Owszem, dość często zdarza mi się współpracować z policją i prokuraturą, a nawet prowadzić dochodzenia równolegle. W tym jednak przypadku chodziło o coś poważniejszego. Ale klientka była tak zdesperowana i zrozpaczona, że nie mogłem jej nie pomóc. Nie przyszła wcale zapłakana, nie szantażowała mnie histerią. Była przerażona.
– Chcę, żeby pilnował pan mojego męża – oznajmiła. – Boję się o jego życie.
To jeszcze nie było nic aż tak szczególnego, podobne sprawy się trafiają. Wyjątkowy był powód tej prośby.
– Mój mąż jest agentem kontrwywiadu – oznajmiła ściszonym głosem, a ja zacząłem się zastanawiać, czy nie mam do czynienia z jakąś wariatką. Kto opowiada takie rzeczy obcym ludziom?
– W takim razie powinna się pani zwrócić do jego przełożonych – powiedziałem ostrożnie. – Jeśli ma pani jakieś informacje o niebezpieczeństwie…
– Do przełożonych? – Teraz ona popatrzyła na mnie, jakbym był niespełna rozumu. – Przecież to przez nich on może zginąć. To oni wydają rozkazy.
Na początku mąż ukrywał prawdziwy zawód...
Z jednej strony nie mogłem uwierzyć własnym uszom, z drugiej kobieta nie wydawała się szalona. Patrzyła na mnie ładnymi oczami, w których mieszkała inteligencja. Ale nie mogłem się w takim przypadku kierować jakimiś przeczuciami i wrażeniami.
– Zdaje pani sobie sprawę, jak to brzmi? – spytałem wprost.
Milczała przez chwilę, a potem zrezygnowana pokiwała głową.
– Tak. Nie powinnam się dziwić, jeśli zadzwoni pan po pogotowie i każe mnie odwieźć do szpitala psychiatrycznego.
– Mniej więcej – przyznałem. – Jednak nie wydaje mi się pani chora, więc proszę mówić. Ale uprzedzam, że najprawdopodobniej odmówię – uprzedziłem.
– Jakiś czas temu dowiedziałam się, że mój mąż jest oficerem kontrwywiadu – oświadczyła. – To było dwa lata temu. I nawet mi to imponowało, ale ostatnio zaczęłam się martwić. Tyle się mówi o terroryzmie, o różnych zagrożeniach, a on jest na pierwszej linii.
Zabrzmiało to pompatycznie, ale oddawało rzeczywistość. Ludzie, którzy dbają o bezpieczeństwo państwa naprawdę stoją na pierwszej linii i różnie się układają ich losy. Niewiele o tym wiemy, ale też właśnie o to chodzi, żeby o pewnych sprawach nie było głośno.
– No dobrze – powiedziałem. – Jak rozumiem, przedtem uważała pani, że mąż jest zwyczajnym obywatelem?
– Pobraliśmy się 5 lat temu. Myślałam, że pracuje jako agent nieruchomości w wielkiej międzynarodowej firmie. Dużo wyjeżdżał, dość często nawet na parę tygodni. Wie pan, takie biura obsługują oferty na całym świecie… – wyjaśniła.
Nie wiedziałem, ale też nie interesowałem się nigdy rynkiem nieruchomości, a już na pewno nie na skalę międzynarodową. Jednak nie to było najważniejsze, tylko sposób w jaki kobieta dowiedziała się, kim naprawdę jest jej małżonek. Sam się przyznał. Wyjawił jej to w największej tajemnicy, ponieważ nie mógł tego dłużej ukrywać.
– Zaczęłam na niego w pewnej chwili mocno naciskać – mówiła kobieta. – Chciałam zobaczyć to jego biuro, przecież to nic takiego. A on wykręcał się, jak mógł. Dopiero kiedy zagroziłam, że sama znajdę tę jego firmę i dowiem się, czy w ogóle jest jej pracownikiem, zaczął mięknąć. Wreszcie powiedział, czym naprawdę się zajmuje.
– Rozumiem. Chociaż mąż i tak nie powinien pani zdradzać swojej profesji. Dlaczego jednak uważa pani, że coś mu grozi?
Tak naprawdę nie wiedziała nic konkretnego. Jednak zauważyła, że w ostatnim czasie Jakub, bo tak miał na imię jej mąż, stał się jakiś nerwowy, a do tego bardzo często bywa przygnębiony. Kiedy się poznali, tryskał energią i humorem.
– Gdybyśmy byli 20 lat po ślubie, to bym rozumiała, ale po 5? Nawet biorąc pod uwagę, że nie jesteśmy już najmłodsi… I jest jeszcze coś. On nie chce mieć dzieci. Nigdy. Powiedział wprost, że wykonuje taki zawód, przy którym mogę zostać wdową, a nie zamierza osierocić dzieciaków. Wcześniej nie rozmawialiśmy o tym. A dla mnie to naprawdę ostatni dzwonek. Jeszcze trochę i stuknie mi czterdziestka.
– Dobrze, ale czego pani ode mnie oczekuje? – zapytałem. – Przecież nie mogę zostać ochroniarzem pani męża.
– A nie może pan tak po prostu za nim pochodzić albo pojeździć? – zapytała.
Westchnąłem ciężko. Nie powinienem, naprawdę. Jednak zrobiło mi się jej żal, a poza tym, szczerze mówiąc, poczułem w pewnej chwili dreszczyk ekscytacji.
– Mogę – odparłem. – Tylko że na umowie zapiszemy to tak, jakby zleciła mi pani zwyczajną obserwację pod kątem zdrady małżeńskiej – zaproponowałem.
Jej mąż oficjalnie pracował w biurze nieruchomości
Wprawdzie nie w jakiejś wielkiej, międzynarodowej firmie, ale całkiem dobrze prosperującej. Trochę mnie to zdziwiło, bo jako oficer kontrwywiadu nie musiał pracować zarobkowo. Chyba że to właśnie była jego przykrywka. Za tymi facetami od państwowych tajemnic trudno nadążyć.
Musiałem też brać pod uwagę, że cała ta firma jest w istocie rzeczy ekspozyturą, chociaż na to nie wyglądało. Z drugiej strony, gdyby wyglądało, kamuflaż nie miałby sensu. Byłem wyjątkowo czujny, bo taki oficer kontrwywiadu mógł mieć służbowy ogon albo dyskretną ochronę czy obserwację. Oni tam mają hysia na punkcie bezpieczeństwa i sprawdzania się nawzajem. Nie widziałem jednak nikogo ani niczego podejrzanego. A Jakub zdawał się po prostu wykonywać swoje zawodowe obowiązki. O wpół do jedenastej wyszedł z budynku i wsiadł do samochodu.
Oczywiście pojechałem za nim, sprawdzając paranoicznie, czy i za mną ktoś się nie wybrał. Tymczasem obiekt udał się do willowej dzielnicy, gdzie czekał na niego jakiś facet. Wysunąłem przez okno mikrofon kierunkowy, żeby podsłuchać ich rozmowę, ale dotyczyła tylko i wyłącznie tej nieruchomości. Klient wahał się, czy kupić za żądaną cenę, czy jeszcze poczekać, a Jakub tłumaczył mu, że czekanie skończy się zwiększeniem ceny, bo jest tendencja zwyżkowa.
Wreszcie weszli do środka, żeby spisać umowę przedwstępną. Trochę już zgłupiałem, coś dziwnie to wyglądało. Agent, który tak zwyczajnie pracuje? No tak, tylko że to wcale niewykluczone. W policji miałem parę razy do czynienia z oficerami kontrwywiadu, ale to byli goście zwani biurasami, czyli tacy, którzy jawnie pracowali w tej firmie przy biurkach. A ten zapewne był pracownikiem operacyjnym.
Na pierwszy rzut oka facet prowadził nudny tryb życia
Przynajmniej teraz. Po tej konstatacji zacząłem nawet z podziwem myśleć o sprawności kontrwywiadu. Po południu spotkałem się z klientką.
– Pani mąż naprawdę pracuje w biurze nieruchomości. Choć nie jest to żadna międzynarodowa korporacja.
– Pewnie mówił o tej międzynarodowości, żeby usprawiedliwić wyjazdy – uznała.
– Bardzo możliwe – zgodziłem się. – I coś mi się zdaje, że to biuro tak naprawdę jest tylko przykrywką. Wprawdzie prowadzą interesy naprawdę, ale jeśli mąż często znika na dłużej, przecież nie może brać aż tyle urlopu. Czyli pracodawca mu na to pozwala. A może raczej nawet żąda.
Pokiwała głową, ale wciąż miała zatroskany wyraz twarzy.
– To nie wyjaśnia jego stanu – powiedziała. – Naprawdę coś go gryzie, ale zupełnie nie chce o tym rozmawiać.
– Cóż, jeśli jest oficerem takiej służby, absolutnie nie może z panią rozmawiać na tematy związane z pracą. I tak już za dużo powiedział. Chce pani, żebym nadal za nim jeździł? Nie chcę pani naciągać na wydatki.
– Proszę go obserwować jeszcze parę dni – poprosiła. – Bardzo się martwię.
To była najnudniejsza obserwacja świata. Facet był przewidywalny jak niemiecki pociąg pośpieszny. Wszystko robił na czas i ewidentnie był oddany pracy. Geniusz. Czwartego dnia zadzwoniła klientka.
– Jutro wyjeżdża – powiedziała zdenerwowanym głosem. – Przed chwilą mi powiedział. Skłamałam, że idę do sklepu, żeby zadzwonić do pana. Proszę za nim jechać.
– A jeżeli gdzieś leci samolotem? – spytałem. – Nie jestem w stanie kupić biletu na ten sam rejs ot, tak sobie.
– Jeśli tak będzie, to trudno. Ale bierze samochód, więc albo będzie w Polsce, albo gdzieś w Europie.
Nie miałem ochoty na takie wyprawy, ale praca to praca. Moja najmilsza też nie była zachwycona, kiedy jej oznajmiłem, że mogę zniknąć na parę dni albo dłużej. Rano ustawiłem się przy bloku, w którym mieszkał obserwowany i pojechałem za nim, oczywiście zachowując najdalej posuniętą ostrożność. Wyszkolony agent łatwo mógł się zorientować, że jest śledzony. Jechaliśmy w szarości poranka, a ja zastanawiałem się, dokąd on się wybiera.
W zasadzie, poniekąd popełniałem przestępstwo, bo obserwowanie oficera kontrwywiadu nie jest legalne. Na szczęście w umowie zapisałem zwykłe zlecenie, więc w razie czego byłem kryty. O ile daliby wiarę moim wyjaśnieniom. Ale też to, że Jakub pracował w na pozór zupełnie normalnie działałoby na moją korzyść. Panowie kontrwywiadowcy powinni być zadowoleni, że potrafią urządzić świetnie zakamuflowaną komórkę, której nawet doświadczony pies gończy nie potrafił namierzyć.
Najsłabszym ogniwem była tutaj klientka. Gdyby porządnie wzięli ją w obroty, mogłaby powiedzieć prawdę, a wtedy… Czułem niepokój na myśl, że sprawa może się rypnąć, bo na pewno straciłbym licencję. Zacząłem porządnie żałować, że wziąłem tę sprawę. Postanowiłem, że jeśli mój obiekt zechce przekroczyć granicę państwa, nieodwołalnie zawracam i zrywam kontrakt. Gdyby ktoś chciał go załatwić, zapewne niewiele pomogę. To nie moja liga.
Tyle że nasza podróż skończyła się zaskakująco szybko...
Można by rzec – błyskawicznie. Siedziałem pod domem jednorodzinnym i gdybym powiedział, że nie opadła mi szczęka, byłoby to kłamstwo stulecia. Jakub był wewnątrz, a ja czułem, jak świat wywraca koziołka. Nie spodziewałem się absolutnie takiego obrotu sprawy. Dom, do którego podjechał, znajdował się w miejscowości odległej o 20 kilometrów. Ale nie to mnie najbardziej zszokowało. Tak, zszokowało – mnie, doświadczonego glinę i prywatnego łapsa, któremu wydawało się, że widział już wszystko.
Otóż nie, okazało się, że nie widziałem jeszcze wszystkiego. Jakub nie od razu tutaj przyjechał. Zatrzymał się na stacji benzynowej, wyjął z bagażnika torbę i wszedł do środka. Stanąłem kawałek dalej, otworzyłem maskę i udawałem, że coś sprawdzam przy akumulatorze. Dzięki temu miałem na oku wyjście. Po jakimś czasie pojawił się żołnierz w polowym mundurze typu pustynnego. Na głowie miał charakterystyczny beret. Nie widziałem, żeby wchodził, więc musiał być tam już od dłuższej chwili. Dziwne jednak, bo na parkingu stały tylko nasze dwa samochody, a przy dystrybutorach było pusto.
No i zatkało mnie, kiedy gość podszedł do wozu Jakuba i wsiadł za kierownicę. Dopiero teraz poznałem, że to on. Co to za przebieranka? Jakaś gra wywiadowczo-kontrwywiadowcza? A potem zajechaliśmy pod ten domek jednorodzinny. Kiedy Jakub pojawił się przy furtce, drzwi się otworzyły i wyskoczyła z nich dziewczynka, a za nią chłopczyk, a potem wyszła jeszcze kobieta. Witali się z Jakubem, jakby się za nim niesamowicie stęsknili.
Czy można się dziwić, że dłuższą chwilę zbierałem wspomnianą szczękę z kolan? Co tu się wyprawia? Skąd ten mundur? Teraz to już musiałem się tego dowiedzieć. Sięgnąłem do schowka po „zestaw małego podsłuchiwacza”. A potem sforsowałem płot. Na szczęście psa nie było. Obszedłem ostrożnie dom.
Miałem nadzieję, że wszyscy są na dole. Byli. Słyszałem niezbyt wyraźne głosy, więc wspiąłem się na palce, żeby przypiąć mikrofon na dole szyby. Ten dom miał dość wysoki parter. Włożyłem do ucha słuchawkę.
– …byłeś, tatusiu? – usłyszałem dźwięczny głosik. – Powiedz, gdzie?
– W Iraku, maleńka, przecież wiesz.
– Ale gdzie?
– W naszej bazie, a gdzie indziej? – roześmiał się. – Jestem przecież inspektorem. Za trzy tygodnie lecę do Afganistanu.
– Dobrze, że już nie jeździsz na misje – powiedziała kobieta. – Ten miesiąc czy dwa można wytrzymać, ale gdybyś tam siedział rok albo dłużej?
– Tato, a strzelali do ciebie?...
– Daj już tacie spokój, jest zmęczony – ofuknęła małą kobieta.
– Wcale nie tak bardzo. Wyspałem się w samolocie – odpowiedział. – Ale chętnie coś zjem – dodał.
Osłupiałem. Patrzcie państwo, nie miałem pojęcia, jak długą podróż dzisiaj odbyłem… Z Iraku do Polski. I to samochodem. Ależ mi się model trafił. Podwójny agent. W dodatku jednocześnie oficer kontrwywiadu i jeszcze wojskowy. Zrobiło mi się żal klientki. Tymczasem Jakub perorował w najlepsze:
– Po śniadaniu muszę pojechać do jednostki. Przebiorę się tylko w cywilne ciuchy, bo munduru mam serdecznie dość.
– Znowu? Za każdym razem cię wzywają. Powinieneś mieć wolne, odpocząć…
– Odpocznę w grobie – roześmiał się swobodnie. – Ale w weekend wołami mnie nie wyciągną. Już ja im tam powiem.
– Dzieci, idźcie do siebie – zażądała kobieta, a kiedy zrobiło się cicho, powiedziała: – Mam tego dość. Zdecyduj się, albo ja, albo armia. Inni oficerowie mogą pracować na miejscu, a ty musisz jeździć?
– Taki mam przydział – próbował tłumaczyć, ale przerwała mu.
– To postaraj się o inny. Dzieci muszą mieć ojca, a nie wujka z doskoku. Albo to załatwisz, albo sama się pofatyguję do twojego generała – zagroziła.
Wiedziałem już wystarczająco dużo, postanowiłem nie kusić losu i zdjąłem mikrofon, a potem przemknąłem do auta. W samą porę, bo Jakub wyszedł, żeby wyjąć walizkę. Po jakiejś godzinie ukazał się w swoim zwykłym ubraniu i wsiadł do auta. Pojechałem za nim, teraz już nie obawiając się, że ktoś trzeci może nas obserwować.
Klientka skamieniała
– A potem udał się do pracy – mówiłem, patrząc na nią ze współczuciem. – Do tego biura nieruchomości. Potem wrócił do willi. Wie pani, jak to wygląda?
– On nie jest agentem? – spytała drętwym głosem. – A może to też jakaś przykrywka?
Cały czas nie docierała do niej prawda, ale wcale nie byłem zdziwiony. Skoro mnie to poruszyło, to co powiedzieć o niej?
– To nie jest żadna przykrywka, proszę pani – powiedziałem łagodnie. – Ten człowiek, którego uważa pani za swojego jedynego i wybranego, ma dwie rodziny. Tamtej wmawia, że jeździ do naszych baz wojskowych, co jest kompletną bzdurą, a pani przedstawił się najpierw jako agent nieruchomości, a potem kontrwywiadu…
– Dwie rodziny… – powtórzyła szeptem, a potem powiedziała głośniej: – Dwie rodziny… – a na koniec wykrzyknęła to tak głośno, że się skrzywiłem.
Właśnie runął jej cały poukładany świat.
– I ma z tamtą dwójkę dzieci? – upewniła się. – To już wiadomo, dlaczego nie chce mieć ich ze mną. Jemu wystarczy.
Wreszcie otrząsnęła się z odrętwienia, ale za to zaczęła lekko szaleć. Pozwoliłem jej się wygadać, poczekałem, aż się wypłacze.
– To, co usłyszałem, tłumaczy także jego przygnębienie. Nie ma pojęcia, co zrobić, ponieważ jeśli tamta kobieta spełni groźbę, dowie się, że jej bohater nie służy w wojsku. I to prawdopodobnie odbija się na jego zachowaniu – wyjaśniłem.
– A ja tak się o tego drania zamartwiałam – szepnęła wciąż skołowana klientka.
– Jeśli to panią pocieszy, to on przebywa dłużej tutaj niż tam – powiedziałem.
– Co ma mnie pocieszyć? Od 5 lat jestem okłamywana. Ale zaraz… Mówił pan, że chłopiec ma już z 7 lat… A Kuba udaje przecież żołnierza na pewno przez cały czas. Co to może znaczyć?
– Że nie jest pani jego pierwszą kobietą na boku. Przepraszam, czy braliście ślub cywilny? – zainteresowałem się.
– Tak. Dlaczego pan pyta?
– Bo jeśli z tamtą kobietą też taki ma, to znaczy, że jest bigamistą. A może nawet poligamistą, bo przecież nie znamy jego przeszłości. Tylko że wtedy musiałby się posługiwać fałszywymi dokumentami. A to jest kolejne przestępstwo – wyjaśniłem.
– Dlaczego on to robi?! Po co mu dwie rodziny? Jest nienormalny?
Wzruszyłem ramionami.
– Może rzeczywiście to jakieś zaburzenie – odparłem. – Mnie osobiście nie mieści się w głowie, jak on to wszystko logistycznie ogarnia – przyznałem.
– Jedziemy tam – przerwała mi klientka.
Nie musiałem pytać dokąd. Na to, co się działo, kiedy dotarliśmy do drugiego – czy też może pierwszego – domu Jakuba należy spuścić zasłonę milczenia. Nie chciałbym się znaleźć nawet przez sekundę na miejscu tego „podwójnego agenta”, ponieważ w porównaniu z piekłem, jakie mu zgotowały dwie wściekłe żony, takie zwyczajne piekło musi się wydawać cichym i uroczym zakątkiem.
W każdym razie później wyszło na jaw, że facet rzeczywiście posługiwał się fałszywymi dokumentami i jest bigamistą. Co ciekawe, kiedyś naprawdę był żołnierzem, ale prędko został wydalony z armii za jakieś machlojki finansowe. Są tacy, którzy mają przestępstwo we krwi, a na oszustwie budują sobie życie. Tylko prędzej czy później to się smutno kończy. Gorzej, że nie tylko dla nich.
Czytaj także:
Już przed ślubem prowadziłem podwójne życie. Moje kochanki to głównie mężatki
Uciekłam od męża alkoholika do swojej pierwszej miłości. To był błąd...
Gdy straciłem pracę, zostałem kurą domową. To wstyd, ale odpowiada mi ta rola