Ktoś kiedyś stwierdził, że może w ogóle nigdy nie lubiła facetów, ale babcia Katarzyna, rodzona siostra Liliany, zaprzeczyła.
– Ona po prostu spóźniła się na swoją miłość – wyjaśniła.
Słowa „spóźniła się na miłość” mocno zapadły mi w pamięć. Pytałam kilka razy o to babcię Lilę, ale ona tylko uśmiechała się tajemniczo i kręciła głową, dając do zrozumienia, że nie chce na ten temat rozmawiać.
Jakiś czas po osiemdziesiątych urodzinach zadzwoniła do mnie i zaprosiła na herbatę i swoje słynne ciasteczka. Powoli traciła siły. Patrzyłam ze smutkiem, jak ostrożnie nalewa herbatę do filiżanek, a jej dłonie drżą z wysiłku.
– Pytałaś mnie o moją miłość – powiedziała wreszcie. – Myślę, że czas, bym komuś o wszystkim opowiedziała.
Poczułam ekscytację
Wreszcie dowiem się prawdy! – myślałam gorączkowo. Ale prawda jest taka, że w ogóle nie byłam gotowa na to, co usłyszałam z ust mojej ukochanej babci.
– Zaczęło się w czasie okupacji – powiedziała zamyślona. – Miałam wówczas dwadzieścia lat, byłam studentką medycyny. Gdy zaczął się ruch oporu, poszłam do lasu, żeby pomagać partyzantom jako pielęgniarka. W czterdziestym pierwszym wpadliśmy w zasadzkę. Nasz obóz otoczył oddział Wehrmachtu. Większość moich kolegów zginęła, broniąc się. Ja zostałam wzięta w niewolę – urwała Liliana.
– Pamiętam tamtą chwilę – powiedziała. – Klęczałam na ziemi, z rękami założonymi za głowę, z głową spuszczoną. W kolana wpijały mi się kamienie. Obok mnie w takiej samej pozycji klęczeli pozostali przy życiu partyzanci. Wiedziałam, że do obozu wjechał dowódca. Szedł wzdłuż szeregu klęczących ludzi. Kątem oka widziałam czarne, lśniące oficerki, jak zatrzymały się obok. Niemiec zapytał o coś, ktoś mu coś odpowiedział. Choć znałam dobrze niemiecki, byłam tak przerażona, że nic nie zrozumiałam. Potem oficerki zatrzymały się przede mną. Kiedy spojrzałam na niego, zrobiło mi się niedobrze ze strachu. To był esesman w czarnym mundurze i w czapce z trupią czaszką. Był dość młody, przed czterdziestką. Ciemny blondyn o szarych oczach. Przystojny.
– Długo patrzył mi w oczy – wspominała babcia. – A ja umierałam ze strachu, czułam, jak zaczynam się trząść. W głowie mi się kręciło, robiło się ciasno. I ten ból kolan nie do wytrzymania. Zemdlałam.
– Przytomność wróciła mi na pace ciężarówki. Byłam przykryta suchym kocem, leżałam na kilku innych kocach. Wokół mnie siedzieli związani partyzanci. I dwaj żołnierze.
Zawieziono nas do koszar, wrzucono do cel. Ja byłam sama. Ale jeszcze tego samego wieczora zaprowadzono mnie do łazienki, żebym wzięła prysznic. Potem dano świeżą sukienkę i bieliznę. Kiedy patrzyłam na te rzeczy, pomyślałam, że wolę się zabić, niż oddać esesmanowi. Bo przeczuwałam, co mnie czeka.
Okazało się, że babcia nie miała racji
Albert – bo tak na imię miał esesman – wcale nie chciał zrobić jej krzywdy.
– Nakarmił w swojej kwaterze, próbował zająć rozmową. Ale ja milczałam, tylko patrzyłam na niego wrogo, czekając, aż rzuci się na mnie jak dzikie zwierzę. Jednak Albert nawet mnie nie dotknął. Zamieszkałam w jego kwaterze, spałam sama w łóżku w sypialni. Zrozumiałam jego taktykę. Chce, żebym oddała się dobrowolnie. Może nawet, bym go pokochała? W życiu, myślałam. To mój największy wróg. Nawet kiedy z nim rozmawiałam, nie mógł mieć żadnych wątpliwości, że go nienawidzę. Wydawało mi się, że budzi to w nim smutek i żal. Ale nic mnie to nie obchodziło. Musiałam jednak przyznać, że był wykształcony, interesująco mówił, i w końcu zaczęłam z nim rozmawiać.
– Lila, ta wojna będzie jeszcze długo trwać – powiedział któregoś razu Albert. – I będzie robiła się coraz straszniejsza. Chcę się tobą zaopiekować. Za pół roku wyjeżdżam do Francji i chcę cię zabrać ze sobą. Jednak możesz wyjechać ze mną tylko jako moja żona. Inaczej nie będziesz bezpieczna. Może do tego czasu poczujesz do mnie nieco sympatii, daj mi szansę…
– Czy ty wiesz, co mówisz? – zapytała babcia oburzona. – Przecież jesteśmy wrogami. Ja jestem twoim więźniem. I kiedy nadarzy się okazja, ucieknę – zapewniła.
– Mówisz, że nie ma dla nas przyszłości? – zapytał Albert smutno.
– Nie ma nas, i nigdy nie będzie – odparła babcia Liliana.
Jakieś trzy miesiące później koszary zostały zaatakowane przez dużą grupę partyzantów. Rozpętało się piekło.
– W pewnej chwili Albert wrócił do swoich kwater, kazał mi się ubierać – powiedziała Liliana.
– Wyprowadzę cię, musisz uciekać.
– Po co? To moi ludzie…
Wtedy Albert chwycił Lilę za ramiona i spojrzał jej prosto w twarz. W jego oczach widziała napięcie i rozpacz.
– Posłuchaj uważnie i chociaż ten jeden raz zaufaj. Kiedy znajdą cię tutaj, pomyślą, że byłaś moją kochanką. Rozumiesz? W tej torebce masz kenkartę, zezwolenie na podróż i pieniądze.
Idź, a ja będę cię strzegł
– Wcisnął mi torebkę do jednej ręki, chwycił za drugą i wybiegliśmy – powiedziała Babcia Lila. – Prowadził mnie do podziemi, tunelami do wyjścia, które ukryte było w bunkrze kilkadziesiąt metrów za murami. W pewnej chwili zatrzymał się.
– Pójdziesz prosto. To już niedaleko.
– Nie idziesz ze mną? – zdziwiła się Lila.
Albert spojrzał na nią, a potem pocałował. Pierwszy i jedyny raz.
– I w tym pocałunku był taki bezmiar uczucia, że dotarło do mnie przez wszystkie warstwy niechęci, jakie czułam. A potem przytulił mnie, kryjąc twarz w moich włosach – powiedziała.
– Kocham cię. Skradłaś moje serce w chwili, gdy na mnie spojrzałaś. Moglibyśmy być szczęśliwi. Wiem to. Idź, a ja będę cię strzegł.
Babcia uciekła. Udało jej się dotrzeć do znajomych osób w podziemiu.
– O tym, że Albert zginął – choć do dziś nie wiem ani kiedy, ani gdzie – dowiedziałam się w pięćdziesiątym trzecim.
Siedziała półżywa z przerażenia. W pewnej chwili poczuła, że otacza ją… nie ciepło, ale poczucie bezpieczeństwa.
– Strach powoli malał, aż zniknął. Zamknęłam oczy, i przypomniałam sobie, kiedy ostatni raz tak się czułam. To było w podziemnych tunelach, kiedy Albert trzymał mnie w ramionach. Uczucie to jednak powoli odchodziło.
Ona wiedziała, co mówi
– Nie – zaprotestowała babcia Liliana. – Zostań, Albercie – poprosiła. – A on został i był przy mnie przez cały czas, chroniąc, odsuwając zagrożenie i obdarzając poczuciem bezpieczeństwa – powiedziała babcia. – Dzięki temu mogłam pracować i pomagać ludziom. On dawał mi odwagę. Cicha miłość Alberta zaraziła mnie jak wirus, ale dowiedziałam się o tym, dopiero gdy było już za późno – babcia Liliana dopiła herbatę i powoli odstawiła filiżankę na spodeczek. Popatrzyła na mnie.
– Masz zszokowany wyraz twarzy. Co cię zaskoczyło?
– Cały czas był przy tobie? Przez te lata? I dlatego nie miałaś męża? – nie mogłam tego ogarnąć.
– Dlatego nikomu nic nie mówiłam, bo kto mi w to uwierzy. Ale to prawda. Przynajmniej… ja w to wierzę – mrugnęła do mnie. – A ponieważ zniknął dwa dni temu, pomyślałam, że najwyższy czas powiedzieć o nim komuś. Zanim pójdę go poszukać.
– No, co ty mówisz – obruszyłam się.
Ale ona wiedziała, co mówi. Umarła we śnie jeszcze tej samej nocy. W końcu będzie mogła dogonić swoją miłość.
Czytaj także:
„Mieliśmy pieniądze, dom i dobrą pracę. Szczęścia zabrakło nam, gdy chcieliśmy założyć rodzinę. Wtedy los z nas zadrwił”
„Nie dałam synowi kasy na nowe mieszkanie, więc uknuł plan. Chciał zrobić mi krzywdę, by przejąć konto z pokaźną sumką”
„Mąż w tajemnicy zrobił badania na płodność i dowiedział się, że pod sercem nie noszę jego córki. Pokochał ją całym sercem”