„Nakryłam sąsiada, jak obmacuje kochankę na parkingu. Jaką świnią bez honoru trzeba być, by zdradzać ciężarną żonę?”

Kobieta nakryła sąsiada na zdradzie fot. Adobe Stock, lightpoet
„Przywarłam do szyby zaciekawiona. I oniemiałam. Przed drzwiami mijanego zajazdu stał Maciek i… obcałowywał jakąś młodą kobietę! To nie był niewinny całus, inaczej nikt nie zwróciłby na nich uwagi. To była… rzeczywiście ostra jazda. Początek gry wstępnej, powiedziałabym”.
/ 02.09.2022 06:30
Kobieta nakryła sąsiada na zdradzie fot. Adobe Stock, lightpoet

Ponoć nie powinno się wtrącać w cudze sprawy. Ale gdy o czymś wiesz, a nie możesz powiedzieć, dręczą cię wyrzuty sumienia. Dorotę i Maćka poznaliśmy kilka lat temu, po przeprowadzce do nowego bloku. Nasze mieszkanie znajdowało się parę pięter od tego, w którym oni mieszkali już od kilku lat. Jako jedyni w bloku zaczęli się do nas uśmiechać, zagadywać. Ucieszyłam się, bo dobrzy sąsiedzi są na wagę złota.

Inni mieszkańcy naszego bloku nie wydawali się tak chętni, by nawiązywać z nami znajomość. Kilku z nich nawet po pracach remontowych, które musieliśmy przecież wykonać, zaczęło wręcz okazywać nam wrogość. Oczywiście, staraliśmy się nie hałasować wieczorami, kiedy ludzie zmęczeni wracali po pracy. Ale my też pracowaliśmy, a remont trzeba zrobić.

Dzięki życzliwości Doroty i Maćka poczuliśmy jednak, że to będzie nasze miejsce na ziemi. Ciepły, fajny kąt na długie lata. Szybko się zaprzyjaźniliśmy i zaczęliśmy się spotykać. Najpierw na parapetówce i imieninach, potem już tak po prostu. Parę razy wyjechaliśmy też razem na weekend.

Starszy z ich dwóch synów jest dokładnie w wieku naszej córki. Czasem żartowaliśmy, że jak nasze dzieci dorosną, to może się polubią i zostaniemy nawet rodziną. Niebawem miało się jednak wydarzyć coś, co całkiem zburzyło nasze relacje i plany…

To chyba nie była do końca jej decyzja

Maciek, który jest prawnikiem, dość szybko robił karierę i coraz lepiej zarabiał. W chwili, kiedy się poznaliśmy, Dorota, też prawniczka, nie pracowała. Uzgodnili z Maćkiem, że lepiej będzie, jeśli ona, przynajmniej na pewien czas, zostanie w domu. Ktoś musiał się nim zająć, szczególnie zaś dwoma małymi chłopcami, którzy wymagali coraz większej uwagi.

Tak naprawdę już wtedy w zachowaniu Maćka można było dostrzec sygnały świadczące o tym, że Dorota nie może na nim polegać. Z każdym rokiem jego kariera nabierała rozmachu, a to wymagało coraz większego zaangażowania w obowiązki służbowe. Wracał do domu coraz później, coraz mniej czasu poświęcał życiu rodzinnemu i wychowaniu chłopców.

Już wtedy zdarzało mu się palnąć jakiś głupawy żart na temat „młodych ciałek”, „towarku” itp. Wtedy jednak takie wygłupy przy kieliszku wina wydawały się bardzo niewinne. Nam wszystkim. Jego żonie także.

Gdy chłopcy nieco podrośli, Dorota postanowiła wrócić do pracy. Była już grubo po trzydziestce i nadszedł najwyższy czas, by w końcu zawalczyć o siebie, o swoją karierę. Chciała tego bardzo, a po kilku spotkaniach w sprawie pracy zaproponowano jej całkiem niezłą posadę, biorąc pod uwagę, że nie miała dużego doświadczenia.

Dlatego szczęki nam opadły, gdy wkrótce okazało się, że nasza sąsiadka spodziewa się trzeciego dziecka! Podobno to była ich wspólna decyzja. Tak twierdzili. Choć Dorota na osobności zwierzyła mi się, że miała pewne wątpliwości, ale Maciek usilnie ją namawiał i w końcu mu uległa.

To oczywiście oznaczało, że ona prawdopodobnie już nigdy nie zacznie pracować. Zostanie w domu z trójką dzieci i w zasadzie jej los będzie w pełni zależał od Maćka. Powiem wam szczerze – nigdy bym tak nie zaryzykowała. Mimo że ufam swojemu mężowi bezgranicznie, to, z wyjątkiem krótkiej przerwy na urlop macierzyński, zawsze pracowałam.

I choć moje zarobki były dużo niższe niż Staszka, miałam poczucie niezależności i gwarancję, że w razie jakiejś katastrofy nie zostanę na lodzie. Życie mogło przecież przynieść wiele tragicznych niespodzianek. Niekoniecznie zdradę. Wypadki chodzą po ludziach…

Nie była przekonana, czy ona jest szczęśliwa

Wkrótce okazało się, że Dorota urodzi kolejnego chłopca, więc Maciek piał z zachwytu. Trzech synów napawało go dumą! Jego żona była już w siódmym miesiącu ciąży, gdy w mojej pracy ogłosili wyjazd integracyjny. Nie byłam tym zachwycona. Miałam już dość integracji z kolegami z pracy, z którymi i tak przecież spędzałam więcej czasu niż z własną rodziną.

W dodatku mieliśmy jechać do jakiegoś pensjonatu w Borach Tucholskich. Czyli na kompletne zadupie! Nic, tylko się upić. Nie miałam jednak wyjścia. Musiałam jechać, inaczej szef kręciłby nosem.

Nie pamiętam już, jak to się stało, ale w trakcie rozmowy z Dorotą, której opowiadałam o czekającej mnie gehennie, Maćka nie było w domu. Podobno też czekał go jakiś wyjazd służbowy i dłużej siedział w pracy, by skończyć bieżące sprawy.

Uzgodniłam więc tylko z sąsiadką, że w razie potrzeby mój mąż pomoże jej, gdyby coś złego działo się z nią lub chłopcami. Ciąża przebiegała prawidłowo, ale Dorota nigdy nie czuła się zbyt dobrze w odmiennym stanie. A koniec siódmego miesiąca należy do najbardziej niebezpiecznych…

Podróż na odludzie rozpoczęła się jak każda podróż integracyjna. Śmichy-chichy, opowiadanie głupot, kanapki, pierwsze drineczki… W końcu znużona jazdą zapadłam w drzemkę. Obudziły mnie dopiero podniecone głosy kolegów informujące, że powoli docieramy do miejsca. Mieliśmy jeszcze tylko minąć jeden pensjonat. Nasz był następny. I wtedy zobaczyłam coś, czego wolałabym nigdy nie ujrzeć…

To była… rzeczywiście ostra jazda

– O, zobacz, Marta! – krzyknęła nagle koleżanka. – Ale ostra jazda!

Przywarłam do szyby zaciekawiona. I oniemiałam. Przed drzwiami mijanego zajazdu stał Maciek i… obcałowywał jakąś młodą kobietę! To nie był niewinny całus, inaczej nikt nie zwróciłby na nich uwagi. To była… rzeczywiście ostra jazda. Początek gry wstępnej, powiedziałabym.

Jechaliśmy dość wolno, w dodatku właśnie stanęliśmy na światłach. Pensjonat znajdował się w odległości dosłownie kilku metrów od drogi. Mogłam więc przyjrzeć się tej parze uważniej. Przez chwilę usiłowałam sobie wmówić, że to nie Maciek. Może ten facet jest do niego po prostu podobny, albo… sama nie wiem, może jeszcze do końca się nie obudziłam? Bo czy to możliwe, żeby los zrobił nam obojgu takiego psikusa, że trafiliśmy w to samo miejsce, w tym samym czasie?

Kiedy dojechaliśmy do naszego hotelu, miałam w głowie zamęt. Co powinnam zrobić? Zadzwoniłam do męża. Musiałam natychmiast z kimś o tym porozmawiać. Radził, żebym się nie wtrącała. Pomyślałam jednak, że nie mogę tak tego zostawić.

Następnego dnia rano okazało się, że po śniadaniu będziemy mieli chwilę dla siebie. Postanowiłam więc pójść do Maćka i się z nim rozmówić. A przynajmniej upewnić się, że to on, a nie ktoś do niego bardzo podobny. Do pensjonatu, przy którym go widziałam, było najwyżej 10 minut piechotą.

Nawet nie wiem, kiedy pokonałam ten dystans. Kiedy dotarłam na miejsce, serce biło mi tak, że omal nie wyskoczyło spod swetra. Przedstawiłam się w recepcji i zapytałam o Maćka. Powiedziałam, że chyba widziałam tu wczoraj znajomego z dziewczyną i chciałam się upewnić czy to on. Podałam jego nazwisko.

Czyli miałam rację… Co za drań!

Recepcjonistka była bardzo miła i choć pewnie nie powinna tego robić, potwierdziła, że Maciek przebywał tutaj z narzeczoną przez cały weekend, ale poprzedniego wieczoru wyjechali. Czyli miałam rację… Co za perfidny drań! Czuł się bardzo bezpiecznie, wczorajsza scenka przed pensjonatem nie wskazywała na to, by czegokolwiek się obawiał.

Łatwo się domyślić, jak czułam się w trakcie całego wyjazdu. Fatalnie. Wciąż zastanawiałam się, co robić. Mówić czy nie mówić, co widziałam? I komu: jej czy jemu? Nie mogłam przewidzieć, jakie będą konsekwencje. A jeśli powiem, a Dorota tak się przejmie, że coś stanie się z dzieckiem? Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła! Lecz jeśli nic nie powiem, to jak potem spojrzę jej w oczy? I jemu…

Kiepska ze mnie aktorka. No, a poza tym, co jeśli to poważny romans, a nie zwykła przygoda? Pewnego dnia Maciek może zostawić Dorotę na lodzie. Z trójką dzieci, bez środków do życia i jakiejkolwiek perspektywy pracy…

Dwa dni po moim powrocie do domu zostaliśmy przez sąsiadów zaproszeni na herbatkę. W trakcie spotkania Maciek z ożywieniem opowiadał o swojej podróży służbowej. Raczył nas masą barwnych szczegółów, bez mrugnięcia okiem kłamał na temat tego, gdzie był i co robił, a na koniec wyznał, że skrócił pobyt specjalnie po to, by „jak najszybciej wrócić do ukochanej żoneczki”.

Serce mi pęka, gdy ją widzę

Oboje z mężem słuchaliśmy tego w osłupieniu. Zachowywał się tak naturalnie! Musiał mieć duże doświadczenie w oszukiwaniu swojej żony… Dorota promieniała ze szczęścia. „Oto najlepszy z mężów” – mówiła jej mina. I to było właśnie najgorsze. Ona nie miała o niczym bladego pojęcia! Wierzyła Maćkowi bezgranicznie, dla niego zrezygnowała z kariery… Ile czasu jeszcze będzie trwać w tym złudnym poczuciu bezpieczeństwa?

Nie potrafiłam udawać, że nic się nie zmieniło. Dorota z Maćkiem od razu to zauważyli. Pytali, dlaczego siedzę taka milcząca i smutna.

– Jestem po prostu zmęczona… – odparłam wtedy wymijająco.

Gdy Dorota rodziła trzeciego syna, Maciek musiał wyjechać. Oczywiście służbowo. Pomogliśmy, jak umieliśmy. Jeszcze jej nie zostawił. Ale serce mi pęka, gdy widzę, jak sama chodzi z dziećmi na spacery, do kina. Coraz bardziej zaniedbana, coraz smutniejsza… Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że nie powiedziałam jej prawdy.

Czytaj także:
„Mój mąż to nudny frustrat. Wiecznie narzeka, kisi pieniądze i oczekuje, że będę go obsługiwać. A ja chciałabym pożyć”
„Rzuciłam pracę, żeby zająć się wnukami, a synowa wynajęła nianię. Zamontowałam ukrytą kamerę w misiu, żeby się jej pozbyć”
„Mój syn zginął pod kołami samochodu bogatej siksy, a ona nawet nie przeprosiła. Kiedy ją spotkałam bezczelnie się uśmiechała”

Redakcja poleca

REKLAMA