„Nałóg wpędził Roberta z problemy finansowe. Chciałem mu pomóc, ale przez jego gierki wplątałem się w niezłą aferkę”

mężczyzna tonie w długach fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Żona pilnowała, żeby nie wynosił z domu cennych rzeczy. Gdy spieniężył obrączki i telewizor, większość takich przedmiotów jak biżuteria ukryła u teściowej. Ta pani swą naturą przypominała mitycznego Cerbera. Nic dziwnego, że pogrążony w bagnie nałogu Robercik zaczął pożyczać kasę, skąd tylko mógł".
/ 22.04.2023 16:30
mężczyzna tonie w długach fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Pracuję jako prywatny detektyw i codziennie mierzę się z przeróżnymi ludzkimi dramatami. A to ktoś kogoś podejrzewa o zdradę, a to chce sprawdzić, na co druga połówka wydaje wspólne pieniądze. Ciekawa praca czekała na mnie i tym razem.

Szedłem właśnie do sklepu po bułki, gdy usłyszałem swoje imię. Ktoś mnie wołał? Odwróciłem się i pożałowałem, że od razu nie popędziłem w stronę postoju taksówek, nie wskoczyłem do pierwszej z brzegu i nie kazałem kierowcy ruszać z piskiem opon. To był Robert, mój dawny kumpel z podstawówki. Co prawda miły był z niego gość, ale odkąd pamiętam, przynosił mi pecha. Czy i tym razem miało być tak samo?

– Cześć! – podbiegł do mnie zdyszany. – Wiesz, ktoś mi mówił, że rzuciłeś pracę gliniarza i zostałeś prywatnym detektywem – walnął prosto z mostu.

Miałem ochotę zaprzeczyć, ale byłoby głupio

Skinąłem więc głową.

– To super! – zapalił się Robert. – Bo będę miał dla ciebie robotę...

Zadanie było z gatunku tych, których nie cierpię – miałem śledzić jego żonę, którą podejrzewał o zdradę. Kupa śmiechu i zabawy, niech to szlag. Trzeba godzinami obserwować kobietę, jeździć za nią tak, żeby się nie zorientowała, wysiadywać pod domami jej koleżanek, salonem kosmetycznym i tak dalej.

Fatalny Robercik, jak go kiedyś przezwałem, miał atrakcyjną żonę. Prowadziła się zresztą bez zarzutu. Dlaczego nabrał podejrzeń, że coś jest nie tak?

Trzeciego dnia obserwacji, kiedy miałem już zrezygnować i powiadomić drogiego kolegę, że nic się nie dzieje, zobaczyłem jednak coś dziwnego.

Lena wyszła z gabinetu kosmetycznego, a wtedy podjechała do niej czarna limuzyna. Kobieta chwilę rozmawiała z kimś przy tylnych drzwiach, a potem wsiadła.

Samochód ruszył. Ja też odpaliłem silnik, żeby go śledzić, lecz nagle do mojego wozu przyskoczył jakiś młody typek w kapturze. Mignął stalowy pręt, usłyszałem huk i przednią szybę pokryła siateczka pęknięć. Wyskoczyłem z auta, ale typ już pomykał w dół ulicy. Nie miałem szans go dogonić.

Powinienem zadać Robercikowi kilka ważnych pytań...

Okazało się, że ten kretyn „zapomniał” mi powiedzieć o kilku szczegółach. Przede wszystkim kilka miesięcy wcześniej narobił sobie niezłych długów i to wcale nie w banku. Nic się nie zmienił. Miałem nadal do czynienia z tym samym pechowym Robercikiem, wciągającym w swoje machinacje całe otoczenie.

– Dużo tego było? – spytałem.

Widok pełnej poczucia winy gęby Robercika sprawił, że lekko mnie zemdliło.

– Nie aż tak bardzo… – mruknął.

– Ale wystarczająco, żeby wierzycielowi opłacało się porwać twoją żonę? – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. – Dlaczego nie powiedziałeś od razu, że chodzi o pilnowanie, a nie obserwowanie? Działałbym inaczej.

Jego odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Myślał, że to wyjdzie drożej. Dobrze myślał. Ale przede wszystkim ja na pewno nie pchałbym się w tę sprawę.

Dziwiłem się tylko, że bandyci zamiast jemu na początek połamać rękę lub nogę, odciąć palec czy coś w tym rodzaju, porwali mu żonę. Musiało chodzić o naprawdę sporą sumę, żeby ryzyko się opłacało.

„Coś mi tu śmierdzi”

Robercik przysięgał na wszystkie świętości, że pożyczył „tylko” dwadzieścia tysięcy. Kiedy Robert opowiadał mi o wszystkim, zadzwonili porywacze…

Odebrał, a gdy skończył gadać, był tak roztrzęsiony, że aż mi się go żal zrobiło. No i wreszcie przyznał się, na co mu były potrzebne te pożyczone pieniądze. Mogłem się zresztą domyślić – Robercik był hazardzistą.

Żona pilnowała, żeby nie wynosił z domu cennych rzeczy. Gdy spieniężył obrączki i telewizor, większość takich przedmiotów jak biżuteria ukryła u teściowej. Ta pani swą naturą przypominała mitycznego Cerbera. Nic dziwnego, że pogrążony w bagnie hazardu Robercik zaczął pożyczać.

W każdym kasynie siedzą sępy czyhające na naiwniaków, którzy uważają, że za moment zdołają się odegrać. Robert był już straszony i dwukrotnie pobity.

A teraz to porwanie. Bandyci zażądali trzydziestu tysięcy za wypuszczenie Leny.

– Pewnie naliczyli odsetki i koszty manipulacyjne – mruknął Robert.

– Masz tyle? – spytałem głupio.

– A skąd! Muszę gdzieś pożyczyć!

– Do matki idź – poradziłem mu. – Trzydzieści tysięcy może się uda zebrać po cichu w rodzinie.

Hazardziści są gorsi od narkomanów, w ogóle nie wolno im wierzyć. Dlatego pojechałem za nim do matki. Mieszkała tam, gdzie dawniej. Robercik wszedł do budynku i nie było go dobrą godzinę. Kiedy wyszedł, wyglądał, jakby płakał.

Poczekałem, aż wsiądzie do taksówki

Niewiele się zmieniła, nadal przypominała psa warującego przed wejściem Hadesu, tylko bardziej pomarszczonego. Po jej minie oceniłem, że mam jakieś pięć sekund na wyjaśnienia, zanim zatrzaśnie mi drzwi przed nosem.

– Nie może mu pani dać tych pieniędzy do ręki, bo jeszcze je wyda, zanim zapłaci okup, prawda? – powiedziałem szybko.

– A pan kto? – spytała, marszcząc brwi.

Jacek. Pamięta mnie pani? Pomagam teraz Robertowi...

– A tak, teraz poznaję. Proszę wejść.

Robercik patrzył na mnie spode łba, kiedy wsunąłem okup do obszernej kieszeni płaszcza. Trzydzieści tysięcy to nie jest suma, którą nosi się w walizce jak na filmie sensacyjnym. Tyle banknotów setkami i dwusetkami mieści się w średniej wielkości kopercie. Bez trudu.

– Świnia jesteś – powiedział z wyrzutem. – Nie wierzysz mi...

– Nie wierzę – przyznałem. – I tylko nie wiem, kto jest większą świnią. Czy ten, kto zaciąga długi i naraża rodzinę, czy ten, kto próbuje mu pomóc.

– Wybacz – mruknął. – Denerwuję się.

W to akurat wierzyłem

Ledwie go przekonałem, żeby nie pchał się ze mną przekazywać należność, bo może tylko głupot narobić. W sumie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby ktoś mnie ubezpieczał, ale może jednak nie on.

Wszystko to było dość dziwne – i miejsce przekazania okupu, i pora, i sposób. Zupełnie jakby to całe "porwanie wymyślili amatorzy". O 21.00 miałem się spotkać z kimś od nich pod dyskoteką. Koperta
miała być przekazana z reki do ręki. Gdybym powiadomił policję, gliny zdjęłyby bez trudu tego porywacza i całe jego ubezpieczenie. Ale Robercik na samą wzmiankę o tym zaczynał się trząść.

Jednak kochał żonę, skubany. Stałem jak głupi pod tablicą informacyjną, coraz mniej wierząc w to, że ktoś przyjdzie. Wtedy pojawił się zakapturzony wyrostek. Wyglądał jak ten, który zniszczył mi szybę w samochodzie.

– Gdzie Lena? – warknąłem.

Przez chwilę milczał, a potem machnął ręką, żebym podążał za nim

Scena jak z taniego kryminału. Amatorszczyzna. Bandyci powinni być jednak bardziej doświadczeni! Chyba że to wcale nie jest... Patrząc na szczupłe ramiona chłopaczka, zacząłem nabierać pewności. Raz-dwa – i zakapturzony koleś leżał u moich stóp.

A właściwie leżała, bo natychmiast wyszło na jaw, że to kobieta. Niezręcznie się poczułem na myśl, że powaliłem ją chyba zbyt mocno. Tylko skąd miałem wiedzieć? Pomogłem jej się podnieść, otrzepałem pobieżnie z błota.

Wtedy zza rogu podeszła do nas Lena.

– I co, jest pan zadowolony? – spytała.

Jak się okazało, że cały ten spisek uknuły trzy kobiety: matka Roberta, jego żona i jej siostra. Spłaciły wierzycieli idioty, biorąc kredyt w banku. A potem postanowiły dać mu nauczkę…

Zapewniłem panie, że nic nie powiem Robertowi. W końcu to wszystko przez niego. Może nawet się czegoś nauczy.

Przepraszam za tamtą szybę – powiedziała siostrzyczka „ofiary”. – Zwrócę panu koszt naprawy. Ale nie mogłyśmy pozwolić sobie na pościg. Wzięłyśmy bardzo drogi samochód z wypożyczalni...

Pokręciłem głową z niedowierzaniem. A mówi się, że kobiety to słaba płeć.

Czytaj także:
„Ojciec chciał zmusić mnie do ślubu, by zbić na mnie majątek. Gdy odmówiłam, wykrzyczał mi w twarz, że już nie ma córki”
„Matka wolała skakać koło ojczyma i tulić jego szczeniaki, niż zajmować się synem. Matczyne ciepło dała mi obca kobieta”
„Narzeczony był moją kulą u nogi i ciągnął mnie na dno. Odeszłam do wspierającego kochanka, a tego gbura kopnęłam w tyłek”

Redakcja poleca

REKLAMA