Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Owszem, czasem słyszy się w telewizji czy czyta w gazecie o rodzinnej tragedii, która kogoś dotknęła, ale nie wyobrażamy sobie, że coś podobnego mogłoby stać się naszym udziałem… dopóki to nas nie spotka.
Całą rodziną czekaliśmy na narodziny wnuka. Jaka byłam szczęśliwa, kiedy Jarek, mój jedynak, obwieścił mi radosną nowinę! Synowa miała trochę problemów ze zdrowiem, w sumie kilka tygodni przeleżała w szpitalu, bo lekarze nie mogli obniżyć jej ciśnienia, ale nikt z nas się nie spodziewał, że to się tak skończy!
Miała być radość, i była, ale radość przez łzy.
Synowa zmarła w wyniku powikłań po cesarce. Sprawa w sądzie ciągnie się do tej pory. Wierzę w wyższą sprawiedliwość i mam nadzieję, że winni w końcu poniosą karę. Serce się kraje. Mój wnuczuś tyle co przyszedł na świat, a już stracił mamę.
Tylko ja wiem, ile łez wypłakałam, biadoląc nad dolą moich chłopaków – wnuczka i syna. Tak się bałam, oj, tak bardzo się bałam… A moje obawy, niestety, okazały się słuszne.
Patrzę, jak się stacza i nie potrafię mu pomóc
Kiedy kobieta zostaje sama z dzieckiem, radzi sobie. Lepiej lub gorzej, ale sobie radzi. A chłop? Jarek nie był, niestety, wyjątkiem. Owszem, zajął się Wiktorkiem, ale zamiast czuwać nocami przy dziecku, zaczął podrzucać małego albo do nas albo do teściów, a sam szukał ukojenia w alkoholu.
– Synu, to nie jest wyjście. Pogrążysz siebie, Wiktorka. Przecież on ma tylko ciebie! Wiem, że spotkała cię tragedia, ale masz dla kogo żyć!
– Co ty opowiadasz?! – zirytował się. – Mam dla kogo żyć? Jasne, ale syn nigdy nie zastąpi mi tego, co straciłem!
Obserwowałam sytuację z trwogą. Modliłam się żarliwie, prosząc Boga o jakiś drogowskaz dla Jarka, o ratunek. Bałam się, że się stoczy, a przecież Wiktorek potrzebował ojca. Już matkę stracił w tragicznych okolicznościach, a przecież był taki maleńki, całkowicie zależny od opiekunów!
Może powinnam była zatrzasnąć Jarkowi drzwi przed nosem, kiedy po raz kolejny przywoził małego do nas i szedł w tango? Nie zrobiłam tego jednak. Bałam się o Wiktorka. Nie chciałam nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby Jarek upił się, kiedy dziecko byłoby pod jego opieką.
Pomagałam, jak mogłam. Przychodziłam do nich prawie codziennie, gotowałam, sprzątałam. Bez tego mieszkanie byłoby w okropnym stanie. Jarek kompletnie sobie nie radził. To ja dbałam o to, aby nigdy nie zabrakło mleka czy pampersów dla dziecka. Mój syn nie myślał o tak prozaicznych sprawach.
– Jarek, musisz się opamiętać – błagałam go. – A co, jeśli twoi teściowie będą chcieli odebrać ci Wiktorka? Przecież widzą, co się dzieje.
– Niby dlaczego mieliby chcieć go odebrać? Mamo, przesadzasz! Przecież wziąłem rok urlopu, poświęcam się dziecku, a że w domu jest trochę brudno i czasem potrzebuję chwili tylko dla siebie? Jestem normalnym facetem! Ciekawe który poradziłby sobie w mojej sytuacji lepiej!
– Myślę, że miałbyś spore problemy, gdyby nasłali na ciebie opiekę – zasugerowałam nieśmiało.
– A niby dlaczego mieliby to robić? – zirytował się Jarek.
– Kto to wie? Może chcieliby wziąć Wiktorka do siebie, żeby choć trochę ukoić rozpacz po stracie córki?
– Daj spokój, mamo. Opowiadasz głupoty albo słuchasz plotek.
Ale ja nie mogłam dać spokoju
Obawiałam się, że jeśli nie teściowie, to w końcu sąsiedzi lub ktoś inny powiadomi opiekę. A mój syn naprawdę staczał się. Kiedyś był eleganckim, zadbanym mężczyzną. Teraz często było czuć od niego alkohol, chodził nieogolony, w powyciąganych i często niedopranych ubraniach. Troszczyłam się jak mogłam o Wiktorka, ale i on czasem wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy.
– Jemu by się baba przydała! – zawyrokował pewnego dnia mój mąż. – W mig by zapomniał o głupotach. Kobita by mu ugotowała, wyprała, wyprasowała. Od razu by mu się w głowie poustawiało!
Rzadko zgadzałam się z mężem, ale tym razem trafił w sedno. Jarek jak najszybciej potrzebował kobiecej ręki. Wiedziałam, że nikt nie zastąpi mu zmarłej żony, ale przecież nie musiał od razu oddawać serca!
Wystarczyłoby, żeby się ustatkował, pozwolił zaopiekować się sobą i Wiktorkiem… Błyskawicznie przypomniałam sobie o znajomej, która ostatnio pytała mnie, czy nie słyszałam o jakiejś dorywczej pracy dla młodej dziewczyny.
Obiecał, że to przemyśli. Wierzę, że się zgodzi
– Moja córka czegoś szuka – powiedziała. – W tym roku broni pracę magisterską, ale na razie rozgląda się za czymś, żeby sobie dorobić.
– A co by chciała robić?
– Dzieckiem by się zaopiekowała, mogłaby posprzątać, ugotować?
Że też ja od razu o tym nie pomyślałam! Jeszcze tego samego dnia porozmawiałam z mężem, potem zadzwoniłam do znajomej i miałam wszystko ustalone. Teraz tylko pozostawało przekonać do pomysłu syna…
– Nie, nie, nie i jeszcze raz nie – bezbłędnie przewidziałam jego reakcję. – Nie będzie mi się obca kobieta po domu pałętać! Poza tym nie stać mnie na opiekunkę.
– Rozmawiałam z tatą, możemy jej płacić, żeby cię odciążyć. Jarek, synku, ty naprawdę potrzebujesz pomocy, a ja już nie jestem pierwszej młodości, coraz częściej brakuje mi sił, nogi mnie bolą… – zablefowałam.
– Co to w ogóle za dziewczyna? – zapytał z naburmuszoną miną.
– Córka znajomej, polubisz ją…
– Dobra, pomyślę - odparł.
Myśli już od dwóch tygodni, Wiktorek spędza u nas tyle czasu co do tej pory, a Jarek… Może on już jest nałogowcem? Może nie ma dla niego ratunku? Co robić?
Czytaj także:
„Miał 2 rodziny. Jednej żonie mówił, że jest agentem wywiadu. Drugiej, że żołnierzem. Dzięki temu długo mu ufały”
„Córka twierdzi, że okradam ją z renty po ojcu, bo skąpię na jej zachcianki. A jedzenie i rachunki same się opłacają?”
„20 lat temu zakochałam się bez wzajemności. Dziś mam męża, dorosłe dzieci i wciąż się zastanawiam, co by było gdyby...”