przeszedł mi niezły interes i pieniądze, ale doktor twierdził, że gdyby się tego w porę nie wychwyciło, mogłoby być znacznie gorzej.

– Ma pan dużo szczęścia – powiedział. – Choroba zdiagnozowana we właściwym czasie dobrze rokuje, więc niech pan podziękuje swojemu Aniołowi Stróżowi.

– Niby za co? – zapytałem.

– A za to, że pozwolił panu zjeść to paskudztwo, którym się pan struł, i dzięki temu zrobił pan badania. Niech pan o tym pomyśli!

No i pomyślałem, że faktycznie wszystko, co mi się przydarzyło i co uznawałem za pecha, było w istocie czymś dla mnie dobrym. To tak jakby ktoś chciał wejść na kruchy lód, który się pod nim na bank załamie, ale wcześniej się poślizgnął i złamał nogę.

Pech? No, niektórzy powiedzą, że tak, ale ja już widzę to inaczej. Dlatego ogłaszam, że posada mojego Anioła Stróża została obsadzona, i to najlepiej, jak tylko było można. Jak się ma taką ochronę, można być spokojnym i bezpiecznym. Ja jestem…

Czytaj także:
„Narzeczona zostawiła mnie tydzień przed ślubem. Po latach zrozumiała swój błąd, wróciła do mnie i się pobraliśmy”
„Miałem narzeczoną za wrażliwą duszę, ale myliłem się. Ledwie ziemia przykryła jej matkę, rzuciła się na spadek jak hiena”
„Narzeczona zabawiła się w >>Big Brothera<< i sprzedawała naszą prywatność w sieci. Kamera była nawet w sypialni!”

Redakcja poleca

REKLAMA